Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty czwarty

W końcu nadszedł przedostatni dzień egzaminów - z obrony przed czarną magią. Huncwoci też siedzieli do samego końca, aż w końcu profesor Flitwick przywołał ich arkusze.

- Podobało ci się pytanie dziesiąte, Luniaczku? - zapytał Syriusz, kiedy znaleźli się w sali wejściowej.

- Bardzo - odpowiedział żywo Lupin. - „Podaj pięć oznak, po których można
rozpoznać wilkołaka". Wspaniałe pytanie.

- I co, myślisz, że wymieniłeś wszystkie? - zapytał z udawanym przejęciem James.

- Chyba tak - odrzekł z powagą Lupin, kiedy przyłączyli się do tłumu wokół drzwi frontowych, żeby wyjść na zalane słońcem błonia. - „Pierwsza: siedzi na moim krześle. Druga: nosi moje ubranie. Trzecia: nazywa się Remus Lupin..."

Remus, James i Syriusz się roześmiali, a jedynie Peter wydawał się być zmartwiony.

- Podałem kształt pyska, wygląd źrenic, włochaty ogon - powiedział z niepokojem - ale nic więcej nie mogłem wymyślić...

- No nie, Glizdogonie, ale z ciebie tępak! - rzucił James niecierpliwym tonem. -
Przecież co miesiąc włóczysz się z wilkołakiem...

- Nie wrzeszcz tak - przerwał mu Lupin. - Jeszcze ktoś usłyszy.

Zdziwił się, że ich przyjaciółki nie idą z nimi, ale najwyraźniej skierowały się do Wieży Gryffindoru, czy innego miejsca w zamku.

Huncwoci ruszyli przez błonia, kierując się do swojego ulubionego drzewa - buku nad jeziorem.

- No, ten cały egzamin to bułka z masłem - rzekł Syriusz. - Zdziwiłbym się, gdybym nie dostał W.

- Ja też - powiedział James, po czym włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej złotego znicza.

- Skąd go masz?

- Zwędziłem - odparł zdawkowo James.
Zaczął bawić się zniczem, pozwalając mu trochę odlecieć, po czym chwytał go
znowu; refleks miał znakomity. Glizdogon obserwował go z podziwem. Remus wyciągnął książkę do czytania, a Syriusz rozglądał się dookoła.

Lupin zastanawiał się, jak poszedł egzamin Ruby, Glenn,, Lily, Marlenie i Dorcas. W sumie przydałoby się ich poszukać.

James wciąż bawił się zniczem, pozwalając mu odlatywać coraz dalej, ale zawsze w ostatniej chwili go schwytał. Glizdogon przyglądał się temu z otwartymi ustami. Za każdym razem, gdy Jamesowi udał się szczególnie trudny chwyt, wydawał z siebie zduszony okrzyk podziwu i bił brawo.

- Może byś już przestał, co? - odezwał się w końcu Syriusz, kiedy James złapał znicza w wyjątkowo widowiskowy sposób, a Glizdogon krzyknął z podziwu.
- Bo Glizdogon posika się z wrażenia.

- Skoro ci to przeszkadza - powiedział James, chowając złotą piłeczkę do kieszeni.

- Nudzę się - rzekł Syriusz.

- To poszukaj Mayi, znajdzie ci jakieś zajęcie - stwierdził Remus. - Poza tym mamy jeszcze transmutację, jak się nudzisz, możesz mnie przepytać.

Podał mu książkę, ale Black prychnął.

- Nie muszę zaglądać do tych głupot. Znam to wszystko na pamięć.

- To cię trochę ożywi, Łapo - powiedział cicho James. - Zobacz, kto tam siedzi...
Syriusz odwrócił głowę.

- Wspaniale. Smarkerus.

Snape ruszył przez trawnik. James i Syriusz wstali, podczas gdy Remus i Peter pozostali na miejscu. Lupin podejrzewał, że nie skończy się to dobrze, ale z drugiej strony miał też przeświadczenie, że jego interwencja niewiele zmieni.

- W porządku, Smarkerusie? - zapytał głośno James.

Snape zareagował tak szybko, jakby się spodziewał napaści. Upuścił torbę, wsunął rękę za pazuchę i już podnosił różdżkę, gdy James wrzasnął:

- Expelliarmus!

Różdżka Snape'a wyleciała w powietrze i upadła za nim w trawę. Syriusz parsknął
śmiechem.

- Impedimento! - krzyknął, celując różdżką w Snape'a, który zwalił się na ziemię w połowie skoku po własną różdżkę.

Porozkładani na trawie uczniowie zwrócili głowy w ich stronę. Niektórzy wstali i podeszli bliżej. Jedni mieli przerażone miny, inni byli wyraźnie rozbawieni.

Snape leżał na ziemi, dysząc. James i Syriusz zbliżali się do niego z różdżkami w pogotowiu. James zerkał przez ramię na dziewczyny nad wodą. Glizdogon wstał, obserwując tę scenę łakomym wzrokiem, po czym obszedł Lupina, żeby mieć lepszy widok.

- Jak ci poszedł egzamin, Smarku? - zapytał James.

- Obserwowałem go, rył nosem po pergaminie - powiedział drwiąco Syriusz. - Na pewno tak go poplamił, że nie będą mogli odczytać ani słowa.

Tu i ówdzie rozległy się śmiechy.

Snape próbował wstać, ale zaklęcie wciąż działało; wił się, jakby walczył z niewidzialnymi sznurami.

- Jeszcze zobaczymy... - wydyszał, patrząc na Jamesa z nienawiścią. - Tylko...
poczekajcie...

- Na co? - zapytał chłodno Syriusz. - Co zamierzasz zrobić, Smarku, wydmuchać sobie na nas nos?

Snape bluznął potokiem przekleństw i zaklęć, ale jego różdżka była daleko, więc
żadne z zaklęć nie zadziałało.

- Przepłucz sobie usta - wycedził James. - Chłoszczyść!

Remus dostrzegł, że od strony jeziora nadbiegają dwie dziewczyny. Bardzo znajome im dziewczyny.

- ZOSTAWCIE GO!

Maya krzyknęła jednocześnie z Lily, która pojawiła się obok niej.

James i Syriusz rozejrzeli się wokoło, a ten drugi przełknął ciężko ślinę na widok swojej dziewczyny. Natomiast ręka Jamesa wolno powędrowała do wiecznie roztrzepanych włosów.

- Co jest Evans? - zapytał James. Jego głos stał się nagle uprzejmy, głębszy, jakby bardziej męski.

- Zostawcie go - powtórzyła Lily, patrząc na Jamesa z odrazą. - Co on wam zrobił?

- No wiesz... - powiedział James powoli, jakby się zastanawiał - to raczej kwestia tego, że istnieje... jeśli wiesz co mam na myśli...

Wielu obserwujących tą scenę wybuchnęło śmiechem, w tym choćby Peter. Remus patrzył w książkę, a Syriusz parsknął, ale zamknął się, widząc irytację Mayi.

- Ty też istniejesz, mogę cię pobić? - zapytała Maya, prychając. - To jest kretyńskie zachowanie.

- Bójka, ale fajnie! - zawołał ktoś z tyłu, ale gdy Maya się odwróciła, niewiadomo było, kto to powiedział.

- Nie uderzysz mnie! - powiedział James.

- Bo nie chcę zniżać się do twojego poziomu - odparła zimno Puchonka.

- Wydaje ci się, że jesteś bardzo zabawny, tak? - zapytała chłodno Lily. - A jesteś tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem Potter. I zgadzam się z Mayą, nie chcę zniżać się do twojego poziomu. Zostaw Severusa w spokoju.

- Zostawię, jak się ze mną umówisz, Evans - odrzekł szybko James. - No... nie daj się prosić... Umów się ze mną, a już nigdy więcej nie podniosę różdżki na biednego Smarka.

- Powinieneś napisać książkę "Najgorsze sposoby na podryw" - mruknęła Maya. - Ty naprawdę potrzebujesz niańki!

Remusowi trudno było się nie zgodzić. Aczkolwiek czy sam był lepszy, skoro nie umiał powiedzieć nic?

- Nie umówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać między tobą, a wielkim pająkiem - oświadczyła Lily.

- Nie masz szczęścia Rogaczu - rzekł Syriusz i odwrócił się w stronę Snape'a, który zdołał doczołgać się do swojej różdżki. - Oj!

Ale krzyknął za późno. Snape już celował różdżką prosto w Jamesa. Błysnęło i z polica Jamesa trysnęła krew. Znowu błysnęło i Snape wisiał już w powietrzu do góry nogami. Szata opadła mu na głowę, odsłaniając chude, blade nogi i poszarzałe gatki.

Wielu widzów zaczęło klaskać. Syriusz, James i Peter ryknęli śmiechem, chociaż ten pierwszy szybko przestał, widząc, że Maya przesyła mu coraz bardziej wściekłe spojrzenie. Rozzłoszczona twarz Lily drgnęła lekko, jakby i ona powstrzymywała uśmiech.

- Puść go! - krzyknęła Lily.

- Na rozkaz! - powiedział James i szarpnął lekko różdżką.

Snape zwalił się bezwładnie na ziemię. Wyplątał się jakoś z szaty, wstał i podniósł różdżkę.

- Petrificus totalus! - rozległ się głos Syriusza i Snape znów runął jak długi i zesztywniał.

- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! krzyknęła Lily z różdżką w ręku. Maya również miała swoją i spoglądała na chłopaków spode łba.

- Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym ci zrobił krzywdę - powiedział James.

- O ile przeżyjesz najpierw spotkanie ze mną - prychnęła Maya.

- Cofnij swoje zaklęcie! - powiedziała Lily.

James westchnął ciężko, a potem odwrócił się do Snape'a i wyszeptał przeciwzaklęcie.

- Bardzo proszę - powiedział, gdy Snape po raz kolejny dźwignął się na nogi. - Masz szczęście, że Evans tu była Smarkerusie...

- I że Maya wstawiła się za tobą, chociaż cię nie zna - dodał Syriusz.

- Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy! Ani litości zdrajczyni krwi!

Gorzej było z Lily, której zrobiło się wyraźnie przykro. Nic dziwnego, w końcu powiedział to ktoś, z kim się przyjaźniła od lat.

- Świetnie - powiedziała chłodno Gryfonka. - W przyszłości nie będę sobie tobą zawracać głowy. I na twoim miejscu wyprałabym gacie, Smarkerusie.

- Przydałoby się też umyć włosy, ale co ja będę ci radzić, skoro najwyraźniej nie opłaca się bezinteresownie pomagać - stwierdziła Maya. - Ale w końcu jestem tylko naiwną Puchonką o zbyt dobrym sercu, co?

Popatrzyła na wszystkich ostrym wzrokiem.

- Przeproście je! - ryknęli James i Syriusz, celując różdżkami w Snape'a.

- Nie zmuszaj mnie, żeby mnie przepraszał! - zawołała Lily, łypiąc groźnie na Jamesa. - Jesteś taki sam jak on... A ty Black mógłbyś bardziej słuchać Mayi, a nie Pottera.

- Co? - krzyknął James. - Ja NIGDY bym cię nie nazwał... sam wiesz jak!

- Targasz sobie włosy, żeby wyglądać tak, jakbyś dopiero co zszedł ze swojej miotły, popisujesz się tym głupim zniczem, chodzisz po korytarzach i miotasz zaklęcia na każdego, kto cię uraził, żeby pokazać, co potrafisz... Dziwię się, że twoja miotła może w ogóle wystartować z tobą i twoim wielkim napuszonym łbem. MDLI mnie na twój widok - powiedziała Lily.

Następnie odwróciła się na pięcie i odeszła.

- Evans! - zawołał za nią James. - Hej, EVANS!

- Co jej się stało? - zapytał James, bezskutecznie starając się sprawić wrażenie, że go to niewiele obchodzi.

- Czytając między wierszami, powiedziałbym, że chyba uważa cię za osobę nieco próżną - mruknął Syriusz.

- I nie dziwię się jej. Dlaczego Potter w ogóle nie słuchasz moich rad, a potem się wyżalasz? Wszyscy jesteście kretynami - krzyknęła Maya, po czym odwróciła się i poszła w stronę zamku, za Lily.

Ledwo jednak dziewczyny zniknęły w wejściu do zamku, wyszła z niego profesor Barbet. Na widok nauczycielki uczniowie zaczęli szybko oddalać się od miejsca zdarzenia, by nie zostać przypadkiem w nie zamieszanym.

- Widziałam przez okno, co zrobiliście i Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów od każdego z was - powiedziała nauczycielka. - Oraz dostajecie szlaban u Filcha do końca roku.

Remus czuł się źle, bo nic nie zrobił.

Jasne, konflikt między Gryfonami i Ślizgonami trwał od wielu lat i był obustronny. Mimo wszystko jednak nie powinno było dojść do tego wydarzenia i miał tego świadomość.

Był Gryfonem, więc powinien być odważny. Ale w tej chwili czuł się jak tchórz, bo nie potrafił powiedzieć "nie".

Lily próbowała bronić przyjaciela, który jednak nazwał ją brzydkim słowem. Maya natomiast zupełnie nie znała Snape'a, ale miała najwyraźniej wrodzone poczucie sprawiedliwości. Umiała zaprotestować, gdy coś jej się nie podobało.

Remus czuł się z tym wszystkim źle, bo milczał. Był przyzwyczajony do wygłupów i tego, że oba domy ze sobą walczą.

Za bardzo był przyzwyczajony. Tak bardzo, że zapomniał, jak się sprzeciwiać.

Czasami zastanawiał się, czy gdyby mógł cofnąć czas, zachowałby się inaczej. Ale tego nigdy się nie dowie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro