Rozdział czterdziesty pierwszy
W końcu minął weekend, a Remus wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego. James i Maya również zostali w końcu z niego wypuszczeni, gdyż pani Pomfrey udało się na szczęście im pomóc.
W szkole dalej wrzało od plotek, gdyż ludzie rzecz jasna nie umieli powstrzymać się od wymyślania własnych wersji zdarzeń.
Remus cieszył się, że przynajmniej jego przyjaciele wyszli z tego cało i jest już z nimi lepiej. Pisał też z rodzicami, których zapewniał, że daje sobie radę.
Pewnego dnia razem z Lily i bliźniaczkami znów zajęli się tłumaczeniem tekstu. Wiedzieli już, że nie jest to lekka lektura, ale byli ciekawi, co dalej.
Starałam się być posłuszna rodzinie, bo nie miałam innego wyjścia. Ani takiego wcześniej nie znałam. Nie protestowałam, gdy przed moim wyjazdem do Hogwartu powiedzieli mi, że zaaranżowali mi małżeństwo z kimś z szanownych rodów czystej krwi.
Nikt nie wiedział, jak wszystko się zmieni.
Starałam się być jak najlepszą uczennicą, co zresztą mi wychodziło.
Miałam też nie zadawać się z nieodpowiednimi osobami, ale to zupełnie mi nie wyszło.
Na szczęście moje współlokatorki były w porządku. Musiałam jednak ukrywać moją przyjaźń z dziewczynami przed wszystkimi.
To one jednak przekonały mnie, bym podjęła ryzyko i zaprotestowała. Czekałam jednak do skończenia Hogwartu, by potem nie wrócić już do "domu".
Uciekłam stamtąd. Skryłam się u Miriam. Rodzina Mabel niezbyt przychylnie patrzyła na naszą znajomość, natomiast rodzina Miram zgodziła się mnie przyjąć.
Oczywiście, czułam się głupio, ale miałam już dosyć swojej rodziny.
Nie było już powrotu. Byłam skończona i shańbiona w czarodziejskim świecie. U mugoli nikt mnie nie znał, więc mogłam być kim chciałam.
Miriam mieszkała w średniej wielkości domku wraz z rodzicami i starszym bratem Bobem. Mieszkali w małym miasteczku, a ja oficjalnie byłam pracownicą, która miała u nich pracować. Nie przeszkadzało mi to, chciałam się jakoś odwdzięczyć za to, że mnie przyjęli.
- Dobrze, że się z tego wyrwała - powiedziała Glenn.
- Nie wiem, jak jej się udało wytrzymać tyle lat z tą swoją rodziną - dodała Ruby.
- Niestety niektórzy nie mają wyboru - rzekł Remus. - Ale też ją podziwiam, że dała radę.
Nie wyobrażał sobie życia z taką rodziną, jaką byli przodkowie Ioli czy chociażby rodzina Syriusza, od której uciekł. Przyjaciel nie lubił za dużo o tym mówić, jednak Huncwoci trochę wiedzieli. W każdym razie na pewno to, że było tam bardzo źle.
~
W końcu okazało się, że Rosier zostanie przeniesiony do Durmstrangu. Przynajmniej taki był rezultat, chociaż nie tylko on powinien zostać ukarany.
Może jednak chociaż na razie Ślizgoni będą trzymać się z daleka.
Pewnego dnia Remus wszedł do dormitorium razem z Jamesem i Peterem. Syriusz siedział na swoim łóżku razem z Mayą. Lupin skierował się do swojego kufra, chcąc znaleźć książkę do transmutacji.
- Co porabiacie? - zapytał James, stając koło Syriusza i Mayi.
- Rozmawiamy - odparł Syriusz. - Nie musisz ciągle sprawdzać, czy nie zostaniesz wujkiem!
- Ale i tak jest coś, o czym chciałabym z wami wszystkimi porozmawiać - powiedziała Maya. - Znam już prawdę.
Remus, James i Peter popatrzyli w jej stronę z zaciekawieniem.
Remus przełknął ciężko ślinę, zastanawiając się, czy ona już wie. Popatrzył na Blacka, ale ten pokręcił głową.
Maya i Syriusz wstali z łóżka i stanęli obok Jamesa. Remus usiadł na swoim łóżku, a Peter podszedł do nich.
- Jaką prawdę? - spytał Lupin, łudząc się, że nie chodzi o jego sekret.
Ona usiadła obok niego i westchnęła.
- Remus... Wiem już, że jesteś wilkołakiem - powiedziała Puchonka. - Domyśliłam się. Ten twój zły stan, wymówki, comiesięczne nieobecności...
Remus zbladł i mocno się przeraził. Skąd już wie? Co zrobi?
- Nie, nikt mi nie powiedział, sama na to wpadłam. Usłyszałam waszą rozmowę podczas ostatniej pełni. Poza tym już od dawna zastanawiałam się, gdzie znikasz i czemu tak regularnie się źle czujesz. Zaczęłam łączyć różne fakty, aż w końcu domyśliłam się prawdy - powiedziała Maya.
Gdy mówiła, skąd wzięła swoje podejrzenia, zerkał co chwilę na stojących obok przyjaciół, którzy milczeli i przypatrywali się tej sytuacji. W końcu spuścił głowę w dół, wiedząc, że kłamstwo już nic nie da. Prawda się wydała.
- Tak, jestem - odparł cicho Remus. - Zostałem ugryziony w wieku pięciu lat. Proszę cię, tylko nie mów nikomu, będę starał się cię unikać jeśli nie chcesz mnie znać.
Przełknął ciężko ślinę, obawiając się jednak spojrzeć jej prosto w twarz. Popatrzył na przyjaciół, którzy też trwali w napięciu.
- Czemu miałabym nie chcieć cię znać? - zapytała Maya, po czym - ku jego zdumieniu - przytuliła go. James, Syriusz i Peter wymienili uśmiechy.
- Co ty robisz? - wydukał Lupin, jednak po chwili odwzajemnił przytulasa. - Nie brzydzisz się mnie?
Nie spodziewał się, że tak dobrze to przyjmie. Obawiał się, że go znienawidzi.
- Nie. Nie mam powodu, żeby się tobą brzydzić - powiedziała Maya, po czym przestała go obejmować i popatrzyła mu prosto w oczy. - Jesteś świetnym przyjacielem i naprawdę cudownym człowiekiem. Lubię twój sarkazm i twoje poczucie humoru...
- Nawet mnie tyle nie komplementujesz - wtrącił się Syriusz, udając oburzenie.
Maya prychnęła, ale ciagnęła dalej.
- Remus, spotkało cię coś złego w życiu i to nie jest twoja wina. Wiem, że świadomie nigdy byś nikogo nie skrzywdził - powiedziała Chase. - I oczywiście, zachowam to w sekrecie.
- Dziękuję - odparł z ulgą Remus. - To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
- Jest jeszcze coś! - powiedział James, a kuzynka spojrzała na niego.
- Co takiego?
Zamiast odpowiedzi, rozległo się pyknięcie, a po chwili stały przed nią trzy zwierzęta - jeleń, pies i szczur.
- Łał - powiedziała z podziwem Puchonka.
Czarny pies od razu do niej podbiegl i stanął na tylnych łapach, przednie opierając na jej nogach. Zaszczekał.
- Uroczy z ciebie piesek, wiesz? - stwierdziła Maya z uśmiechem, głaszcząc go po pyszczku. - Chyba nawet tak ci lepiej.
Siedzący obok Remus parsknął śmiechem. Jego przyjaciele wiedzieli, jak polepszyć atmosferę.
- Każdy animag, gdy jest w formie zwierzęcia, ma coś charakterystycznego dla siebie - rzekł, a Maya uważniej przypatrzyła się Łapie.
Pies po chwili wszedł na łóżku, by znaleźć się koło niej i położyć pyszczek na jej kolanach. Ona z chęcią go przytuliła.
James był jeleniem, więc nie mógł się zbytnio ruszyć w ciasnym dormitorium. Dlatego też jedynie dumnie się wyprostował, przy okazji zahaczając porożem o kolumnę łóżka.
Peter natomiast był najmniejszy. Remus pochylił się, by wziąć go z podłogi. Następnie Glizdogon stanął na jego ręce, którą przysunął bliżej, by Puchonka mogła go zobaczyć.
- A zatem poznaj tą szaloną trójkę, która uznała, że dla mnie zamienią się w zwierzęta - powiedział Remus. - Zakazywałem im, mówiłem, że to niebezpieczne, ale i tak to zrobili.
- I zrobilibyśmy to jeszcze raz - stwierdził James, który zmienił się z powrotem w człowieka.
- Jesteście niesamowici - przyznała Maya po chwili. - To niebiezpieczne i trudne...
- Ale dla przyjaciela byliśmy w stanie to zrobić - stwierdził Potter, a Łapa pomachał ogonem na zgodę.
Remus postawił szczura na podłodze, a ten po chwili się przemienił. Łapa natomiast po chwili zszedł łóżka, by następnie stanąć obok niego.
- Chyba nie myślałaś, że zostawilibyśmy przyjaciela samego? - zapytał Syriusz, gdy już się zmienił z psa w człowieka.
- A wasze patronusy...
- Są takie same, jak zwierzęta, w które się zmieniamy - powiedział Syriusz.
Widać było, że Puchonka jest pod wrażeniem ich umiejętności. Z pewnością się tego nie spodziewała.
Remus był zaskoczony, że tak dobrze przyjęła wiadomości o tym, kim jest. Niby ją lubił, ale i tak było to miłe zaskoczenie.
~
Październik mijał dosyć szybko. W międzyczasie Remus zaczął uczyć Mayę zaklęcia patronusa, dzięki czemu mieli okazję też spędzić trochę czasu.
Zarazem też spędzał czas z resztą swoich przyjaciół, oraz starał się też uczyć. W końcu nauczyciele mocno na to naciskali, szczególnie, że byli już na szóstym roku.
Na początku listopada miały miejsce siedemnaste urodziny Syriusza, po których jakaś dziewczyna próbowała podać mu czekoladki z Amortencją. Skończyło się jednak na tym, że sama musiala je zjeść, a w rezultacie się otruła.
Potem jednak Syriusz i Maya rozmawiali z dyrektorem, który ich do siebie wezwał. Po wszystkim Black opowiedział Huncwotom, że zostali zaproszeni do Zakonu Feniksa, gdyż kilka miesięcy walczyli ze śmierciożercami. Ich dwójka była najstarsza, więc jako pierwsi dostali zaproszenie.
- Ja też chcę tam być! - rzekł natychmiast James, gdy usłyszał całą historię. Od razu czuć było od niego ekscytację i determinację.
- Trochę dziwne, że tak po prostu poprosił cię o dołączenie jak tylko skończyłeś siedemnaście lat - stwierdził Remus. Jak zwykle starał się podejść do wszystkiego z dystansem i ocenić daną sytuację. - Ale w końcu to Dumbledore, z pewnością wie co robi.
Mimo wszystko był wdzięczny dyrektorowi za to, co dla niego zrobił. Chciał w niego wierzyć, nawet jeśli czasami się dziwił jego działaniom lub ich braku.
- Będziesz musiał walczyć? - spytał z Peter, a w jego głosie słychać było lęk, oraz podziw.
- Dumbledore nie weźmie was, dopóki nie skończycie siedemnastu lat, więc musicie poczekać przynajmniej kilka miesięcy - powiedział Syriusz. - Ale tak, będąc w Zakonie, trzeba będzie walczyć. Pamiętajcie, że to ściśle tajne. Wiem, że mogę wam ufać, oraz, że na pewno będziecie chcieli też dołączyć.
- Oczywiście, że tak - powiedział James, po czym przesiadł się do niego i poklepał go po plecach. - Nie myśl sobie, że zostawiłbym cię tak po prostu samego z tym wszystkim. Zresztą we czterech jesteśmy w tym wszystkim razem, co nie chłopaki?
- Wiadomo. Chociaż są chwile, gdy naprawdę zastanawiam się, czenu ciągle się z wami zadaję - stwierdził sarkastycznie Remus. Dobrze wiedzieli, że są to jedynie przyjacielskie uszczypliwości, bez prawdziwej niechęci.
- Jasne - bąknął Peter, a głos mu lekko zadrżał.
- A z innych spraw - rzekł Syriusz. - To musimy zrobić jakiś żart tej Shirley, kiedy się obudzi. Za to, co chciała zrobić Mayi.
- Właściwie to wam obojgu - zauważył Remus.
- Jasne, że coś z tym zrobimy - obiecał mu James, obejmując go ramieniem. - Nie pozwolę ranić moich przyjaciół.
- Ktoś tu musi się najwyraźniej nauczyć, że z Huncwotami i ich przyjaciółmi się nie zadziera - stwierdził Syriusz. - Zresztą nie tylko ona.
Ostatnio mieli sporo spraw na głowie. Mimo to byli jednak Hucwotami i nie można było pozwolić, by o tym zapomniano.
Remus nadal jednak zastanawiał się nad Zakonem. Niby wcześniej krążyły już różne plotki o jakimś ruchu oporu, ale jednak to co innego, usłyszeć o tym wprost.
~
Wraz ze zbliżającą się listopadową pełnią Remus czuł się coraz gorzej. Mimo to, postanowił przyjść na mecz, by kibicować przyjaciołom.
Gryfoni grali z Krukonami. Wśród uczniów nie zabrakło więc podejrzeń i plotek, że Shirley chciała osłabić Gryfonów tuż przed meczem. Takie zagrywki stosowane były najczęściej, gdy grali ze sobą Ślizgoni i Gryfoni, lecz walka i tak była zacięta.
Hartley została nowym kapitanem Krukonów i nie zamierzała odpuszczać przeciwnikom. Fakt, że jej przyjaciółka ostatnio zaprzyjaźniła się z Gryfonami nie zmieniał tego, że chciała wygrać.
Wychowankowie domu lwa również byli zacięci w walce, więc z pewnością zapowiadało się ciekawe widowisko.
Ranek upłynął na życzeniu powodzenia zawodnikom. Przy okazji Remus zobaczył, że do Marleny podszedł Basil Scamander, z którymi ta chwilę porozmawiała. Nie było słychać zbytnio w tym hałasie o czym mówili, ale wydawała się być uradowana na jego widok.
W końcu, gdy już zawodnicy dostali życzenia, poszli do szatni, a widownia na trybuny. Remus usiadł koło Mayi i Lily. Z drugiej strony rudowłosej usiadła Ruby, natomiast po drugiej stronie Lupina - Peter. Danny, Sandy i Kate zajęli miejsca przed nimi. Wszyscy mieli na sobie chorągiewki, czy czapki świadczące o ich kibicowaniu Gryfonom. Glenn znajdowała się ze swoimi przyjaciółmi na trybunach Krukonów.
- A zatem zaczynamy! - krzyknął nowy komentator, którym był piętnastoletni Jonas Cooper, młodszy brat Glenn i Ruby. Jego poprzedniczka skończyła już szkołę. - Witam wszystkich na meczu Gryffindor kontra Ravenclaw! A oto zawodnicy! Pierwsi wlatują Gryfoni: kapitan Vince Bogle, a wraz z nim James Potter, Syriusz Black, Cambria Frecman, oraz trójka nowych zawodników - Samuel Jones, Marlena McKinnon oraz piękna Dorcas Meadowes!
- Ktoś tu się chyba zakochał - mruknęła Maya, a jej przyjaciele parsknęli śmiechem.
- On chyba uważa, że skoro wasz związek wypalił mimo rocznej różnicy wieku i tego, że jesteś starsza, to im też wyjdzie - stwierdził Remus.
- Ooo, jak słodko! - powiedziała z entuzjazmem Sandy.
- To mój młodszy brat i moja przyjaciółka - rzekła zniesmaczona Ruby, a oni zachichotali.
Wymienieni zawodnicy machali w ich stronę.
- A teraz czas na drużynę Ravenclawu z nową panią kapitan na czele! Hartley Preston, wraz ze swoim zespołem - Clementine Scamander, Carvey Boot, Joy Madley i nowymi osobami, czyli Davidem Goldsteinem, Dev Fawcett i Lukiem Harrisonem!
Znów rozpoczął się aplauz, a po kilku minutach w końcu zaczęła się gra.
- Remus, na pewno chcesz tu siedzieć? Może lepiej idź do Skrzydła Szpitalnego? - zapytała cicho Maya.
- Dam radę - odparł Remus, posyłając jej blady uśmiech. Było mu źle, ale chciał wytrzymać. Dla przyjaciół.
- Potter i Jones pilnują kafla, ale Preston chce go przejąć... Tymczasem Goldstein odbija tłuczka w stronę Frecman... Ale Bogle go odbija!
- Meadowes obroniła bramkę, brawo dla niej! Black odbija tłuczka w stronę Krukonów.... A teraz Harrison strzela gola dla Krukonów!
Walka była naprawdę zacięta, a żaden dom nie dawał za wygraną. Był remis sto punktów do stu, gdy w końcu dostrzeżono złotego znicza.
Marlena i Joy zaczęły się o niego ścigać, nie zważając na coraz bardziej wiejący wiatr.
Chociaż obie dobrze sobie radziły, to jednak Madley wygrała, tym samym powodując zwycięstwo Krukonów.
- Chodź Remus do Skrzydła - powiedziała Ruby.
- Powinienem ich pocieszyć...
- Zrozumieją - przerwała mu Lily. - Ty naprawdę powinieneś już iść do pani Pomfrey.
W końcu posłuchał i poszedł do Skrzydła. Naprawdę czuł się coraz gorzej, chociaż nie chciał tego przyznać.
A już niedługo miało być tylko gorzej, jak co miesiąc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro