Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty czwarty

Kolejna pełnia w jego życiu minęła, a Remus znów wymyślał wymówki dla tych, którzy nie znali prawdy. Zdawał sobie jednak sprawę, że było to nieuniknione.

Wrzesień pełen był też różnych doniesień na temat śmierciożerców, które dochodziły do uczniów dzięki gazetom czy radiu. Czarodzieje mieli swoje radio, zrobione tak, by nie psuło się mimo obecności czarów.

Mimo niepewnej atmosfery spowodowanej wojną, uczniowie nadal musieli się uczyć. Nauczyciele naciskali na nich, a im starsze roczniki, tym trudniejsze rzeczy mieli do nauki.

W międzyczasie jednak Remus, bliźniaczki i Lily zajmowali się tłumaczeniem dziennika. Siedzieli z nim w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i starali się go odczytać.

Ich przyjaciele byli obok, ale nie wnikali w to co robią, uznając, że jest to projekt zadany im przez nauczycielkę od Starożytnych Run.

Tym razem wpis był na następnej stronie i nie zawierał daty. Najprawdopodobniej jednak Iola pisała wszystko później, a nie na bieżąco.

Mam aktualnie trzydzieści sześć lat, urodziłam się 13 maja 1840 roku. Byłam najstarsza z czwórki rodzeństwa. Jeden z braci urodził się w 1843 roku, potem siostra w 1845 i drugi brat w 1850.

Od początku wpajano nam wszystkim surowe zasady i dyscyplinę. Mieliśmy uważać się za lepszych niż ktokolwiek inny i tępić niegodnych. W końcu liczyła się tylko czysta krew

- Czystość krwi? Brzmi jak poglądy Voldemorta i jego popleczników - skrzywiła się Lily.

- Idea czystości krwi jest dużo starsza od nich, a nawet od samych założycieli Hogwartu - powiedziała Ruby.

- Ciekawa jestem, jak to wyglądało na samym początku. Wszyscy wierzyli w te bzdury, czy nie? A jeśli tak, to kto pierwszy się zbuntował przeciwko temu? - zastanawiała się Glenn.

- Ciekawie byłoby dowiedzieć się czegoś więcej - stwierdziła Evans. - Jakie właściwie były początki...

- I gdzie dokładnie - dodała Glenn.

- Tego nikt nie wie, możliwe, że było to jeszcze przed wynalezieniem pisma - rzekł Lupin. - Jednak część znanych czarodziejów z dawnych czasów pochodzi ze Starożytnej Grecji. Chociażby niejaki Andros Niezwyciężony, który zasłynął z wyczarowania patronusa w formie olbrzyma.

- Albo Falco Aesalon, pierwszy znany zajerestrowany animag, przybierający formę sokoła - rzekła Ruby. - Obaj znaleźli się na opakowaniach czekoladowych żab. Ciekawie byłoby czegoś dokonać i się tam znaleźć...

- Szkoda, że nie ma więcej źródeł historycznych, które mogłyby coś powiedzieć więcej - stwierdziła rudowłosa.

- Nie każda wiedza jest powszechna. Są ponoć księgi, których istnienie jest tak rzadkie, że wręcz legendarne - powiedziała Glenn. - Albo zaginione...

- Założę się, że Dumbledore na pewno czytał mnóstwo takich niedostępnych ksiąg - mruknęła Ruby. - W końcu z jakiegoś powodu jest tym najpotężniejszym czarodziejem, co nie? Z pewnością ma sporą wiedzę.

- Oj z pewnością ma wiedzę - powiedziała Lily i westchnęła. - Historia mogłaby być ciekawa, gdyby uczył jej ktoś inny niż Binns...

- On tylko gada o wojnach goblinów - rzekł Remus.

- I olbrzymów - dodała Glenn. - Wracamy do tłumaczenia?

Wszyscy się zgodzili, więc starali się czytać dalej dziennik.

a za przynależność do tak "znakomitego rodu" mieliśmy starać się zasługiwać przez całe życie. Wpajano nam, że rodzina jest najważniejsza, ale tak naprawdę wszystko opierało się na sztuczności i kłamstwie. Cóż to za rodzina bez miłości i wsparcia?

- To naprawdę okropne. Rodzina powinna być dla siebie wsparciem, nie cierpieniem - powiedziała Ruby z oburzeniem. Reszta przyznała jej rację.

Od początku mówiono mi, co mam robić. Mam ładnie wyglądać, być idealną córką i w przyszłości żoną oraz matką. Nawet zaręczyli mnie z kilkanaście lat starszym członkiem innej zamożnej i poważanej rodziny czystej krwi. Nikt nie spodziewał się tego, że stanę się zakałą rodu.

- To cholernie przykre podejście - mruknęła Glenn.

Żadne z nich nie znało takiego uczucia, gdyż w końcu wychowywani byli w kochających się rodzinach. Już było im szkoda bohaterki dziennika, która najwyraźniej musiała mierzyć się z czymś im nieznanym.

- Wygrałem! - ich uwagę odwrócił na chwilę głośny krzyk Syriusza, który grał w Eksplodującego Durnia z Mayą, Jamesem, Peterem, Dorcas i Marleną. Cała szóstka siedziała koło kominka, ciesząc się z zabawy.

- Następnym razem ja wygram!

- Nie, bo ja!

Spoglądali na nich, a potem przenieśli wzrok na stół z leżącymi na nim pergaminami. Ich przyjaciele dobrze się bawili, grając. Oni jednak też ciekawie spędzali czas - chcieli odkryć tajemnicę tego dziennika.

Zaczęło się od tego, że zostałam Krukonką, a nie Ślizgonką. Dla mojej rodziny było niewybaczalne, że nie dostałam się do Slytherinu, jak wszyscy w tym rodzie. Zaczęli mnie nienawidzić.

- To straszne... Dziecko nie jest odbiciem rodziców, ono ma własny charakter - powiedziała Glenn.

- Zgadzam się. Nie rozumiem, jak można znienawidzić dziecko, bo dostało się do innego domu niż reszta rodziny - powiedziała Lily.

Czułam się zagubiona. Teoretycznie Ravenclaw i tak był dla nich lepszy niż Gryffindor lub Hufflepuff. Ale i tak był siedliskiem nielubianych przez mój ród szlam i zdrajców krwi.

Miałam kilka współlokatorek. Jedną z nich była Mabel Chase.

- Chase? Jakaś krewna Mayi? - zapytała Evans.

- Przypuszczam, że tak - odparł Remus.

Była na szczęście czystej krwi. Zaprzyjaźniłyśmy się, chociaż ona nie miała aż tak radykalnych poglądów co do czystości krwi. Ja z czasem też zrozumiałam, że to było złe.

Drugą z współlokatorek i zarazem moich przyjaciółek była niejaka Miriam Hitchens.

- Hitchens! - powtórzyła Ruby. - Czyli to prawdopodobnie jakaś krewna tego całego Boba!

- Też tak myślę - stwierdziła Glenn, a Remus i Lily pokiwali głowami.

Była mugolaczką, a zatem nie powinnam się z nią zadawać. Mimo to, raczej nie dało się tego uniknąć. Z czasem zresztą nie chciałam jej unikać.

Całą czwórką mocno wkręcili się w tłumaczenie, chociaż było to dosyć czasochłonne. Byli jednak ciekawi, co dalej.

- Hej, może chcecie do nas dołączyć? - zawołała Marlena, a oni odwrócili się w stronę przyjaciół.

- Właśnie, przyda wam się trochę przerwy - dodał James.

Remus, Glenn, Ruby i Lily po chwili się zgodzili. Mimo wszystko dobrze im szło tłumaczenie, ale chcieli też spędzić trochę czasu z nimi.

Bliźniaczki poszły odnieść słowniki i dziennik do dormitorium Ruby, a Remus i Lily podeszli do grających przyjaciół. Jakoś tak wyszło, że Evans wylądowała koło Jamesa, ale tym razem nie protestowała. Chyba zaczęła się przyzwyczajać, że mają wspólnych znajomych i nie da się wiecznie wzajemnie unikać.

Inną kwestią było też to, że mu współczuła. W końcu to, co stało się z jego kuzynem i wujkiem było straszne i niesprawiedliwe.

Chwilę później dołączyły bliźniaczki, które usiadły po obu stronach Lupina. Następnie zaczęli grać i rozmawiać na luźne tematy.

Za oknem padał deszcz, a oni skupili się na grze. Starali się zrelaksować i chociaż na chwilę zapomnieć o złych rzeczach i obowiązkach.

Niebezpieczeństwo jednak nadciągało, a oni prędzej czy później zostaną w nie wciągnięci. Chcieli jednak jak najdłużej być po prostu nastolatkami, chociaż już dotykały ich okropne sytuacje.

~

- Pamiętajcie, należy wykonać taki ruch...

Remus siedział na lekcji transmutacji i starał się słuchać wykładu nauczycielki. Siedząca obok niego Glenn również starała się notować, przy okazji rysując sobie po bokach pergaminu.

Za nimi siedzieli James i Syriusz, którzy wydawali się być myślami zupełnie gdzie indziej. Niedaleko usiadły też Lily i Ruby oraz Dorcas z Marleną. Tylko Peterowi nie udało się zdać tego przedmiotu, więc miał okienko.

Remus zastanawiał się, co będzie dalej. Chodził na jak najwięcej przedmiotów, bo nie miał pojęcia, gdzie będzie mu dane pracować. Myśli o końcu szkoły nawiedzały go coraz częściej. Działo się tak w dużej mierze chociażby przez ciągłe gadanie nauczycieli o Owutemach i zadecydowaniu o swojej przyszłości.

Nagle drzwi sali się otworzyły i wszedł profesor Flitwick, który poprosił profesor McGonagall, by na chwilę wyszła z sali. Nauczyciele poszli porozmawiać na korytarz, a uczniowie skorzystali z okazji, by pogadać między sobą.

Po chwili jednak profesor McGonagall wróciła.

- Panie Aubrey, proszę zebrać swoje rzeczy i pójść z profesorem Flitwickiem. On panu wszystko wyjaśni.

Remus nie lubił Bertrama, od kiedy ten kilka miesięcy wcześniej chciał skrzwydzić jego przyjaciółkę. Jednak i tak zastanawiał się, o co mogło chodzić. Wszyscy zaczęli z ożywieniem szeptać między sobą, podczas gdy Aubrey ruszył ku drzwiom.

- Proszę o ciszę! - powiedziała nauczycielka, gdy Krukon już wyszedł.

- Co się stało?

- Dlaczego on wyszedł?

Wszyscy w klasie zastanawiali się, o co mogło pójść.

- Powiedziałam, proszę o ciszę - rzekła McGonagall. - To jego prywatna sprawa.

Jej słowa jednak nic nie dały, bo i tak wszyscy się nad tym zastanawiali i plotkowali. Sprawa wyjaśniła się dopiero następnego dnia, gdy uczniowie dostali do rąk Proroka Codziennego.

Okazało się bowiem, że ojciec Aubrey'a został zabity przez śmierciożerców.

Ci wydawali się nieustannie panoszyć. Wojna zaczynała nabierać coraz większych rozmiarów i rozrastać się w ogromnym tempie.

Kiedy to wszystko się skończy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro