Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

W końcu piątek. Lekcje szybko mi minęły i teraz nie wiem co z sobą zrobić, ponieważ Liam z Mason'em gdzieś wychodzą i podobno tylko oni mogą to załatwić.

Moja komórka wydała z siebie krótki dźwięk oznajmiający wiadomość. Podniosłam urządzenie, odblokowałam go i kliknęłam na ikonkę z kopertą.

Kuzynek ♥ :
Cześć Liv'cia. Chciałabyś do nas dzisiaj na obiad?
Tata bardzo chce żebyś przyszła.
To jak ? 😘

W sumie to mogłabym pójść, dawno nie byłam u Stilinski'ch, a wujek robił najlepsze obiady.

Ja :
Bardzo chętnie. O której ? 😘.

Kuzynek ♥ :
O 18.

Po przeczytaniu ostatniej wiadomości uświadomiłam sobie, że mam jeszcze dużo czasu i postanowiłam wziąć długą kąpiel.


Równo o 17:50 byłam pod domem kuzyna, ubrana w czarne obcisłe jeansy, bordową bluzkę z krótkim rękawem i czarne trampki. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i po chwili otworzył je wujek.

- Cześć Liv. Śmiało wchodź - przytulił mnie i przesunął abym mogła wejść do środka.

- Cześć. Dziękuję - usmiechnęłam się - Gdzie Stiles?

- U siebie, obiad będzie za dziesięć minut.

Weszłam do pokoju chłopaka, który gdy usłyszał jak wchodzę, spadł z krzesła. Zaśmiałam się i podałam mu rękę, po chwili już stał na nogach.

- Liv, kochana kuzynko - przyciągnął mnie i mocno przytulił - Fajnie, że przyszłaś.

- Stiles, mój ulubiony kuzynie, też się cieszę. Mógłbyś mnie puścić, wiesz trochę mnie dusisz.

Chłopak zaśmiał się, ale mnie puścił. Usiedliśmy na jego łóżku i zaczęliśmy rozmawiać o mało istotnych rzeczach jak szkoła albo lacrosse.

Podczas obiadu ciągle się śmialiśmy, ponieważ Noah opowiadał mi jaki był Stiles w dzieciństwie. Chłopak siedział obrażony i nic nie mówił, ale później role się zmieniły i teraz on śmiał się ze mnie.

Bardzo miło spędzałam czas ze Stilinski'mi, ale postanowiłam wrócić do domu. Wujek proponował mi nocleg, ale odmówiłam. Pomachałam do nich ostatni raz i ruszyłam w stronę lasu, bo miałam bliżej do domu.

Cieszyłam się, że Stiles dał mi swoją bluzę, bo było zimno i bardzo ciemno. Przed wejściem do lasu poczułam na sobie czyiś wzrok, ale gdy spojrzałam za siebie, to nikogo tam nie było. Musiałam patrzeć pod nogi, aby się nie potknąć. W jednej chwili usłyszałam trzask łamanej gałęzi, moje serce stanęło. Przełknęłam ślinę i powoli się odwróciłam. Moje oczy były jak spodki, za mną stały dwa wilkołaki, a z ich ust spływała krew. Zupełnie zapomniałam jak używa się nóg. Jeden z nich powoli się do mnie zbliżał, dopiero gdy zaryczał to zaczęłam uciekać. Słyszałam, że są blisko, po chwili poczułam ostre pazury na plecach. Pomimo bólu, przyspieszyłam. Nagle zrobiło się cicho, a ja się zatrzymałam. Popatrzyłam za siebie i z ulgą stwierdziłam, że ich zgubiłam, na szczęście wiedziałam gdzie się obecnie znajduję, więc ruszyłam w stronę domu.

Chodziłam z wielkim trudem, ponieważ miałam podrapane plecy i czułam jak spływa po nich krew. Na moje nieszczęście, jak już wychodziłam z lasu to potknęłam się o korzeń i upadłam. Teraz czułam jak po kolanach też spływa krew. Podniosłam się i jęknełam z bólu.

- Świetnie. - mruknęłam do siebie - Bqo ty idotko tylko chciałaś iść na skróty. Przez pieprzony las!

- Masz rację. - usłyszałam.

Gwałtownie się odwróciłam przez co znowu się potknęłam i runęłam na ziemie. Mój wzrok przykuły czyjeś czarne trampki, podniosłam głowę i odetchnęłam z ulgą.
- Matko Brett! Niestrasz mnie.

- Przepraszam, nie chciałem - pomógł mi wstać, spojrzałam na niego. - Nic ci nie jest?

- Trochę się poturbowałam, ale to nic takiego. Dam sobie radę. - syknęłam z bólu.

- Właśnie widzę. - obrócił mnie tak, że teraz miał widok na moje plecy. - Kto ci to zrobił?

Spojrzałam na niego przez ramię i zagryzłam wargę. Było źle, bardzo źle. Przecież on nie ma pojęcia o istotach nadprzyrodzonych, mogłabym mu wcisnąć jakąś bajeczkę, albo powiedzieć prawdę i wtedy uznałby mnie za chorą umysłowo. Westchnęłam.

- Przewróciłam się w lesie na korzeń plecami. To tyle.

- Tak? - kiwnęłam głową. - Mnie to wygląda jakby podrapał cię wilkołak. - zamarłam, chłopak spojrzał na mnie unosząc brew.

- Skąd ty...?

- Po prostu wiem. Więc?

- Tak, było ich dwóch. Uciekałam, ale oni byli za mną.

- Spokojnie. Chodź, pójdziemy do mnie. - chyba się przesłyszałam. Odwróciłam się do niego i podniosłam brwi. - Nie chcę cię zgwałcić. Po prostu do mnie jest bliżej.

Rozejrzałam się i w myślach przyznałam mu rację. Westchnęłam. Kiedy chciałam już iść zobaczyłam, że przedemną kuca Brett.

- Co ty?

- No wskakuj. Widzę, że cię boli.

Korzystając z okazji wskoczyłam mu na plecy i owinęłam ręce wokół jego karku. Ruszyliśmy w stronę jego domu.

Siedziałam w pokoju chłopaka i czekałam aż przyjdzie. Rozejrzałam się, duże ciemne łóżko, biurko, szafa, sofa, wieża stereo, puchary, medale i wyjście na balkon. Co najgorsze musiałam przyznać, że miał porządek, nie to co Liam czy Stiles. Moje rozmyślania przerwał Brett, który wszedł do pokoju. Bez słowa podszedł do szafy i zaczął w niej grzebać. Podszedł do mnie i wręczył za dużą na mnie koszulkę do lacrosse z jego nazwiskiem i bokserki.

- Na końcu korytarza jest łazienka, idź się ogarnąć, bo trzeba cię też opatrzyć. - uśmiechnął sie do mnie. - No już. - ponaglił mnie.

Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę drzwi do łazienki.
Z przykrością stwierdziłam, że bluza Stiles'a raczej juz do niego nie wróci. Weszłam pod prysznic i zaczęłam zmywać z siebie cały ten brud i piasek. Po wysuszeniu się ubrałam koszulkę i bokserki Brett'a. Rozczesałam włosy i wróciłam do pokoju. Chłopak widząc mnie wyszczerzył się i poklepał miejsce obok siebie na łóżku. Przewróciłam oczami, ale usiadłam.
Talbot spojrzał na mnie i chwycił za nogi, które delikatnie rozprostował.

- Może trochę boleć.

- Dam radę.

A jednak nie. Bolało gdy mocniej przycisnął, ale nie powiedziałam mu tego. Odetchnęłam z ulga gdy skończył.

- Jeszcze plecy księżniczko.

Spojrzałam na niego błagalnie, a ten wybuchnął śmiechem widząc moją minę.

- Obiecuje będę delikatny.


Westchnęłam i położyłam się na brzuchu. Podwinęłam trochę koszulkę, a po chwili poczułam jego ręce na mojej tali, spięłam się.

Tak jak obiecał, robił to bardzo delikatnie. Poklepał mnie po ramieniu dając znać, że już skończył. Podziękowałam i usiadłam. Jasno włosy oznajmił, że idzie pod prysznic. Skinęłam głową i sięgnęłam po telefon. Dzwoniła mama. Pytała co u mnie i czy żyje, opowiedziałam jej, że byłam na obiedzie u Stilinski'ch. Jednak cel naszej rozmowy był zupełnie inny, mama oznajmiła, że ich delegacja się przedłuży na prawdopodobnie dwa tygodnie.

Po dwudziestu minutach Brett wrócił do pokoju. Porzegnałam się z mamą i rozłączyłam. Wlepiłam swój wzrok w oczy chłopaka, ciężko było nie patrzeć na jego tors. Talbot to zauważył i zaczął się śmiać pod nosem.

- Dobra, idziemy spać.

Zrobiło mi się żal chłopaka, bo zaczął kłaść się na nie wygodnej sofie, a z doświadczenia wiem, że to niewygodne.

- Brett daj spokój. Możesz sie położyć obok mnie, ale łapy przy sobie.

W odpowiedzi poczułam uginający się obok mnie materac. Ciągle zastanawiała mnie jedna rzecz, na którą musiałam uzyskać odpowiedź.

- Dlaczego mi pomogłeś i tutaj przyprowadziłeś ?

- Nie wiem, po prostu chciałem.

- Dlaczego? Przecież wiesz, że przyjaźnie sie z Liam'em.

- To niczego nie zmienia. Nie chce byś patrzyła na mnie jak większość ludzi, jak na bezuczuciowego dupka.

- Wcale tak na Ciebie nie patrzę.

Dobra może troszkę skłamałam, ale już tak prawie nie uważam.

- Tak? A jak ?

- Na starszego chłopaka, który super gra w lacrosse, za którym pewnie uganiają się dziewczyny.

- Dzięki. To miłe. Naprawdę. - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam.

- Nie ma sprawy. Dobranoc.

- Dobranoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro