Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dziesiąty

W końcu nadszedł wyczekiwany mecz Gryffindoru z Hufflepuffem. Remus usiadł z Ruby, Lily, Dorcas, Marleną i Peterem na trybunach Gryffindoru i razem czekali na rozpoczęcie meczu.

- Witajcie wszyscy na pierwszym w tym roku meczu Quidditcha! - rozległ się głos Cadence Buckley, kilkuletniej już komentatorki meczów.

Po jej słowach na całych trybunach rozległy się krzyki entuzjazmu i pogwizdywanie. Quidditch stanowił naprawdę sporą rozrywkę dla wielu czarodziejów i stanowił też odskocznię od codzienności.

- A więc o to przed wami drużyna Gryffindoru! Bogle, Black, Potter, Askey, Brannan, Frecman i Claflin! Powitajcie ich serdecznie! - krzyknęła Candence na widok wchodzącej na boisko drużyny ubranej w szkarłatne stroje. Rozległy się wiwaty, ale także niezadowolone buczenie.

Drużyna wydawała się być pewna siebie - dumnie podążali za ich kapitanem, Vince Bogle'em. Jednak podczas gdy cztery dziewczyny spokojnie stały, James i Syriusz zaczęli wesoło machać do widowni i posyłać buziaczki. Bogle natomiast patrzył na to z dezaprobatą.

- Ktoś tu jeszcze nie wygrał, a już zachowuje się, jakby chciał podziękować wszystkim za kibicowanie mu. Jednak teraz powitajmy drużynę Hufflepuffu! O to przed wami Cochran, Boyd, Agnew,
Akims, Beggs, Grayser i Carr!

Teraz przywitano kolejne osoby, wchodzące na boisko. Wszyscy byli podekscytowani i nie mogli doczekać się rozgrywki.

Kapitanowie obu drużyn Vince Bogle - pałkarz Gryfonów, oraz Eabha Begs - ścigająca Puchonów uścisnęli sobie dłonie.

- I zaczynamy! - krzyknęła komentatorka, gdy gracze wzbili się w powietrze na miotłach.

- Pierwsza przejmuje kafla Claflin, ale na szczęście przejmuje go Carr! - informowała Cadence.

- Buckley, czy ty masz jakiś problem ze stronniczością? - krzyknęła McGonagall.

- Nie pani profesor, nie mam problemów z byciem stronniczą! - odparła jej beztrosko komentatorka.

Dziewczyna była siódmoroczną Puchonką i ewidentnie kibicowała swojemu domowi. Jednak zazwyczaj zawsze tak było, że komentatorzy chwalili najbardziej swoją drużynę, pomimo licznych próśb nauczycieli, by być bardziej obiektywnymi.

Jednak czy ktokolwiek umiał być obiektywny? To było chyba wręcz niemożliwe.

- A teraz Black osłania Pottera, który trzyma kafla! Oho, musieli umknąć przed tłuczkiem, odbitym w ich stronę przez Akinsa, oby tak dalej! Znaczy... Teraz kafla przejęła Beggs! Coś czuję, że ten mecz będą naprawdę emocjonujący! - rzekła Buckley.

- Udało mi się założyć z Bonesami o to, kto wygra, więc niech nasi się postarają - rzekła Dorcas, odwracając się do Remusa, Ruby i Petera, którzy siedzieli za nią, Lily i Marleną.

- Ja założyłam się z Emmeliną Vance z Ravenclawu. Ona liczy, że Puchoni wygrają, a potem zostaną pokonani przez Krukonów za kilka tygodni - dodała McKinnon. - A Mary uważa, że wygramy teraz, ale niewielką przewagą.

Gryfoni pogrążyli się w rozmowie, zagłuszanej co chwilę przez okrzyki i głos komentatora.

Gra była naprawdę zacięta, a zawodnicy obu drużyn wydawali się radzić naprawdę dobrze. Na dodatek pogoda tego dnia była dosyć sprzyjająca, bo nie padało, ani nie wiało. Walka bywała też czasami brutalna, chociaż o wiele mniej, niż gdy Gryfoni mierzyli się ze Ślizgonami. Wtedy zawodnicy ścierali się ze sobą najbardziej bezpośrednio.

- Co za emocje proszę państwa! Frecman właśnie prawie została trafiona tłuczkiem odbitym przez Agnewa, ale udało jej się umknąć! Kafla teraz ma Claflin, ale Beggs stara się go przejąć...

Nikt nie wiedział, kto wygra. Było ostro i po pół godziny obie drużyny remisowały, mając po czterdzieści punktów. Walka była naprawdę ostra.

W końcu po długim oczekiwaniu na boisku został najwyraźniej zauważony znicz, ponieważ Ixchel Brannan i Dries Boyd - szukający Gryfonów i Puchonów - zaczęli ścigać się, jednocześnie starając się uniknąć tłuczków. Widownia wręcz zamarła z wyczekiwania. Jako, że obie drużyny miały już wtedy po dziewięćdziesiąt punktów i remis, to wszystko zależało od tego, kto złapie tą złotą piłeczkę.

- Brannan i Boyd mają znicz na wyciągnięcie ręki, kto go złapie? Zaraz się przekonamy! Teraz wszystko zależy od szukających! - krzyczała Buckley.

Złoty znicz uciekał im przez całe boisko, a oni lecieli miotła w miotłę. I nagle jednak tłuczek poleciał w Ixchel od góry, przez co ta umknęła na bok. Wykorzystał to Dries, by polecieć trochę do przodu i chwycić znicz.

- Tak! Tak! Puchoni wygrywają mecz!
- wydzierała się Candace, podczas gdy do szukającej Puchonów podleciała reszta drużyny i zaczęła ją okrążać z radości.

Na wiowni natomiast rozległy się oklaski, ale także buczenie ze strony osób kibicujących Gryfonom. Już po chwili wszyscy zeszli na dół. Zawodnicy Gryfonów szybko gdzieś zniknęli w tłumie. Domyślał się jednak, że zapewne skierowali się do szatni, rozgoryczeni przegraną.

Remus, Peter, Ruby, Dorcas, Marlena i Lily też powoli skierowali się w stronę szatni. Evans może nie miała ochoty widzieć Jamesa i Syriusza, ale skoro jej przyjaciela tam szli, to ona też.

- Cześć wam, byliśmy pewni, że wy też poszliście do zamku! I hej Maya! - zawołała Ruby na powitanie, gdyż zobaczyli Syriusza i Mayę, którzy o czymś rozmawiali.

Po chwili z szatni wyszedł przebrany już Potter, który zamarł na widok Evans.

- Cześć wam. To może ja pójdę? - zaproponowała Maya, która najwyraźniej nie chciała się narzucać. 

- Nie odchodż, zostań z nami - powiedział Syriusz.

- Właśnie, im więcej osób, tym lepiej - stwierdziła Ruby.

- Pójdziemy na błonia wszyscy - dodała Dorcas.

Maya popatrzyła na nich przez chwilę, po czym odparła:

- Zgoda, ale najpierw pójdę powiedzieć o tym przyjaciołom.

Następnie zaczęła odchodzić od grupki. Syriusz jednak zawołał:

- Ale wrócisz?

Blondynka odwróciła się i rzekła:

- Tak.

Z racji, że był już październik, było praktycznie zimno. Mimo wszystko jednak grupy uczniów zjawiły się na błoniach, by pospacerować i wykorzystać ten czas wolny.

- James, założę się o pięć galeonów, że nie wytrzymasz całego popołudnia bez zapraszania Lily na randkę - powiedziała nagle Dorcas.

- A ja o trzy galeony, że nie będziesz w stanie nie dotykać swoich włosów co pięć sekund - dodała Marlena.

Remus, Ruby, Syriusz i Peter spojrzeli na to z rozbawieniem, podczas gdy Lily spojrzała zaskoczona na przyjaciółki.

James natomiast spojrzał z oburzeniem na McKinnon i Meadowes.

- Ja nie dam rady? Jeszcze zobaczycie!

Remus parsknął, zdając sobie sprawę, że Gryfonki specjalnie go podpuściły, by ich przyjaciółka czuła się bardziej komfortowo.

- W takim razie zostanę zobaczyć jak się męczy - rzekła Lily, po czym założyła ręce na piersiach.

To popołudnie spędzili na błoniach - Maya dołączyła do nich jakiś czas później. Poinformowana o zakładzie stwierdziła, że też chętnie zobaczy, co się wydarzy.

W pewnym momencie Syriusz, James, Peter, Dorcas i Marlena urządzili sobie zawody w rzucaniu kamyków do jeziora, a Remus, Ruby, Lily i Maya im sędziowali. Potem mieli się zmienić, ale ciężko było znaleźć odpowiednie kamyki.

W pewnym momencie zobaczyli Hagrida, gajowego Hogwartu, który akurat był w pobliżu. Mieli z nim dobre relacje - gajowy nieraz wyciągał Huncwotów z Zakazanego Lasu. Dziewczyny również go znały, chociaż z innych powodów. Wszyscy jednak chętnie słuchali jego historii o różnych zwierzętach, a także przypatrywali się nowym stworzeniom.

Rubeus zaprosił ich na herbatkę, a oni chętnie skorzystali. Było ich co prawda dosyć sporo, jednak jakoś umieścili się w jego chatce.

- Widzisz, powstrzymałem się od zapytania Lily, czy zechce usiąść na moich kolanach - powiedział James do stojącej obok niego Dorcas, a Remus to usłyszał. Oboje parsknęli śmiechem, widząc, jak przyjaciel chce podkreślić swój wyczyn.

- Brawo Bambi, jak się postarasz, to może dziewczyny zgodzą się przedłużyć zakład i podwyższyć stawkę - powiedział Remus, za na co Potter prychnął.

- Jestem Rogacz, nie żaden Bambi - odparł z oburzeniem James.

- Nieważne, cicho Bambi.

Wszyscy mocno się zawzięli na podpuszczanie Jamesa, by ten przegrał zakład. Jednak Potter też był uparty i nie chciał tak łatwo odpuścić. Gdy Hagrid zaproponował herbatki, on pierwszy o nią poprosił. Następnie trzymał cały czas kubek, by ręce nawet przypadkiem nie powędrowały do włosów.

Reszta osób śmiała się, widząc jego wysiłek, by wygrać zakład. Jeśli chodzi natomiast o jego drugą część, to po prostu starał się rozmawiać o czymś innym - Hagrid opowiadał im akurat o niuchaczach, które przygarnął jakiś czas temu, więc nastolatkowie po prostu słuchali.

Chociaż zwykle Huncwoci nie lubili słuchać dorosłych, to akurat opowieści Hagrida były naprawdę ciekawe.

Gdy wyszli z chaty Hagrida i skierowali się w stronę zamku, James dotknął swoich włosów, na co Marlena zapiszczała z radości.

- Wygrałam! Dawaj mi moje trzy galeony! - krzyknęła McKinnon, na co reszta osób roześmiała się, a James z kwaśną miną podał jej pieniądze. Może i było go stać, ale jego honor i duma zostały urażone.

- Tu jesteście! - powiedział Vince Bogle, który akurat zmierzał w ich stronę. - James, Syriusz, chciałbym omówić kilka spraw związanych z meczem, moglibyście przyjść?

Chłopcy niechętnie się zgodzili - nie mieli ochoty tego roztrząsać, woleli spędzić dzień z przyjaciółmi.

- Zaopiekujecie się Mayą w tym czasie? - zapytał Syriusz, na co Puchonka prychnęła.

- Sama umiem się sobą zaopiekować. I zresztą pójdę już do siebie - rzekła Maya.

- Remus, Peter, odprowadzicie dziewczyny? - zapytał James, na co Dorcas go walnęła lekko w ramię.

- Same umiemy się odprowadzić - powiedziała.

- Chodźcie już! - zawołał kapitan.

Podczas gdy Peter poszedł razem z Gryfonkami, Remus poszedł odprowadzić Mayę do Puchonów.

W sumie jeszcze nie mieli zbyt wielu okazji rozmawiać, ale skoro Syriusz spędzał z nią tak dużo czasu, to warto było się poznać. Początki znajomości Mayi i Syriusza może nie były zbyt dobre, ale teraz najwyraźniej było już lepiej.

- Cieszę się, że mogę was lepiej poznać, naprawdę. Głupio mi, że wcześniej nie byłam zbyt miła - powiedziała Puchonka, gdy szli do podziemi, gdzie był Pokój Wspólny Hufflepuffu.

- Rozumiem i wiem, że różne rzeczy odwalamy - przyznał Remus. - Ale...

- Ale wesoła z was grupka - powiedziała dziewczyna z uśmiechem. - Daj mi znać kto wygrał ten drugi zakład, okej?

- Pewnie, sam też jestem tego ciekawy - odparł Remus. - Jamesowi Lily podoba się jakoś od zeszłego roku i dużo o niej gada. Zresztą wcześniej już się z nią czasami drażnił, ale teraz twierdzi, że to coś więcej.

- Cóż, to widzę, że wytrwały w tym jest - stwierdziła Maya. - Ona też jest uparta...

- Zawsze była. Znam ją trochę lepiej, niż James, bo ze mną chce rozmawiać - powiedział Remus. - Dłużej w sumie też ją znam.

Mało osób o tym wiedziało, ale jego babcia od strony mamy - Eugenie Hopkins, mieszkała w Cokeworth. Miała tam cukiernię, oraz małe mieszkanko nad nią. Mama Lily - Rosalie Evans pracowała w tej cukierni jako sprzedawczyni. Czasami przyprowadzała swoje córki, które nieraz odrabiały lekcje przy jednym ze stolików cukierni.

Ojciec dziewczynek, Florian, na co dzień zajmował się firmą ogrodniczą, jednakże gdy była potrzeba, naprawiał coś w cukierni.

Remus poznał Evansów pewnego dnia, gdy był u babci. Kobieta nie chciała bowiem tracić kontaktu z wnukiem i nalegała, by ten do niej przyjeżdżał chociaż raz na jakiś czas. Bardzo kochał swoją babcię i bywał u niej czasami. To ona zaraziła go miłością do czekolady - zresztą jej czekoladowe wypieki były wręcz specjalnością cukierni i wszyscy je uwielbiali.

Jednakże mimo, iż Remus i Lily znali się już wcześniej, to dopiero w pociągu do Hogwartu zorientowali się, że będą chodzić razem do szkoły. Bardzo się z tego ucieszyli, w przeciwieństwie do siedzącego wtedy z nimi w przedziale Snape'a. Przyszłemu Ślizgonowi chyba nie podobało się, że nie będzie jedynym  równieśnikiem, który może wprowadzić rudowłosą w świat magii.

Lupin odprowadził Puchonkę do jej Pokoju Wspólnego, po czym wrócił do siebie. Tam zastał Lily i Marlenę odrabiające lekcje przy jednym ze stolików, oraz Dorcas, Ruby i Petera grających w Eksplodującego Durnia na kanapie obok. Jamesa i Syriusza nadal nie było, gdyż najwyraźniej jeszcze nie skończyli rozmawiać z kapitanem.

Remus przysiadł się do Lily i Marleny, a Dorcas powiedziała:

- James oszukuje, widziałam już, że reszta drużyny przyszła, a on i Syriusz nadal nie!

- Ktoś tu chyba nie chce przegrać drugiego zakładu - mruknęła Ruby, a w tym czasie Peterowi wybuchła karta. - Musisz uważać Pete z tymi kartami. Ale spokojnie, może następnym razem ci się uda.

- Może - odparł bez przekonania Pettigrew.

W końcu do Pokoju Wspólnego wrócili James i Syriusz, na co Dorcas poderwała się z miejsca.

- Żądam przedłużenia zakładu, oszukiwałeś! - powiedziała, podchodząc do Pottera.

- Ej, spokojnie! Przecież nie było mowy, że muszę cały czas być w pobliżu Lily, żeby miał znaczenie! - odparł James.

- Ale jak cię nie było obok, to ten zakład nie miał sensu!

- Miał!

- Nie!

- Tak!

- Nie!

Wszyscy z rozbawieniem przyglądali się tej sytuacji, w której przez dobre kilka minut dwójka Gryfonów upierała się przy swoim.

- W końcu ktoś inny niż ja na niego krzyczy i nie muszę zdzierać gardła - powiedziała Lily, na co siedzący w pobliżu Remus, Marlena, Ruby i Peter parsknęli śmiechem.

- A co was tak śmieszy, co? - burknął James, patrząc na nich spode łba.

- Najwyraźniej ty - rzekł Syriusz, klepiąc przyjaciela po ramieniu.

- Ej!

Widząc oburzenie Pottera, wszyscy ryknęli śmiechem.

Mimo, że kilka godzin wcześniej Gryfonom było przykro z powodu przegranego meczu, teraz ich humor bardzo się polepszył. W końcu często pomaga obecność przyjaciół, którzy potrafią pocieszyć, czy rozśmieszyć - nawet jeśli niekoniecznie od początku mieli taki zamiar.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro