Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

0011001000110001


(Opowiada Kakashi)

Dobrze mi się tak spało do momentu aż moja cieplutka podusia zrobiła się niespokojna.
Podniosłem głowę, która zaskakująco mi zaczęła ciążyć. Miał zamknięte oczy. Był mocno spocony, blady, ale z rumieńcami na policzkach. Dotknąłem okładu na jego rozpalonym czole. Suchy jak wiór. Mruknąłem pod nosem. Wyprostowałem się. Obmyłem mu twarz z potu i zrobiłem świeży okład. Usłyszałem cichutkie westchnięcie ulgi.
Położyłem głowę na jego gorącej ręce. Najchętniej położyłbym na jego brzuchu, ale może mu za ciężko i to też spowodowało ten niepokój, który wyrwał mnie z drzemki.
Tyle, co przymknąłem oczy, a już ktoś wlazł do pokoju gadając. Podeszli. Poczułem jak ktoś mnie szarpie za ramię.

- Czego znowu?- burknąłem rozespanym głosem.

- Doktor przyjechał. Łaskawie przeniósłbyś się na kanapę w salonie, żeby mógł go zbadać.

- Zrobisz mi kawy?- westchnąłem ciężko.

- Uch. Dobra. Zapomniałam, że udzielny książę sam nie potrafi.- fuknęła i wyszła.

Założę się, że jakby mogła to trzasnęłaby drzwiami. Kobiety. O wszystko się obrażają. Podniosłem się. Spojrzałem jeszcze raz na nieprzytomnego. Ja nie mogłem dla niego nic więcej zrobić. Wstałem.

- Dzięki, że przyjechałeś tak szybko. - mruknąłem.

- Brzmiało poważnie. A ja byłem nawet ciekawy, kto spowodował, że zacząłeś się martwić o kogoś innego niż o siebie.- powiedział uśmiechając się.

- Ha. Ha. Powiedziała ci co i jak?

- Tylko tyle, że ma wysoką gorączkę i chyba się przeziębił.

- Dobra. To uzupełnię. Wiem, że lubisz szczegóły.- zrobiłem pauzę.- Kiedy przyszliśmy był kompletnie nieprzytomny, gorący i spocony. Bezwładny i lejący się w rękach jakby był z topiącej się gumy. Ocknął się parę razy i dałem mu lekarstwo, to ze stolika. Jednak w ogóle nie kontaktuje gdzie jest i co się dzieje. Ma na zmianę ciężki i płytki oddech. Serducho bije mu z takim trudem, że boję się, że zaraz w ogóle przestanie.

- Rozumiem. To bardzo ważne szczegóły. Idź na tą kawę, bo wyglądasz jak zwłoki. Czy ty też nie jesteś chory?

- Na to nie ma tabletek.- powiedziałem niechętnie się ewakuując.

Zostawiłem doktora samego z moim chorym nieszczęściem i zawlokłem się do kuchni, gdzie Maruna już się krzątała. Usiadłem ciężko przy stole i patrzyłem na nią zmęczonym, tępym wzrokiem. Jakby w ogóle nie było we mnie życia. W sumie nie wiele go tam było, a większość moich myśli krążyła wokół nieprzytomnego.

Maruna podała mi kawę i usiadła naprzeciwko. Łaskawie pozwoliła upić parę łyków.

- No dobrze. Kakashi, bóstwo ty moje. Teraz odpowiedz mi na parę pytań.

- Czego ty chcesz, kobieto? Zmęczony jestem.

- Czego ty oczekujesz od mojego kochanego Iruki?

- Chcę żeby był mój.- odpowiedziałem wprost, raczej beznamiętnie, upijając kolejny łyk.

- Jeśli chodzi ci tylko o seks, to sobie daruj. On nie jest w stanie tego zrobić.

- Chodzi o tego całego, jak mu tam było, Mizukiego?

- Skąd znasz to imię?- zapytała naprawdę zaskoczona.

- Wołał go w gorączce.- mruknąłem niechętnie.- to kim on jest?

- Był.- powiedziała robiąc pauzę.- To facet, który był wielką miłością Iruki. I facet, który go skrzywdził. To przez niego taki jest.- powiedziała wzdychając ciężko.

- Skrzywdził? Jak? Nieważne. Daj mi namiary. Zajebię dupka.

- Nie uda ci się.

- Niby dlaczego? Jest aż tak silny?

- Nie. on... nie żyje.- powiedziała spuszczając wzrok.- tylko błagam cię nie mów mu tego. Iruka tego nie przeżyje. Czasem mam wrażenie, że on go wciąż kocha mimo tego jak ten okrutnie i tak bardzo go skrzywdził. Tak wiele wysiłku nas kosztowało, by Iruka jako tako wrócił do życia w społeczeństwie. Nie zrujnuj tego.

Zdecydowanie się zasępiłem.

- Możesz mi coś więcej o tym opowiedzieć?

- Nie. Nie mogę, bo i tak powiedziałam za dużo. Nadużyłam jego zaufania mówiąc ci to wszystko. Wybacz. Więcej nie mogę ci powiedzieć, choćby nie wiem co.

- Rozumiem. Stąd te dziwne leki?

- Tak. Choć dawno już ich nie brał. Jednak twoje natręctwo spowodowało, że zdecydował się po nie sięgnąć, a to oznacza, że już mu się pogorszyło. On naprawdę panicznie boi się mężczyzn. Zwłaszcza jak taki przystojniak koniecznie chce się z nim umówić, to on myśli, że chcesz wyłącznie tylko jednego. Czy tak jest faktycznie?- najpierw udzieliła mi wykładu, a zaraz gładko przeszła do gestapowskiego przesłuchania. 

- Gdybym chciał tylko seksu, to już bym to miał i zdążył o nim zapomnieć. Jednak w tym przypadku... nawet kiedy chciałem to nie mogłem o nim zapomnieć. Nie mogę jeść, spać, skupić się. To wkurwiające. Pragnę widzieć jak najczęściej jego śliczną, uśmiechniętą twarz. Jestem przygnębiony, kiedy on tam leży i cierpi. Nie mogę tego znieść. Chciałbym go uszczęśliwić. Jednak chyba jak na razie tylko sprawiam mu dodatkowego cierpienia swoją osobą, ale nie potrafię odpuścić. Nigdy mi na nikim tak nie zależało. Pragnę zasłużyć choćby tylko na jego przyjaźń. Chcę tylko, żeby już zawsze się do mnie uśmiechał. Wtedy czuję się szczęśliwy. Nie wiem dlaczego się tak dzieje. Tylko na niego tak reaguję. Kurwa. Gdyby wtedy nie przyszedł to nic by się nie stało. Ja bym nie przepadł a on by teraz nie umierał na jakieś pieprzone przeziębienie, czy cokolwiek to jest. To wszystko moja wina. Gdybym na niego nie spojrzał....

- Kakashi?- zapytała w ten denerwujący sposób.

- Czego?- warknąłem dając jej do zrozumienia, że nie jestem w nastroju na te gierki. 

- Ty się naprawdę w nim zakochałeś i to na śmierć.

- Brawo mistrzu dedukcji.- odwarknąłem.- Jeśli mi się nie uda, to uschnę z tęsknoty do tych głębokich jak przepaść oczu i najcudowniejszego na świecie uśmiechu.

- Myślę, że jak się postarasz i nie będziesz zgrywał przed nim takiego zimnego dupka jakim jesteś na co dzień dla ludzi, to może da ci szansę jeśli będziesz go traktował jak równego sobie. On jest bardzo wycofany, ale też i wrażliwy. weź to pod uwagę.

- Jeszcze jakieś genialne rady przyzwoitki?

- Nie sądziłam, że tak o mnie myślisz.- zaśmiała się.- Po prostu bądź ostrożny i nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Nie bądź nachalny. tylko ciepły i delikatny.

- Zapamiętam.- burknąłem odwracając głowę.

Chciała coś powiedzieć widocznie rozbawiona, kiedy do kuchni wszedł mój specjalista. Momentalnie zerwałem się z miejsca prawie wylewając tą swoja kawę.

- I co z nim doktorze?- zapytałem

- Cóż. Jest skrajnie odwodniony, bardzo słaby, ma wysoką gorączkę... dobrze, że wezwałeś mnie dzisiaj. za dwa dni nie byłoby kogo ratować.

- Cholera, gdybym tylko wiedział wcześniej. Ale uratujesz go?

- Ty go uratowałeś. Podłączyłem mu kroplówkę.Podałem środek przeciwgorączkowy. Jednak jak już mówiłem, jest bardzo słaby, więc nie oczekuj cudu, że jutro się obudzi i wszystko będzie dobrze. To naprawdę bardzo ciężkie przeziębienie. Musiał mieć ostatnio wyjątkowo silnie stresujące sytuacje, które dodatkowo go osłabiły. Wiecie czy bierze jakieś leki? przepisałbym mu witaminy i magnez.

- Właściwie to on się kuruje tymi swoimi zielskami. żadnych leków. tylko to, co sam przygotuje czyli mieszanki tych wszystkich liści, kwiatków i co to tam jeszcze ma.- mruknąłem pod nosem.

- Jest na coś uczulony, jeśli chodzi o składniki leków?

- Opioidy w każdej postaci. Nawet niewielka dawka może spowodować, że się zatrzyma.- Maruna poinformowała go, z zaskakującym mnie, chłodem.

- O. To bardzo ważna informacja. Czy coś jeszcze?- dopytywał się.

- Nie, tylko to. Chociaż każdy nawet najsłabszy lek może być dla niego trochę za silny.

- Rozumiem. Przygotuję dla niego coś delikatnego. Na razie musi mu wystarczyć kroplówka. Jeśli by się obudził, to można dać mu pić. Potrzebuje teraz każdej kropli. I dalej robić okłady. Powinienem wrócić przed jej końcem, ale gdybym nie zdążył to pani ją odłączy. Wystarczy wyciągnąć rurkę i zamknąć wenflon.

- Rozumiem.- powiedziała, a ja poczułem się dziwnie bezużyteczny.

Wstałem i wyszedłem z kuchni. Targały moim umysłem same negatywne emocje i chciało mi się płakać, ale jakoś nie potrafiłem. Zupełnie jakby kanały łzowe wyschły mi na wiór i już ich tam nie było.  Wszedłem znów do jego pokoju. Zmieniłem mu okład na spoconym czole. Położyłem czoło na jego rozpalonej ręce i tak trwałem. Oczy mnie piekły. Dawno uśpiony ból znów przeszywał mi serce.

- Przepraszam. To przeze mnie teraz cierpisz. A chciałem cię uszczęśliwić.

- Głupek.- usłyszałem jego słodki głos.- To tylko przeziębienie. Nie przejmuj się.

- Ale to przeze mnie byłeś tak zestresowany, że osłabłeś i zachorowałeś.

- Uroczy...- mruknął i zaczął czochrać moją starannie ułożoną fryzurę.

- Chcesz pić?- zapytałem, gdyż nagle mi się przypomniało, że lekarz mówił, że potrzebuje dużo wody.

- Nie. Nie czuję pragnienia. Jestem tylko zmęczony. Zdrzemnę się, dobrze?- zapytał niepewnie

- Dobrze, ale jak się obudzisz to będziesz pił?- drążyłem temat

- Tak.- powiedział sennie i zamknął te swoje słodkie oczęta.

Jego ręka wciąż spoczywała na mojej głowie. Położyłem mu głowę na brzuchu i po prostu się na niego gapiłem. Nie miałem pewności czy mnie rozpoznał, czy dalej myśli, że to tamten koleś. Mimo, że porozmawiałem z nią trochę, to pozostało mi więcej pytań niż odpowiedzi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro