Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bonus

Otworzyłem oczy kiedy poczułem uderzenie małych rączek w moją twarz. Pierwszą rzeczą jaką  zobaczyłem była moja mała księżniczka Amanda, która była oczkiem w mojej głowie i jej uśmiech. Uczyniłem to samo.

- Księżniczka już wstała ? - zapytałem, mała pokiwała głową. - Wyspała się ?

- Tak.

- To teraz daj się wyspać tatusiowi. - mruknąłem i położyłem się na brzuchu.

Słyszałem jak Amanda wierci się na łóżku, a następnie poczułem ją jak siada na moich plecach.

- Tata wstawaj. 

- Pięć minut skarbie, daj mi pięć minut.

- Nie. - podskoczyła i uderzyła w moje plecy swoimi małymi piąstkami. - Wstawaj.

Mruknąłem coś niewyraźnego w odpowiedzi, co jej się nie spodobało i wplątała ręce w moje włosy i mocno za nie pociągnęła. Chwilę później powtórzyła to, syknąłem. 

- Amanda. - mruknąłem. - Przestań.

Mała nic sobie z tego nie zrobiła i dalej ciągnęła moje włosy. Zastanawiałem po kim ona to miała, po mnie czy po Olivii ?

- Księżniczko, zejdź z moich pleców. - poleciłem. Odwróciłem się w jej stronę i posadziłem ją sobie na brzuchu. Dziewczynka położyła się. - Zrobimy sobie małą drzemkę ?

- Nie ! - westchnąłem i przetarłem ręką włosy.

- Gdzie mama ?

- Na dole.

- To idź do mamusi i powiedz żeby mi zrobiła kawę.

Malutka podniosła się i dała mi całusa w czoło, po czym zeszła z łóżka i skierowała się w stronę drzwi. Odprowadziłem ją z uśmiechem na twarzy, a kiedy wyszła przytuliłem się do poduszki.

- Tata widzę cię ! - krzyknęła Ada, która pojawiła się we framudze drzwi. - Wstawaj !

Opadłem na poduszki i mruknąłem soczyste przekleństwo pod nosem, a następnie wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Skierowałem się w stronę drzwi, zszedłem po schodach i ruszyłem w stronę kuchni.

 Oparłem się o framugę i obserwowałem poczynania Olivii, która trzymała na rękach malutką. Podszedłem bliżej i objąłem je ramionami, po czym pocałowałem Liv w szyję.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry. - odwróciła się i musnęła moje usta. - Skarbie, wiesz, że twoja bajka już się zaczęła ?

Wypuściła Amandę, która pobiegła do salonu i odwróciła się w moją stronę, po czym przywarła do moich ust. Od razu odwzajemniłem pocałunek, który z każdą chwilą przyspieszał. Jęknąłem w jej usta kiedy przejechała paznokciami po moim torsie.

- Chodźmy. Na. Górę. - powiedziałem między pocałunkami.

- Nie możemy. - powiedziała i odsunęła się, przekręciłem oczami. - Ada jest w domu, a poza tym dzisiaj jest mecz Thomasa i Jaya, na którym musimy być.

- Chłopaki mają siedemnaście lat, zrozumieją.

- Musimy tam być. - powiedziała twardo.

Westchnąłem i usiadłem na krześle, zaraz obok pojawiła się kawa, którą od razu przystawiłem do ust. Liv jeszcze przez chwilę krzątała się po kuchni, po czym stanęła za mną i położyła dłonie na moich ramionach.

- Może później. - wyszeptała mi do ucha.



Siedziałem w samochodzie czekając na moją żonę, która czegoś zapomniała i koniecznie musiała po to wrócić. Niecałą minutę później wróciła i zapięła pasy. Uniosłem brwi.

- No ruszaj. - powiedziała.

Westchnąłem , odpaliłem samochód i ruszyłem w dobrze znanym kierunku. Beacon Hills High School nie zmieniło się mimo tego, że nie było mnie tu dwadzieścia lat.

Zaparkowałem i wysiadłem z auta. Po chwili obok mnie pojawiła się Olivia z Amandą. Całą trójką ruszyliśmy na mecz.

Drużyny przygotowywały się już na boisku razem ze swoimi trenerami. Kiwnąłem głową do trenera naszej drużyny, którym był Scott i poszedłem na trybuny. Liv usiadła obok Lydii, Stilesa i małego Paula.

- Cześć. - uśmiechnąłem się.

- Cześć. - powiedzieli jednocześnie i również się uśmiechnęli.

- Zac gra ? - zapytałem kiedy usiadłem obok Stilesa.

- Tak.

- Mam nadzieję, że wygrają. To ostatni mecz w tym sezonie.

- Bez obaw. - prychnął. - Scott nieźle ich katuje.

- Tak. - zaśmiałem się. - Zauważyłem. Mimo, że Thomas i Jay to wilkołaki i nie męczą się szybko.

- Wpadnijcie do nas po meczu. Napijemy się, powspominamy stare czasy. Co ty na to ?

- Chętnie, ale co z dziećmi ?

- Zajmą się sobą.

- Jasne.

Stilinski uśmiechnął się i spojrzał na boisko. Zrobiłem to samo. Zobaczyłem jak chłopaki patrzą w naszą stronę i machają nam. Zrobiłem to samo i uśmiechnąłem się.

Mecz zaczął się spokojnie, nasza drużyna miała kilka szans na trafienie bramki jednak ani razu się nie udało. Po pierwszej połowie przeciwnicy prowadzili wynikiem 3:2.

Druga połowa zaczęła się trochę ostrzej, popychanie, podkładanie nóg. Szukałem wzrokiem koszulek z numerem 28 i 29, dosyć szybko ich znalazłem. Jay tłumaczył coś Thomasowi i Zacowi, po czym ten pierwszy pobiegł na stronę przeciwników.

Zauważyłem wredny uśmieszek na twarzy Jaya kiedy piłka wylądowała w siatce Stilinskiego. Chłopaki podawali ją między sobą, przez co przeciwnicy nie mogli dostrzec kto ją przetrzymuje.

Thomas rzucił do Zaca, który trafił w środek bramki. Dzieciaki powtórzyły ten numer jeszcze kilka razy doprowadzając naszą drużynę do zwycięstwa.

Tłum wiwatował wygraną Beacon Hills, a drużyna podrzucała trenera w powietrze. Razem ze Stilesem wstaliśmy i oznajmiając naszym żonom, że spotkamy się przy samochodzie, zeszliśmy na boisko.

Kiedy znalazłem się w zasięgu wzroku moich dzieci, te pognały do mnie i przytuliły. Poklepałem ich po plecach i mocniej przycisnąłem do siebie.

- Gratulacje chłopaki.

- Widziałeś te akcje ? - zapytał z podekscytowaniem Jay.

- Widziałem, jestem z was dumny.

- To jego sprawka. - Thomas wskazał palcem na brata. - On to wymyślił, taki nasz plan b. Trener o niczym nie wiedział.

- I za karę na następnym treningu tysiąc okrążeń. - nagle obok nas pojawił się Scott.

- Ale wygraliśmy. - jęknęli jednocześnie.

- Do szatni, już !

- Daj im spokój. - powiedziałem kiedy odeszli.

- Dam zasłużyli na to. - uśmiechnął się. - Niezłe z nich ziółka. Dobrze, że da się ich rozróżnić.

- Tak, ale pamiętasz jak byli mali ?

- Za nic nie mogłem się połapać który jest który

- Na szczęście Jay ma ciemniejsze włosy od Toma.

- I wydaje mi się, że jest od niego trochę wyższy.

- Możliwe. - mruknąłem. - Idziesz do Stilesa ?

- Tak, z Meggie.

- To widzimy się na miejscu. 

Rozejrzałem się za Stilinskim, który stał i rozmawiał ze swoim synem. Podszedłem bliżej i poklepałem Zaca po ramieniu. Uśmiechnął się do mnie.

- Niezły mecz. - powiedziałem.

- Dzięki, ale to zasługa Toma i...

- Dobra, dobra. - przerwał mu ojciec. - Ogarnij się i do domu. Powiedz bliźniakom, że mają przyjechać.

- Tak jest. - zasalutował i odszedł.

Zaśmiałem się pod nosem i poklepałem go po ramieniu.





Napiłem się drinka, którego przygotowała mi Lydia i objąłem ramieniem Liv, która spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Zrobiłem to samo, po czym pocałowałem ją w skroń, przytrzymując usta w tym miejscu na dłużej.

- A pamiętacie jak - zaczął Stilinski ze śmiechem. - Liam biegał nago po ulicy ?

- O tak. - parsknąłem śmiechem. - Niezapomniany widok.

- Byłeś tam ? - zapytała Liv.

- Tak, wracałem do domu kiedy przebiegł obok mnie. - wyjaśniłem. - Dlaczego go tu nie ma.

- Są na wakacjach z Hayden.

- Późny miesiąc miodowy ? - zapytała blondynka.

- Powiedzmy. - mruknął Scott. - A Mason i Corey ?

- Są u rodziców Coreya

- Musimy się w końcu wszyscy spotkać. - mruknęła Meg.

- No właśnie. - fuknęła Lydia i skrzyżowała ręce. - Zawsze komuś coś nie pasuje.

Stiles spojrzał na nią dziwnie i przybliżył się.

- Skarbie. - zaczął powoli i podrapał się po głowie. - Czy ty masz okres ? Albo to te kobiece hormony ?

Serce rudowłosej zaczęło bić szybciej, spojrzałem na McCalla. On też to zauważył.

- Tak jakby.

- Tak jakby co ?

Dziewczyna nabrała powietrza w płuca, a następnie powoli je wypuściła. Spojrzała na swojego męża i złapała jego dłonie. Liv, która siedziała obok mnie pochyliła się aby lepiej słyszeć co mówi jej przyjaciółka. Uśmiechnąłem się pod nosem.

- Stiles, jestem w ciąży.

Kiedy ta wiadomość dotarła do chłopaka, ten nagle pocałował ją i przytulił.

- Gratulacje stary. - powiedzieliśmy równocześnie ze Scottem.

Dziewczyny szybko wstały i porwały ciężarną w objęcia.





Stiles i Scott, którzy siedzieli po moich bokach, obserwowali swoje ukochane. Uśmiechnąłem się pod nosem na widok Olivii, która opowiadała przyjaciółce jak się czuła jak była w ciąży z Amandą.

Spojrzałem na Stilesa, który z uśmiechem na ustach obserwował swoje dłonie. Pokręciłem głową.

- Nie spodziewałeś się tego ? - zapytałem.

- Lydia bierze tabletki, skąd mogłem wiedzieć ?

- No tak. - mruknął Scott. - Ale nie jest źle. Zac i Paul są już duzi, poradzą sobie.

- A ja? - zapytał Stilinski. - Kto zajmie się mną ? Lydia znowu będzie mieć zachcianki, bóle, zmiany nastrojów.

- A potem nieprzespane noce. - skomentowałem. - Ale będzie warto. Dałbym wszystko żeby móc przeżyć to jeszcze raz od początku.

- Historię z Liv też ?

- Tak.

- Dlaczego ? - zapytał McCall i uniósł brew.

Spojrzałem na niego z uśmiechem, po czym spojrzałem na Olivię. Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami i uśmiechnęła się lekko.

- Bo ją kocham.







Z okazji, że jesteście wspaniali i niesamowici, napisałam dla was rozdział bonusowy.

Chciałabym wam z całego serducha podziękować za 17k wyświetleń i prawie 1,5k gwiazdek, nie spodziewałam się tego.

Jeśli macie do mnie jakieś pytania to śmiało piszcie, postaram się odpowiedzieć na wszystkie.

Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro