Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział siódmy

Im bliżej było pełni, tym Remus gorzej się czuł. Na dodatek teraz martwił się też o przyjaciół - w końcu to miała być pierwsza pełnia, przy której mieli mu towarzyszyć.

Mówił im, by tego nie robili. Wystarczające było dla niego to, że wspierali go i troszczyli się, oraz dbali, by jego sekret nie wyszedł na jaw. Jednak dla Huncwotów to było za mało - oni chcieli być przy nim w takiej trudnej chwili.

W końcu byli braćmi z wyboru. I wspierali się mimo wszystko.

Remus wiedział, że jego przyjaciele są bardzo uparci i nie zmienią zdania. Tym bardziej więc się o nich bał - wiedział, że nie zwieją, gdy zrobi się zbyt niebezpiecznie.

Remus nie miał nad sobą kontroli, gdy stawał się wilkołakiem. Nienawidził tego uczucia, bo nigdy nie wiedział, czy nie zrobi komuś krzywdy.

- Luniek, mówimy ci to kolejny raz. Nie powstrzymasz nas przed towarzyszeniem ci - powiedział James, gdy szli na śniadanie. Poklepał przyjaciela po plecach. - Będzie dobrze!

- Właśnie, nie zostawimy cię w potrzebie - rzekł Syriusz, który szedł z jego drugiej strony. Tuż za nimi podążał Peter, potakując przyjaciołom.

Remus westchnął ciężko - wiedział, że oni są bardzo uparci. Zresztą on również, wobec czego to był najczęstszy powód ich kłótni.

A Huncwoci kłócili się naprawdę rzadko. A jeśli już, to raczej o błahostki, o których potem się nawet nie pamiętało.

Remus czuł się słabo, ale mimo to zamierzał uczestniczyć w lekcjach tak długo, jak było to możliwe. Już i tak wystarczająco wzbudzał podejrzenia, gdy musiał brać notatki od koleżanek z roku. Bo James, Syriusz i Peter nawet jeśli się starali, to i tak nie umieli skupić się na lekcjach wystarczająco, by zapamiętać, co tam było i zrobić rzetelne notatki.

Wszyscy wokół myśleli, że jeździ do chorej matki. Czuł się źle, że mówi iż jest chora - bał się, że przypadkiem powie to w zła godzinę. Nie miał jednak innego wyjścia.

- Chłopaki, naprawdę...

- Twój futerkowy problem jest teraz też naszym problemem, bo nie zostawimy cię samego - przerwał mu James.

- Mów ciszej. I tak już niektórzy sądzą, że mam jakiegoś szczególnie upierdliwego królika - mruknął Remus. - A tak naprawdę to mam bardzo upierdliwych przyjaciół.

- Królika też można zawsze załatwić - rzekł Syriusz. - Nie wiem czy w Hogsmeade sprzedają króliki, ale...

- Nie będziemy załatwiać żadnego królika - przerwał mu Remus.

- Wolałbyś Łapo coś innego? Czym żywią się wampiry? - spytał James, po czym parsknął śmiechem, widząc poirytowaną minę Blacka. - No co?

- Żebyś ty zaraz nie stał się wampirem - prychnął Syriusz, nawet jeśli nie miał pojęcia, w jaki sposób miałaby się spełnić ta groźna.

~

Ostatnia lekcją tego dnia były Starożytne Runy, na które chodziło dosyć mało osób. Z Gryffindoru właściwie byli tylko on, Lily i Ruby, która stwierdziła, że spróbuje czegoś innego niż większość uczniów.

- Szczerze mówiąc, nie wiem, czy się cieszyć, czy smucić tym, że w tym roku najczęściej mamy z Krukonami. Z jednej strony brakuje mi towarzystwa Seva, a z drugiej strony przynajmniej nie muszę słuchać gadania Mulcibera, Avery'ego i Rosiera - stwierdziła Lily, gdy we trójkę stali pod salą. Byli tam jako pierwsi - reszta osób jeszcze się nie zjawiła. - Chociaż Starożytne Runy mamy akurat ze wszystkimi domami, ale inne przedmioty...

- Ciesz się, przynajmniej tamtych gnojków nie ma, a zobaczyć się z kimś można po lekcjach - rzekła Ruby.

- Właśnie - przytaknął Remus, który tego dnia szczególnie nie miał ochoty wdawać się w dyskusje. A już na pewno nie na temat Snape'a.

- Remus, co ci jest? Wyglądasz dzisiaj jakbyś był jakiś taki bledszy niż zwykle? - zapytała Lily, zwracając się do niego z troską w głosie.

- Też go o to pytam, a twierdzi, że to tylko przeziębienie - stwierdziła Ruby.

- Bo tak jest. Jesień idzie, zimno - rzekł Remus.

- W sumie prawda, chociaż lubię jesień. Można posiedzieć pod ciepłym kocykiem i poczytać książki - stwierdziła Lily z rozmarzeniem.

- Albo pobiegać pośród kolorowych liści - dodała Ruby.

Remus pokiwał głową, chociaż zarazem myślał też o tym, że pora roku nie miała znaczenia. I tak zawsze co miesiąc stawał się wilkołakiem.

Wkrótce zaczęły przybywać też osoby z innych domów. Dostrzegli też Snape'a, który stanął pod jedną ze ścian z Leopoldem Mulciberem, brunetem o niebieskich oczach. Lily poszła w ich stronę, mimo, iż Snape nawet nie spojrzał w jej kierunku.

- Patrz, ta twoja szlama do nas idzie! - krzyknął drwiąco Mulciber, zwracając tym samym na siebie uwagę pozostałych uczniów.

Na twarzy Snape'a było widać tylko dziwny grymas. Natomiast Remus i Ruby poczuli wściekłość i po chwili znaleźli się obok Lily, chcąc jej pomóc.

- Nie nazywaj jej tak! - powiedziała Ruby z oburzeniem.

- Lily jest lepsza od ciebie w właściwie wszystkim - rzekł Remus, chcąc bronić przyjaciółki.

- Nie przyszłam do ciebie Mulciber - chłodno powiedziała Lily. - Sev, możemy porozmawiać?

- Zaraz lekcja, możemy później? - zapytał Snape.

Chociaż Lily tego nie pokazywala, ewidentne czuła wściekłość. Nie mogła jednak nic poradzić, bo w tej chwili przyszła nauczycielka.

Profesor Bathsheda Babbling była osobą średniego wzrostu o jasnej karnacji. Posiadała długie, sięgające do ramion, brązowe włosy i oczy tej samej barwy. Była ona osobą dość młodą, prawdopodobnie najmłodszą z kadry.

Uczniowie weszli do klasy - Ślizgoni od razu zajęli miejsce z tyłu sali. Lily popatrzyła ze smutkiem na Snape'a, a Ruby położyła swoją rękę na jej ramieniu.

- Nie przrjmuj się tym kretynem - powiedziała tak cicho, że usłyszała to tylko Evans oraz Remus stojący za nimi.

- Nie jest kretynem, pewnie po prostu ma zły dzień. Miał powiedzieć swoim przyjaciołom, żeby mnie nie wyzywali, ale ci najwyraźniej tego nie rozumieją - stwierdziła Lily, gdy we trójkę poszli na przeciwny koniec sali. Dziewczyny usiadły w drugiej ławce, a on za nimi, w trzeciej. - Naprawdę chcę mu pomóc się od nich uwolnić. Ale...

- Ale on też musiałby tego chcieć - mruknęła Ruby, a Remus po cichu przyznał, że Cooper ma rację.

- Hej wam, mogę się przysiąść? - zapytała Glenn. Remus zobaczył, że za nim ławkę zajmuje dwójka Krukonów. - To moi przyjaciele, Marion i Matthew.

- Jasne, siadaj - zgodził się Remus. Nie zamierzał przecież rozdzielać jej z przyjaciółmi, a ci najwyraźniej nie chcieli siedzieć zbytnio na widoku. Zobaczył, że siedzące z przodu Ruby i Lily zajęły się sobą, więc mimowolnie przyjrzał się rozpakowującym się Krukonom. Oboje kojarzył, bo w końcu byli na jednym roku, jednak nie rozmawiał z nimi wcześniej.

Marion Chapman była krótkowłosą brunetką o jasnoniebieskich oczach. Siedzący obok niej chłopak, czyli Matthew Wilson miał również czarne włosy oraz oczy.

Oprócz osób zgromadzonych w tym rzędzie, było jeszcze kilkoro osób, które znalazły się w środkowym rzędzie. Snape i Mulciber byli po przeciwnej stronie klasy.

Nauczycielka w końcu zaczęła lekcje. Chociaż Starożytne Runy były trudne, to jednak ona potrafiła je naprawdę dobrze wytłumaczyć.

W końcu dostali do wykonania zadania w parach - w taki sposób, jak siedzieli. Remus miał więc pracować z z Glenn.

Pracowali przez jakiś czas, jednak w pewnym momencie chłopak zauważył, że dziewczyna uważnie mu się przypatruje.

- Remus, a ty dobrze się czujesz? Bo wyglądasz dzisiaj jakoś tak na osłabionego - stwierdziła Krukonka, a on zastanawiał się, ile razy jeszcze usłyszy to pytanie. Czy naprawdę jego zmęczenie było aż tak widoczne, że nawet ci, którzy mało go znali, to widzieli?

- Uczyłem się do późna w nocy, do tego jeszcze ta jesienna pogoda mi nie służy - rzekł Remus, a ona popatrzyła na niego ze współczuciem.

- Rozumiem. Zaraz weekend, może w końcu się wyśpisz - powiedziała Glenn.

- Może - mruknął Remus bez przekonania, nie chcąc zagłębiać się w temat. - A co tam u ciebie?

Chciał zmienić temat. Nie lubił rozmawiać o sobie, a szczególnie o stanie jego zdrowia.

Dziewczyna westchnęła ciężko.

- Stało się coś strasznego. Lockhart odkrył, że umiem rysować i domaga się, abym narysowała jego portret - stwierdziła szatynka z irytacją. - Nie mam ochoty tracić na niego czasu! A on twierdzi, że powinnam czuć się zaszczycona.

- Chcesz, to mogę poprosić moich przyjaciół, by coś mu zrobili - zaproponował Remus, ale ona pokręciła głową.

- Nie trzeba. Chce, żeby się odczepił, a nie, żeby się nad nim znęcano jak na Snape'u - sucho powiedziała Glenn. - Co prawda nie znam go, ale ta wojna między Gryffindorem i Slytherinem zaszła zbyt daleko. A poza tym dam sobie radę sama.

- W porządku, nie będę naciskał - stwierdził Lupin. - Natomiast co do Snape'a... To rzeczywiście jest dziwna sytuacja. Chłopaki rzeczywiście czasami trochę przesadzają, ale zarazem on i jego koledzy robią wiele złego mugolakom.

Najdziwniejsze było to, że chociaż wszyscy o tym wiedzieli, to nikt nic z tym nie robił. Nauczyciele byli głusi na to?

- To też jest złe. Ale dobra, nie chcę wnikać w tą wojnę między domami - powiedziała Glenn. - Mówię tylko, co myślę. Wracajmy do tłumaczenia.

- Dobrze - zgodził się Remus. Ciężko mu było prowadzić takie rozmowy - stawał wtedy na granicy między tym, co powinno się robić, a obroną przyjaciół. Starał się jednak nakreślić różny obraz sytuacji, bo w końcu nic nie było czarno-białe.

Starali się jak najlepiej wykomać polecenie, które było dość trudne - nauczycielka chciała bowiem dobrze przygotować ich do Sumów.

Mimo wszystko jednak dobrze się im razem pracowało. Współpracowali, oboje wkładali w to swój wysiłek.

W końcu lekcja się skończyła, a Remus, Ruby i Lily wyszli z sali jako jedni z pierwszych. Po chwili kilka kroków od nich stanął Snape. Popatrzył z niechęcią w stronę Lupina i Cooper, po czym przeniósł wzrok na Lily.

- Możemy porozmawiać zaraz na dziedzińcu? - spytał Snape. - Sami.

- Dobrze - zgodziła się Lily, a Ślizgon odwrócił się i poszedł sobie.

- On naprawdę zachowuje się dziwnie - stwierdziła Ruby. - A ty Lils masz za dobre serce. Czemu ciągle starasz się go tłumaczyć?

- Nieprawda, nie takie ciągle - zaprzeczyła rudowłosa.

- Praktycznie codziennie od kilku lat - rzekł Remus.

- Akurat ty też ciągle tłumaczysz swoich przyjaciół - zwróciła mu uwagę Lily. Zanim jednak Remus zdążył coś powiedzieć, pierwsza odezwała się Ruby.

- Wiesz Lily, chodzi nam po prostu o to, że to czasami zachodzi zbyt daleko. Przyjaciele Snape'a używają czarnej magii, oraz wyzywają mugolaki. A jemu to nie przeszkadza.

- Mówi, że przeszkadza, tylko, że oni nie chcą go słuchać - stwierdziła Lily. - Muszę mu pomóc, nie chcę go zostawiać samego w tym toksycznym środowisku.

Następnie rudowłosa poszła udać się na spotkanie, a Remus i Ruby poparrzyli na siebie z rezygnacją.

- Lily ma naprawdę za dobre serce. Ile jeszcze będzie mu wybaczać? - zastanawiała się Cooper, gdy szli w stronę Wieży Gryffindoru.

- Nie wiem - rzekł Remus bezradnie. - Chyba najlepsze co możemy zrobić, to starać się ją pocieszać.

- James i Syriusz swoim zachowaniem bynajmniej nie pomagają. Ja wiem, że oni nie są źli, ale to co robią, to przesada - stwierdziła Ruby. - Może Lily uważa, że to przez nich krzywo patrzymy na Snape'a?

- Nie mam pojęcia. Przykre jednak, że Lily tak musi znosić te jego humorki - rzekł Remus.

Ruby pokiwała głową, po czym przez chwilę szli w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach.

- Jak ci się gadało z moją siostrą? - nagle spytała Ruby.

- W porządku - rzekł Remus. - Miła jest.

Dziewczyna spojrzała na niego badawczo, jednak tego nie skomentowała. Znając Jamesa i Syriusza, to pewnie by stwierdzili, że jest zazdrosna.

Jednak Remus w to wątpił. Niby czemu miałaby być zazdrosna? O niego?

Co prawda nie znała całej prawdy o nim, ale i tak nie rozumiał, jak mogłaby być o niego zadrosna. A już na pewno by tak nie było, gdyby znała prawdę.

Bał się jej to powiedzieć.

~

W końcu kilka dni później przyszła pełnia. Na początku było jak zwykle - pani Pomfrey zaprowadziła Remusa do Wrzeszczącej Chaty, gdzie go zostawiła.

Niedługo później zjawili się Huncwoci, a Remus znów zaczął protestować.

- Naprawdę nie musicie...

- Ale chcemy - przerwał mu James.

- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, braćmi - dodał Syriusz.

- Nie zostawimy cię - rzekł James, a Peter im przytakiwał.

We trzech zamienili się w zwierzęta. Remus zdążył spojrzeć na nich z rezygnacją, nim sam zaczął się przemieniać w wilkołaka.

Zdążył tylko w myślach wyrazić nadzieję, że nie stanie się nic złego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro