Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Tak dobrze było poczuć usta Bretta na moich, że wydawało się to nierealne. Pocałunek był czuły i wolny. Tak bardzo tęskniłam za nim i tym uczuciem.

Pozycja, w której się znajdowaliśmy była niewygodna dlatego odchyliłam koc i usiadłam na nim okrakiem, a swoje ręce wtopiłam w jego włosy. Brett przeniósł ręce na moje biodra i mocnej przycisnął do siebie. Gwałtownie poruszyłam się i jęknęłam kiedy poczułam jego sporą erekcję na swoim udzie. Nie wiedziałam, że aż tak na niego działam.

Odsunęłam się od niego kiedy zabrakło mi powietrza, a Talbot złapał między zęby moją wargę i pociągnął ją w swoją stronę. Otworzyłam oczy i od razu spotkałam się z jego wzrokiem. Przejechałam palcem po jego policzku na co przymknął oczy i westchnął. Oparłam się o jego czoło i zrobiłam to samo.

Czułam jego oddech na swoich ustach.

- Kocham cię. - powiedział cicho. - Tak kurewsko cię kocham.

Już otwierałam usta żeby mu odpowiedzieć, ale przerwała mi Meggie, która nagle wyszła na taras.

- Brett zbieraj się. - oznajmiła szybko i weszła z powrotem do środka.

Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i uniósł brwi. Wzruszyłam ramionami i zeszłam z jego kolan. Talbot wstał i razem weszliśmy do środka gdzie zdenerwowana Meg chodziła w kółko. Podeszłam bliżej i chwyciłam ją za ramiona, dziewczyna spojrzała na mnie oczami pełnym strachu.

- Co się stało ? - zapytałam.

-Deabrua... on...on...

- Co on ?! - warknęłam na co nabrała powietrza do płuc, a później go wypuściła.

- On porwał Stilesa i Masona i kazał nam przyjść na boisko do lacrosse. Inaczej ich zabije.

- J-jak to porwał ? - mój oddech przyspieszył, a w oczach pojawiły się łzy.

- Nie wiem. Zadzwonił z telefonu Stilesa do twoich rodziców i kazał wszystkim przyjść na to boisko, bo inaczej ich zabije.

- Idziemy. - powiedziałam.

Szybko ruszyłam w stronę wyjścia, ale powstrzymała mnie ręka na moim ramieniu. Odwróciłam się. Brett pokręcił przecząco głową.

- Ty - wskazał na mnie. - Nigdzie nie idziesz. - otworzyłam już usta żeby mu odpowiedzieć, ale mi przerwał. - Nie Liv.

- Ale Brett...

- Nie ! I koniec dyskusji. - powiedział twardo. - Masz zostać w domu, a ty ją przypilnuj. - zwrócił się do Meggie na co ta pokiwała głową.

Chłopak podszedł do drzwi i ubrał buty. Stałam obok niego z założonymi rękoma i patrzyłam na jego poczynania. Wyprostował się i spojrzał mi głęboko w oczy. Szybko musnął moje usta swoimi.

- Kocham cię. - powiedział.

Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił uśmiech i ostatni raz cmoknął moje usta, a potem wyszedł.

Odwróciłam się i od razu zauważyłam gapiącą się na mnie z głupim uśmieszkiem Megs. Przewróciłam oczami i przeszłam obok niej.

Usiadłam na krześle w kuchni i upiłam łyk kakaa, które sobie przyniosłam. Na przeciwko mnie usiadła Meg.

- Brett cię kocha. - oznajmiła i zabrała mi z rąk szklankę.

- Wiem.

Talbot westchnęła zrezygnowana i wstała. Powiedziała, że idzie do łazienki i zaraz wróci. Patrzyłam się na jej plecy póki nie zniknęła na górze. Postanowiłam to wykorzystać i wymknąć się.

Powoli i jak najciszej wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia.

- Słyszę cię ! - krzyknęła. - Wracaj do kuchni już !

Warknęłam poirytowana i przeklinając ją w myślach wróciłam na miejsce. Po niecałej minucie wróciła na swoje miejsce, a ja postanowiłam ją ignorować. Przecież w końcu Deabrua chce mnie, a nie wiem czemu siedzę właśnie tutaj. Zirytowana tym wszystkim wstałam.

- Gdzie idziesz ? - zapytała.

- Wysrać się. - zgromiła mnie wzrokiem. - Zrobić siku.

Weszłam schodami w górę i weszłam do łazienki. Zrobiłam to co musiałam i popatrzyłam w lustro. Pokręciłam głową. Nie, nie mogę tak tego zostawić. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a w mojej głowie narodził się plan, który od razu wprowadziłam w życie.

Meggie

Ciągle siedziałam na krześle w kuchni i czekałam na Liv. Siedziała już tam z dobre pięć minut, w którym zdążyłam wypić całe kakao. Jednak świadomość, że jeszcze nie zeszła nie dała mi spokoju. 

Wstałam, weszłam po schodach w górę i skręciłam w prawo. Stanęłam pod drzwiami i zapukałam. Odpowiedziała mi głucha cisza, więc powtórzyłam czynność. Jednak znowu zakończyła się ona fiaskiem.

Otworzyłam z rozmachem drzwi. W środku nikogo nie było, okno było otwarte, a z umywalki lała się woda.

Kurwa mać !

Liv

Biegłam w stronę szkoły najszybciej jak się dało. Byłam zdziwiona, że mojego upadku nie usłyszała Meggie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, że jednak udało mi się ją przechytrzyć. 

Kiedy byłam już blisko usłyszałam wycie. Jednak nie wiedziałam do kogo one należało.

 Wbiegłam na posesję szkoły i dosyć szybko odszukałam boisko lacrosse. Nieco zdziwiłam się widokiem, który zobaczyłam. Deabrua razem z Masonem i Stilesem, stał po jednej stronie, a moi rodzice i przyjaciele po drugiej. 

Zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu. Postawiłam jeden krok w ich stronę co nie uszło uwadze istotom o wyostrzonym słuchu. Mężczyzna jako jedyny się ucieszył.

- Ani mi się waż skurwielu ! - krzyknął tata.

Wszystko działo się szybko. Deabrua ruszył w moją stronę. Stiles i Mason uciekli w stronę mojej mamy, a pozostałe wilkołaki ruszyły w stronę tego pierwszego.

 Nim któryś z nich zdążył do mnie przybiec, zostałam mocno odepchnięta przez innego wilkołaka.

Wstałam z kolan i spojrzałam przed siebie. Rozpoczęłam się walka.Postanowiłam się wycofać, jednak kiedy postawiłam krok do tyłu moje plecy zderzyły się z twardą klatką piersiową. Przełknęłam ślinę i powoli odwróciłam się. Wielkie było moje zaskoczenie kiedy zobaczyłam mojego dawnego przyjaciela.

- Derek ! - rzuciłam mu się na szyję.

- Cześć Oli.

- Jak się tu znalazłeś ?

- Długa historia. - mruknął i puścił mi oczko. - Uważaj ! - Krzyknął i rzucił się razem ze mną na trawę.

Spojrzałam za siebie gdzie Liam leżał na ziemi, a po jego minie zauważyłam, że jest już mocno wkurzony. Dunbar wstał i rzucił się na niego z pięściami.

Z pomocą Haleya wstałam i pobiegłam w stronę mamy. Kiedy byłam blisko potknęłam się i upadłam. Za sobą usłyszałam ryk. Odwróciłam się gwałtownie na plecy i poczołgałam się do tyłu, ale Deabrua był szybszy. Wyciągnął rękę z pazurami i zamachnął się. 

Zamknęłam oczy czekając na ból. Dopiero teraz, w obliczu śmierci dostrzegłam ile spraw zostawiłam niedomkniętych, ile słów nie wypowiedziałam na głos. Całe życie przeleciało mi przed oczami.

Otworzyłam je kiedy nie poczułam nic, zupełnie nic. Jednak w moich oczach szybko pojawiły się łzy, które od razu spłynęły po moich policzkach.

Przede mną stał Brett, który przyciskał dłonie do brzucha, z którego leciała krew. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się, a następnie upadł obok mnie. Spojrzałam na niego z bólem w oczach. Chłopak otarł moje łzy.

- Wszystko będzie dobrze. - zapewnił. Pokiwałam głową.

Zebrała się we mnie ogromna złość i siła. Wstałam z kolan i wyciągnęłam przed siebie ręce. Diabeł spiął się i zaczął wycofywać. Nagle z moich rąk wyleciała zielona energia, która trafiła prosto w niego. Uderzenie było tak mocne, że mężczyzna przeleciał boisko i uderzył głową w metalową poprzeczkę bramki.

Upadłam na kolana obok Talbota i spojrzałam na niego. Kątem oka uchwyciłam jak mój tata i Derek ostatecznie rozprawiają się z wrogiem mojej rodziny, ale nie to było najważniejsze lecz osoba, która przeze mnie cierpiała.

Brett wpatrywał się we mnie z miłością. Nie rozumiałam go. Powinien mnie nienawidzić.

- Przepraszam. - powiedziałam przez łzy. - Tak bardzo cię przepraszam, to moja wina. To ja powinnam leżeć na twoim miejscu. - uśmiechnął się lekko, a z jego ust wypłynęła strużka krwi.

- Nie, to nie twoja wina. - powiedział. - Wiesz, że zrobił bym dla ciebie wszystko. A co najważniejsze, oddałbym za ciebie życie.

- Proszę, nie mów tak. - wyszeptałam.

Pokręcił głową i spojrzał w lewo. Spojrzałam w tą stronę i zauważyłam biegnącego Deatona. Uklęknął po drugiej stronie chłopaka i dokładnie obejrzał jego ranę. Skrzywił się nieco.

- Rana jest naprawdę głęboka, źle to wygląda. - powiedział i spojrzał na Scotta. - Trzeba go jak najszybciej przewieźć do kliniki.

McCall pokiwał głową i razem z Stilesem pobiegli po jego jeepa. Nagle poczułam dotyk na swojej dłoni. Odwróciłam głowę napotykając szare tęczówki osoby, za którą zrobiłabym wszystko.

- Liv. - powiedział cicho.

- Tak ?

- Bardzo, bardzo mocno cię kocham wiesz ?

- Nie. - powiedziałam cicho i pokręciłam głową. - Brett nie ! Nie rób mi tego ! - dodałam głośniej.

Uśmiechnął się, a w jego oczach powoli zaczynały zanikać te iskierki, które towarzyszyły mu praktycznie przez cały czas. Ostatecznie zamknął oczy.

Alan pochylił się nad chłopakiem, szybko przystąpił do uruchomienia pracy jego serca. Obserwowałam jak mężczyzna szybko się męczy, a pot lał się po nim. Łzy przysłaniały mi całkowicie widok.

Deaton w końcu przestał i spojrzał na mnie z smutkiem. Nie, nie, nie ! On żyje, tylko udaje.

- Brett ! Wstawaj słyszysz ?! - krzyknęłam i uderzyłam pięściami w jego klatkę piersiową. - Masz wstać !

- Liv...

- Proszę, zrób to dla mnie. - powiedziałam łagodnie i przeczesałam ręką jego włosy. - Chodź, pójdziemy na pizze. Taką jaką najbardziej lubisz, skarbie. 

- Olivko... - mama chwyciła mnie za ramiona.

- Kocham cię Brett. Proszę wstań.

- Przykro mi Olivio, ale Brett nie żyje.




























No... więc ten... Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał.

Nie zabijcie mnie proszę.

Do końca pozostały ok. 2 rozdziały.

Do następnego ;P


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro