Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czternasty

Na szczęście Audrey nie zbliżył się już do Ruby, gdyż najwyraźniej podziałała na niego kara od Huncwotów. Dziewczyna starała się najczęściej chodzić z przyjaciółmi, nie sama.

Ledwo kilka dni przed świętami była kolejna pełnia. Remus musiał przyznać, że podobało mu się to, że towarzyszli mu w tym przyjaciele. Jednocześnie jednak obawiał się, że stanie się coś złego.

Rzecz jasna jak zwykle jego złe samopoczucie i nieobecność na lekcjach wzbudziła zainteresowanie, jednak znów starał się podać jakąś wymówkę.

W końcu nadszedł powrót do domu na ferie świąteczne. Cieszył się z tego, że w końcu zobaczy rodziców po tylu miesiącach. Bardzo za nimi tęsknił, a  pisanie listów nie było w stanie zastąpić prawdziwego kontaktu.

W pociągu usiadł wraz z pozostałymi Huncwotami. James od razu zaczął przeżywać ostatnią wygraną Zjedniczonych z Puddlemere w meczu z Armatami z Chudley.

- W Tygodniku szukającego szczegółowo to opisali, ale i tak uważam, że Z Quidditchem przez życie jest lepszym czasopismem. Ale przede wszystkim, to chciałbym móc być na tym meczu - powiedział James z rozmarzeniem.

- Ty byś chciał być na każdym meczu, szczególnie Zjednoczonych - powiedział Syriusz z rozbawieniem. - Co do czasopism, to ciekawy jestem reakcji rodzinki na moje plakaty. Wywiesiłem je tuż przed wyjazdem do szkoły i przypuszczam, że raczej moi rodzice nie byli zachwyceni.

- Wywiesiłeś plakaty z motocyklami oraz gołymi mugolskimi dziewczynami oraz Patrząc po tym, co mówisz o swoich rodzicach, to cud, że cię jeszcze nie zabili - powiedział Remus.

- Ciekawe, czy Maya wie o tych plakatach? - złośliwie spytał James.

- Nie waż się jej mówić! - powiedział Syriusz. - Nie ma takiej potrzeby.

- To sam jej powiedz. Ciekawe, czy się odważysz - podpuszczał go Remus.

- Właśnie! Zrób to! - powiedział Potter.

- Do końca roku szkolnego - dodał Peter.

- Co z was za przyjaciele... - mruknął Black. - Niech wam będzie. Ale jeszcze nie teraz.

- Masz czas do końca roku szkolnego - rzekł Remus. - Inaczej...

- Wymyślimy ci karę - powiedział James.

- A jak wygam, bo wygram, to ja wymyślę karę - stwierdził Syriusz.

- Nie wygrasz! - zaprotestował James.

- Wygram!

- Nie!

- Tak!

- Najlepszym aspektem tych ferii będzie brak waszych wrzasków - mruknął Remus, na co James i Syriusz spojrzeli na niego z oburzeniem.

- Jak możesz!

- Glizdek, to co wspominałeś o tym przepisie na bułeczki cynamonowe, o którym ostatnio czytałeś? - zapytał Remus, umyślnie ich ignorując.

Peter natychmiast z chęcią zaczął opowiadać o nowym sposobie robienia bułeczek, o których przeczytał.

- Dobra, to ja idę poszukać Mayi - rzekł Syriusz po jakimś czasie, wstając z siedzenia. - Ale ani się ważcie wspominać o wiecie czym. Kiedyś z nią o tym pogadam, ale nie teraz.

- A kiedy? - spytał James, jednak Black już wyszedł z przedziału. - Ej! Co mnie wszyscy ignorujecie!

- Czasami trzeba - stwierdził Remus, na co brunet prychnął. - Zasłużyłeś.

Takie wzajemne utarczki były naprawdę zabawne. Nie trwały może zbyt długo, ale było ciekawie. Po kilku minutach często odchodziło to w zapomnienie, bo nie lubili się kłócić na poważnie.

Po jakimś czasie wrócili Syriusz z Mayą, a reszta chłopaków nie wspominała o plakatach. Ciekawi jednak byli, kiedy jej powie.

Niedługo później do ich przedziału zajrzały Ruby i Dorcas.

- Cześć wam! Remus, chciałbyś przyjść do naszego przedziału? - zapytała

- Jasne, chętnie - zgodził się Remus, po czym powoli wstał z siedzenia i ruszył ku wyjściu.

- A Evans tam jest? - zapytał James z nadzieją.

- Nie, poszła ze Snape'em - rzekła Dorcas, na co Huncwoci się skrzywili.

- To w takim razie poczekam tam na nią. Chodź Peter, zajmiemy wszystkie miejsca w przedziale i Evans będzie musiała usiąść na moich kolanach! To jest plan! - powiedział James, na co Gryfonki parsknęły.

- Prędzej na moich usiądzie niż twoich - rzekła Ruby, co jednak go nie zraziło.

- Jeszcze zobaczycie, że mam rację! - rzekł Potter.

- Prędzej Peter polubi brukselkę - mruknął Remus, kręcąc głową z niedowierzaniem.

- Pomogę mu! Jeśli Evans się ze mną umówi, to namówię go do brukselki! - zadeklarował James z entuzjazmem.

- Nie chcę brukselki! - jęknął Peter.

- Chodźcie już, chociaż przypuszczam, że wy dwaj i tak zaraz wrócicie, bo Lily was wyrzuci - stwierdziła Dorcas.

- Nie wyrzuci! - powiedział James.

Remus dziwił się, że po takim czasie James nadal jest takim optymistą co do tego. Ale prawda była taka, że odkąd się znali, zawsze był największym optymistą w ich paczce.

- Już myślałam, że nie wrócicie! - powiedziała Marlena, gdy w piątkę przyszli do przedziału. - Czytałam sobie tą gazetę, ale i tak nie mogłam się doczekać, aż wrócicie.

Blondynka siedziała koło okna i trzymała w rękach najnowszy numer Magicznego Podróżnika. Zaraz obok nich usiedli Remus i Ruby, a naprzeciwko kolejno Dorcas, James i Peter.

- Wyluzuj, tylko chwilę nas nie było. Mnie dziwi, że Lily jeszcze nie wróciła - stwierdziła Meadowes.

- A co jeśli coś się jej stało? - spytał James z niepokojem. - Może trzeba jej poszukać?

- Ty lepiej jej nie szukaj, bo to może się źle skończyć - powiedziała Ruby.

- Jak możecie! - oburzył się James.

- Jeśli cię obrażają, to dobrze. Należy ci się - powiedziała Lily, która stanęła w drzwiach przedziału. - Cześć Remus, widzę, że ci dwaj nie mogą bez ciebie wytrzymać i przyszli za tobą?

- Tak, nie zdziwię się, jeśli pojadą za mną do domu - odparł Lupin.

- Evans, chcesz usiąść na moich kolanach? - zapytał James, na co ona prychnęła.

- Nie. Zapomnij o tym Potter.

- Mówiliśmy ci, że się nie zgodzi! - powiedziała Dorcas.

- Czyli nie muszę jeść brukselki? - zapytał Peter z ulgą.

- Ale Evans! - jęknął James. - Dlaczego?

- Dobrze wiesz, dlaczego - odparła rudowłosa.

Jak zwykle między tą dwójką dochodziło do spięcia, które po kilku minutach rozmowy poskutkowało wyrzuceniem Jamesa i Petera z przedziału. Zielonooka zajęła więc miejsce koło Dorcas.

- Czy James nauczy się w końcu nie odwalać? - zapytała Lily, po czym westchnęła z rezygnacją.

- Zobaczymy - powiedziała Dorcas. - Ale dobra, opowiadaj, co się stało. Czego chciał Snape?

Lily jednak nie wydawała się zbytnio zadowolona ze zmiany tematu.

- Chciał po prostu pogadać o czymś związanym z jego rodzicami. A potem mówił, że musi iść zobaczyć się z kolegami - rzekła rudowłosa.

- Znowu? - zapytała Ruby, unosząc brew.

- Ma prawo mieć swoich przyjaciół. Tylko, że Avery, Rosier, Mulciber, Wilkes czy inni... sami wiecie jacy są i co wyprawiają - powiedziała Lily z niesmakiem.

Pozostała czwórka wiedziała, co ma na myśli. Ta grupka Ślizgonów należała do jednych z najbardziej zagorzałych zwolenników rzucania zwrotami w stylu "szlama" czy "zdrajca krwi". Zresztą krążyły też historie o tym, co robili niektórym mugolakom, czy innym osobom, które im nie pasowały.

Rozmowę przerwało im przybycie pani z wózkiem, od której z chęcią kupili słodycze.

W końcu temat zszedł na to, jakie mają plany na święta.

- Dom będzie pełen, bo cała moja rodzina przyjeżdża, nawet z daleka - powiedziała Marlena. - Będzie się działo.

Była najmłodsza z czwórki rodzeństwa - pozostała trójka, siostra i dwaj bracia skończyli już Hogwart. Chociaż czasami na nich narzekała, to jednak widać było, że za nimi tęskniła. Rodzina McKinnonów lubiła spotykać się w dużym gronie na wszelkie możliwe okazje, więc mieli być też inni krewni, czyli dziadkowie, wujkowie, ciotki i kuzynostwo.

- Bez zaklęć powiększających to wy byście się chyba tam nie zmieścili - stwierdziła Dorcas.

- Duże rodziny tak mają - stwierdziła Ruby.

- Ja za to jadę do dziadków. Nie mogę się doczekać pierniczków mojej babci! - powiedziała Dorcas z entuzjazmem. - Chętnie bym wam przywiozła, ale obawiam się, że już nic nie zostanie. Szczególnie jak moi kuzyni się do nich dobiorą...

- A wy? Lily, Remus, jakie macie plany? - spytała Marlena.

- Raczej będę sama z rodzicami i Petunią, chyba, że ona pójdzie do swoich znajomych. Stara się mnie unikać - smutno powiedziała Lily. Dorcas objęła ją ramieniem.

- Nie wie co traci - stwierdziła Meadowes.

- Pogodziłam się z tym, że mnie ignoruje - odparła rudowłosa, ale oni wiedzieli, że to kłamstwo. Lily próbowała udawać, że się z tym pogodziła, ale prawda była taka, że nie dało się pogodzić z czymś takim.

- Jak znowu powie ci coś niemiłego, to daj znać. Wygarniemy jej, że nie powinna cię obrażać - powiedziała Marlena, ale rudowłosa smutno pokręciła głową.

- To zapewne tylko by pogorszyło sprawę - uznała Lily. - Dobra, zmieńmy temat. A ty Remus jakie masz plany?

- Też będę raczej tylko z rodzicami, chociaż chciałbym też spotkać się z babcią - stwierdził Lupin. - Ale zobaczymy...

Czuł ulgę, że przynajmniej pełnia była już jakiś czas temu i w święta będzie miał spokój.

~

- Oh synku, cieszę się, że cię widzę! - powiedziała Hope, od razu przytulając Remusa na powitanie, gdy go zobaczyła. Lyall również dołączył po chwili do rodzinnego uścisku.

- Tęskniliśmy za tobą - dodał Lyall.

- Ja za wami też - odparł Remus z uśmiechem. Bardzo kochał swoich rodziców i cieszył się, że ich widzi.

- Chcielibyście się może spotkać w święta? - zapytała Calliope, która wraz z mężem i czwórką najmłodszych Cooperów stała nieopodal nich.

- Zobaczymy - rzekł Lyall. - Może wpadniemy do was, jeśli Remus nie ma nic przeciwko.

Nie chcieli za bardzo zapraszać gości do siebie, by ktoś nie odkrył piwnicy przygotowanej do przemian w wilkołaka czy leków. Jednakże ponieważ pełnia już minęła, mogli udać się do kogoś.

- Chętnie - odparł Remus z uśmiechem, patrząc na bliźniaczki, podczas gdy ich młodsi bracia pobiegli jeszcze do swoich znajomych.

- Uważaj, na co się piszesz. Chcą nam wcisnąć opiekę nad najmłodszymi - powiedziała Glenn.

- Co nie zmienia faktu, że zapraszamy. Pomoc się przyda - dodała Ruby.

Mimo ostrzeżenia, Lupin nadal miał ochotę się z nimi zobaczyć.

- Tutaj jesteście! Dzień dobry!

Po chwili podeszła do nich też rodzina Evansów, a właściwie Lily z rodzicami. Florian i Rosalie bardzo polubili się z Hope, która w końcu też była mugolką.

Ciekawie zrobiło się też wtedy, gdy Fleamont i Euphemia wraz Jamesem chcieli przywitać się z Lupinami. Na szczęście jednak James nie podrywał Lily w obecności rodziców. Oboje właściwie niewiele mówili, gdyż spotkanie nie trwało zbyt długo.

W końcu Lupinowie wpakowali rzeczy Remusa do samochodu, po czym ruszyli do domu.

Hope zrobiła sobie prawo jazdy jakiś czas po poznaniu Lyalla, po czym starała się zarobić na auto. Chciała bowiem uniknąć kolejnych sytuacji, w których musiałaby wracać do domu sama na piechotę.

- To jak tam synku szkoła? - spytał Lyall, gdy jechali.

- Dużo nauki, w końcu w tym roku egzaminy - odparł Remus.

Z chęcią opowiadał rodzicom o szkole, starając się jednak pomijać niektóre rzeczy. Chociaż wyznał im, że James, Syriusz i Peter znają prawdę o jego wilkołactwie, to nie powiedział im o ich animagii.

Zostali w końcu animagami bez rejestracji. Poza tym nie chciał przyznawać się, że narażają się dla niego.

Jednakże rodzice chociaż na początku byli zmartwieni, że ktoś dowiedział się o jego sekrecie, to czuli ulgę, że ktoś oprócz nich go wspiera.

Gdy dojechali do swojego domku na skraju lasu, było już ciemno. Wszędzie leżał biały puch, gdyż w końcu była zima i pełno śniegu.

Domek był mały i parterowy, ale zadbany. Z zewnątrz był pomalowany białą farbą, a jego dachówki były brązowe.

Remus kochał ten domek, mimo tego, że był niewielki. Gdy był w domu u Potterów, miał wrażenie, że można było się tam pogubić przy tak dużej ilości pomieszczeń.

U Lupinów nie było zbyt wiele miejsca. Remus miał swój mały pokój, natomiast Lyall i Hope mieli składaną kanapę w drugim pomieszczeniu, który w ciągu dnia pełnił funkcję salonu. Oprócz tego była też łazienka i  kuchnia, w której zarazem też jedli.

Pod domem natomiast mieściła się piwnica, w której Remus przechodził swoją przemianę w wilkołaka. Pomieszczenie było zabezpieczone czarami.

Byli biedną rodziną, jednak Remus był do tego przyzwyczajony i nie narzekał.

Lyall po aferze z Greybackiem nie mógł znaleźć stałej pracy, gdyż jego reputacja w świecie czarodziejów była zszargana, a w świecie mugoli nie miał odpowiednich kwalifikacji. Aktualnie udało mu się znaleźć pracę jako pomocnik w jednym ze sklepów z różnościami na Pokątnej. Zajmował się głównie porządkowaniem sklepu, co mocno odbiegało od tego, czym zajmował się wcześniej w Ministerstwie.

Hope natomiast przed poznaniem Lyalla pracowała w korporacji, ale rzuciła tamtą pracę. Udało się jej natomiast zatrudnić jako bibliotekarka w bibliotece w miasteczku niedaleko.

Posiadali samochód, ponieważ inaczej ciężko Hope byłoby się dostać do pracy (Lyall podróżował siecią Fiuu przez kominek w salonie). Jednak był już stary i zużyty.

Duża część pieniędzy szła na leki dla Remusa. Nie było niestety eliksiru przeciw wilkołactwu, ale rodzice chcieli, by przynajmniej jego ból był mniejszy. Jego pójście do Hogwartu mocno im pomogło, gdyż przez większość czasu zajmowała się nim pani Pomfrey. Mimo wszystko jednak były też wakacje, czy święta, gdy wypadała pełnia. Musieli być przygotowani.

Remus korzystał w Hogwarcie ze specjalnego funduszu dla biedniejszych osób, więc teraz naprawdę było lepiej, niż jeszcze kilka lat temu.

Nie chciał jednak litości i było mu strasznie głupio, gdy James chciał mu pomóc. Pozostali przyjaciele zresztą też starali się go wspierać i robili co mogli. Potter jednak był najbardziej bogaty z ich paczki i zarazem miał też najmniej ograniczeń w związku z wydawaniem pieniędzy.

To James pierwszy zaoferował mu swoje ubrania, gdy zobaczył w pierwszej klasie, że Remus nie ma zbyt dużo ubrań i wszystkie są pocerowane i przetarte.

To James chciał mu kupić podręczniki szkolne, gdy spotkali się na Pokątnej przed ich drugim rokiem i zobaczył, jak Remus idzie po używane książki. Lupin się nie zgodził, ale James i tak kupił dwa komplety, po czym dał mu jeden. Od tamtej pory przerabiali to co roku.

Jeśli chodzi o święta, to chyba zmówił się z resztą przyjaciół, bo zawsze wszyscy starali się dać Remusowi coś praktycznego, jak chociażby ciepłe komplety ubrań, czy nawet poduszki i kołdry.

Dostał nawet specjalną czapkę Potterów od mamy Jamesa.

Lupin czuł się głupio, ale cieszył się, że ma takich przyjaciół. Takich, którzy nieważne czy znali powód jego biedy czy nie, po prostu o niego dbali jak mogli.

Remus był u Potterów w wakacje i poznał Euphemię i Fleamonta. Okazali się naprawdę cudownymi ludźmi. Zapewnili go, że zawsze może na nich liczyć.

On jednak miał własną, kochającą rodzinę. Nie potrzebował zastępstwa, ale i tak było mu miło, że tak go ciepło przyjęli. Polubił ich oboje.

A James miał w sobie dużo ze swojej mamy, tylko, że nie zawsze to okazywał.

Był dobry dla swoich przyjaciół i Remus naprawdę to doceniał. Nawet pomimo tych wszystkich głupot, jakie ten czasami odwalał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro