Rozdział 17
Coraz bardziej niepokoi mnie ten mężczyzna, którego teraz widzę prawie codziennie niezależnie od tego gdzie jestem. Czuje, że depcze mi po piętach chociaż kiedy się odwracam to nikogo nie widzę. Czuje, że już za niedługo stanie się coś i nie będzie to przyjemne.
Dzisiaj miałam się spotkać z Masonem w kawiarni, podobno ma coś bardzo ważnego powiedzieć. Mieliśmy się spotkać przed budynkiem o szesnastej.
Byłam w trakcie przygotowań kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Odwróciłam się w ich stronę, a głowa mamy pojawiła się w ich framudze.
- Mogę wejść ?
- Pewnie.
Zrobiłam jej miejsce obok siebie. Rose weszła do środka i usiadła. Swój wzrok wlepiła w moje oczy. Patrzyłyśmy na siebie przez długi czas. Nagle mama zrobiła zeza i głupią minę, zrobiłam to samo na co zaczęłyśmy się śmiać.
- Co u ciebie ?
- A daj spokój. Jakiś psychopata mnie prześladuje na każdym kroku, mam dziwne sny, przez które budzę się w środku nocy i nie mogę zasnąć. Na dodatek podoba mi się chłopak, wiesz znasz go. Całujemy się i w ogóle, ale nie. Nie jesteśmy razem. Po prostu zajebiście ! - pomyślałam.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
- A co u Bretta ? - poruszyła znacząco brwiami.
- Nie wiem, dawno z nim nie rozmawiałam. - tylko wiesz wczoraj tak jakby znowu się całowaliśmy. - dodałam w myślach.
- Aha. - mruknęła. - Może zaprosisz go do nas na kolację ? Jutro ?
- Umm... Pewnie mogę zapytać. - uśmiechnęłam się do niej.
- Świetnie. - odwzajemniła uśmiech. - To nie będę ci przeszkadzać.
I wyszła, a ja powróciłam do przerwanych czynności.
Czekałam na Masona już piętnaście minut. Ta... Trochę się spóźniał, chociaż rozumiem go, nie zawsze da się przyjść na czas. Mam nadzieję, że ten głupek będzie miał dobre wytłumaczenie, bo mi zimno.
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam biegnącego w moją stronę czarnoskórego. Stanął przede mną i oparł się o kolana dysząc. Jego wzrok spoczął na mojej osobie. Wyprostował się i mocno mnie przytulił.
- Przepraszam. - odkaszlnął. - Naprawdę. Mama miała mnie tu przywieźć, ale samochód nie chciał odpalić.
- Spokojnie, nic się nie stało. - uśmiechnęłam się, co odwzajemnił. - Ale wejdźmy już do środka.
Chłopak pokiwał głową i przepuścił mnie w drzwiach. Zajęliśmy miejsce z dala od ludzi. Standardowo zamówiłam gorącą czekoladę i sernik, Mason również.
Spojrzałam na niego, wpatrywał się w swoje dłonie, którymi się bawił. Po chwili podniósł głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się i prychnął, a następnie wygodnie rozsiadł.
- Jest rzecz, o której bardzo mi zależy abyś wiedziała. - zaczął, a następnie nachylił się i złapał moją dłoń. - Miałem ci to już dawno powiedzieć, ale jakoś nie było okazji.
- Do rzeczy Mason. - pogoniłam go.
- Spotykam się z Coreyem.
- O mój Boże ! Mason to świetnie ! Jak długo ?
- Będzie za niedługo dwa miesiące.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz ? - zapytałam z wyrzutem, no co ten tylko wzruszył ramionami. - Cieszę się z waszego szczęścia.
Niedługo po tym kelnerka przyniosła nam nasze zamówienia. Podziękowaliśmy i zaczęliśmy jeść, od czasu do czasu popijać gorącą czekoladą. Podczas posiłku Mason opowiedział mi jak zaczęła się jego historia z Coreyem.
Czekałam na przyjaciela przed budynkiem, bo ten uparł się, że zapłaci. Powoli robiło się już ciemno i bardziej zimniej. Spojrzałam w niebo, na którym było widać powoli gwiazdy. Lubiłam ten widok coraz bardziej. Z transu wybudził mnie czarnoskóry obejmujący moje ramię.
- Idziemy przez park ? - zapytał, na co przytaknęłam. - W ogóle jak tam u ciebie i Bretta ?
- Nie wiem. - westchnęłam. - Sama chciałabym znać odpowiedz na to pytanie.
- Przejmij inicjatywę. - powiedział i gwałtownie stanął, spojrzał w oczy i uśmiechnął się zwycięsko. - Przecież kto powiedział, że to chłopak musi zrobić ten pierwszy krok.
W tej sprawie Mason miał rację, no bo przecież kto powiedział, że dziewczyna nie może przejąć inicjatywy ? To tylko głupie stereotypy.
- Mason masz rację. - chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. - Umówię się z nim. I to jeszcze dzisiaj.
- I tak trzymaj Livcia ! - krzyknął.
Nagle usłyszeliśmy warczenie, odwróciliśmy się powoli, a naszym oczom ukazał się ten sam mężczyzna, którego widywałam w szkole. Mason zakrył mnie swoim ciałem. Nieznajomy wilkołak zaczął się zbliżać, automatycznie cofaliśmy się.
- Chodź dziewczynko, a nie zrobię mu krzywdy. - powiedział, na co osłupiałam. Czego on ode mnie chce ? Nie znam go i nic mu nie zrobiłam, więc co ? - Nie będę się powtarzał.
- Liv nie. - powiedział Mason gdy powoli odsuwałam się od niego, przez co jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie.
- M-m-mason on z-zrobi ci krzywdę. - wychlipiałam. - J-ja muszę.
- Nie, nie musisz. - powiedział twardo i odwrócił się w moją stronę.
- Ale Mason...
- Poradzę sobie. - złapał moje policzki i pocałował w czoło, w moich oczach zebrały się łzy. - Sprowadź pomoc, a teraz biegnij.
- N-nie zostawię c-cię. - zaczęłam płakać.
- Musisz. - uśmiechnął się. - Poradzę sobie, leć.
Mason popchnął mnie, a ja zaczęłam biec, nie wiem gdzie, po prostu biegłam ile sił w nogach. Za sobą usłyszałam głośny ryk, odwróciłam się i zobaczyłam rannego przyjaciela. Leżał na ziemi, wilkołak spojrzał na mnie.
- To jeszcze nie koniec. - wysyczał i uciekł.
Szybko zaczęłam biec w stronę poszkodowanego, automatycznie wybierając numer do Stilesa, szybko wytłumaczyłam mu co się stało i rozłączyłam się.
Pochyliłam się nad Masonem ocierając łzy z policzków.
- Liv spokojnie. - kaszlnął. - Nic mi nie będzie, to tylko małe zadrapanie.
Pokiwałam głową, ale łzy dalej spływały po mojej twarzy. To wszystko moja wina, mogłam go nie posłuchać, a wszystko mogłoby się potoczyć inaczej.
- Przepraszam Mason, tak bardzo cię przepraszam.
- Skarbie proszę nie obwiniaj się, to wcale nie jest twoja wina. - ponownie pokiwałam głową.
W tym momencie przybiegli Stiles, Scott, Liam i... Brett ? Pierwsza dwójka od razu zajęła się Masonem, a pozostała podeszła do mnie. Podniosłam się z ziemi i spojrzałam na nich, oboje mięli wymalowany niepokój na twarzach. Nic nie mówiąc wtuliłam się w Bretta. Zaskoczony nie oddał uścisku, jednak po niespełna chwili poczułam jego ramiona bardziej przyciskające mnie do jego klatki piersiowej.
- Musimy go zabrać do szpitala, nie wiemy jak poważne są te rany - powiedział Scott.
Odsunęłam się od Bretta i spojrzałam na nich. Stiles uśmiechnął się współczująco, pokiwałam jedynie głową. Stilinski i McCall zaczęli podnosić Masona, który jęknął z bólu. Zaczęli oddalać się w stronę jeepa.
- Pójdę z nimi. - powiedział Liam. - Wszystko będzie dobrze Liv.
I pobiegł w stronę samochodu, a ja usiadłam na ławce i ukryłam twarz w dłoniach. Zaczęłam cicho płakać. To wszystko moja wina, gdybym tylko nie posłuchała Masona, byłby bezpieczny.
Poczułam obok siebie czyjąś obecność. Spojrzałam na Bretta, który starł łzy z moich policzków.
- Zabiorę cię do domu w porządku ?
- Nie. - zaprzeczyłam. - Mogę dziś nocować u ciebie ? Nie chcę żeby rodzice, a w szczególności mama, widzieli mnie w takim stanie.
- Pewnie, ale muszę obrać jeszcze jeden kierunek dobrze ?
- Dobrze.
Brett objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę jego auta. Chłopak otworzył mi drzwi i po chwili sam usiadł po stronie kierowcy. Odpalił silnik. Spojrzał ostatni raz na mnie i chwycił za dłoń. Uśmiechnął się lekko co odwzajemniłam i ruszył. Chłopak co chwilę masował moją skórę kciukiem. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy.
Brett
Liv już od dłuższego czasu spała, jednak nie zabrałem ręki. Ciągle gładziłem jej skórę. Dziewczyna nie miała pojęcia co się wokół niej dzieje, w jak wielkim jest niebezpieczeństwie. Jednak nie pozwolimy jej krzywdzić. Ja nie pozwolę jej skrzywdzić.
Podjechałem pod budynek, w którym przebywała moja siostra. Meg miała tymczasowo u mnie zamieszkać, w związku z zaistniałymi "problemami". Luke był pod opieką naszej najbliższej rodziny.
Na ziemię sprowadziło mnie trzaśnięcie drzwiami. W samochodzie usadowiła się uśmiechnięta Maggie.
- Cześć. - powiedziała
- Cześć. Głośniej się nie dało ?
- Sorki. Ruszaj już.
Przekręciłem oczami, ale posłusznie ruszyłem w drogę powrotną do domu.
Zaparkowałem na podjeździe i wyszedłem z samochodu. Siostra otworzyła drzwi ze strony pasażera. Podziękowałem jej skinieniem głowy i zabrałem Olivię na ręce. Wszedłem do domu i powoli ruszyłem schodami w stronę mojego pokoju. Otworzyłem drzwi nogą, a następnie położyłem dziewczynę na łóżku. Do pokoju weszła Meg i przyjrzała się dziewczynie, a po chwili podeszła do mnie.
- Pomóc ci jeszcze z czymś ? - spytała patrząc na mnie. Pokręciłem głową. - Brett ?
- Tak ?
- Dbaj o nią.
- Meg ? O czym ty mówisz ? - siostra prychnęła i uniosła brew.
- Oh daj spokój, widzę jak ci na niej zależy i mam nadzieję, że nie spierdolisz tego. - pokręciłem głową. - Obiecaj mi to Brett. Obiecaj.
- Obiecuję.
- To dobrze. Idę spać, dobranoc. - wyszła.
- Dobranoc.
Znowu spojrzałem na śpiącą dziewczynę. Musiałem ją przebrać, za co rano mnie prawdopodobnie zabije. Wyciągnąłem z szafy moją szarą bluzę z logiem Arctic Monkeys, która powinna sięgać Liv przynajmniej do połowy uda.
Powoli podszedłem do niej i najpierw ściągnąłem jej buty. Następnie skarpetki i spodnie. Teraz wyższa szkoła jazdy. Powoli zacząłem ściągać jej sweter, mruknęła coś pod nosem gdy trochę mocniej pociągnąłem za rękaw. Chwyciłem delikatnie rąbek jej bluzki i przeciągnąłem przez jej głowę, a następnie założyłem swoją. Poprawiłem Liv na łóżku i przykryłem kołdrą. Niedługo po tym sam zostałem w bokserkach i położyłem się obok niej. Przyciągnąłem ją bardziej do siebie i objąłem w pasie. Od razu wtuliła się w mój tors, na co uśmiechnąłem się pod nosem.
- Dobranoc królewno. - wyszeptałem i pocałowałem ją w czoło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro