Rozdział dziewiąty
Tak jak można się było spodziewać, Huncwotów zbytnio nie obchodził fakt, że dostali kolejny szlaban. Już się do nich przyzwyczaili.
W międzyczasie wymyślali też różne teksty, które miały pojawiać się na Mapie Huncwotów w zależności od tego, kto i w jakim celu by się do niej zbliżył. Nie mogli przecież pozwolić, by wpadła w niepowołane ręce.
W końcu nadeszło pierwsze wyjście do Hogsmeade w tym roku szkolnym. Huncwoci poszli tam razem i zaopatrzyli się w słodycze, oraz produkty od Zonka.
Następnie skierowali się do Pubu pod Trzema Miotłami, gdyż mieli ochotę na piwo kremowe. Przysiedli się do Mayi i jej przyjaciół - Syriusz miał na to ochotę, a oni uznali, że czemu mieliby się nie przysiąść.
- Witajcie, miło was widzieć! - zawołał Syriusz, gdy tylko podeszli do stolika szóstorocznych. Po drodze znaleźli kilka wolnych krzeseł, które teraz położyli przy nich i usiedli.
Black od razu wcisnął się pomiędzy Mayę, a Kate, siedzącą obok Sama. Z drugiej strony Chase usiadł Remus, następnie James i Peter obok Samuela.
Huncwoci mieli ze sobą kilka toreb, które włożyli pod stolik - przynajmniej na tyle, ile się dało, zważywszy na to, że były tam też rzeczy trójki szóstorocznych. Tak właściwie nawet nie zapytali, czy mogą się przysiąść, ale nikt nie protestował. Wszyscy wzajemnie się przywitali, a Huncwoci również poprosili o piwo kremowe.
- Niedługo mamy mecz pomiędzy Gryffindorem, a Hufflepuffem. Zobaczycie naszą wspaniałą grę - rzekł James w pewnym momencie, po czym poczochrał swoje i tak już rozczochrane włosy.
- Komu kibicujecie? - zapytał Syriusz.
- Puchonom mimo wszystko - odparła mu Maya.
Remus uśmiechnął się pod nosem, widząc ich przekomarzanki.
- Ja też i jestem pewna, że w końcu nasz dom wygra - powiedziała optymistycznie Kate.
- Nie chciałbym was zmartwić, ale z takimi zawodnikami jak ja i Syriusz żaden dom nie ma szans - powiedział James, a Black zagwizdał.
- Właśnie, jesteśmy najlepsi!
- Skromności to na pewno wam nie brakuje - stwierdziła Maya sarkastycznie.
- Kiedyś Syriusz stał kilka godzin przed lustrem, powtarzając sobie, jak bardzo jest przystojny - powiedział Remus, na co wymieniony spojrzał na niego oburzony.
- Nieprawda, wcale tak nie było! - zaperzył się szarooki.
- Było, było. Kiedyś też pytał się nas o to, w której koszuli mu ładniej, po czym stwierdził, że wszystko jedno, bo w każdej mu do twarzy - oznajmił Peter.
- A James powiedział, że on wyglądałby lepiej - dodał Remus, po czym wszyscy zachichotali na widok oburzonych min Syriusza i Jamesa.
- Co za przyjaciele z was - mruknął Black, udając, że się gniewa.
- Wspaniali z nich przyjaciele. Oby tak dalej - rzekła Maya, na co Remus i Peter uśmiechnęli się do niej.
W międzyczasie dostali także swoje zamówienia, przez co aż miejsca brakowało na stoliku.
- A ty Sammy co tak cicho siedzisz? - James zwrócił się do starszego Gryfona. Szatyn upił łyk swojego piwa kremowego, po czym odparł z uśmiechem:
- Wolę podziwiać, jak wzajemnie wszyscy na siebie nagadujecie. To jest piękne.
- Nawet masz rację, miło jest czasem tego posłuchać - rzekła Kate, po czym oboje z Samuelem spojrzeli na siebie nawzajem w tym samym momencie.
Do Pubu wchodziło coraz więcej osób i nie było w tym nic dziwnego, jednak w pewnym momencie w środku zjawiła się pięcioosobowa grupka - dwóch chłopaków i trzy dziewczyny, w tym Glenn.
Podczas gdy brunet, szatyn i dziewczyna o czarnych włosach zajęli stolik, dwie szatynki dostrzegły grupkę Gryfonów i Puchonek, po czym podeszły do nich, dyskutując o czymś w międzyczasie.
- Cześć wam. Lupin, chodź z nami, Glenn tyle nam o tobie opowiadała, że musimy cię w końcu poznać - stwierdziła wyższa Krukonka. Stojąca obok Cooper wyglądała, jakby miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Co? - zdziwił się Gryfon i natychmiast się speszył.
Ile i co im o nim opowiadała? Czemu w ogóle im o nim mówiła? O co im chodziło?
- Po prostu trochę powiedziałam swoim przyjaciołom o tobie, a oni strasznie to przeżywają. Ale to nic takiego, jednak jak chcesz się przysiąść do nas, to zapraszamy - odezwała się Glenn.
- Nie wahaj się Remus, idź się poznać z nimi - zachęcał go James.
- Właśnie, warto zawierać nowe znajomości! - dodał Syriusz.
Remus był zdziwiony tym wszystkim, jednak podniósł się z krzesła, by podejść do Krukonek.
Podał Glenn rękę na powitanie.
- Przepraszam cię za moją przyjaciółkę, odwala jej coś - cicho stwierdziła Glenn.
- Nie szkodzi, wiem coś o odpałach przyjaciół - rzekł Remus, czując się jednocześnie coraz bardziej niezręcznie.
Gdy we trójkę skierowali się w stronę stolika Krukonów, druga z dziewczyn odwróciła się i powiedziała głośno:
- Może i chcemy poznać Lupina, ale to nie zmienia faktu, że wygramy z waszym domem w Quidditcha. Dostałam się w tym roku do drużyny i zamierzam wygrać!
- Nie myśl sobie Preston, że pójdzie wam tak łatwo! - odparł jej James.
- Właśnie, wygramy i z Ravenclawem i Hufflepuffem. I oczywiście Slytherinem też - powiedział Syriusz.
Krukonka prychnęła, po czym poszła usiąść przy swoim stoliku.
- Cześć wam - wybąkał Remus, siadając przy stoliku Krukonów. Znał ich w większości z widzenia, jednak i tak czuł się dziwnie.
Usiadł pomiędzy Glenn, a Hartley Preston. Ta druga miała dość krótkie, jasnobrązowe włosy oraz zielone oczy. Była ścigającą w drużynie Quidditcha Krukonów, wobec czego Huncwotom zdarzało się o niej gadać, gdy rozmawiali o meczach.
Oprócz nich przy stoliku siedzieli Matthew Wilson, Marion Chapman oraz Ben Kennedy. Ten ostatni miał ciemnobrązowe, przystrzyżone włosy oraz oczy tego samego koloru.
- Hartley, co ty odwalasz? Widzisz jak oni się speszyli? - zapytał Ben, wskazując na Remusa i Glenn. Preston przewróciła oczami.
- Czasami ktoś musi zrobić pierwszy krok. A skoro oni nie umieją, to zrobiłam to za nich - bezczelnie powiedziała Hartley, na co Glenn popatrzyła morderczym wzrokiem na przyjaciółkę, a Remus wbił wzrok w stół.
Nikt nie zdążył jej odpowiedzieć, gdyż przyszła akurat madame Rosmerta i zapytała, co chcą sobie zamówić.
Wszyscy zamówili piwo kremowe - Remus też, bo swoją wypitą już butelkę zostawił przy poprzednim stoliku.
- No dobra - odezwał się Matthew. - Skoro już mamy się wszyscy poznać, to to zróbmy. Lupin, powiesz nam coś o sobie?
- A może ty pierwszy to zrób, jak taki cwany? - spytała Ben, szturchając przyjaciela. Ten pokazał mu język, a reszta grupy popatrzyła na nich z rozbawieniem.
Atmosfera trochę się rozluźniła, chociaż i tak Remus zastanawiał się, czego właściwie od niego chcą.
Bo co miał im powiedzieć o sobie poza tym, co wiedzą wszyscy?
- Takie pytania są bezsensu - powiedziała Marion. - Nie jesteśmy małymi dziećmi, żeby się tak przedstawiać. Najlepiej zapytać o jakiś konkretny temat.
- Zgadzam się - powiedziała Glenn, uśmiechając się z wdzięcznością do brunetki. Remus też poczuł ulgę, bo sam nie wiedział, co miałby powiedzieć.
- W takim razie panno Mądralińska, dawaj jakiś temat - odgryzł się Matthew, patrząc na Marion, która wypięła prychnęła.
- Proszę cię bardzo. W takim razie coś prostego - masz rodzeństwo? - zapytała Marion, zwracając się do Lupina. Ten pokręcił głową.
- Biologicznego nie. Ale James, Syriusz i Peter są dla mnie jak bracia - szczerze powiedział Remus. Nie wstydził się tego, że uważał swoich przyjaciół za braci. - Mają wiele głupich pomysłów, ale...
- Ale tak to bywa z rodzeństwem w końcu, co? - przerwała mu Glenn, a on pokiwał głową. - Duża ilość rodzeństwa ma swoje plusy i minusy. Ale rodzeństwo z wyboru to też co innego niż rodzone.
- Czasami lepsze - rzekł Remus.
- Ja mam dwa lata starszego brata Kestera - odezwała się Hartley. - Jest w Gryffindorze, ale ogólnie nie gadamy jakoś dużo. Mamy w końcu własnych znajomych.
- Młodsze rodzeństwo bywa czasami szczególnie irytujące - powiedziała Glenn.
- Nie, bo starsze - rzekła Marion. - Moja siostra jest irytująca. Strasznie się wywyższa. - A mój młodszy brat jest w porządku.
- Bycie jedynakiem też jest dobre. Zresztą i tak moje kuzynostwo mieszka niedaleko mnie, to często się widzimy - powiedział Matthew.
- U mnie różnie - westchnął Ben, po czym upił łyk piwa kremowego. - Jestem mugolakiem, więc mojemu rodzeństwu trudno pogodzić się z tym, że nie mają magicznych mocy. Przynajmniej starszy brat, bo moja młodsza siostra nie ma jeszcze jedenastu lat i liczy, że też dostanie list.
Chociaż na początku było niezręcznie, to rozmowa w końcu jakoś się rozkręciła. Rozmawiali też o szkole, czy różnych innych sprawach.
W międzyczasie Remus zobaczył, że reszta Huncwotów, Maya i jej przyjaciele gdzieś sobie poszli. Dlatego też wrócił do zamku z Krukonami, a swoich przyjaciół znalazł dopiero w Wieży Gryffindoru.
James, Peter, Ruby i Dorcas siedzieli akurat w Pokoju Wspólnym i grali w Eksplodującego Durnia.
- Cześć wam - przywitał się i usiadł na fotelu obok nich. - Gdzie reszta?
- Syriusz poszedł gdzieś z Mayą - rzekł James, po czym nagle karta wybuchła mu w twarz. - Ej!
Reszta towarzystwa się zaśmiała z niego, a Ruby znalazła jakąś chusteczkę i podała mu.
- Marlena poszła gdzieś z Mary, a Lily odpoczywa w swoim dormitorium - rzekła Dorcas, po czym ona i Ruby westchnęły ciężko.
- Coś się stało? - zaniepokoił się Remus.
- Podobno miała zobaczyć się ze Smarkerusem, ale ten ją wystawił - rzekł Peter.
- Czy ty podsłuchałeś naszą rozmowę? - spytała go Ruby, na co ten się zawstydził. - No ale prawda, olał ją. Co za gnojek.
- I wy się dziwicie, że go nie lubimy? - zapytał James, który starał się wytrzeć ślady zrobione przez kartę.
- Nie dziwimy się, bo też go nie lubimy. Ale dokuczanie mu nie jest rozwiązaniem - powiedziała Dorcas.
- A jak tam randka z Glenn? - zapytał nagle Peter, a Remus zauważył, że Ruby jakoś dziwnie drgnęła na to słowo.
- To nie była żadna randka - zaprotestował Remus. - Zresztą byli tam też jej przyjaciele.
- Moglibyście przestać, czy naprawdę to, że Remus gada z jakąś dziewczyną, to od razu musi być randka? - nagle spytała Ruby, a on popatrzył na nią z wdzięcznością. - To moja siostra, dziwnie by było...
- James, ty idź się lepiej przebierz, bo tego tak nie wyczyścisz - rzekła Dorcas, na co okularnik prychnął.
- Ja sobie nie dam rady? Ja?
Remus ucieszył się, gdy temat jego spotkania z Krukonami zniknął. Czy jego przyjaciele naprawdę musieli tak to przeżywać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro