00110001 00110001
(Opowiada Kakashi)
Obudziłem się z lekkim bólem głowy. Nikt mnie nie poganiał, więc pozwoliłem sobie nie otwierać oczu. Powoli i jakoś opornie dotarło do mnie, że w łóżku nie jestem sam. Czułem ciepło czyjegoś ciała. I ten dziwnie znajomy zapach perfum. Zacząłem leniwie błądzić po przyjemnie gładkiej, niemal aksamitnej skórze. Moje palce natknęły się na rozkosznie miękką i jędrną przeszkodę, którą, chyba bezwiednie już, zacząłem pieścić i ugniatać. W zamian otrzymałem serię sennych, ale nawet rozkosznych jęków.
Trochę to potrwało zanim dotarło do mnie, że to są... CYCKI!
Otworzyłem oczy zamierając w bezruchu. Zobaczyłem długie ciemne włosy. Zerknąłem przez ramię, by się upewnić czy to co czuję to na pewno jest to, o czym pomyślałem. To nie tylko były jakieś tam cycki. Kiedy zobaczyłem jej twarz już wiedziałem, że to są cycki Anko. Tylko jak się znalazła w moim łóżku całkiem naga? Za cholerę nie pamiętam. Przecież położyłem się na drzemkę sam! Ostrożnie podniosłem się i wydobyłem spod niej. Zerknąłem w stronę okna. było coś zdecydowanie za jasno jak na popołudnie czy nawet późne popołudnie. Sięgnąłem po komórkę. Nieprzyjemnie jasny wyświetlacz poinformował mnie z cicha drwiną, że dochodzi południe dnia następnego.
Jęknąłem do siebie i wstałem ostrożnie, by jej nie zbudzić. Podszedłem do aneksu kuchennego nie siląc się na ubieranie czy chociaż zakrywanie tego i owego. Wyjałem sok pomarańczowy i napiłem się do sytości. Postanowiłem wziąć prysznic. Poszedłem więc do łazienki. Skoro było już tak późno i na poranne bieganie i sesję było za późno, to pozwoliłem sobie porozkoszować się chłodnym, orzeźwiającym prysznicem znacznie dłużej niż zwykle.
Wyszedłem wreszcie i przepasany tylko ręcznikiem podszedłem do szafy, by wyjąć sobie jakieś ubranie. To które miałem wczoraj na sobie było już zdecydowanie nieświeże.
- Spędzasz w łazience więcej czasu niż ja.- usłyszałem za plecami i aż się wzdrygnąłem.
Odwróciłem się trzymając w ręku podkoszulek. Spojrzałem na nią jak kusząco leżała opierając się na łokciu prawie w ogóle nieokryta. Tak bezwstydnie naga. Może i nie jestem jakimś znawcą sztuki czy jakimś pasjonatem malarstwa, ale ta poza i spojrzenie od razu skojarzyły mi się z obrazem Goyi. Jak ona miała? Gaia? Freya? Leila? A! Już wiem! Maia!
Jednak ten widok w ogóle mnie nie podniecał. Był ciekawy, apetyczny, ale nic poza tym. Odwróciłem się i założyłem podkoszulek. Nie rozumiem dlaczego czułem coś, co ludzie zwykle nazywają poczuciem winy albo wyrzutami sumienia. Przecież ja, do cholery, nie mam takiego organu! A poza tym przecież nie zrobiłem nic złego. Nie mogę trwać w jakimś głupim celibacie zwłaszcza, że on mnie nie chce. Nie mogłem go więc zdradzić, ale tak się czułem.
"Do diaska. Co on ze mną robi?!"
- Hej, Kakashi. Nie ignoruj mnie.
- O co ci chodzi? Ubieram się jakby ci to umknęło.- rzuciłem od niechcenia, wciągając skarpety i nurkując w szafie w poszukiwaniu spodni. Dobrze, że w łazience zdążyłem wciągnąć bokserki, bo laska by się chyba zaśliniła mi w pościel.
- Mhm... widzę, że już ci lepiej. A wyglądałeś wczoraj na takiego chorego. Jakie ty miałeś cholernie seksowne i podniecające rumieńce. A ten lśniący wzrok....
- I dlatego postanowiłaś skorzystać z okazji i wepchnąć mi się do łóżka?- sarknąłem wciągając spodnie na mój zgrabny i boski tyłeczek.
- Ech. Ty zawsze jesteś taki zimny i arogancki?
- tak.- odpowiedziałem wybierając koszulę.
Widocznie chciała coś jeszcze powiedzieć, bo zmieniła postawę siadając i nagle zakrywając się pościelą, jednak przerwał jej dźwięk dzwonka mojej komórki. Niezadowolony sięgnąłem po nią. Spojrzałem na wyświetlacz. Dainashi dzwonił.
- Yo.- powitałem się krótko.
- O. Kakashi. Jak się czujesz?
- Już w porządku.
- Wczoraj wyglądałeś fatalnie. Dasz rady dzisiaj pracować?
- Przesadzasz. Pewnie. Daj mi kwadransik. Wypiję kawę. Zjem jakąś kanapkę i będę.
- Nawet pół godziny, tylko zjedz coś ciepłego i treściwego na spokojnie, nie w pośpiechu. Nie chcę, żebyś mi w środku sesji dostał rozstroju żołądka.
- Nie traktuj mnie jak jakieś wymuskanej panienki.- warknąłem do słuchawki.
- Dobra, dobra. Masz zjeść coś ciepłego. Naprawdę. Jak nie dla siebie to dla niego powinieneś o siebie chociaż trochę zacząć dbać. Nie będziesz wiecznie młody i piękny.
- Jak nie jak tak. Bogowie się nie starzeją.- rzuciłem żarcikiem.- Mam tylko kanapki w lodówce.- dodałem po chwili zastanowienia.
- To złaź na dół. Musisz zjeść coś ciepłego inaczej nici z twojej sesji.
- powiało grozą. coś jeszcze?
- Widziałeś może Anko? Wszyscy mnie o nią pytają.
- Ta. Jest u mnie. Zaraz jej powiem żeby poszła dręczyć kogoś innego.- rzuciłem z przekąsem.
- Dobra. Czekam na ciebie przy wejściu.
- Ech... daj mi 5 minut.- mruknąłem i rozłączyłem się.
Włozyłem koszulę i szybko zapiałem odpowiednią ilość guzików. Podszedłem do łóżka.
- Jacyś ludzie się o ciebie dopytują i dręczą mi fotografa. Bądź więc tak łaskawa i ubierz się. Ja idę na papu z Dainashim.
- No wiesz... a tak liczyłam na poranne igraszki...
- Ty najlepiej powinnaś wiedzieć, że NIGDY tego nie robię. Czyżbym cię przecenił?- mruknąłem jej do ucha nachylając się.
- Dobra. Tym razem punkt dla ciebie. Jednak wiesz... gdybyś był z kimś to ociepliło by twój lodowaty wizerunek.
- To mnie nie obchodzi. A może dobrze mi jest w skórze Lodowego Władcy?- rzuciłem jej na odchodnym.
Kompletnie nie rozumiem kobiet. Najpierw wpychają ci się do łóżka a potem myślą, że to mnie zmusi do wchodzenia z nimi w związek. A poza tym niby czemu mam ocieplać swój wizerunek? Tak jest przecież dobrze. Jestem piękny, boski i niezdobyty. Jak najcudowniejsza forteca. Ludzie się prawie zabijają żeby spędzić ze mną chociaż chwilę, albo wślizgnąć się do mojego łóżka. Dzięki temu prawie nigdy nie sypiam sam. I jest mi z tym dobrze.
No dobra. Było. Dopóki go nie zobaczyłem i dopóki mi nie odmówił. Spotkałem na swej drodze wielu urodziwych facetów, ale ten jeden nie próbował wepchnąć mi się do łóżka. Nie kombinował jakby mnie usidlić i zmusić do wejścia w związek. Jakie to zdumiewające, że to JA chciałem wślizgnąć mu się do łóżka. Zagarnąć dla siebie. Przywłaszczyć sobie.
- Dalej zamyślony?- głos Dainashi'ego wyrwał mnie z tych rozważań.
- Tylko trochę. Nic się nie martw. Dam radę skupić się na robocie.- powiedziałem trochę zbyt zmęczonym głosem niż zamierzałem.
- Chodź. Solidny posiłek dobrze ci zrobi.- powiedział poklepując mnie po ramieniu.
- Mhm...- mruknąłem tylko i ruszyłem się dając mu do zrozumienia żeby prowadził w stronę stolika, który dla nas zarezerwował.
Na szczęście pracujemy ze sobą już na tyle długo, że już ogarniał to moje komunikowanie się ze światem zewnętrznym w ten sposób. Ruszył radośnie a ja sunałem za nim jak znudzony cień. Usiedliśmy przy stoliku. Zaraz też zmaterializował się obok nas elegancki kelner i zapytał nawet przyjemnym głosem.
- Co sobie panowie życzą?
- Zamówiłem posiłek dla pana Hatake.- odezwał się Dainashi.
- Już sprawdzam czy jest gotowy. Czy coś jeszcze?
- Masz wolny wieczór?- zapytałem niby obojętnym głosem.
- Teoretycznie powinienem, ale musiałbym zapytać szefa.
- To zapytaj. Nie mam z kim iść na drinka po pracy.- odpowiedziałem odpowiedni niskim, zmysłowym głosem, który działał na wszystkich facetów oprócz oczywiście tego jednego, na którym zdawało mi się, że zależy. Mimo to właśnie się umawiałem z innym. To dziwne, ale miałem mieszane uczucia.
- Dobrze. - odpowiedział i zaczerwieniwszy się oddalił pospiesznie.
- Czasami cię nie rozumiem. Twierdzisz, że szalejesz za jednym a umawiasz się z innym. Myślisz, że to w porządku?
- Skoro i tak mnie nie chcę to co za różnica? Nie jesteśmy parą ani nawet przyjaciółmi. On nawet nie chce być moim znajomym z pracy. Dlaczego więc miałoby to być nie w porządku. Nikogo nie zdradzam. I nie będę się dusił w celibacie, bo on jest daleko i nie pozwala mi się nawet dotknąć. Chcesz żebym jutro był w stanie pracować?
- Masz dziwna logikę, Kakashi. Chociaż z drugiej strony trochę cie rozumiem. A bynajmniej staram się. Tak. Chcę. Jeśli ci to pomoże, to nie będę ci robił więcej wykładów i kazań. Jesteś już dużym chłopcem i chyba wiesz co robisz.
- Dlatego lubię z tobą współpracować i nie zamierzam zmieniać.- powiedziałem uśmiechając się do niego.
- Też się już do ciebie przyzwyczaiłem i chciałbym zostać do końca.- odpowiedział i odwzajemnił uśmiech.
Z jednej strony to było dość egoistyczne i z myślą o własnej przyszłości i niemałych pieniądzach jakie dzięki mnie zarabiał, ale teraz dostrzegałem coś jeszcze. Coś przyjemniejszego, choć wciąż nie potrafię tego sprecyzować. Umyka mi dziadostwo.
Wtedy pojawił się kelner z lekko zarumienionymi policzkami i sporą taca. Wyglądał na równocześnie skuionego i jakby onieśmielonego moją propozycją.
- Proszę. Zamówienie. Szef powiedział, że jeśli mam towarzyszyć panu Hatake, to mam wolny wieczór, ale muszę być w stanie przyjść rano do pracy.- powiedział cicho nie patrząc mi w oczy.
- Dainashi. O której dzisiaj kończymy?- zapytałem nie patrząc na niego.
- W związku z tym, że nie było porannej sesji i wczoraj wieczorem, to pewnie gdzieś tak koło 20.00 dopiero skończymy.
- Ok. Hej, piękny. Umówmy się tu przed wejściem o 20.30. pasuje?
- O-oczywiście, Hatake-sama. Będę na pewno. Czy jakiś konkretny strój jest wymagany?- wydusił z siebie czerwieniąc się znowu.
- Coś luźnego na siebie wrzuć. Frakom i garniakom mówimy dzisiaj nie.- powiedziałem uśmiechając się do niego szeroko.
- Do-dobrze. Smacznego życzę.- powiedział i płochliwie uciekł na zaplecze.
- Piękny? To jakiś twój nowy tekst na podryw?- zapytał biorąc swoją porcję.
- A niby jak miałem się do niego zwrócić skoro nie znam jego imienia?- zapytałem zaskoczony biorąc porcję dla siebie.
- Mogłeś go zapytać jak ma na imię. Nie byłoby problemu.
- Problemu? Ja tu żadnego nie widzę. A jemu się chyba podobało, bo się zrobił czerwony jak buraczek.- rzuciłem rozbawiony.
Dainashi tylko pokręcił głową z dezaprobatą, której do niczego nie potrzebuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro