Rozdział pięćdziesiąty czwarty
Minęło kilka dni od Walentynek. Glenn przeanalizowała ostatnie wydarzenia i coraz bardziej uświadamiała sobie, że zakochała się w Remusie.
Lubiła jego głos, który zawsze działał na nią uspokajająco i kojąco. Zawsze odnajdywała w nim troskę i poczucie bezpieczeństwa. Nawet gdy bywał sarkastyczny, to i tak lubiła go słuchać. Zresztą naprawdę świetnie się z nim drażniło.
Lubiła jego zapach. Remus pachniał dla niej kawą, cynamonem oraz jesienią. Jeśli miałaby dopasować do niego jakąś porę roku, to byłaby to wczesna jesień. Pora kolorowych liści, ciepłych swetrów i wieczorów pod kocykiem i z książką w ręku. Najlepiej z czymś słodkim do przekąszenia i jakąś muzyką do posłuchania. Żałowała, że nie mogła mieć swojego gramofonu w Hogwarcie - tak czy siak jednak nie działałby w zamku.
Zarazem jednak jego piękne, zielone oczy kojarzyły się jej z ciepłem lata oraz leżeniem na trawie nad rzeką.
Remus był uroczy i przystojny. Gdy go widziała, serce biło jej mocniej.
Przede wszystkim jednak lubiła z nim przebywać. Zawsze świetnie im się spędzało razem czas i nigdy nie brakowało im tematów do rozmowy.
Nie przeszkadzało jej, że jest wilkołakiem. To nie miało znaczenia, wiedziała, że świadomie nikogo by nie skrzywdził.
Martwiła się jednak, jak przyjąłby wieść o tym, że jej się podoba. Co jeśli stwierdziłby, że nic do niej nie czuje i ich przyjaźń by ucierpiała?
Nie wiedziała, jakby to przeżyła.
Poza tym polubiła się też z resztą paczki. Gdyby Remus przestał się do niej odzywać, straciłaby też ich. Zależało jej na nich wszystkich.
Dlatego też na razie nie chciała nic mówić.
~
Pewnego dnia Glenn i Remus usiedli w Pokoju Wspólnym Ravenclawu, gdzie ona zamierzała go narysować. Zdecydowali się pobyć tam, gdyż w Wieży Gryffindoru ciągle ktoś by im przeszkadzał. Tutaj na szczęście nikt nie zwracał na nich uwagi - Hartley była na treningu, a Marion pisała wypracowanie.
Remus założył tego dnia śliczny, brązowy sweter oraz czarne spodnie. Usiadł na fotelu z książką, podczas gdy ona rozłożyła sztalugę naprzeciwko niego.
Udawał, że czyta, ale prawda była taka, że zupełnie nie mógł się skupić. Cały czas patrzył na nią, jak ze skupioną miną zajmowała się malowaniem. Nie mógł się doczekać efektów.
Glenn założyła tego popołudnia specjalny biały fartuch, by nie poplamić bluzy czy spodni. Do tego miała też związane włosy, by jej nie przeszkadzały. Uważał, że fascynujące było patrzeć, jak pochłania ją coś, co lubi robić.
Stała całkiem blisko, a on miał naprawdę dobry węch. Czuł od niej zapach goździków, zmieszany z zapachem farb i Brownie. To ciasto szybko stało się ich ulubionym smakołykiem.
- Nie ruszaj się - powiedziała dziewczyna, po czym odsunęła się kilka kroków, patrząc na zmianę to na obraz, to na Gryfona.
- Nie ruszam się. Ciekawy jestem efektów - stwierdził chłopak.
- Cierpliwości - rzekła Krukonka.
Musiała jednak przyznać, że w pewnym stopniu ją dekoncentrował. Na przykład wtedy, gdy myślała o tym jakby to było go pocałować.
Było to nierealne i powinna wybić to sobie z głowy, jeśli nie chciała popsuć ich przyjaźni. Jednakże co mogła poradzić na to, że o tym myślała?
Niestety po jakimś czasie musieli przerwać, gdyż musieli też wziąć się za odrabianie lekcji. Zapowiadało się jednak, że zapowiada się jeszcze trochę takich popołudni, kiedy będzie go malować.
Cieszyła się na to. Właściwie to cieszyła się na każdą możliwość spędzenia z nim czasu.
~
- Luniek, kiedy ty w końcu powiesz jej prawdę?
Remus uniósł wzrok znad czytanego przez siebie podręcznika do transmutacji, by spojrzeć w stronę Jamesa. Okularnik siedział na swoim łóżku i czyścił miotłę.
- O co ci chodzi? - spytał Lupin.
- O to, kiedy powiesz Glenn, że coś do niej czujesz - stwierdził Syriusz, przerywając swoje pisanie wypracowania.
Remus uznał, że jego przyjaciołom chyba się nudzi i szukają pretekstu do robienia czegoś innego. Zobaczył, że Peter też uniósł głowę znad swoich kart z czekoladowych żab i popatrzył w jego stronę z zaciekawieniem.
- Nie zamierzam tego robić. Jest moją przyjaciółką - powtórzył z naciskiem szatyn.
- Ale na bal z nią idziesz? - zapytał szarooki.
Co prawda nie zamierzali ogłaszać tego wszystkim, ale Huncwoci i tak jakoś wydobyli z niego tą informację.
- Idziemy jako przyjaciele. Lepiej tak, niż by miała iść z jakimś debilem - rzekł Remus.
- Bo byłbyś zazdrosny?
- Zmartwiony!
Po minach przyjaciół widział, że ich nie przekonał. Wymieniali się dziwnymi uśmieszkami, podczas gdy on prychnął.
- Wiecie co? Nie mam ochoty o tym gadać - rzekł Remus, po czym odłożył książkę i wstał z łóżka. - Idę się przejść, nie łaźcie za mną.
Po chwili wyszedł z dormitorium, zamykając za sobą drzwi. Uwielbiał swoich przyjaciół, ale czasami doprowadzali go do szału.
Zszedł do Pokoju Wspólnego, gdzie zastał Lily, Ruby, Marlenę i Dorcas nad książkami i notatkami.
- Jak wam idzie nauka? - spytał Lupin, podchodząc do nich.
- Ciężko. Strasznie dużo materiału, a zaraz też trening Quidditcha - rzekła McKinnon, szukając czegoś w podręczniku.
- Musimy dużo ćwiczyć, żeby wygrać. A do tego ja chcę być Aurorem, więc muszę mieć ze wszystkiego Wybitne - dodała Meadowes i westchnęła. - Niby Owutemy dopiero za rok, ale nauczycieli to zbytnio nie obchodzi.
- Prawda, dużo wymagają - dodała Ruby.
- Do tego Slughorn ciągle chce urządzać te wieczory Klubu Ślimaka - powiedziała Lily. - No i obowiązki Prefektów...
Remus dostawił sobie krzesło, by usiąść koło nich.
- Prawda, szczególnie, że mało kto się garnie, by pomóc w dekorowaniu sali - odparł.
- Ludzie tak mają. Nawet w mojej mugolskiej szkole w ostatniej klasie mieliśmy mieć jakiś bal na koniec i zbierali chętnych do pomocy przy dekoracjach - rzekła rudowłosa. - Nikt nie miał zbytnio na to ochoty.
Po kilkunastu minutach Marlena i Dorcas uznały, że muszą w końcu pójść się przebrać na trening, więc zabrały swoje rzeczy i poszły do dormitorium. Remus został więc sam z Lily i Ruby, rozmawiając o różnych rzeczach, głównie związanych ze szkołą i lekcjami.
W pewnym momencie jednak do ich stolika podeszła Mary MacDonald.
- Lily, pomogłabyś nam z eliksirów? Bo nie rozumiemy ostatnio tego tematu - rzekła piątoroczna, pokazując głową na swoje koleżanki, siedzące niedaleko. - Możemy nawet zapłacić...
- Jasne, że wam pomogę. I nie musicie nic płacić, to naprawdę nic takiego - powiedziała Evans, wstając od stołu. Poszła za młodszą Gryfonką do jej stolika, a Remus i Ruby zostali sami. Zapanowała chwila niezręcznej ciszy.
- Jakie masz plany na dzisiaj? - spytała Gryfonka.
- Głównie się pouczyć - stwierdził Remus.
Mimo tego, że były bliźniaczkami, widział między nimi różnice. Zarówno w wyglądzie, jak i w charakterze.
Ruby traktował podobnie jak Lily. Obie były jego bliskimi przyjaciółkami, ale nic więcej. Nie chciał jej urazić, ale jeśli rzeczywiście coś do niego czuła, to zamierzał ją odrzucić. Nie czuł nic do Ruby z wyjątkiem przyjaźni.
To przy Glenn czuł szybsze bicie serca i miał ochotę ją skomplementować czy przytulić. Zakochał się w niej, chociaż jednocześnie martwił się, że ona się dowie i ich relacja się pogorszy.
Starał się jednak odrzucać od siebie myśli, że ktokolwiek mógłby do niego poczuć coś więcej. Już i tak był na wdzięczny za to, że miał przy sobie cudownych przyjaciół. Przez sześć lat był przekonany, że nigdy nie pójdzie do szkoły i będzie skazany na samotność . Był w końcu wilkołakiem, one nie żyją wśród ludzi.
Uważał, że nie zasługuje na to, by tu być, a jednak się udało. Poznał też wspaniałe osoby, które nie odrzuciły go, gdy poznały prawdę. To już i tak było dla niego wystarczająco wiele - odwzajemniona miłość była jego zdaniem czymś nieosiągalnym dla niego. Oraz zdecydowanie niebezpieczn dla dziewczyny, która się w nim zakocha.
Wiedział, że nie byłby w stanie zapewnić Glenn wszystkiego, czego by sobie zamarzyła. Nie było go stać na to, by kupować jej mnóstwo drogich prezentów.
Do tego dochodziła też pewna inna kwestia. Jasne, nie każdy związek musi się kończyć ślubem i dziećmi. Ale co jeśli ona tego właśnie by chciała? W końcu dorastała w dużej, wielodzietnej rodzinie i nieraz opiekowała się rodzeństwem. Może pragnęła mieć taką dużą i wesołą rodzinę?
Nie mógłby jej tego dać. Nie chciałby, żeby to dziecko było wilkołakiem, albo by się wstydziło, że jego tata nim jest. To było duże ryzyko.
Remus miał wrażenie, że walczą w nim dwa głosy. Jeden chciał, by korzystał z tego, że jest nastolatkiem i po prostu bawił się z przyjaciółmi, zakochał się w kimś i był szczęśliwy.
Drugi głos mówił mu, że i tak pozwolono mu na więcej, niż miał jakikolwiek wilkołak i nie powinien pragnąc niczego więcej.
Którego z nich powinien posłuchać?
Starał się być rozsądny i nie chciał nikogo skrzywdzić. Nadal dziwił się, że miał wokół siebie tyle osób.
~
Malowanie obrazu trwało dobre kilka tygodni, szczególnie, że Remus i Glenn mieli też inne obowiązki. Mieli w końcu dużo nauki, byli Prefektami, a poza tym razem z Ruby i Lily nadal przeglądali szkolne kroniki i dziennik.
W końcu jednak dzieło zostało ukończone, a on spoglądał na swój portret. Znaleźli sobie miejsce w jakiejś pustej sali, by nikt im nie przeszkadzał.
- Naprawdę świetnie ci wyszedł - rzekł Lupin z podziwem.
- Starałam się - rzekła Glenn, trochę się pesząc.
Naprawdę martwiła się, czy mu się spodoba ten portret. Widziała jednak, że wygląda na zafascynowanego.
- Widać - rzekł Remus z uśmiechem, po czym ją objął.
Ona z zaskoczeniem odwzajemniła przytulasa. Wtuliła się w jego klatkę piersiową, wchłaniając przy okazji jego zapach. Miał na sobie bardzo miękki sweter, oraz naprawdę świetnie przytulał, więc nie miała ochoty się od niego odrywać.
W końcu jednak musiała to zrobić, chociaż nie chciała.
On również nie miał ochoty się od niej odrywać. Było mu całkiem przyjemnie być tak blisko niej.
- Chciałbyś go zatrzymać? - zapytała Glenn, wskazując na portret.
- A ty nie chcesz? - spytał Lupin.
Dziwnie mu byłoby mieć przy sobie swój portret. Z drugiej strony, zawsze to jakiś miły prezent.
- To mój prezent dla ciebie. Możesz uznać go za przedwczesny prezent urodzinowy - powiedziała Krukonka.
- W takim razie bardzo dziękuję - odparł Gryfon.
Przez chwilę patrzyli na siebie, a Remusowi nagle przyszło do głowy, jakby to było, gdyby się pocałowali.
Nie powinny mu takie myśli przychodzić do głowy.
W pewnym momencie zaczął się do niej przybliżać.
I pocałował ją w czoło.
Prawda była taka, że stchórzył. Wiedział, że jako Gryfon nie powinien tchórzyć. Jednak za bardzo obawiał się tego, co mogłoby nastąpić potem. Poza tym naprawdę nie powinien jej pozwalać na to, by widziała w nim kogoś więcej. A jednocześnie nie potrafił się powstrzymać.
Ona była kompletnie zaskoczona tym, że pocałował ją w czoło. Jednocześnie gdzieś w sercu czuła żal, że jego usta nie znalazły się trochę niżej.
Czemu o tym myślała? Przecież on traktował ją jak przyjaciółkę. Niemożliwe, by poczuł coś więcej.
Chociaż ona bardzo by chciała, by odwzajemnił jej uczucia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro