2.
Otworzyłam pudełko. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się być puste, co było o tyle dziwne, że dokładnie pamiętałam, jak pakowałam do niego rzeczy przeznaczone do wyniesienia na strych. Nie było mnie w domu. niespełna godzinę. Jednak w kilkadziesiąt minut może się wydarzyć naprawdę wiele. Na przykład, zawartość mojego kartonu mogli skonfiskować policjanci, po tym, jak odkryli jakieś tajemne powiązania mojej rodziny z porwaniem żony sławnego polityka. Jednak musiałam wycofać tą teorię, po tym jak zdałam sobie sprawę z prostego faktu: nie znam nikogo, kto dałby radę w ogóle zbliżyć się do żony polityka, na odległość mniejszą niż trzydzieści metrów. Poza tym, w pudle nie było niczego, co mogłoby posłużyć za dowód w sprawie.
Była też opcja druga: moje rupiecie wykradła najmłodsza lokatorka naszego domu. Mowa tutaj oczywiście, o diablęciu, zamieszkującym pokój po drugiej stronie korytarza, znanym też jako Siostra Moniki lub po prostu Hela. Ta hipoteza wydała mi się bardziej prawdopodobna, zwłaszcza, że wcale nie byłby to pierwszy raz.
Miałam też trzecią teorię, ale niestety nie było mi dane się nad nią dłużej zastanowić, gdyż za plecami usłyszałam głos:
-O, już wróciłaś kochanie? - To była oczywiście moja mama, która jak zwykle zapomniała o lekcjach dobrego wychowania, które tak lubiła mi dawać, kiedy byłam młodsza i o tym, że drzwi wiszą w zawiasach właśnie po to, by w nie pukać.
- Tak, już jestem. Powiedz, wiesz może co się stało z moim pudełkiem?
-Ten karton? Rozpakowałam go. Wszystko jest w szafie. Nie musisz dziękować! - zawołała, zbiegając ze schodów, do dzwoniącego telefonu.
Dwie godziny misternego układania rzeczy w pudle, tak, by wszystko się zmieściło i nic nie zniszczyło, bezpowrotnie przepadły, a na dodatek czekała mnie powtórka z rozrywki. Wymarzony sposób na spędzenie piątkowego wieczoru!
Zaczęłam od najbardziej podstawowej czynności, czyli otwarcia szafy. Mama się postarała. Pamiątki z dzieciństwa nie tylko nie wysypały się na mnie, jak to często bywa w kreskówkach, ale nawet nieźle wyglądały na półce. Niestety, ten układ nie miał szans zadziałać na dłuższą metę, bo na rozpakowanie od tygodnia czekała torba pełna ubrań, które też potrzebują miejsca w szafie, która niestety nie była (i nie jest) szafą bez dna.
Babcia zawsze powtarzała, że najcięższe rzeczy kładzie się na dno. Zwykle mówiła to w kontekście torby z zakupami, ale ta złota rada znalazła odzwierciedlenie także w mojej sytuacji. Wyjęłam więc z półki drewnianą skrzyneczkę, w której, o ile dobrze pamiętam znajdował się moja biżuteria, którą zrobiłam kiedy miałam około siedmiu lat. Majestatyczny węzeł stworzony z kolorowych naszyjników, plastikowych kolczyków, makaronowych bransoletek oraz pierścionków z odpustów. Dziś zapewne bym ich nie założyła, ale co mi szkodzi zatrzymać je jeszcze na trochę? Skrzyneczka ląduje na dnie kartonu.
Jako że nie było innych ciężkich rzeczy, sięgnęłam po swoją ulubioną (i jedyną) porcelanową lalkę. Wciąż Była w całkiem niezłym stanie mimo, że brakowało jej jednej nogi, a oczy już się nie zamykały (jej kalectwo było zapewne spowodowane jedną z ulubionych zabaw mojej siostry, o wymownej nazwie ,,Karuzela Śmierci''). Stawu w kolanach i łokciach wciąż jednak działały, a sukienka była rozdarta tylko z jednej strony. Położyłam ją na szkatułce.
Następnym przedmiotem czekającym na pociąg na strych był mój stary, pluszowy miś. Nie pamiętam już jak miał na imię, za to doskonale zapamiętałam wszystkie nieudolne próby przyszycia mu lewego ucha. Po moich wielu desperackich wysiłkach, w końcu zrobiła to moja mama. Co jak co, ale na szyciu to ona się zna jak nikt. Miś miał też wymieniane oczy, po tym jak oryginalne odpadły. Teraz ma dwa czarne guziki. Do twarzy mu w nich. Ostatecznie nie wyniosłam go na strych, po dziś dzień stoi na moim biurku.
Były też stare rysunki, kapsle do wyścigów, zwierzątka z kasztanów, album do zdjęć i wiele innych rzeczy i pamiątek, o których nie mam czasu pisać, bo przecież torba z ubraniami sama się nie rozpakuje. Musi więc wystarczyć wersja skrócona: włożyłam wszystko do kartonu, napisałam na nim markerem ,,Pamiątki'', zakleiłam je i wyniosłam na strych.
I tak artefakty mojego dzieciństwa, cenne pamiątki z moich najlepszych lat wylądowały na poddaszu, w towarzystwie pajęczaków rodem z ,,Pajęczyny Charlotty'', tylko dlatego, że nie mam na nie miejsca. Ale jest też dobra strona: tam moja siostra nie będzie ich szukać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro