Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział szesnasty

Remus napisał do pozostałych przyjaciół, chociaż było dla niego wręcz oczywiste, że każą mu iść na Sylwestra.

Nie był pewien, czy sowa szybko dotrze do Jamesa i Petera, skoro byli za granicą. Syriusz jednak skontaktował się z Jamesem przez lusterko dwukierunkowe i w imieniu całej trójki odpisał, że ma tam iść i się dobrze bawić. Sam natomiast był u swojej kuzynki Andromedy, bo nie mógł już wytrzymać w rodzinnym domu. Twierdził, że już jest wszystko w porządku.

Przyjaciele wiedzieli, że tak niekoniecznie musi być, jednak z Tonksami przynajmniej był bezpieczny. Nikt do końca nie wiedział, jak wygląda ta sytuacja, bo Black nie lubił o tym mówić.

Lily też dostała zaproszenie i miała zamiar przyjechać. Jej rodzice i siostra mieli swoje plany na Sylwestra, jednak tata miał ją zawieźć do sióstr Cooper wcześniej. Potem miały udać się razem na przyjęcie.

Pisał też z Dorcas i Marleną, które też napisały, by poszedł na przyjęcie. One miały plan spotkać się z kilkoma starymi znajomymi z dzieciństwa i tak spędzić ten wieczór.

Babcia wróciła do swojego domu, gdyż w końcu dalej prowadziła cukiernię oraz zajmowała się sprawami Fundacji. Wcześniej jednak stwierdziła, że Remus powinien iść pójść pobawić się ze znajomymi.

Rodzice czuli się źle z tym, że przez prawie całe dzieciństwo ich syn był odizolowany. Z jednej strony  martwili się o niego, ale z drugiej nie chcieli, by całkowicie zrezygnował z przyjemności. Kochali go nad życie i chcieli dla niego jak najlepiej. Dlatego powiedzieli, że jeśli naprawdę chce, może pójść, ale ma na siebie uważać.

Sam Remus trochę się wahał. Czy on w ogóle zasługuje na to, by dobrze się bawić?

Jednak nie mógł zaprzeczyć, że chciał iść na to przyjęcie. Przecież nie będzie zupełnie sam, może nie będzie tak źle.

W końcu nadszedł trzydziesty pierwszy grudnia. Miał około osiemnastej dostać się do domu Prestonów przez sieć Fiuu.

Właśnie stał przed swoją szafą i starał się wybrać strój. Rodzice byli w pracy, a on był w domu sam.

Nagle jednak ktoś zapukał do drzwi. Remus wziął różdżkę - w końcu ostrożności nigdy za wiele, chociaż nie sądził, by jakiś śmierciożerca był tak kulturalny i zapukał.

Zdziwił się jednak bardzo mocno, gdy okazało się, że Glenn, Ruby i Lily poprosiły tatę bliźniaczek o podwózkę, by przyjechać do Remusa. Chciały zachęcić go do przyjścia, oraz pomóc z wyborem stroju.

- To wszystko był pomysł Ruby - powiedziała Lily, gdy dziewczyny weszły do środka. Pan Cooper powiedział, że musi pojechać coś załatwić w mieście. Do tego strasznie sypał śnieg i Remus martwił się, czy mama zdąży wrócić z pracy samochodem, czy ją zasypie.

Nastolatkowie mieli przenieść się Fiuu z domu Remusa, co nie było problemem. Chłopak był po prostu zdziwiony. Speszył się też trochę, bo w końcu jego dom był dosyć skromny, jednak dziewczyny chyba nie zwróciły na to uwagi.

- Ej! Nie protestowałyście szczególnie! - oburzyła się Ruby, ściągając buty, rękawiczki, czapkę, szalik i kurtkę. Pozostałe dziewczyny również to zrobiły - jak się okazało, pod spodem były już przygotowane na imprezę.

Wszystkie najwyraźniej postanowiły postawić na ciepło - w końcu było zimno - więc ubrały długie oraz szerokie spodnie.

Glenn założyła czarne spodnie oraz koszulę w czerwono-niebieską kratę oraz niebieską kamizelkę. Włosy związała w dwa luźne warkocze. Ruby zdecydowała się na bardziej jednokolorowy strój, gdyż spodnie i koszula były w zielonym odcieniu. Do tego miała brązową, skórzaną kurteczkę, a włosy związane w kucyka. Lily natomiast miała czarne spodnie i beżową bluzkę. Na to narzuciła granatowy sweter, a włosy związała w jednego warkocza. Dziewczyny miały też na sobie biżuterię.

- A czy kiedykolwiek to coś dało? - spytała Glenn, patrząc na siostrę. - To zawsze ty masz te bardziej szalone pomysły niż ja. A to ja jestem artystką.

- A ja mam najwięcej do czynienia z Huncwotami, to o czymś świadczy - stwierdziła rezolutnie Ruby, podczas gdy Remus pomógł im powiesić kurtki na wieszaku. Dziewczyny miały ze sobą także torby, które jednak wzięły ze sobą, gdy zaprowadził je do salonu.

- Chcecie się czegoś napić? - zapytał Lupin, gdy usiadły na kanapie. - Herbaty, soku, kompotu...

Po przepytywaniach, w końcu wszystkie dziewczyny sobie coś wybrały. Glenn herbatę z malinami i żurawiną, Ruby sok pomarańczowy, a Lily kompotu z wiśniami. Sam Remus zdecydował się na herbatę z imbirem, a do tego przyniósł też chrupiące ciasteczka, które udało mu się upiec poprzedniego dnia.

- Bardzo smaczne - powiedziała z uśmiechem Glenn, gdy jedli poczęstunek. Ruby i Lily również smakowały ciasteczka, a Remus cieszył się z tego, chociaż był trochę speszony. Rodzice twierdzili, że są dobre, ale to jednak nie to samo.

- Talent masz ewidentnie po babci - stwierdziła Lily, która w końcu była częstą klientką Eugenii.

- Nie myślałeś nad tym, żeby kiedyś otworzyć restaurację lub cukiernię? - spytała Ruby, a on zmieszany pokręcił głową.

- Nie... Ale naprawdę nie ma o czym mówić - odparł skromnie Remus. Naprawdę nie uważał, żeby jego wypieki były jakieś cudowne, ale one chyba były innego zdania.

Zresztą nawet jeśli, to kto by go zatrudnił?

Zbliżające się egzaminy coraz bardziej uświadamiały go o tym, że koniec szkoły zbliża się nieuchronnie. Potem będzie musiał znaleźć pracę, co może być dosyć trudne.

O ile w ogóle możliwe.

Chwilę porozmawiali, nim poszli poszukać jakiegoś stroju dla Remusa. W końcu przebrał się w miarę elegancką brązową koszulę i granatowe spodnie.

- Martwię się, czy mama da radę dojechać w tą śnieżycę - powiedział Remus, patrząc przez okno. Było już ciemno na dworze i praktycznie nic nie było widać przez śnieg.

- Może się uda. Albo chociaż postara się zostać w mieście w jakimś hotelu - powiedziała Ruby, klepiąc go po ramieniu. Ona i Glenn też miały nadzieję, że ich tata dotarł już na miejsce.

Nagle jednak rozległ się jakoś dźwięk od strony kominka. Okazało się, że ktoś się chce połączyć.

Cała czwórka podeszła do kominka i zdziwiła się, widząc głowę Hartley. Była najwyraźniej czymś poirytowana.

- Co się stało? - spytała Glenn, widząc naburmuszoną minę przyjaciółki.

- Impreza odwołana - burknęła Hartley. Wszyscy popatrzyli na nią z zaskoczeniem.

- Dlaczego? - zapytała Ruby.

- Bo okazało się, że mój brat też chciał zrobić imprezę i się pokłóciliśmy. Przecież ja zaplanowałam to pierwsza! - rzekła z oburzeniem Hartley. - I kazał mi spadać z moją imprezą, bo "nie będzie gadał z małolatami". I rodzice usłyszeli jak się kłócimy. Powiedzieli, że jak nie umiemy się dogadać, to żadne z nas nie zrobi imprezy, a oni zostają w domu by nas przypilnować. Jasny gwint, czemu on musiał się wtrącić! A Marion też nie może zrobić tej imprezy u siebie, bo ma zajętą chatę przez siostrę i mało miejsca.

Nastolatkowie byli rozczarowani - w końcu mieli ochotę się spotkać, a tu nie wypaliło.

- I co teraz? - spytała Glenn, gdy już Hartley zniknęła z kominka.

- Zawsze możemy zostać tutaj i zrobić taką małą imprezę czteroosobową - rzekła Ruby, po czym popatrzyła na Remusa. - Jeśli się zgadzasz...

Ten zawahał się przez chwilę.

- Chętnie spędziłbym z wami czas. Ale nie wiem  czy naprawdę chcecie tu przebywać, mam mało miejsca i właściwie tylko radio oraz ewentualnie jakieś stare planszówki...

Zdziwił się, że nie przeszkadzało im, że żyje tak skromnie. Miały możliwość zobaczenia jak mieszka, ale nie wyglądały na zniesmaczone tym.

- Nie szkodzi, radio też przecież może być - powiedziała Glenn. - I spędzimy czas we czwórkę. Nie będziemy się nudzić.

- Właśnie - przytaknęła im Lily. - Chętnie z tobą zostaniemy.

Remus uśmiechnął się, ciesząc się z ich towarzystwa. Zwłaszcza, że za oknem szalała śnieżyca, a on martwił się o rodziców. Nie chciał być sam.

Rozłożyli się w salonie, gdzie zajadali się ciasteczkami i pili napoje. Włączyli też czarodziejskie radio.

- Hej wam, z tej strony Czarodio! Najlepsza Czarodziejska Radiostacja zaprasza was do wspólnego odliczania do Nowego Roku! Razem powitamy tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty szósty! Zostańcie z nami, bo teraz usłyszycie wspaniałą Celestynę Warbeck i jej najnowszy utwór - "Kociołek pełen gorącej miłości"!

- Wolę inną muzykę, ale cóż, może inny utwór będzie lepszy - powiedziała Glenn, gdy zaczęły grać pierwsze takty melodii z radia.

- Może. W ogóle nadal zastanawiam się, czemu James przysłał mi na święta pluszowego kwiatka - powiedziała Lily. - I skąd wiedział, że lubię konwalie?

- To uroczy prezent - stwierdziła Glenn.

- A wiedział, bo się mnie zapytał. Ostrzegałam go, żeby nie robił nic głupiego, na co się oburzył - powiedziała Ruby.

- Razem z Syriuszem wypatrzyli taki sklep w Hogsmeade, gdzie sprzedają pluszowe kwiatki i zwierzęta. Syriusz kupił Mayi, a James tobie - odparł Remus. - Wiem, że czasami zachowuje się dziwnie, ale to naprawdę jest urocze.

Rudowłosa westchnęła.

- No dobrze, to uroczy gest, jak Syriusz daje takiego kwiatka Mayi. Ale ja i James... My nawet nie jesteśmy blisko, więc nie rozumiem po co dał mi coś takiego - powiedziała Lily.

- Może chce być blisko? - zasugerowała Glenn, a oni popatrzyli na nią. - No co? Też uważam, że nieraz zachowuje się jak palant, ale różnie z tym bywało.

Zerknęła przy tym na siostrę - w końcu dopiero co kilka tygodni wcześniej James stanął w obronie Ruby, gdy ta tego potrzebowała. Trzeba było przyznać z pewnością jedno - James bywał nieprzewidywalny i nieraz mógł zaskoczyć.

- A poza tym jak minęły ci święta? Petunia się ogarnęła w końcu? - spytała Ruby, ale Lily pokręciła przecząco głową.

- Niestety nie... Wręcz przeciwnie, olewała mnie i ciągle tylko mówiła o jakimś Vernonie Dursley'u. Poznali się jakiś czas temu i najwyraźniej jej się podoba - powiedziała Lily. - Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek uda nam się pogodzić... Na dodatek Severus...

Urwała, jakby nie będąc pewna, czy mówić dalej.

- Co ze Snape'em? - spytała Ruby, a rudowłosa westchnęła.

- Pamiętacie, że był w pociągu, prawda? Ale na peronie nie widziałam jego matki. Myślałam jednak, że po prostu ją przeoczyłam, zwłaszcza, że on gdzieś zniknął. Jednak gdy poszłam do Snape'ów, bo chciałam go wyciągnąć z domu, okazało się, że w ogóle nie było go w Cokeworth i napisał matce, że zostaje w Hogwarcie - powiedziała Lily, a oni słuchali w skupieniu.

- To dziwne - stwierdziła Ruby.

- Czemu okłamał swoją matkę i ciebie? - zdziwiła się Glenn. - Probowałaś do niego napisać?

- Tak, napisałam do niego. Odpisał, że miał coś do załatwienia w Londynie  - powiedziała rudowłosa. - Co takiego mógł mieć do załatwienia? To dziwne... Napisał też, że niepotrzebnie martwiłam jego matkę, bo teraz do niego wypisuje, więc mam ją uspokoić.

Remus przypomniał sobie, jak Syriusz opowiadał przyjaciołom o tym, czego dowiedział się w te wakacje na weselu swojej kuzynki Narcyzy z Lucjuszem Malfoy'em. Ponoć Evan Rosier i Darwin Avery "reklamowali" Snape'a Lucjuszowi jako deklarującego chęć zostania śmierciożercą. Czy to mogło mieć coś wspólnego z tym?

Jednocześnie też poczuł jeszcze większą niechęć wobec Snape'a. Podobnie też bliźniaczki które pokręciły głowami z niedowierzaniem i oburzeniem.

- Dlaczego ty masz uspokajać jego matkę? To on ją okłamał. I ciebie też - rzekła Ruby.

- Po prostu przyjaciele powinni siebie bronić. I nie powinni na siebie nagadywać - stwierdziła Lily.

- Ale ty nic nie nagadałaś na niego, przecież sama nie miałaś pojęcia, że go nie ma. Chciałaś go po prostu odwiedzić - rzekł Remus.

- Wiecie co... Nie mam już ochoty o nim rozmawiać - odparła rudowłosa. - Lepiej mówcie, jak u was. Zanim jednak zdążyli coś powiedzieć, odezwał się znów spiker w radiu.

- Przerywamy nadawanie piosenek, aby was ostrzec. Dzisiejszego dnia zaobserwowano kilka ataków śmierciożerców w różnych częściach kraju. Lepiej uważajcie na siebie i nie chodźcie nigdzie sami! A teraz o możliwych skutkach szalejącej śnieżycy, chyba największej od lat...

Cała czwórka popatrzyła na siebie ze zmartwieniem. Wszyscy pomyśleli teraz o bliskich im osobach, które, podobnie jak zresztą oni sami, były narażone na niebezpieczeństwo.

- Chciałabym, żeby ta wojna skończyła się jak najszybciej - powiedziała Lily. - Może to głupie, ale boję się...

- Każde z nas się boi - powiedziała Glenn. - O swoich bliskich i o siebie. To normalne.

Byli tylko nastolatkami, żyjącymi w brutalnej, wojennej rzeczywistości. Chcieli, by ich największym zmartwieniem były egzaminy czy romanse, ale niestety będą musieli zmierzyć się z czymś o wiele gorszym.

Remus przy tym wszystkim miał też świadomość, że będzie miał problemy przez swój sekret. Co, jeśli ktoś go odkryje? Jak on w ogóle znajdzie pracę?

By trochę odciągnąć myśli od przykrych spraw, zaczęli grać w kalambury, a potem trochę tańczyli do muzyki z radia.

Najbardziej jednak Remus czuł się zakłopotany, kiedy dziewczyny spytały, jak jego mama sobie radzi, skoro tak często choruje i jednocześnie chodzi do pracy.

- Bywa ciężko, ale jest uparta i twierdzi, że nie da się zatrzymać w domu. Ale dzisiaj jest lepiej - odparł Remus, myśląc o tym, że musi w końcu wykombinować jakąś lepszą wymówkę. Obawiał się, że dziewczyny prędzej czy później odkryją prawdę - skoro James, Syriusz i Peter na to wpadli, to one też mogą. Nie chciał by tak się stało. Naprawdę je lubił i nie chciał ich tracić, chociaż czuł się źle z tym, że je okłamuje.

Niepokoił się też tym, że jego rodzice tak długo nie wracają.

- Spokojnie, może po prostu coś ich zatrzymało dłużej w pracy - rzekła Glenn. Dziewczyny starały się go uspokoić, co jednak było trudne.

W końcu zaczęła zbliżać się północ, a oni zaczęli do niej odliczać wraz ze spikerem.

- Dziesięć!

Remus popatrzył na Gryfonki i Krukonkę zastanawiając się, jakby zareagowały na jego sekret. Obawiał się, że mogłyby go odrzucić, a tego by chyba nie przebolał.

- Dziewięć!

Gdzie są jego rodzice? Czemu tak długo nie wracają? A co jeśli coś im się stało?

- Osiem!

Czy jego rodzice i reszta przyjaciół jest bezpieczna?

- Siedem!

Co wydarzy się w nadchodzącym roku?

- Sześć!

Kiedy skończy się ta wojna?

- Pięć!

Czy znajdzie pracę po szkole?

- Cztery!

Remus przeniósł swój wzrok z radia i popatrzył kolejno na każdą z dziewczyn. Cieszył się z ich towarzystwa, w końcu zawsze mogły skorzystać z sieci Fiuu i wrócić do domu Cooperów.

- Trzy!

Ruby objęła ramieniem jego i Lily, a Glenn objęła go z drugiej strony.

- Dwa!

Czy kolejny rok będzie lepszy?

- Jeden!

Właśnie zaczął się rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty szósty.

- Niech nam żyje Nowy Rok! - krzyknęli wspólnie i przytulili się we czwórkę. Byli pełni nowych nadziei i liczyli, że ten rok będzie rzeczywiście lepszy.

- Życzę nam wszystkim, żeby w końcu skończyła się ta wojna i nie trzeba było się bać - rzekła Glenn, kiedy skończyli się tulić. Wszyscy mieli nadzieję, że jej słowa szybko się spełnią.

Nie wiedzieli jednak, że ta wojna dopiero się rozkręcała i nieprędko się skończy. A gdy tak się już stanie, to nie wszyscy tego dożyją, a inni będą przez to cierpieć.

Posiedzieli jeszcze trochę - Remus naprawdę był mocno zaniepokojony, że jego rodzice wciąż nie wracają. Nie mogli nic jednak zrobić - nie umieli jeszcze nawet się teleportować.

W końcu zdecydowali się spróbować pójść spać. Bliźniaczki położyły się na kanapie, Lily na kanapie, a Remus na swoim łóżku. Na szczęście dziewczyny miały koszule nocne, bo i tak miały zostać na noc u Hartley. Ciężko było zasnąć, ale chociaż próbowali.

~

Rano Lyall wrócił do domu, gdy Remus akurat przygotowywał śniadanie, a dziewczyny jeszcze spały.

- Tato, wróciłeś! - ucieszył się Remus, po czym popatrzył ze zmartwieniem na ojca, który miał trochę posiniaczoną twarz, rękę owiniętą bandażem i poszarpane ubrania. - Co ci się stało?

- Miałem małą potyczkę ze śmierciożercami i wylądowałem w Mungu na obserwację - wyjaśnił Lyall. - Już mi lepiej. Gdzie jest mama i co tu robią te trzy dziewczyny?

- Mama nie wróciła, prawdopodobnie zatrzymała ją śnieżyca - odparł Remus, mając nadzieję, że była bezpieczna i zdrowa. - A to są moje koleżanki. Przyjechały do mnie wczoraj po południu, bo chciały pomóc przygotować mi się na imprezę. Okazało się jednak, że została odwołana, ale chciały ze mną zostać.

- Dobrze, że przynajmniej nie byłeś sam - odparł Lyall, przytulając się do syna. - Dobrze, to muszę polecieć poszukać twojej mamy.

- Czy w tym stanie możesz się teleportować? - spytał z niepokojem Remus, jednak mężczyzna machnął ręką.

- Nic mi już nie jest - stwierdził Lyall. - Dam sobie radę.

Na szczęście już udało się i Lyall bezpiecznie aportował się do miasta, w którym pracowała Hope. Udało mu się ją znaleźć - zatrzymała się u koleżanki z pracy, która przekonała ją, że niebezpiecznie jest jechać w taką śnieżycę. Mimo tego, że to wszystko skończyło się dobrze, nie zmieniało faktu, że Remus był zmartwiony. A co jeśli kiedyś nie skończy się dobrze?

Nie wiedział, jak poradziłby sobie z utratą któregokolwiek z rodziców. Bardzo ich kochał, byli dla niego wielkim wsparciem.

Niestety rzeczywistość, szczególnie ta wojenna, bywała brutalna. Nikt nie mógł przewidzieć tego, co się wydarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro