Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty dziewiąty

Tak jak Remus powiedział, tak zrobił - następnego dnia udał się do wioski wraz z Jamesem i Peterem. Chwilę wcześniej rozdzielili się z Syriuszem i Mayą, a sami poszli do Miodowego Królestwa.

- Na pewno tyle czekolady ci wystarczy? - zapytał z powątpiewaniem James, widząc, ile wziął słodyczy.

- Mam nadzieję - odparł Lupin. Chętnie kupiłby sobie więcej, ale nie chciał za dużo wydawać na siebie. Musiał też pamiętać, by starczyło mu pieniędzy na inne rzeczy, jak chociażby prezenty dla rodziny i przyjaciół na święta i urodziny.

- Nie krępuj się, kupuj na mój koszt! - zaoferował James.

- Naprawdę nie trzeba! - odparł Remus z zakłopotaniem. James był najbogatszy nich, a Lupinowi było głupio, gdy ten chciał za niego płacić.

Jednak mimo jego protestów i tak Potter kupił mu cześć słodyczy. W końcu we trzech wyszli ze sklepu obładowani kilkoma torbami.

Gdy już pochodzili po sklepach, poszli do Pubu pod Trzema Miotłami. Tam zastali siedzące przy jednym stoliku Lily, Ruby, Marlenę i Dorcas. Gryfonki zgodziły się, by się do nich dosiedli.

Całą siódemką pili piwo kremowe i rozmawiali.

- Dziwnie teraz trochę tu jest, co nie? - spytała Marlena. - W sensie... Niektóre sklepy opustoszały, zostały zamknięte. Pamiętam, jak byłam mała i przychodziłam tu z rodzicami i rodzeństwem i było tak fajnie i wesoło. A teraz...

Niestety wiedzieli o co jej chodzi. Chociaż w Hogsmeade nadal działało dużo przedsiębiorstw, to było ich coraz mniej. Ludzie chodzili coraz bardziej spięci i nerwowi. Wszyscy obawiali się, że prędzej czy później śmierciożercy mogą zaatakować wioskę.

-  Jest źle. Ale może dzisiaj nic się nie stanie, nawet Dumbledore przyszedł do wioski - rzekła Dorcas, pokazując głową na stolik po drugiej stronie Pubu. Rzeczywiście, siedział tam dyrektor w towarzystwie McGonagall i Flitwicka. Nauczyciele najwyraźniej też postanowili skorzystać z możliwości ładnej pogody.

- Oby nic się nie stało - westchnęła Lily.

- Jeśli cokolwiek się wydarzy, nie poddamy się bez walki - stwierdził James.

Remus widział, że jego przyjaciel jest zdeterminowany. Trudno było się temu dziwić, szczególnie po wydarzeniach z ostatnich tygodni.

Lily spojrzała na Pottera i przypatrywała mu się przez chwilę, po czym upiła łyk piwa. Widać było, że ma mocno mieszane uczucia wobec niego. Z jednej strony wciąż pamiętała, co działo się przez ostatnie lata, a z drugiej strony - widać było, że James trochę się zmienił. Poza tym rzecz jasna współczuła mu przez żałobę.

Remus zdawał sobie sprawę z uczuć obu stron i nie chciał się wtrącać. Najbardziej chciałby oczywiście, by oboje byli szczęśliwi. Nie miał pojęcia, co będzie dalej, ale to zależało od nich.

W końcu jednak przeszli na przyjemniejsze tematy. W końcu mimo wszystko przyszli tu, by oderwać się od szkolnej rzeczywistości, a nie pogrążać w smutku.

W pewnym momencie do Pubu weszli Syriusz i Maya, a James pomachał do nich.

- Chodźcie, usiądźcie z nami!

Para przyniosła sobie krzesła z innego stolika i usiadła razem z nimi. Podeszła do nich madame Rosmerta, a oni poprosili o piwo kremowe.

- Ja dzisiaj stawiam wszystkim! - oznajmił Potter, klepiąc Syriusza po plecach.

- Jak wam się udała randka? - spytała Ruby.

- Miło było, pochodziliśmy trochę po wiosce. Ładna jesień jest - odparła Maya.

- Chociaż ja jestem jeszcze ładniejszy - rzekł Syriusz, na co reszta towarzystwa parsknęła śmiechem. - No co? Prawdę mówię!

- Ja tam uważam, że jestem najładniejsza. I co powiesz? - złośliwie spytała Maya, na co rozległo się zbiorowe "Uuuuuu". Wszyscy popatrzyli na Syriusza, ciekawi, jak z tego wybrnie.

- Że oboje jesteśmy najpiękniejszą parą w szkole - stwierdził Black, szczerząc się. Wszyscy parsknęli śmiechem, a Maya poklepała go po plecach.

- Aleś wybrnął - stwierdziła.

- Kto jak nie ja? - spytał szarooki.

- Wasza dwójka wygrałaby konkurs na najmniej skromną parę roku - mruknęła Dorcas, na co oboje spojrzeli na nią z oburzeniem.

- Wypraszamy sobie!

- My jesteśmy bardzo skromni!

- Ta, a McGonagall odpuści wam kiedyś wypracowanie - sarkastycznie skwitowała Marlena.

- Ja tam uważam, że James jest mniej skromny ode mnie. Ale wiecie, on i Maya to kuzynostwo. To wszystko wyjaśnia - stwierdził Syriusz.

- Ona przynajmniej jest mądrzejsza - rzekł złośliwie Remus, odbierając tym samym mordercze spojrzenie przyjaciela.

- Dzięki Luniek! Ale za to ty Łapciu jesteś honorowym członkiem rodziny Potterów, więc nieskromność Rogacza ci się udziela - powiedziała Maya, kładąc rękę na ramieniu Syriusza.

Black prychnął, na co reszta się zaśmiała.

Mimo wszystko, przynajmniej zrobiło się trochę weselej.

W pewnym momencie jednak Gryfonki uznały, że pójdą na dalsze zakupy. Huncwoci i Maya zostali więc sami przy stoliku.

- A ty Remus nie chciałeś iść z nimi? - zapytał Syriusz.

- A szczególnie z jedną z nich? - spytał James.

- Po co miałbym iść za nimi, gdy robią zakupy? - spytał Lupin. - Mają swój damski wypad, tylko bym im przeszkadzał. A wy moglibyście zmienić temat, bo ciągłe słuchanie o tym samym jest już nudne.

- Jeszcze do tego wrócimy Luniaczku - stwierdził James.

- A dajcie spokój - burknął Lupin. - Poswatajcie kogoś innego.

- Kogo? Rosmertę i Dumbledor'a? - zapytał Syriusz, wskazując stolik nauczycieli. Madame Rosmerta wdała się w rozmowę z profesorami.

- A weź, on mógłby być jej ojcem - stwierdziła Maya.

- Córka Dumbledore'a raczej nie pracowałaby jako barmanka - stwierdził James.

- Nie powiedziałam, że jest jego córką, a że jest od niego sporo młodsza - stwierdziła Chase, po czym upiła łyk piwa. - Poza tym niby dlaczego by nie mogła? Nie każdy musi być jak rodzice.

- Wiem, po prostu tak powiedziałem - odparł James. - Dobra, niech wam będzie, znajdźmy inny temat.

Rozmawiali sobie w piątkę, aż w pewnym momencie do Pubu weszła Glenn wraz z czwórką swoich przyjaciół.

- Cześć wam - rzekła Glenn, podchodząc do nich. - Chcecie się przysiąść do nas?

- My nie, ale Remus bardzo chętnie - stwierdził Potter.

Remus przewrócił oczami, widząc to przedstawienie. Zgodził się jednak pójść i usiąść z Krukonami.

- Hej wam - powiedział Lupin, przysiadając się wraz ze swoją szklanką piwa kremowego. Zajął miejsce między Glenn i Marion.

Krukoni również się z nim przywitali, po czym zamówili swoje napoje.

- Przyszliśmy dopiero teraz, bo spaliśmy - przyznał Ben.

- Nieprawda, to ty spałeś śpiochu jeden - wytknął mu Matthew.

- Muszę się wyspać, od tego są weekendy!

- W inne dni też ci się spać chce i spóźniasz się na lekcje - rzekła Marion.

- Ja na pewno nie zamierzam wstawać tak wcześnie jak Hartley - stwierdził Kennedy.

- Rano najlepiej mi się biega - odparła Preston. - Muszę mieć dobrą kondycję. Chcę wygrać!

- Ley ma na tym punkcie fioła, szczególnie od kiedy została kapitanem - stwierdziła Glenn.

- Chcę wygrać i już. W poprzednich latach mieliśmy Currie'a, który bardziej skupiał się na robieniu wrażenia swoją buźką niż na graniu - mruknęła Hartley z irytacją. - Czy naprawdę jestem jedyną dziewczyną w tej szkole, na którą jego urok nigdy nie działał?

- Ja tylko powiedziałam, że jest przystojny, a nie, że mi się podoba. To nie musi być to samo - oburzyła się Glenn, a Remus spojrzał na nią z zaskoczeniem.

Czy ona naprawdę przyznała, że ten kretyn był przystojny?

Szybko zganił się za tą myśl. Nawet jeśli, to co z tego? Przecież ma prawo tak mówić, nic mu do tego. On przecież widział, że chociażby Maya czy Lily są ładne, ale to nie znaczyło, że mu się podobały w taki sposób. I nie tylko dlatego, że podobały się jego przyjaciołom.

Najwyraźniej jest po prostu przemęczony. To na pewno wszystko dlatego.

- Zgadzam się, ja też wielu chłopaków uważam za przystojnych, ale nie znaczy, że każdy mi się podoba - rzekła Chapman, po czym spojrzała w stronę Wilsona. Ten jednak tego nie zauważył, zajęty odbieraniem napojów z rąk madame Rosmerty.

- Bardzo dziękujemy - rzekł Matthew, szczerząc zęby do barmanki. - Wygląda pani dzisiaj szczególnie olśniewająco!

Barmanka zachichotała.

- Miło mi młody człowieku - odparła, po czym skierowała się do stolika obok. Matthew wodził za nią wzrokiem.

- Wiem, że jest ładna, ale nie sądzę palancie, żebyś miał u niej jakieś szanse - stwierdziła Preston, kopiąc go pod stołem. Ten zaklnął pod nosem.

- Ja ją tylko skomplementowałem - prychnął Wilson. - Może sama się umów, jak taka chętna?

Hartley zakrztusiła się piwem kremowym. Dopiero po chwili odparła:

- Odwal się, ja mam Quidditch.

- Wiecie co, ja chyba pójdę do księgarni, wiecie jak długo tam siedzę, nie chcę, żebyście czekali - stwierdziła Marion, wstając od stołu. Przyjaciele popatrzyli na nią zdziwieni.

- Ale jeszcze nie wypiłaś wszystkiego - powiedziała Glenn. - Zresztą mogę iść z tobą...

- Nie trzeba, poradzę sobie - rzekła Chapman, po czym wyjęła z torby kilka monet. - To moja część zapłaty, spotkamy się później, dobra?

- Jasne - stwierdził Ben.

Marion zabrała swoje rzeczy i po chwili wyszła z Pubu.

- Ty durniu! - powiedziała Hartley do Wilsona. - Nie widzisz tego?

- Ale czego? - zdziwił się Matthew, pijąc spokojnie piwo.

- Zrobiłeś jej przykrość i dlatego chce pobyć teraz sama - rzekła Preston.

Remus poczuł się trochę niezręcznie, przebywając w tym gronie. Nie chciał się wtrącać w ich kłótnie.

- Naprawdę nie wiem o co wam chodzi - burknął Matthew.

- Może faktycznie nie przesadzaj Ley - stwierdziła Glenn. - Nie zrobił nic złego, chociaż nie dziwię się też Marion. Ale to jest sprawa, którą powinni rozwiązać między sobą.

- Niech ci będzie - burknęła Hartley, po czym wstała od stolika. - Ja też muszę gdzieś pójść. Zobaczymy się później.

Również wyjęła kilka monet, po czym zabrała swoje rzeczy i wyszła z Pubu.

- Pewnie poszła do sklepu z rzeczami do Quidditcha, to jej ulubione miejsce - stwierdził Matthew. - Dobra Lennie, wiesz, że nie miałem na myśli nic złego.

- Wiem, wiem - odparła Cooper i westchnęła.

Po kilku minutach obaj Krukoni również wyszli, a Glenn i Remus zostali sami przy stoliku.

- Chciałabym cię przeprosić za to zamieszanie - rzekła Cooper. - Po prostu od dłuższego czasu widzimy, że między Matthew i Marion coś się dzieje. Ale on ją trochę zwodzi... Raz wydaje się być nią zainteresowany, a innymi razem przymila się do jakiejś innej dziewczyny...

- Nie przepraszaj, nie masz za co - powiedział Remus. - Moi przyjaciele wciąż się wydurniają, więc gdybym miał przepraszać za każdą głupotę, którą zrobią, to sporo by to zajęło.

- Prawda, wydurniają się. Ale wydają się naprawdę sympatyczni - przyznała Glenn.

- Cieszę się, że tak uważasz - odparł Lupin z uśmiechem. - Znam ich już tyle lat i wiem, że chociaż bywają różni, to i tak ich uwielbiam.

- Ja swoich przyjaciół też, mimo wszelkich kłótni i spięć - przyznała Glenn.

Była dzisiaj ubrana w beżowy płaszcz, biały golf i czarne spodnie. Włosy splotła w luźnego kucyka, a on uznał, ze naprawdę jej tak ładnie.

- Mam nadzieję, że będzie dobrze - rzekł Remus, a ona westchnęła.

- Też mam taką nadzieję.

- Co ostatnio czytałaś? - zapytał, chcąc odwrócić jej myśli od zmartwień.

Po chwili zajęli się rozmową, a Remus nie zauważył nawet, że jego przyjaciele również opuścili już Pub.

W końcu Remus i Glenn opuścili gospodę, zamierzając wrócić już do Hogwartu. Nim wyszli z Hogsmeade, natknęli się na Hartley, Marion, Bena i Matthew. Zabrali się więc razem z nimi.

Jak się jednak okazało, powrót do szkoły został im utrudniony. Nie spodziewali się bowiem, że wpadną wprost na ostrą walkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro