Rozdział ósmy
Remus obudził się na łóżku w Skrzydle szpitalnym. Był obolały, a jego ciało pokrywały bandaże. Kompletnie nie pamiętał, co wydarzyło się w nocy.
Gdy otworzył oczy, zobaczył przed sobą trzy osoby.
- Luniek, obudziłeś się! - radośnie powiedział James.
- Tak. Na pewno nic wam nie zrobiłem? - zapytał Remus. Chłopcy byli trochę poobijani na twarzach, jednak nie było widać nic więcej - mieli długie rękawy koszul i spodni.
- Spokojnie, z wielu tarapatów się wychodziło. A teraz było naprawdę dobrze - stwierdził Syriusz.
- Chcemy wiedzieć, jak się czujesz - rzekł Peter.
- Boli mnie. Ale to minie za jakiś czas - stwierdził Remus, nie chcąc och martwić. - A wy jak się czujecie? Nie wiem, czy to był dobry pomysł...
- Dobry, dobry - przerwał mu Syriusz. - Nic poważnego się nie stało.
Remus wiedział, że przyjaciele są tak uparci, że chyba nic ich nie powstrzyma przed towarzyszeniem mu. Z jednej strony cieszył się z ich wsparcia, ale z drugiej - bardzo się o nich martwił.
Chłopcy rozsiedli się na krzesłach i zaczęli opowiadać o tym co się działo w nocy - a przynajmniej te bardziej zabawne historie.
- A James podrywał sarny - nagle rzekł Syriusz.
- Nieprawda! - zaprotestował James. - A Peter wpadł do błotnej kałuży i był cały brudny.
- Chyba nadal mam jeszcze gdzieś to błoto, chociaż się umyłem - rzekł zawstydzony Pettigrew.
- Wy tam! Idźcie stąd, pacjent potrzebuje spokoju! - powiedziała pani Pomfrey, która akurat przyszła. Huncwoci namawiali ją, by dała im więcej czasu, ale ona była bezwzględna.
Poszli więc, z obietnicą, że wrócą najszybciej jak się będzie dało.
Pani Pomfrey zaczęła więc pytać Remusa jak się czuje, zmieniła mu opatrunki i podała leki.
Chłopak spędził w Skrzydle Szpitalnym kilka dni. W międzyczasie odwiedzali go przyjaciele. Pomieszczenie to było używane przez wszystkich, więc kwestią czasu było, aż więcej osób dowiedziało się o jego pobycie w Skrzydle.
- Co ci się stało Remus, że tu trafiłeś? - zapytała Ruby, kiedy przyszła do niego razem z Lily, Dorcas i Marleną. Przyniosły słodycze (których i tak już miał dużo od reszty Huncwotów). Dziewczyny rozsiadły się na krzesłach znajdujących się w Skrzydle.
- Spadłem ze schodów - powiedział Remus. Była to już dosyć zużyta i stara wymówka, ale liczył, że podziała.
- Musisz bardziej na siebie uważać - rzekła Lily. Gryfonki popatrzyły na niego ze współczuciem.
- Właśnie. I ciesz się, że ja i Lily zrobiłyśmy dla ciebie notatki, bo James, Syriusz i Peter nie umieją robić notatek - stwierdziła Ruby.
- James i Peter piszą zupełnie nieczytelnie, a Syriusz zapisuje losowe słowa. Raczej z tego za wiele nie zrozumiesz - powiedziała Marlena.
- Dziękuję wam, naprawdę - powiedział Remus z wdzięcznością. - Lily, co ty taka smutna?
Chłopak chciał odwrócić uwagę od swojego stanu zdrowia, więc zmienił temat. Widział, że rudowłosa jest czymś przygnębiona.
- Nic...
- Znowu pokłóciła się ze Snape'em - powiedziała Dorcas z irytacją. - Po co ciągle starasz się z nim rozmawiać, skoro on tak się dziwnie zachowuje?
- Chcę go odciągnąć jakoś od tego toksycznego środowiska - powiedziała Lily, wzdychając ciężko i patrząc w bok. - Tylko sama już nie wiem jak.
- Może spróbuj pokazać mu jakies inne towarzystwo? - zaproponował Remus. Nie lubił Snape'a, ale chciał, by przyjaciółka była szczęśliwa. Starał się więc pokazać jej różne możliwości rozwiązania problemu.
- Dobry pomysł! - podchwyciła Ruby. - Wiem, że nas nie lubi, bo jesteśmy Gryfonami...
- To nie tak - szybko zaprzeczyła Lily.
- To dokładnie tak, kogo ty próbujesz oszukać? - spytała Marlena.
- Ale przecież są też inne domy - dokończyła Ruby.
- Jest na przykład Klub Zaklęć, tam są głównie Krukoni. Albo Klub Książki. Może spróbuj go przekonać do tego, by się tam zapisał? - zaproponowała Dorcas.
- W sumie to naprawdę świetny pomysł! - powiedziała Lily z nowym entuzjazmem. - Dziękuję wam, naprawdę.
Później dziewczyny zaczęły rozmawiać o różnych najnowszych plotkach, a Remus cieszył się, że temat jego zdrowia został odsunięty.
Lupin nie lubił kłamać. Ale w tej sprawie musiał, bo nie chciał, by inni dowiedzieli się, że jest potworem.
W końcu pani Pomfrey dała mu wypis, z czego bardzo się cieszył. Gdy szedł przez zamek, natknął się na Glenn.
- O, tu jesteś, hej - powiedziała szatynka z uśmiechem. - Rozmawiałam z Lily na patrolu, mówiła, że spadłeś ze schodów. Już ci lepiej?
- Tak, zdecydowanie. Pani Pomfrey umie zdziałać cuda - odparł Remus, siląc się na drobny uśmiech. Miał nadzieję, że jego nowe blizny nie były szczególnie widoczne.
Z Glenn mieli dobrą relację. Co prawda trudno było to nazwać już przyjaźnią, ale od początku września gadali coraz częściej, szczególnie na patrolach. Oczywiście, znali się trochę już wcześniej, głównie poprzez Ruby, ale teraz mieli więcej okazji pogadać.
- A to prawda, ona chyba wszystko potrafi wyleczyć. Chociaż jest też uparta i nie lubi wpuszczać nikogo do pacjentów - rzekła Glenn. - A właśnie, masz już notatki? Jak chcesz, to mogę ci dać jakieś.
- Nie trzeba, już mam. Ale dziękuję za propozycję - odparł chłopak z uśmiechem.
- To w porządku. Cieszę się, że wróciłeś. Lubię nasze patrole - stwierdziła dziewczyna. - Są lepsze, niż te ze Ślizgonami, a te też niestety czasami miałam.
- Wierzę na słowo - odparł Remus.
Pogadali przez chwilę, aż w końcu Glenn odprowadziła go pod Wieżę Gryffindoru, gdzie chłopak miał zamiar się udać.
~
- Nie wiem, dlaczego znowu dałem się wam na to namówić.
Huncwoci jak zwykle nie mogli obyć się bez żartów. Dlatego też kilka dni później wpadli na kolejny genialny ich zdaniem pomysł. A Remus miał pilnować, czy nikt nie idzie.
- Wszyscy będą się na tym ślizgać! - rzekł James z podekscytowaniem.
- Darmowe lodowisko - dodał Syriusz.
- Nie chcę wiedzieć, co to za maź, której użyliście - powiedział Remus, kręcąc głową.
Huncwoci wysmarowali kawałek korytarza przed Wielką Salą, chcąc zrobić z tego ślizgawkę.
Rzeczywiście dużo osób wpadło w pułapkę, nawet profesor McGonagall, która od razu kazała im iść do gabinetu.
- Czy wasza czwórka kiedykolwiek dorośnie? - zapytała nauczycielka, spoglądając na nich surowo.
Czterej Huncwoci siedzieli na krzesłach naprzeciwko niej i chcąc nie chcąc wysłuchiwali tego, co ma do powiedzenia.
- Ależ pani profesor, po co mamy dorastać? - zapytał James, po czym potrząsnął głową, by jeszcze bardziej potargać swoją fryzurę. - Wiemy, że pani tak naprawdę nas uwielbia i wcale nie chce się pozbywać ze szkoły.
- Taki dobrych graczy Quidditcha na pewno nie można się pozbyć - dodał Syriusz, który nonszalancko rozłożył się na się na krześle.
- Proszę panią, my naprawdę... - zaczął Remus, ale profesor McGonagall mu przerwała.
- Dosyć - powiedziała tak surowym tonem, że Peter aż spojrzał na nią z lękiem. - Macie miesięczny szpaban u Filcha.
Lupin wątpił, by to podziałało w jakikolwiek sposób. Oni często dostawali szlabany i wręcz byli z tego dumni.
Natomiast pytanie Jamesa "Po co mamy dorastać?" utkwiło mu w głowie.
Uwielbiał Hogwart i nie miał pojęcia, co będzie robił po jego zakończeniu. W tym roku pisali Sumy i powinni się skoncentrować na przedmiotach, które zapewnią im wymarzony zawód.
Remus natomiast wiedział, że u niego największym problemem w znalezieniu pracy będzie to, że jest wilkołakiem. Bo jaki pracodawca go zatrudni?
Wiedział, że do skończenia szkoły ma jeszcze prawie trzy lata, ale co później? Jak ma się odnaleźć w tym dorosłym życiu, jeśli nawet nie będzie mógł na siebie zarobić?
Martwiło go to, chociaż starał się odsunąć to na bok. W końcu jeszcze trochę czasu do tego było.
Chciałby być nauczycielem, jednak nie sądził, że ktoś mógłby dać mu tą posadę. Dumbledore i tak już wiele dla niego zrobił, pozwalając mu się tu uczyć.
Jego przyjaciele zapewniali go, że przy nim będą, ale nie zamierzał żyć na ich utrzymaniu. Wiedział, że będzie sam musiał wymyślić sposób, by zarobić.
Na razie jednak starał się cieszyć Hogwartem, który uwielbiał. Ta szkoła kiedyś była dla niego nieosiągalnym marzeniem, a teraz uczył się tu już piąty rok.
Przyszłość była nieznana, ale niestety prędzej czy później trzeba będzie stawić jej czoła.
~
Za pomysł na kawał dziękuję Rosemary_Weasley ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro