Rozdział siódmy
Im bliżej było pełni, tym Remus gorzej się czuł. Na dodatek teraz martwił się też o przyjaciół - w końcu to miała być pierwsza pełnia, przy której mieli mu towarzyszyć.
Mówił im, by tego nie robili. Wystarczające było dla niego to, że wspierali go i troszczyli się, oraz dbali, by jego sekret nie wyszedł na jaw. Jednak dla Huncwotów to było za mało - oni chcieli być przy nim w takiej trudnej chwili.
W końcu byli braćmi z wyboru. I wspierali się mimo wszystko.
Remus wiedział, że jego przyjaciele są bardzo uparci i nie zmienią zdania. Tym bardziej więc się o nich bał - wiedział, że nie zwieją, gdy zrobi się zbyt niebezpiecznie.
Remus nie miał nad sobą kontroli, gdy stawał się wilkołakiem. Nienawidził tego uczucia, bo nigdy nie wiedział, czy nie zrobi komuś krzywdy.
- Luniek, mówimy ci to kolejny raz. Nie powstrzymasz nas przed towarzyszeniem ci - powiedział James, gdy szli na śniadanie. Poklepał przyjaciela po plecach. - Będzie dobrze!
- Właśnie, nie zostawimy cię w potrzebie - rzekł Syriusz, który szedł z jego drugiej strony. Tuż za nimi podążał Peter, potakując przyjaciołom.
Remus westchnął ciężko - wiedział, że oni są bardzo uparci. Zresztą on również, wobec czego to był najczęstszy powód ich kłótni.
A Huncwoci kłócili się naprawdę rzadko. A jeśli już, to raczej o błahostki, o których potem się nawet nie pamiętało.
Remus czuł się słabo, ale mimo to zamierzał uczestniczyć w lekcjach tak długo, jak było to możliwe. Już i tak wystarczająco wzbudzał podejrzenia, gdy musiał brać notatki od koleżanek z roku. Bo James, Syriusz i Peter nawet jeśli się starali, to i tak nie umieli skupić się na lekcjach wystarczająco, by zapamiętać, co tam było i zrobić rzetelne notatki.
Wszyscy wokół myśleli, że jeździ do chorej matki. Czuł się źle, że mówi iż jest chora - bał się, że przypadkiem powie to w zła godzinę. Nie miał jednak innego wyjścia.
- Chłopaki, naprawdę...
- Twój futerkowy problem jest teraz też naszym problemem, bo nie zostawimy cię samego - przerwał mu James.
- Mów ciszej. I tak już niektórzy sądzą, że mam jakiegoś szczególnie upierdliwego królika - mruknął Remus. - A tak naprawdę to mam bardzo upierdliwych przyjaciół.
- Królika też można zawsze załatwić - rzekł Syriusz. - Nie wiem czy w Hogsmeade sprzedają króliki, ale...
- Nie będziemy załatwiać żadnego królika - przerwał mu Remus.
- Wolałbyś Łapo coś innego? Czym żywią się wampiry? - spytał James, po czym parsknął śmiechem, widząc poirytowaną minę Blacka. - No co?
- Żebyś ty zaraz nie stał się wampirem - prychnął Syriusz, nawet jeśli nie miał pojęcia, w jaki sposób miałaby się spełnić ta groźna.
~
Ostatnia lekcją tego dnia były Starożytne Runy, na które chodziło dosyć mało osób. Z Gryffindoru właściwie byli tylko on, Lily i Ruby, która stwierdziła, że spróbuje czegoś innego niż większość uczniów.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, czy się cieszyć, czy smucić tym, że w tym roku najczęściej mamy z Krukonami. Z jednej strony brakuje mi towarzystwa Seva, a z drugiej strony przynajmniej nie muszę słuchać gadania Mulcibera, Avery'ego i Rosiera - stwierdziła Lily, gdy we trójkę stali pod salą. Byli tam jako pierwsi - reszta osób jeszcze się nie zjawiła. - Chociaż Starożytne Runy mamy akurat ze wszystkimi domami, ale inne przedmioty...
- Ciesz się, przynajmniej tamtych gnojków nie ma, a zobaczyć się z kimś można po lekcjach - rzekła Ruby.
- Właśnie - przytaknął Remus, który tego dnia szczególnie nie miał ochoty wdawać się w dyskusje. A już na pewno nie na temat Snape'a.
- Remus, co ci jest? Wyglądasz dzisiaj jakbyś był jakiś taki bledszy niż zwykle? - zapytała Lily, zwracając się do niego z troską w głosie.
- Też go o to pytam, a twierdzi, że to tylko przeziębienie - stwierdziła Ruby.
- Bo tak jest. Jesień idzie, zimno - rzekł Remus.
- W sumie prawda, chociaż lubię jesień. Można posiedzieć pod ciepłym kocykiem i poczytać książki - stwierdziła Lily z rozmarzeniem.
- Albo pobiegać pośród kolorowych liści - dodała Ruby.
Remus pokiwał głową, chociaż zarazem myślał też o tym, że pora roku nie miała znaczenia. I tak zawsze co miesiąc stawał się wilkołakiem.
Wkrótce zaczęły przybywać też osoby z innych domów. Dostrzegli też Snape'a, który stanął pod jedną ze ścian z Leopoldem Mulciberem, brunetem o niebieskich oczach. Lily poszła w ich stronę, mimo, iż Snape nawet nie spojrzał w jej kierunku.
- Patrz, ta twoja szlama do nas idzie! - krzyknął drwiąco Mulciber, zwracając tym samym na siebie uwagę pozostałych uczniów.
Na twarzy Snape'a było widać tylko dziwny grymas. Natomiast Remus i Ruby poczuli wściekłość i po chwili znaleźli się obok Lily, chcąc jej pomóc.
- Nie nazywaj jej tak! - powiedziała Ruby z oburzeniem.
- Lily jest lepsza od ciebie w właściwie wszystkim - rzekł Remus, chcąc bronić przyjaciółki.
- Nie przyszłam do ciebie Mulciber - chłodno powiedziała Lily. - Sev, możemy porozmawiać?
- Zaraz lekcja, możemy później? - zapytał Snape.
Chociaż Lily tego nie pokazywala, ewidentne czuła wściekłość. Nie mogła jednak nic poradzić, bo w tej chwili przyszła nauczycielka.
Profesor Bathsheda Babbling była osobą średniego wzrostu o jasnej karnacji. Posiadała długie, sięgające do ramion, brązowe włosy i oczy tej samej barwy. Była ona osobą dość młodą, prawdopodobnie najmłodszą z kadry.
Uczniowie weszli do klasy - Ślizgoni od razu zajęli miejsce z tyłu sali. Lily popatrzyła ze smutkiem na Snape'a, a Ruby położyła swoją rękę na jej ramieniu.
- Nie przrjmuj się tym kretynem - powiedziała tak cicho, że usłyszała to tylko Evans oraz Remus stojący za nimi.
- Nie jest kretynem, pewnie po prostu ma zły dzień. Miał powiedzieć swoim przyjaciołom, żeby mnie nie wyzywali, ale ci najwyraźniej tego nie rozumieją - stwierdziła Lily, gdy we trójkę poszli na przeciwny koniec sali. Dziewczyny usiadły w drugiej ławce, a on za nimi, w trzeciej. - Naprawdę chcę mu pomóc się od nich uwolnić. Ale...
- Ale on też musiałby tego chcieć - mruknęła Ruby, a Remus po cichu przyznał, że Cooper ma rację.
- Hej wam, mogę się przysiąść? - zapytała Glenn. Remus zobaczył, że za nim ławkę zajmuje dwójka Krukonów. - To moi przyjaciele, Marion i Matthew.
- Jasne, siadaj - zgodził się Remus. Nie zamierzał przecież rozdzielać jej z przyjaciółmi, a ci najwyraźniej nie chcieli siedzieć zbytnio na widoku. Zobaczył, że siedzące z przodu Ruby i Lily zajęły się sobą, więc mimowolnie przyjrzał się rozpakowującym się Krukonom. Oboje kojarzył, bo w końcu byli na jednym roku, jednak nie rozmawiał z nimi wcześniej.
Marion Chapman była krótkowłosą brunetką o jasnoniebieskich oczach. Siedzący obok niej chłopak, czyli Matthew Wilson miał również czarne włosy oraz oczy.
Oprócz osób zgromadzonych w tym rzędzie, było jeszcze kilkoro osób, które znalazły się w środkowym rzędzie. Snape i Mulciber byli po przeciwnej stronie klasy.
Nauczycielka w końcu zaczęła lekcje. Chociaż Starożytne Runy były trudne, to jednak ona potrafiła je naprawdę dobrze wytłumaczyć.
W końcu dostali do wykonania zadania w parach - w taki sposób, jak siedzieli. Remus miał więc pracować z z Glenn.
Pracowali przez jakiś czas, jednak w pewnym momencie chłopak zauważył, że dziewczyna uważnie mu się przypatruje.
- Remus, a ty dobrze się czujesz? Bo wyglądasz dzisiaj jakoś tak na osłabionego - stwierdziła Krukonka, a on zastanawiał się, ile razy jeszcze usłyszy to pytanie. Czy naprawdę jego zmęczenie było aż tak widoczne, że nawet ci, którzy mało go znali, to widzieli?
- Uczyłem się do późna w nocy, do tego jeszcze ta jesienna pogoda mi nie służy - rzekł Remus, a ona popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Rozumiem. Zaraz weekend, może w końcu się wyśpisz - powiedziała Glenn.
- Może - mruknął Remus bez przekonania, nie chcąc zagłębiać się w temat. - A co tam u ciebie?
Chciał zmienić temat. Nie lubił rozmawiać o sobie, a szczególnie o stanie jego zdrowia.
Dziewczyna westchnęła ciężko.
- Stało się coś strasznego. Lockhart odkrył, że umiem rysować i domaga się, abym narysowała jego portret - stwierdziła szatynka z irytacją. - Nie mam ochoty tracić na niego czasu! A on twierdzi, że powinnam czuć się zaszczycona.
- Chcesz, to mogę poprosić moich przyjaciół, by coś mu zrobili - zaproponował Remus, ale ona pokręciła głową.
- Nie trzeba. Chce, żeby się odczepił, a nie, żeby się nad nim znęcano jak na Snape'u - sucho powiedziała Glenn. - Co prawda nie znam go, ale ta wojna między Gryffindorem i Slytherinem zaszła zbyt daleko. A poza tym dam sobie radę sama.
- W porządku, nie będę naciskał - stwierdził Lupin. - Natomiast co do Snape'a... To rzeczywiście jest dziwna sytuacja. Chłopaki rzeczywiście czasami trochę przesadzają, ale zarazem on i jego koledzy robią wiele złego mugolakom.
Najdziwniejsze było to, że chociaż wszyscy o tym wiedzieli, to nikt nic z tym nie robił. Nauczyciele byli głusi na to?
- To też jest złe. Ale dobra, nie chcę wnikać w tą wojnę między domami - powiedziała Glenn. - Mówię tylko, co myślę. Wracajmy do tłumaczenia.
- Dobrze - zgodził się Remus. Ciężko mu było prowadzić takie rozmowy - stawał wtedy na granicy między tym, co powinno się robić, a obroną przyjaciół. Starał się jednak nakreślić różny obraz sytuacji, bo w końcu nic nie było czarno-białe.
Starali się jak najlepiej wykomać polecenie, które było dość trudne - nauczycielka chciała bowiem dobrze przygotować ich do Sumów.
Mimo wszystko jednak dobrze się im razem pracowało. Współpracowali, oboje wkładali w to swój wysiłek.
W końcu lekcja się skończyła, a Remus, Ruby i Lily wyszli z sali jako jedni z pierwszych. Po chwili kilka kroków od nich stanął Snape. Popatrzył z niechęcią w stronę Lupina i Cooper, po czym przeniósł wzrok na Lily.
- Możemy porozmawiać zaraz na dziedzińcu? - spytał Snape. - Sami.
- Dobrze - zgodziła się Lily, a Ślizgon odwrócił się i poszedł sobie.
- On naprawdę zachowuje się dziwnie - stwierdziła Ruby. - A ty Lils masz za dobre serce. Czemu ciągle starasz się go tłumaczyć?
- Nieprawda, nie takie ciągle - zaprzeczyła rudowłosa.
- Praktycznie codziennie od kilku lat - rzekł Remus.
- Akurat ty też ciągle tłumaczysz swoich przyjaciół - zwróciła mu uwagę Lily. Zanim jednak Remus zdążył coś powiedzieć, pierwsza odezwała się Ruby.
- Wiesz Lily, chodzi nam po prostu o to, że to czasami zachodzi zbyt daleko. Przyjaciele Snape'a używają czarnej magii, oraz wyzywają mugolaki. A jemu to nie przeszkadza.
- Mówi, że przeszkadza, tylko, że oni nie chcą go słuchać - stwierdziła Lily. - Muszę mu pomóc, nie chcę go zostawiać samego w tym toksycznym środowisku.
Następnie rudowłosa poszła udać się na spotkanie, a Remus i Ruby poparrzyli na siebie z rezygnacją.
- Lily ma naprawdę za dobre serce. Ile jeszcze będzie mu wybaczać? - zastanawiała się Cooper, gdy szli w stronę Wieży Gryffindoru.
- Nie wiem - rzekł Remus bezradnie. - Chyba najlepsze co możemy zrobić, to starać się ją pocieszać.
- James i Syriusz swoim zachowaniem bynajmniej nie pomagają. Ja wiem, że oni nie są źli, ale to co robią, to przesada - stwierdziła Ruby. - Może Lily uważa, że to przez nich krzywo patrzymy na Snape'a?
- Nie mam pojęcia. Przykre jednak, że Lily tak musi znosić te jego humorki - rzekł Remus.
Ruby pokiwała głową, po czym przez chwilę szli w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach.
- Jak ci się gadało z moją siostrą? - nagle spytała Ruby.
- W porządku - rzekł Remus. - Miła jest.
Dziewczyna spojrzała na niego badawczo, jednak tego nie skomentowała. Znając Jamesa i Syriusza, to pewnie by stwierdzili, że jest zazdrosna.
Jednak Remus w to wątpił. Niby czemu miałaby być zazdrosna? O niego?
Co prawda nie znała całej prawdy o nim, ale i tak nie rozumiał, jak mogłaby być o niego zadrosna. A już na pewno by tak nie było, gdyby znała prawdę.
Bał się jej to powiedzieć.
~
W końcu kilka dni później przyszła pełnia. Na początku było jak zwykle - pani Pomfrey zaprowadziła Remusa do Wrzeszczącej Chaty, gdzie go zostawiła.
Niedługo później zjawili się Huncwoci, a Remus znów zaczął protestować.
- Naprawdę nie musicie...
- Ale chcemy - przerwał mu James.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, braćmi - dodał Syriusz.
- Nie zostawimy cię - rzekł James, a Peter im przytakiwał.
We trzech zamienili się w zwierzęta. Remus zdążył spojrzeć na nich z rezygnacją, nim sam zaczął się przemieniać w wilkołaka.
Zdążył tylko w myślach wyrazić nadzieję, że nie stanie się nic złego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro