Rozdział 7. ,,W końcu możesz żyć spokojnie mamo."
Minęły nie całe dwa tygodnie od dowiedzenia się co stało się z moją mamą. Splintera i resztę nadal traktuję jak rodzinę. Poza nimi nie mam nikogo. Od kilku dni koszmarnie się czuje. Boli mnie brzuch, na widok albo zapach jedzenia chce mi się wymiotować, a okres mi się spóźnia. Bałam się że mogłam zajść w ciąże. Miałam nadzieje, że szybko okres się pojawi. Poznałam Monę dziewczynę Rapha. Kiedy ja, on i Mona byliśmy sami w kuchni Raph powiedział co wydarzyło się kilkanaście tygodni temu. Na początku nie wierzyła mu. Lecz gdy powiedziałam jej co robił mi ojciec uwierzyła nam dopiero w tedy gdy pokazałam blizny które miałam po ostatnich akcjach ojca. Obecnie jestem w swoim pokoju. Nie dawno się obudziłam. Nie miałam ochoty iść na śniadanie. Bałam się, że wszyscy zauważą moje złe samopoczucie które starałam się ukryć. Ale dziś nie dawał mi spokoju. Bolał bardziej niż zwykle. Usłyszałam jak ktoś wszedł do pokoju. Na szczęście leżałam plecami do drzwi. Ale byłam skulona w kulkę trzymając się za brzuch.
-Kiyomi idziesz na śniadanie?- Usłyszałam głos wuja który najprawdopodobniej usiadł na łóżku przy mnie kładąc rękę na moje ramie.
-Wybacz. Nie mam apetytu.- Powiedziałam wiedziałam, że w moim głosie było słychać, że coś się ze mną dzieje.
-Co się dzieje dziecko?- Spytał zaczynając głaskać mnie po głowie. Lubiłam jak tak on, chłopaki albo dziewczyny tak robiły gdy byłam w złym stanie. Bałam się mu powiedzieć. Lecz się przełamałam i postanowiłam powiedzieć mu prawdę.
-Brzuch mnie boli.- Odpowiedziałam przestraszona.- Proszę nie krzycz na mnie.- Powiedziałam łamiącym się głosem. Bałam się, że nie wytrzymam i rozpłacze się. Nie dostałam odpowiedzi. Poczułam, że powoli jestem unoszona przez wuja który po chwili posadził mnie na kolana i zaczął mnie uspokajać.
-Ciiii. Spokojnie.- Mówił gdy podkuliłam trochę nogi i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Zaczął się kołysać głaszcząc mnie po plecach i trzymając bym nie spadła na podłogę. Uspokoiłam się. Ale zrobiłam się śpiąca. Zamknęłam na chwilę oczy i poczułam jak zasypiam. Po chwili byłam w objęciach Morfeusza.
(Perspektywa Leonarda)
Sensei długo nie wychodził z pokoju Kiyomi. Zaniepokoiło mnie to. Ale możliwe było, że nadal spała. Zaś sensei nie ma serca jej budzić. No cóż były różne opcje. W końcu nie wytrzymałem czekania na mistrza i poszedłem do pokoju swojej przybranej kuzynki. Delikatnie zapukałem i wszedłem. Od razu po wejściu byłem w szoku. Kiyomi spała na kolanach Splintera. Na dodatek wtulona w niego. Ten widok dał mi do zrozumienia, że coś się stało.
-Sensei?- Spytałem chyba za głośno, ponieważ Kiyomi wtuliła się jeszcze bardziej w mistrza. Lecz nadal spała. Ojciec spojrzał na mnie. Podszedłem do niego i usiadłem na łóżku koło niego.- Idziecie na śniadanie?- Spytałem patrząc na troszeczkę bladą Kiyomi. Zmartwiło mnie to.
-Wybacz Leonardo ale zostanę przy Kiyomi. Kiedy przyszedłem ją obudzić powiedziała, że brzuch ją boli. Na dodatek prosiła bym nie krzyczał.- Powiedział sensei nie przestając głaskać Kiyomi po plecach. Po chwili wróciłem do pozostałych którzy siedzieli w kuchni i jedli śniadanie.
-A sensei nie przyjdzie?- Spytał się nieco zdziwiony Mikey. Usiadłem przy stole i opowiedziałem im czego się dowiedziałem.
-Może zjadła coś co jej zaszkodziło?- Powiedział Casey który wydawał się zmartwiony.
-Nie wiem.- Odpowiedziałem i spojrzałem na Iris.
-Zbadam ją dla pewności. Ale później. Niech teraz odpocznie.- Odpowiedziała Iris kiedy zaczęliśmy wszyscy jeść.
(Perspektywa Kiyomi)
Obudziłam się nadal będąc w ramionach wuja który patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem. Gdy zauważył, że nie śpię pogłaskał mnie po głowie.
-Jak się czujesz?- Spytał się mnie wujek.
-Nadal źle.- Odpowiedziałam. Wujek położył mnie na łóżko i wyszedł. Nie wiem co się ze mną dzieje. Strasznie się boje. Nagle do mojego pokoju weszła Iris. Chciałam coś powiedzieć ale dziewczyna mnie wyprzedziła.
-Kiyomi zbadam ciebie, dobrze? Dla pewności.- Powiedziała podchodząc do mnie. W odpowiedzi pokiwałam głową, że się zgadzam. Iris zaczęłam mnie badać jakbym była w ciąży. Przez to się bardziej denerwowała. Po czasie przestała. Na jej twarzy widziałam, że jest przygnębiona jak i wkurzona.- Iris?- Spytałam kładąc rękę na jej ramię.
-Kiyomi. Myślałam że do tego nie dojdzie ale się myliłam. Ty jesteś w ciąży.- Jej słowa sprawiły, że skuliłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Tak strasznie się bałam tej odpowiedzi. Poczułam jak Iris mnie przytula.- Kiyomi nie płacz. Szkoda twoich oczu.- Powiedziała Iris zaczynając mnie głaskać po plecach.
-Zamorduję go!!!!- Usłyszałam głos Rapha za drzwiami. Iris wstała i spojrzała na mnie. Również wstałam i wyszłam z Iris z pokoju. Od razu po wyjściu Mikey mnie przytulił.
-Iris hallo?!- Usłyszałam nieznany mi głos. Zeszłam z Mikeym, Raphem i Iris na dół gdzie była jakaś dziewczyna. Miała do pasa rude włosy w które były wczepiony wianek z kwiatów.
-Chłopaki, sensei, dziewczyny to Astarot.- Powiedziała Iris podchodząc do tej dziewczyny.
-Ty to pewnie Kiyomi.- Powiedziała Astarot, a ja zaskoczona spojrzałam na nią.- Iris mi opowiadała o tobie i twojej przeszłości.- Na te słowa się spuściłam głowę.- Nie martw się ten gnojek wącha z innej pozycji kwiatki.- Jej słowa sprawiły, że Mikey i Casey zaczęli się śmiać. Lecz szybko się zamknęli.
-Nie czaje.- Powiedział Jones.
-Chłopie gostek kopnął w kalendarz.- Słowa Astarot ucieszyły mnie ale wciąż miałam w głowie słowa Iris.
-Nie martw się Kiyomi. Pomożemy ci.- Usłyszałam głos April która stała obok mnie. Przytuliłam się do niej, a po moich policzkach ponownie spływały łzy.
-April ja nie dam rady.- Powiedziałam łamiącym się głosem.
-Dasz rade, a my ci pomożemy.- Powiedział Donnie. Puściłam April i wytarłam rękawem od bluzki oczy i policzki.
-O jednego idiotę mniej.- Powiedział Raph ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.
-Chciałeś powiedzieć że o jeden klan mniej.- Odparła Astarot.
-Co masz na myśli?- Spytała Karai.
-Otóż Shredder i jego klan już wam nie zagrażają.- Powiedziała Astarot. Z jednej strony się cieszyłam, że on w końcu nie żyje. Ale z drugiej. Dziecko które urodzę może być do niego podobne. Chwilę jeszcze ze wszystkimi porozmawiałam, a następnie poszłam do kuchni. Zjadłam sobie płatki. Po "śniadaniu" wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Zamknęłam oczy.
-W końcu możesz żyć spokojnie mamo.- Wyszeptałam kładąc dłoń na brzuchu. Po czasie poszłam do objęć Morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro