Rozdział 10
To już dzisiaj. To jest dzień, w którym Brett wychodzi ze szpitala. Nasze relacje wzmocniły się i zyskał miano mojego przyjaciela. Debila, ale przyjaciela. Cieszyłam się też z innego powodu, już jutro rodzice mają wrócić z delegacji. Bardzo za nimi tęsknię, chociaż codziennie rozmawialiśmy, to jednak nie było to to samo co twarzą w twarz. Nic dziwnego w tym, że Mason ciągle wypytywał mnie dlaczego jestem taka podekscytowana. Powiedziałam mu, że jutro wracają rodzice. Powiedziałam mu prawdę, pomijając malutki szczególik.
Lekcje dłużyły mi się w nieskończoność, jednak był plus, matematyka została odwołana. Teraz siedziałam razem z Mason'em na trybunach i oglądaliśmy trening chłopaków, chociaż raczej to ja oglądałam, Mason ślinił się na ich widok.
Liam'a nie było na treningu. A może to i dobrze ? Nie wiedziałam co o tym myśleć. Niby przeprosił i w ogóle, ale nie mogę od tak o tym zapomnieć. To boli, to jak mnie nazwał, jak chciał mnie uderzyć, jak pobił Brett'a. Muszę z kimś o tym porozmawiać. Zazwyczaj na te tematy rozmawiałam z mamą, ale jej nie ma. Jedyną opcją był aktualnie Mason. Mówiłam mu o wszystkim, nawet o tym że Brett leży w szpitalu i codziennie go odwiedzałam, czasami szedł ze mną. Odwróciłam się w jego stronę.
- Mason ? - chłopak spojrzał na mnie. - Możemy porozmawiać ?
- Jasne, mów o co chodzi.
- Wiec wczoraj gdy Stiles odwiózł mnie do domu to stał tam Liam. Zaczął mnie przepraszać, mówił że jest mu bardzo przykro . Zapytał mnie czy mu wybaczę. Nie wiem co mam zrobić. - przetarłam twarz rękami i spojrzałam na boisko. Stiles patrzył na mnie, uśmiechnął się co odwzajemniłam.
- Niestety - westchnął - Ale tym razem nie dam rady ci pomóc. To ty musisz podjąć odpowiednią dla ciebie decyzję, jednak wyobraź sobie jak ty byś postąpiła na jego miejscu. Ile razem przeszliście. Taka mała rada. - uśmiechnął się.
- Dzięki za wszystko. - przytuliłam go.
Wróciliśmy do szkoły, zostały mi jeszcze dwie lekcje.
Przekraczając teren szkoły, zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go, a na wyświetlaczu pojawiła się twarz taty robiącego "zeza". Uśmiechnęłam się i odebrałam.
- Cześć tato.
- Cześć skarbie, co u ciebie ?
- Dobrze, właśnie wracam ze szkoły. A jak tam u was ? Kiedy wracacie ?
- Właśnie w tej sprawie dzwonię. O ile wszystko pójdzie dobrze to w domu będziemy już jutro po południu. - uśmiechnęłam się. - Bardzo za tobą tęsknimy.
- Ja za wami też.
- Dobrze, muszę kończyć. Uważaj na siebie, kocham cię córciu i do zobaczenia jutro.
- Będę, też cię kocham. Pa. - zakończyłam połączenie i schowałam telefon.
Zaraz po przekroczeniu progu domu zamówiłam pizzę, nie chciało mi się robić obiadu. Za dużo zachodu. Złożyłam zamówienie i poszłam do pokoju się przebrać. Ubrałam dresy i bokserkę, a na to sweter. Zanim zeszłam do salonu zabrałam pieniądze i zeszyt z biologi. Z tymi rzeczami rozsiadłam się na sofie i włączyłam telewizor. Przełączyłam na MTV i zaczęłam się uczyć, chociaż nauką nie mogłam tego nazwać. Byłam dobra z biologi więc były to raczej powtórki.
Po około trzydziestu minutach zadzwonił dzwonek. PIZZA ! No w końcu. Mój brzuch wydał z siebie głos, zaśmiałam się cichutko i wstałam. Wzięłam pieniądze ze stolika i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je i oniemiałam.
- Dobry wieczór. Przyniosłem zamówienie, duża pizza na grubym cieście z sosem pomidorowym, pieczarkami, salami, szynką, kukurydzą, kawałkami kurczaka i podwójnym serem.
- Nie wierzę. - powiedziałam cicho.
- To uwierz mała.
- Brett ! - przytuliłam się mocno do niego, objął mnie jedną ręką. Staliśmy tak przez dłuższy czas, nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. On tu przyszedł, a miał mi napisać jak wyjdzie.
- Może wejdziemy do środka ? - zapytałam opierając brodę na jego klatce piersiowej i patrząc mu w oczy.
- Pewnie, tylko mogłabyś mnie puścić - powiedział rozbawiony pstrykając mnie palcem w nos.
Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do środka zamykając za nim drzwi. Poszłam w stronę salonu, a razem ze mną chłopak. Pozabierałam kartki, zeszyt i położyłam je na komodzie. Brett postawił pizze na stoliku i otworzył ją.
- Chcesz coś do picia ?
- Nie, dzięki.
- To przyniosę.
W drodze do kuchni usłyszałam jego śmiech. Wyciągnęłam dwie szklanki, sok i wróciłam do salonu. Nalałam nam soku i podałam mu.
- Dzięki.
- Spoko, bierz sama tego nie zjem.
Pizza znikała w szybkim tempie. Jedliśmy ciągle się wygłupiając, wyrzuciłam pudełko i wróciłam do salonu gdzie Brett wygodnie sobie leżał na sofie. Prychnęłam i zrzuciłam go, a następnie usiadłam. Chłopak nic sobie z tego nie robił, ponownie się położył, a jego głowa wylądowała na moich kolanach. Obydwoje patrzyliśmy na kolejny odcinek Kardashianek, kiedy wplątałam ręce w jego włosy. Zaczął cicho mruczeć, ale z czasem stawało się to głośniejsze. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Zdezorientowany podniósł się do pozycji siedzącej.
- Z czego się śmiejesz ? - nie odpowiedziałam tylko zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać z jego miny. - No Liv.
- Z ciebie Brett, z ciebie. Mruczysz jak mały kotek.
- Bo to przyjemnie. - jęknął. - Naprawdę.
Nie odpowiedziałam, znowu zajęłam się oglądaniem, jednak Brett miał inne zamiary. Włączył kanał z piosenkami i stanął nade mną z wyciągnięta dłonią.
- Nie daj się prosić Olivio. - powiedział niskim głosem, na co moje ciało doznało przyjemnych dreszczy.
Podałam mu swoją rękę i z jego pomocą wstałam. Jednak to co robiliśmy nie mogło się nazywać tańcem. Skakaliśmy, biliśmy się poduszkami i biegaliśmy po salonie. Z czasem zaczęliśmy normalnie tańczyć. Musiałam przyznać, że przy Brett'cie czułam się inaczej niż przy Mason'ie, chociaż i on był moim przyjacielem. To uczucie było... Dziwne ? Nie wiem jak go nazwać.
Stanęłam naprzeciw niego i uśmiechnęłam się, odwzajemnił to. Nagle zaczęła lecieć wolna piosenka. Brett przybliżył się do mnie jedną rękę splótł z moją, a drugą położył na biodrze. Przyciągnął mnie bliżej. Kołysaliśmy się w spokojny rytm muzyki. Położyłam głowę na jego ramieniu, a on przyłożył policzek do moich włosów.
Podniósł głowę, zrobiłam to samo. Chłopak odgarnął z mojej twarzy kilka kosmyków włosów. Nachylił się do mnie ciągle głaszcząc mój policzek. Raz spoglądał w moje oczy, a raz zjeżdżał na usta. Nachylił się jeszcze bardziej. Delikatnie musnął moje usta swoimi, jakby się bał, że zrobi mi krzywdę. Nie widząc sprzeciwu chłopak zrobił to ponownie, tym razem bardziej odważniej. Dziwiąc się samej sobie odwzajemniłam pocałunek, Brett uśmiechnął się w moje usta. Objęłam jego szyję rękami i zaczęłam bawić się jego włosami, a on przeniósł swoje dłonie na moje biodra. Nie liczyło się nic tylko my.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro