Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 - Mutacje i gryfica

By nie marnować czasu, Mirosław wypił lekko ostudzoną herbatkę, którą trzymał.

Miał nadzieję, że rzeczywiście go wzmocni, bo pozostała mu jedynie wiara w słowa czarownicy by pokonać strach.

- To co, idziemy? - powiedział bez entuzjazmu wstając.

- Nie, przecież musisz wypić jeszcze dwie herbatki i przejść mutacje. Lepiej byś się na ten czas położył.

- Co? Mutacje? - zapytał zaskoczony.

- Tak, pozostałe mikstury działają przez jakiś czas, a nie wiem ile go tu spędzisz. Nie stój tak, szybko znajdź oparcie.

Podążył za jej sugestią. Wkrótce przekonał się, że dobrze zrobił, bo chwilę potem jego wszystkie mięśnie zaczęły drżeć oraz miał wrażenie, że przepływa przez nie jakiś rodzaj energii, jakby cieniutkie strugi chłodnej wody.

- Co się ze mną dzieje? - zapytał przestraszony szybko siadając na kanapie i wbił się w jej lekko skrzypiącą ramę próbując opanować drżenie.

- Rozluźnij się, wtedy szybciej przejdzie.

- Jak ja mam się rozluźnić! Przecież równie dobrze mogłaś podać mi truciznę! Na Peruna, niech to się skończy dla mnie dobrze!

- Uspokój się! - krzyknęła czarownica łapiąc go za drgające ramiona i spojrzała głęboko w oczy. - Opanuj w końcu swój strach! Mroczny bór to nie miejsce dla tchórzy! Z tego co widzę, to nie powinieneś się tu w ogóle znaleźć!

- I nie chciałem się tu znaleźć. - odpowiedział Mirosław ze szklącymi się oczami.

- No chłopie, no nie zaczynaj mi się tu rozklejać. - powiedziała puszczając go i w miarę się prostując.

- Nie chcę tu być... - powiedział cicho.

Przez chwilę panowała cisza, podczas której przyglądali się sobie.

- Wiesz co? Zazwyczaj przychodzą tutaj napakowani uzbrojeni młodzi mężczyźni pragnący sławy, uznania czy by zaimponować ukochanej, a potem ci głupsi giną i zostawiają błyskotki takie jak zbroja czy miecze. Może poczułbyś się pewniej, gdybym dała ci taką? - powiedziała bez przekonania.

- Masz tutaj zbroje i miecze? Dlaczego od razu nie mogłaś mi powiedzieć?

- Ponieważ gdyby Gryfica zobaczyłaby cię uzbrojonego, to by od razu cię zabiła.

- A mógłby być chociaż sam miecz? - zapytał z nadzieją.

Staruszka zamyśliła się na chwilę.

- W sumie to tak, od razu się domyśli, że nie wniosłeś go do lasu.

Obeszła kanapę i zeszła do podziemnej części chatki.

Przez chwilę było słychać stuki i brzdęki i niedługo potem staruszka wyszła zza wgłębienia telekinezą przenosząc miecz w pochwie obok niej.

Mirosław szerzej otworzył oczy ze zdziwienia i lęku. Nie wydał jednak żadnego dźwięku.

- No co? Za stara jestem na przenoszenie takich przedmiotów.

- No tak... - odpowiedział ciszej po czym drgania jego ciała ustały.

Teraz, gdy to minęło poczuł, że ma więcej siły a jego ruchy są jakby płynniejsze.

Podniósł rękę i obrócił dłoń. Wstał z kanapy i zdziwił się, z jaką łatwością to zrobił.

- Łoo... to jest niesamowite. - powiedział uradowany.

Teraz miał potwierdzenie, że słowa czarownicy były prawdą. Do serca wstąpiła nowa nadzieja, a strach w większości zniknął. Mimo to był czuł się zmęczony po silnych emocjach.

- Dobra, jako, że nie jestem jakąś znawczynią mieczy i one są mi niepotrzebne mogę dać ci najładniejszy miecz, jaki znalazłam, jednak taki biedak jak ty pewnie sprzedałby go za dwie krowy.

- Dwie krowy to dużo!

- Tak więc, - kontynuowała nie zwracając uwagi na to, co powiedział - daję ci taki prosty miecz, myślę, że porządny, bo mało rdzewieje. - powiedziała przechylając w jego stronę opartą na podłodze broń.

Nagle rękojeść wyślizgnęła się z jej dłoni i przedmiot upadł na ziemię z brzdękiem, mimo, że Mirosław rzucił się szybko w jego stronę.

- Ups! Na starość jakoś rzeczy mi z rąk wypadają. - powiedziała czarownica.

Tymczasem Mirosław schylił się i ze zmarszczonymi brwiami podniósł miecz jakby ważył tyle co deska i szerzej otworzył oczy.

- Dobra, szykuj się do następnej mikstury.

- Dobra... - odpowiedział wpatrując się w prostą acz porządną skórzaną pochwę i przyrdzewiałą rękojeść.

Chwycił za nią i pociągnął wyciągając z lekkim trudem błyszczące żelastwo przyozdobione gdzieniegdzie plamkami rdzy.

- Łał, jest bardzo ładny. - powiedział zachwycony. W końcu to był pierwszy miecz jaki widział w życiu.

- To dobrze, że ci się podoba. - odpowiedziała staruszka niedbale, skupiona na komponowaniu następnej herbatki. Wyszukując odpowiednie składniki ciągle coś do siebie mamrotała.

Tymczasem Mirosław dotknął ostrza i pogładził je po płaskiej stronie. Zdziwił się, jakie było gładkie i zimne. Spróbował zdrapać paznokciem plamkę rdzy, jednak niewiele to dało.

- A to rude da się zdjąć?

- Oczywiście, tylko musisz mieć odpowiednie narzędzie. - odpowiedziała nie parząc na niego.

- Czyli co muszę mieć?

- Nie wiem, nie znam się na tym.

- A mogłabyś to zdjąć czarami?

Na chwilę zapadła cisza przerywana jedynie stuknięciami słoiczków i fiolek przestawianych przez wiedźmę z miejsca na miejsce.

- W sumie to tak. Ale teraz jestem zajęta.

Mirosław schował miecz do pochwy nieco zmieszany. Czuł duży respekt do czarownicy i nie chciał jej w niczym przeszkadzać.

Nie mając nic do roboty usiadł na lekko trzeszczącej kanapie i oparł miecz o oparcie po zewnętrznej stronie.

Ten oczywiście się przewrócił i upadł na podłogę z brzdękiem, ponieważ koniec pochwy był szpiczasto zakończony.

Czarownica jedynie spojrzała na przedmiot, westchnęła, przewróciła oczami i wróciła do pracy.

Mirosław zawstydzony podniósł żelastwo i położył obok na kanapie.

Niedługo potem czarownica podała mu drugą herbatkę.

- Ta tutaj jest na szybkość i bystrość, pomoże ci przeżyć spotkanie z jakimś drapieżnikiem.

- A od czego była poprzednia herbatka? - zapytał wypijając gorący napój paroma łykami.

- Nie mówiłam ci? Wzmacnia siłę i wytrzymałość.

- Ooo... - zdziwił się zachwycony Mirosław zaczynając czuć mrowienie i zimną energię pulsującą mu w głowie, kręgosłupie i ciele, które wydawało mu się pełne jakichś cienkich nitek, którymi nie były żyły.

- A od czego będzie następna herbatka? - zapytał mrugając oczami, które zaczęły go swędzieć.

- Będzie na zwiększone wyczuwanie magii, energii lasu, najważniejsza i najdziwniejsza w efektach. - odparła zamyślając się.

- Czyli co? Co mi to da? - zapytał nieśmiało młody mężczyzna.

- Wyczujesz, czy miejsce do którego wchodzisz jest pułapką lub jakie zwierzęta czy rośliny omijać z daleka. Co pulsuje dobrą mocą a co pulsuje negatywną. Ogólnie zwiększy twoje szanse przeżycia dziesięciokrotnie lub więcej.

- To świetnie. - powiedział uradowany. Nawet zaczął czuć się w miarę głupio, że wcześniej tak się bał. Ale wtedy nie wiedział co go czeka.

Gdy mrowienie ustało, wiedźma podała mu ostatnią, gotową już herbatkę.

Wypił ją jak najszybciej mógł, pilnując by się nie poparzyć.

Niedługo potem zaczął czuć się tak dziwnie, jak nigdy wcześniej.

Emocje mu spadły do dużej obojętności, poczuł się nieco sennie jednak świadomość otoczenia nieco wzrosła. Wokół ciała czuł duży, wklęsły z dołu i góry bąbel zrobiony z tego samego, co czuł w całym ciele.

Nie potrafił określić czym to coś jest, ale to coś było we wszystkim co go otaczało.

- Ale dziwnie się czuję... - powiedział czując wibracje swojego głosu.

- Ja mam tak na co dzień. - odparła czarownica.

Nastała cisza, która zakończyła się dopiero, gdy mutacje ustały.

- To co, idziesz pokonać gryficę?

- To chyba dla mnie za dużo jak na jeden dzień... - niechętnie przyznał Mirosław.

Bardzo zależało mu na czasie, jednak nie mógł przesadzić z tempem.

By wygrać długi bieg, nie może ciągle biec sprintem.

A w dzisiejszym dniu i tak już się wiele wydarzyło.

- No dobrze, rób co chcesz. Możesz tutaj nocować, jeśli nie będzie ci to przeszkadzać.

Mirosław zamyślił się na chwilę.

Oszacował, czy w chatce wiedźmy będzie równie niebezpiecznie co na zewnątrz.

- Dziękuję, chętnie spędzę tu noc.

/\|/\|/\|/\|/\|/\|/\

Mirosław często budził się w nocy, i to nie tylko dlatego, że śpi w domu obcej, dziwnej osoby która chce go wysłać na szalony pojedynek z gryficą, ale też dlatego, że budziła go dziwna atmosfera, dziwne dźwięki i miał wrażenie, jakby ktoś, a raczej coś go obserwowało.

Ciemny pokój wydawał się złowrogi i potężny a wszystkie naczynia, fiolki i suszone gałązki wydawały mu się lekko ruszać, gdy patrzył na nie kątem oka.

Co jakiś czas coś skrzypiało i nie wiedział dlaczego.

Gdy nie mógł zasnąć dłuższy czas, sięgnął ramieniem do podłogi obok kanapy i wziął mały okruszek soli z kręgu wokół mebla.

Wziął go do ust i ze smakiem zaczął go ssać.

Nigdy dotąd nie jadł soli.

Podobno jest strasznie droga.

Nie miał pojęcia jak czarownica weszła w jej posiadanie, ale miał nadzieję, że da mu trochę na drogę.

Zachęcony pokusą wziął ostatni, jeden z większych, kawałek soli i obrócił się na plecy próbując zasnąć.

/\|/\|/\|/\|/\|/\|/\

- No jak możesz tak długo spać! Już dawno ci śniadanie wystygło! - zaskrzeczała mu nad uchem czarownica.

Mirosław z trudem otworzył oczy i wciągnął powietrze. Spojrzał na staruszkę, po czym wymamrotał:

- Zrobiłaś mi śniadanie?

- Przy okazji. No i przecież bardzo się śpieszysz.

Mirosław momentalnie przypomniał sobie swój cel.

Wstał natychmiast z bólem i wyprostował się. Zakręciło mu się w głowie i zaczął widzieć jasne plamy, więc schylił się na chwilę by poczuć się lepiej.

Gdy wzrok powrócił do normy, rozejrzał się po pokoju.

Na ladzie obok niego stał talerz ze smażonymi grzybkami, a obok stał gliniany kubek z wodą.

- Dziękuję. - powiedział Mirosław do czarownicy podchodząc do posiłku.

- Proszę bardzo. - odpowiedziała.

On zaś chwycił drewniany sztuciec i zaczął jeść.

Bardzo mu smakowało.

/\|/\|/\|/\|/\|/\|/\

- Mieszka tam, za tą górką. - powiedziała czarownica wskazując porośnięty małymi drzewkami i suchą trawą pagórek na wprost nich.

- Nie zaprowadzisz mnie bliżej? - bardziej stwierdził niż zapytał.

- Nie, bo jeszcze mnie wyczuje.

Mirosław westchnął.

Chwycił mocniej za rękojeść swojego nowego miecza.

Spojrzał na niego.

W sumie, to mógłby go sprzedać, wtedy nie musiałby się trudzić ze sprowadzaniem konia przez Mroczny Bór do jego domu.

- To idziesz czy nie? - zapytała zniecierpliwiona staruszka.

Młody mężczyzna drgnął na dźwięk jej głosu.

- Tak, tak. - powiedział szybko i ruszył na spotkanie z potworem. To właśnie na nie dostał ten miecz, postąpiłby niehonorowo, gdyby tak po prostu uciekł. A wiedźma i tak zaprowadzi go do konia. Czy opłaca mu się zmarnować tą okazję? Zostawił sobie to pytanie na potem.

Zaczął cicho stawiać kroki.

Dzięki temu, że zostawił swój dobytek w chatce czarownicy, łatwiej mu było omijać różne gałęzie i miejsca, gdzie trawa była wysuszona na wiór.

Przeszedł nad powalonym drzewem, jednym z kilkunastu leżących wokół legowiska gryficy. Część z nich była przerobiona na gigantyczne drzazgi, jakby to coś ostrzyło sobie na nich pazury.

Mirosław pomyślał, że idealnie nadawałyby się na opał.

Nagle znalazł się w miejscu, z którego mógł zobaczyć wejście do legowiska.

Spróbował uspokoić oddech i szybko bijące serce.

Teraz spotkanie z potworem stało się dla niego tak bardzo realistyczne.

Drżącą ręką wyciągnął z pochwy miecz i podniósł go by rękojeść była mniejwięcej na wysokości splotu słonecznego.

Powoli wziął głęboki wdech, a kiedy wypuścił powietrze, ruszył dalej do wejścia.

Gdy przed nim stanął, w głębi dostrzegł żółte oczy leżącego potwora.

Mirosław stanął jak wryty, niezdolny do żadnego ruchu.

Tymczasem gryfica się jedynie na niego patrzyła.

On zaś patrzył się na nią.

Po dłuższej chwili poczuł, jakby gryfica coś do niego mówiła, podczas gdy ona nie odzywała się ani słowem. Mimo to poczuł jak do niego przemawia:

- Cuchniesz, i to nie tylko strachem.

Ja cuchnę? - pomyślał odrobinę urażony.

- Tak, capi od ciebie jakbyś nie wchodził do wody od dziesięciu dni.

Młody mężczyzna poczuł się zdezorientowany. Nowa forma komunikacji, jeśli się rzeczywiście odbywała, była czymś niezwykłym jak i czymś w jego odczuciu normalnym. Czuł, jakby każda jego rozmowa zawierała element, dzięki któremu się komunikował z gryficą ale nie był go świadomy.

Tymczasem bestia od jakiegoś czasu nie otrzymując żadnej odpowiedzi, zapytała się:

- Po co tu przylazłeś człowieku? Chcesz się mścić? Bo nie wyglądasz mi na takiego.

Zaczął intensywnie myśleć, co jej odpowiedzieć.

Gdy żadna sensowna wymówka nie przyszła mu do głowy, powiedział:

- Przyszedłem powiedzieć, byś przestała niszczyć las.

- To wszystko przez takich jak ty! - zawarczała groźnie.

On zaś, mimo chęci ucieczki nadal nie mógł się ruszyć trzymając miecz w tej samej pozycji rękoma, które nie chciały przestać się trząść. Nawet się bał, że zaraz jego jedyna broń wypadnie mu z rąk.

- Czemu akurat ty tu przylazłeś, skoro w tym lesie nie mieszka ani jeden człowiek? - zapytała się podejrzliwie wstając.

I w tym momencie rękojeść wyślizgnęła mu się z dłoni. A on nie mógł się po nią schylić.

- Nie chcesz walczyć? - zapytała zdziwiona.

Mirosław zaśmiał się w duchu. Oczywiście, że nie chciał. Chciał tylko przyjść do Mrocznego boru po konia i wrócić do chorej mamy.

Ciekawy był, czy jeszcze żyje.

- Nie. - odpowiedział. - Chcę tylko, byś przestała niszczyć las i grządki wiedźmy.

- Skąd wiesz o grządkach Ścibory? A, pewnie ona cię tu przysłała, sprytne babsko.

Nastała chwila ciszy, która z resztą trwała od krótkiego czasu.

- Idź już, muszę sobie wszystko przemyśleć. - powiedziała odwracając się do tylnej ściany legowiska.

Jakimś cudem znów mógł się ruszyć. Podniósł miecz i szybko uciekł w kierunku miejsca, gdzie ostatnio widział czarownice.

Czekała tam na niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro