Rozdział pięćdziesiąty drugi
Remus był zaskoczony, gdy zobaczył, że Glenn przyszła do niego do Skrzydła Szpitalnego i przyniosła ciasto. Zjawiła się jako pierwsza, najwyraźniej nie chcąc czekać ani chwili dłużej.
- Naprawdę miło z twojej strony, nie musiałaś mi niczego piec - rzekł Lupin. Dopiero co się rozbudził, ale czuł, że trochę go boli w kilku miejscach na ciele. Miał tam zresztą bandaż założony przez panią Pomfrey. Mimo to jednak nie narzekał, mogło być o wiele gorzej.
- Ale chciałam ci zrobić przyjemność - stwierdziła Krukonka, po czym wyjęła pojemnik z ciastem oraz łyżeczkę. - Nakarmię cię.
- Co?
Remus spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Musisz odpoczywać, jesteś ranny. Zamierzam się tobą zaopiekować - rzekła dziewczyna. Wzięła kawałek ciasta na łyżeczkę, a następnie podała mu do buzi. - Leci miotełka!
Szatyn zjadł kawałek ciasta i uśmiechnął się lekko.
- Naprawdę dobre - pochwalił, a ona odwzajemniła uśmiech.
- Dziękuję. Bałam się, czy ci zasmakuje - przyznała Cooper.
- Smakuje mi i to bardzo - stwierdził Remus.
Naprawdę nie rozumiał, czym sobie zasłużył na grono tak wspaniałych przyjaciół. Wszyscy robili dla niego tak wiele, a on nie wiedział, jak ma się im odwdzięczyć.
~
Kilka dni później Remus w końcu mógł opuścić Skrzydło Szpitalne. Zamierzał się udać od razu do Wieży Gryffindoru.
Gdy jednak szedł jednym z korytarzy, zobaczył, że kilka stóp dalej stoi któraś z bliźniaczek, odwrócona do niego bokiem i rozmawia z jakimś niskim Krukonem o czarnych włosach i zielonych oczach. Postanowił podejść bliżej, by się przywitać.
- Nie Gaspald, nie pójdę z tobą na bal - rzekła Cooper.
- Ale dlaczego...
- Po prostu nie mam ochoty iść z kimś, kogo ledwo znam - rzekła dziewczyna.
- Zawsze możemy się poznać - stwierdził Gaspald.
- Nie słyszysz, że ona nie chce z tobą iść? - zapytał Remus, podchodząc do nich.
Oboje spojrzeli na niego zaskoczeni. Chyba nie spodziewali się, że ktoś wtrącić się do ich rozmowy.
- Remus, spokojnie. Już sobie wszystko wyjaśniliśmy - rzekła Glenn.
- Jasne, że tak - odparł Gaspald, po czym odwrócił się i poszedł sobie.
- Kto to był? - zapytał Lupin, stając teraz naprzeciwko niej. Ona skrżyżowała ramiona na piersiach.
- Gaspald Shingleton, Krukon z siódmego roku. A co, zazdrosny? - zapytała szatynka.
- Nie - odparł szatyn, niemniej jednak w jego sercu pojawiło się dziwne ukłucie. - Po prostu nie chcę, byś szła z jakimś pacanem...
- Na jakiej podstawie stwierdzasz, że jest pacanem, chociaż właściwie nic o nim nie wiesz? - zapytała Glenn, a on się zmieszał.
- Nie znamy go, więc może okazać się pacanem. Siódmy rocznik? Zapytam Mayi, ona pewnie wie, kto to jest - stwierdził Lupin, a ona przewróciła oczami.
- Nikogo nie wypytuj, bo nie ma takiej potrzeby. Odmówiłam mu, bo nie chciałam z nim iść. A ty masz pretensje nawet nie wiem do kogo - rzekła Glenn z dezaprobatą.
Miała rację, to było bezsensu. Mimo to, czuł jakąś niechęć na myśl o tym, że miałaby pójść z tym całym Gaspaldem.
Nie mógł być zazdrosny. A nawet jeśli by się zakochał, to nie zasługiwał na jej miłość. Ona powinna być z kimś lepszym od niego, kto jej nie skrzywdzi.
Był przecież wilkołakiem.
Niemniej jednak nie oznaczało to, że na być się z jakimś byle kretynem. Jako jej przyjaciel chciał zadbać, by trafiła na kogoś naprawdę dobrego.
- Przepraszam, poniosło mnie. Po prostu nie chciałbym, żeby jakiś typek ci się narzucał - stwierdził Remus, a ona pokręciła głową.
- Sama umiem o siebie zadbać. Dobra, chodźmy do Wieży Gryffindoru, bo tam pewnie szedłeś? - zapytała Glenn, zmieniając temat. - Jak się w ogóle czujesz?
- Już lepiej. I tak, szedłem do Wieży - rzekł Gryfon.
We dwójkę poszli więc razem. W pewnym momencie jednak zza jednego z zakrętów wyszła Ruby. Wyglądała na zaskoczoną, że widzi ich razem.
- O, właśnie chciałam sprawdzić, czy Pomfrey cię wypisała - rzekła Gryfonka, spoglądając na niego. - Nie sądziłam, że...
- Przypadkiem na siebie wpadliśmy, też chciałam zobaczyć, czy już wychodzi ze Skrzydła Szpitalnego - powiedziała Glenn. - A teraz idziemy do Wieży Gryffindoru.
- Jasne, rozumiem - odparła Ruby, jednak wydawała się być czymś zmartwiona.
Remus zastanawiał się, o co może jej chodzić. Od dłuższego czasu zachowywała się jakoś dziwnie.
Poszli we trójkę do Wieży, gdzie znajdowali się już pozostali Huncwoci oraz Maya i Lily. Usiedli obok nich przy kominku.
- Pomfrey długo cię tam trzymała - stwierdził James.
- Chciała się upewnić, że wszystko dobrze - odparł Lupin. - Maya, wiesz coś o Gaspaldzie Shingletonie z twojego roku?
Przyjaciele spojrzeli na niego zdziwieni.
- Jest Krukonem, dobrze się uczy, szczególnie z zaklęć. Jesteśmy razem na roku, ale w sumie nie rozmawialiśmy za wiele - powiedziała Maya. - A coś się stało?
- Shingleton próbował zaprosić mnie na bal, a Remusowi z jakiegoś powodu bardzo to przeszkadzało - stwierdziła Glenn, patrząc na niego trochę podirytowana. Nie wiedziała, czemu tak bardzo trzymał się tego tematu.
James i Syriusz wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a Remus już wiedział, że nie dadzą mu spokoju.
- Taka zazdrość nie jest zdrowa, wiesz? - zapytała Puchonka.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Ruby, chodź. Muszę ci coś pokazać - rzekła nagle Lily, wstając z kanapy.
- O co ci chodzi? - zapytała szeptem Ruby, gdy znalazły się na schodach do damskich dormitoriów.
- Czekaj - rzekła Evans. Gryfonki poszły do swojej sypialni, gdzie mogły zostać same.
- No i co jest? - zapytała Ruby, siadając na łóżku. - Czemu zostawiłyśmy ich samych?
- Widzę, jak się męczysz. I uwierz mi, zostanie tam tylko pogorszyłoby sprawę - uznała Lily, siadając obok niej.
Szatynka westchnęła.
- Chcę go. Ale...
- Słuchaj, pamiętaj, że decyzja i tak należy do niego. Nie możesz zmusić go do uczuć.
Ruby milczała, jednak ciężko było jej przyswoić słowa przyjaciółki. Nie chciała tak po prostu pogodzić się z tym, że jej uczucia mogą nie zostać odwzajemnione.
Źle się z tym czuła.
~
Tymczasem w Pokoju Wspólnym Huncwoci najwyraźniej nie mogli przestać drążyć tematu, przez co zarówno Remus jak i Glenn czuli mocne zażenowanie.
- Naprawdę, dajcie im już spokój - stwierdziła Maya, biorąc ich oboje w obronę.
- Nie jesteś ciekawa? - zapytał Syriusz.
Nim jednak zdążyła odpowiedzieć, do Pokoju Wspólnego przyszła sfrustrowana Dorcas, trzymająca w ręku miotłę. Była też cała mokra.
- Latałam sobie, a tu nagle zaczął padać śnieg - burknęła Meadowes, podchodząc do nich. - O, hej wam!
- Cześć - przywitali się, podczas gdy ona usiadła w fotelu, by się ogrzać przy kominku.
- A gdzie Marlena? Nie była z tobą? - zapytał James, na co ona prychnęła.
- Nie. Poszła gdzieś z Basilem - stwierdziła brunetka. - Szkoda, bo przydałoby się poćwiczyć przed meczem ze Ślizgonami.
Pogadali trochę, nim Dorcas stwierdziła, że musi pójść do dormitorium się przebrać. Potem Maya stwierdziła, że musi pójść do siebie, by trochę się pouczyć, a Syriusz uznał, że ją odprowadzi.
Zostali więc we czwórkę, do czasu, gdy z dormitorium wyszła Lily.
- Co tam z Ruby? - zapytała Glenn. Martwiła się o siostrę, nawet jeśli ostatnio ta rzeczywiście zachowywała się trochę dziwnie.
- Dobrze, po prostu uczy się teraz z zielarstwa. A ja właśnie idę do biblioteki, potrzebuję kilku książek do wypracowań z eliksirów i transmutacji - wyjaśniła rudowłosa.
- Pójść z tobą? - zapytał nagle James, podnosząc się. - Mogę pomóc ci dźwigać książki...
Remus i Peter wymienili spojrzenia. James Potter chce dobrowolnie iść do biblioteki? To bardzo rzadko się zdarza.
Dziewczyna też najwyraźniej się zdziwiła, bo odezwała się dopiero po chwili.
- Wiesz, ja sama sobie poradzę, nie musisz nic za mnie dźwigać - rzekła rudowłosa, na co on wydawał się zawiedziony. - Ale przypominam ci, że ty też musisz zrobić te wypracowania. Nie potrzebujesz jakichś książek?
- Jasne, oczywiście - stwierdził James. - To... Też pójdę do biblioteki.
Remus nie miał złudzeń, że ta chęć wynikała z tego, że Lily tam szła. Niemniej jednak Gryfonka wydawała się być zadowolona, że on też idzie.
We dwoje wyszli po chwili z Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
- To... Ja może też pójdę - wybąkał Peter. - Do kuchni albo gdzieś...
- Daruj sobie, nie musisz szukać wymówek, by nas zostawić samych - rzekła Glenn, wstając z kanapy. - I tak już muszę iść.
- Jak to już? - zapytał Remus ze zdziwieniem. Jakoś nie miał ochoty, by sobie szła.
- Mam pomóc Nolanowi z wypracowanem. Przyjdzie niedługo do mojego Pokoju Wspólnego, bo wolimy nie siedzieć u Ślizgonów - powiedziała Glenn.
- Nie mógłbym znieść, gdybyś siedziała tak blisko tej bandy - rzekł Remus, wzdrygając się na myśl o Ślizgonach, którzy napadli ich kilka miesięcy temu.
- Żadne z nas nie chce tam siedzieć. Nie opędzilibyśmy od pogardliwych spojrzeń i kąśliwych komentarzy o "zdrajcach krwi", bo przecież jesteśmy półkrwi i nie przeszkadza nam zadawanie się z mugolakami i mugolami - odparła Krukonka. - Nie sądzę, by nawet pójście do dormitorium Nolana coś pomogło.
- To chociaż cię odprowadzę do Wieży - zaproponował Lupin.
- Powinieneś odpocząć...
- Już dosyć się należałem w Skrzydle Szpitalnym - zapewnił ją szatyn, wstając z kanapy. - Poza tym chętnie spędzę z tobą trochę więcej czasu.
Ona uśmiechnęła się.
- Niech ci będzie. Też chętnie spędzę z tobą czas.
Cieszył się, że będą mieli dla siebie chociaż te minuty, które zajmie im dojście do Wieży Ravenclawu. Z jakiegoś powodu nie miał ochoty, by się rozstawali.
- Na pewno już wszystko w porządku? - zapytała Krukonka z troską w głosie, gdy wyszli z Pokoju Wspólnego. On pokiwał głową.
- Tak. Pani Pomfrey umie zdziałać cuda - rzekł Remus z uśmiechem. - Zresztą nie tylko ona.
- To znaczy? - zapytała Glenn, gdy zaczynali schodzić po schodach.
- Twoje ciasto również pomogło.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
- Bez przesady... Naprawdę nie ma o czym mówić.
- Jest. To ciasto było naprawdę wyborne i nie wiem, jak ci się odwdzięczyć - powiedział Lupin.
- Nie gadaj głupot, nie musisz się niczym odwdzięczać. Jesteśmy przyjaciółmi, to oczywiste, że robimy dla siebie miłe rzeczy - powiedziała Glenn, chociaż musiała przyznać, że dziwnie było wymówić słowo "przyjaciel".
Nie miała pojęcia, że jego też zakłuło w serce to słowo.
- Jasne - odparł Remus, chociaż nie był do końca przekonany. - Czytałaś w końcu tą książkę, co ostatnio miałaś zacząć?
- Dopiero zaczęłam, ale ciągle ktoś mi przerywał - odparła szatynka, podłapując wątek. - Ale ciekawie się zapowiada...
Świetnie im się rozmawiało, gdy szli do Wieży Ravenclawu. Gryfon odprowadził ją pod same drzwi z kołatką. Nim jednak dziewczyna do nich podeszła, najpierw mocno się do niego przytuliła, a on to odwzajemnił.
Bardzo przyjemnie było mu się do niej przytulać.
- Ładnie pachniesz, wiesz? - wypalił nagle chłopak.
- Ładnie to tak wąchać dziewczyny? - zapytała żartobliwie Krukonka. - Ale dziękuję, to moje perfumy, goździkowe*.
Remus pomyślał o tym, że to naprawdę piękny zapach.
- Świetnie do ciebie pasuje - rzekł Gryfon.
- Jeszcze raz dziękuję. I za komplementy i za odprowadzenie - odparła dziewczyna, wyplątując się z jego objęć.
Podeszła do kołatki, by następnie odpowiedzieć na zagadkę. A on stał w tym samym miejscu jeszcze przez chwilę, nawet gdy jej tam już nie było.
Dlaczego tak mocno na niego działała?
Czy to możliwe, że...?
Zakochiwał się w niej?
Nie chciał tego przyjąć do wiadomości. Bał się, że gdy to zaakceptuje, będzie chciał odwzajemnienia. A ona nie powinna odezajemniać jego uczuć. Tak byłoby dla niej lepiej.
Która dziewczyna chciałaby umawiać się z wilkołakiem?
~
Gdy Remus wrócił do Pokoju Wspólnego, zobaczył, że Marlena gra z Peterem w szachy czarodziejów, a Ruby siedzi obok i kibicuje. Niedaleko siedzieli James i Lily, którzy pisali wypracowania - a przynajmniej chyba tak było. Syriusz jeszcze chyba nie wrócił, mimo tego, że wyszedł dużo wcześniej z Wieży - ewentualnie był już w dormitorium, ale było to wątpliwe. Po co miałby tam siedzieć sam? Raczej nie po to, by się uczyć.
Nagle jednak Ruby go zobaczyła i podniosła się z fotela, a następnie podeszła do niego.
- Remus, możemy pogadać? - zapytała Gryfonka.
- Gadamy...
- Chodźmy do waszego dormitorium, tam jest ciszej - powiedziała Ruby, po czym wzięła go za rękę i poszli na górę.
W pokoju rzeczywiście nikogo nie było. Jako, że łóżko Lupina było najczystsze, to na nim usiedli.
On miał jednak wrażenie, że usiadła trochę za blisko niego, jak na fakt, że łóżko było dosyć duże. Odsunął się odrobinę, ale miał wrażenie, że nie była z tego zadowolona.
- Zbliża się wyjście do Hogsmeade, więc pójdziemy razem, dobra? - zapytała Ruby.
- Wiesz... Ja już mam plany - odparł Lupin.
Był zaskoczony, że ona też go chciała tam zaprosić. Umówił się jednak już z Glenn i musiał przyznać, że to trochę bardziej mu odpowiadało. Jasne, lubił Ruby, ale po prostu myślał o obu siostrach Cooper w trochę inny sposób.
- No wiem, że zawsze chodziliście we czterech, ale przecież Syriusz i tak idzie z Mayą, co nie? Więc możecie zmienić swój zwyczaj, James i Peter się nie pogniewają. Ba, James pewnie będzie zadowolony, jeśli uda mu się spędzić czas z Lily - rzekła Ruby.
- Bardzo miła propozycja, ale już umówiłem się z Glenn na spotkanie - powiedział Remus, mając nadzieję, że jej nie urazi. Wyglądała na zszokowaną tą odpowiedzią.
- Kiedy ona cię zaprosiła?
- Już jakiś czas temu. Ale spokojnie, pewnie i tak potem zobaczymy się całą paczką w Trzech Miotłach - rzekł Lupin, na co ona mocno zacisnęła usta.
- Jasne. W porządku - mruknęła Cooper z irytacją w głosie, po czym wstała z łóżka. - Do zobaczenia.
Wyszła z dormitorium, zostawiając go trochę zdezorientowanego. Chyba naprawdę mocno jej zależało na tym wyjściu.
Nie miał ochoty wychodzić do Pokoju Wspólnego, więc uznał, że pouczy się czegoś w dormitorium. Nim jednak zdążył wyciągnąć podręcznik, do pomieszczenia wparowali Syriusz, James i Peter.
- Stary, co się stało? Ruby wybiegła stąd jakaś nachmurzona - powiedział Black, siadając naprzeciwko niego.
- Lily od razu poleciała za nią, by się zapytać, o co chodzi - dodał James, który usiadł koło Lupina.
- Co jej powiedziałeś? - spytał Peter, siadając koło Syriusza.
- Po prostu zapytała, czy chcę iść do Hogsmeade z nią i odmówiłem, bo już się umówiłem tam z Glenn - powiedział Remus, na co pozostali Huncwoci zagwizdali.
- No nieźle się porobiło.
- Czyżbyś już dokonał wyboru?
- I czemu nam nie powiedziałeś, że z nią idziesz?
- Bo od razu gadalibyście niewiadomo co - burknął Remus.
- Podoba ci się Glenn? - zapytał Syriusz. - Szczerze nam powiedz, dobra?
Lupin się zawahał.
- Ja... Lubię jej uśmiech. Lubię jej perfumy, lubię z nią gadać o wszystkim i o niczym. Piecze świetne ciasto - rzekł chłopak, po czym powoli zaczynało coś do niego docierać.
Czyżby rzeczywiście czuł do niej coś więcej?
- Lunio nam się zakochał! - stwierdził triumfalnie James.
- Cicho, bo jeszcze ktoś cię usłyszy - burknął Lupin.
- Ona to odwzajemnia? - zapytał Peter.
- Nie wiem - rzekł Remus. - Ale lepiej byłoby dla niej, gdyby tego nie robiła.
- Niby dlaczego? - spytał Syriusz z oburzeniem. - I nie wyskakuj nam tu z tym swoim wilkołactwem...
- Ale nie chcę nikogo tym obciążać - rzekł zielonooki. - Ona zasługuje na kogoś lepszego.
- Powinieneś korzystać z życia, wiesz? - stwierdził Potter. - A nie marnować czas...
Remus westchnął ciężko. Dlatego właśnie nie chciał im mówić. Bo wiedział, że nie zrozumieją.
- Wracając do tematu Ruby. Nie sądziłem, że się tym tak przejmie - stwierdził Remus. - Powinienem ją przeprosić?
- Za co niby? Wyjaśniłeś, że masz już plany i dobrze - rzekł Black. - Słuchaj, wiesz ilu dziewczynom już odmówiłem pójścia z nimi na bal? Były trochę smutne, ale potem znalazły sobie pewnie kogoś innego. Tak to bywa. Ruby pewnie trochę szkoda, ale uspokoi się i będzie dobrze.
- Mam nadzieję - rzekł Remus.
Naprawdę nie chciał nikogo krzywdzić. Ci mógł jednak poradzić na to, że spotkanie z Glenn w wiosce kusiło go o wiele bardziej?
Może to naprawdę była miłość?
~
*Goździk - według tego, co znalazłam, wprowadza ciepło i przyciąga obfitość. Jest również uspokajający, uziemiający i napełniający energią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro