3.Żyć albo nie żyć - coś więcej niż pytanie
Dzień pogrzebu ojca nastał szybciej niż Light się spodziewał. Przez ostatnie cztery dni przed uroczystością jego głowa była wypełniona innymi rzeczami niż przemowa, jaką miał wygłosić na ostatnim pożegnaniu. Jak zawsze sam ją napisał, lecz nie myślał nad nią zbyt długo i nie ćwiczył tak wytrwale jak zawsze. Nie zastanawiał się również nad przebiegiem pogrzebu, nie zaznajomił się dobrze z procedurami i przestał tak dbać o wspieranie poddanych. Wszystko z poczucia zagrożenia, jakie odczuwał od czasu usłyszenia w kuchni rozmowy, która nie była przeznaczona dla jego uszu. Nie zaniedbywał obowiązków jakie do niego należały, lecz najwięcej czasu i energii poświęcał na sprawę, od której w dosłownym znaczeniu zależało jego życie. Starał się dowiedzieć czegoś więcej i czujnie obserwował Minoro oraz Hitoro, jednak niczego po sobie nie pokazywali. Nie zdołał ich również przyłapać na kolejnej rozmowie, mimo że zaczął częściej chodzić nocą po pałacu. Czyżby skrzyp drzwi ich zaniepokoił? A może tamten wieczór, kiedy doszły do niego wstrząsające wieści, był wyjątkiem, i mężczyźni podobne konwersacje prowadzili zazwyczaj poza budynkiem, w którym mieszkała ich ofiara?
Nie wiedział tego, tak jak wielu innych rzeczy, przez co nie mógł odetchnąć ani myśleć o przejęciu tronu. Będzie mógł opanować sytuację w kraju, kiedy już usunie służących, lecz niezbyt wiedział jak to zrobić. Mógłby wyrzucić ich ot tak, bez powodu, gdyby był królem, ale nie był, a matka na pewno tego nie zrobi na jego grzeczną prośbę. Natomiast zanim przejmie stołek, będzie już martwy.
Musiał coś na nich znaleźć. Coś, przez co będzie ich można bez problemu usunąć z otoczenia rodziny królewskiej. Niestety, oni jak zawsze perfekcyjnie wykonywali swoje obowiązki. Być może mniej by się denerwował, gdyby wiedział ile ma czasu, jednak nie dostąpił tego zaszczytu. Mógł się jedynie domyślać na kiedy podwładni zaplanowali jego mniej lub bardziej spektakularny koniec i w jaki sposób się on ziści.
- Spokojnie, Sayu. Wszystko będzie dobrze, musimy tylko przetrwać ten dzień. - pocieszał siostrę, poprawiając przed wyjściem jej fryzurę. Starał się być przy niej oazą spokoju, co było trudne nie tylko z uwagi na niecne plany służących, lecz również matkę, która z samego rana podniosła mu ciśnienie.
Nie chciała wyjść z pokoju, mimo iż dobrze wiedziała, że dziś już definitywnie musi to zrobić. Mógł wyręczać ją w wywiadach w telewizji, za nią karmić prasę świeżymi informacjami i stać się twarzą zrozpaczonej elity, lecz wciąż był jedynie dzieckiem władców. W dzień pogrzebu naród potrzebował królowej, która powinna mieć w interesie przede wszystkim dobro poddanych. Zdawał sobie przy tym sprawę z tego, że Sayu byłoby łatwiej, gdyby ujrzała matkę, ich ostatniego żyjącego rodzica, która mimo żałoby z godnością stawia czoła tragedii. Niestety, królowa średnio to rozumiała i Light stoczył z nią słowny bój, aby łaskawie wyszła ze swojej sypialni, należycie się ubrała i przeczytała przemówienie, które napisał ich copywriter.
''Przez całą tę sprawę z Hitoro i Minoro nie myślę trzeźwo, a mimo to wciąż jestem najbardziej rozgarniętym człowiekiem w pałacu. Szaleństwo'', pomyślał, wpinając spinkę w kształcie srebrnego pióra w długie włosy siostry. ''Lepiej, gdyby to matka umarła. Ojciec pewnie by się mazał, ale stanąłby na wysokości zadania''.
Opuścił dłonie wzdłuż ciała i przez chwilę wpatrywał się w tył głowy Sayu, nie informując jej, że już skończył. Naszła go myśl, że jest naprawdę okropnym i nieczułym człowiekiem. Być może się mylił, ponieważ ludzie okropni i nieczuli zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z tego, że tacy są, lecz z drugiej strony on wiedział, i nie zamierzał z tym nic zrobić. Czy nie wychodziło na to samo?
''Wielcy ludzie nie muszą być dobrzy i współczujący. To nawet lepiej, jeśli nie są. Nigdy nie będę tak niekompetentnym władcą jak matka''.
- Wiem. - odparła, odwracając się w jego stronę, kiedy poczuła, że brat zabrał dłonie od jej głowy. - Możesz pomóc też Misie.
- Jej styliści pewnie zrobili, co do nich należy. - odparł, pomijając fakt, że włosy Sayu również układał wcześniej profesjonalista.
Amane rzecz jasna przyjechała na pogrzeb, uznając, że koniecznie musi być przy ukochanym podczas ostatniego pożegnania jego ojca. Light znów najchętniej by się jej pozbył, lecz wiedząc, że to niemożliwe, zaakceptował swój los. Pozwolił jej rozpaczać nad śmiercią Soichiro Yagamiego i wtulać się w jego ramię przez cały pogrzeb, który spędził ledwie obecny, pogrążony w myślach na temat jego potencjalnych oprawców. Mgliście rejestrował kolejne etapy uroczystości, a swoje przemówienie wygłosił z automatu.
Trochę płaczu ludzi wokół i tłumów skąpanych w czerni. Potem dwie godziny w najpiękniejszym kościele w Japonii, w którym koronowano oraz chowano kolejnych władców, i po krzyku. Dotychczasowy władca udał się na wieczny spoczynek. Light zastanawiał się, czy ponownie postawi stopę na progu boskiej świątyni w dzień swojej koronacji, czy może pogrzebu.
***
Misa znów usilnie chciała z nim spać, lecz na szczęście udało mu się ją spławić. Dzięki temu miał w całości swoją sypialnię, a w szczególności łóżko, na którym rozłożył się zaraz po zapaleniu na szafce nocnej kilku świeczek. Dzięki nim po pomieszczeniu rozniósł się słodki zapach ciastek i cynamonu, który był mdlący, lecz nie w tak dużym stopniu jak myśli o Hitoro i Minoro. Nie mógł się od nich uwolnić, szczególnie wtedy, kiedy miał już iść spać, a w noc taką jak ta stawały się wyjątkowo głośne. Król został pochowany, skończył się etap oczekiwania i największej żałoby. Będzie musiał coś postanowić, w końcu nie mógł biernie czekać na to, aż przyjdą i go zabiją. Na to się nie godził. Z drugiej strony co on mógł w obecnej sytuacji? Może w coś ich wrobi?
''Mógłbym udać, że ukradli jedną ze skarpetek ojca, które na rozkaz królowej leżą w tej samej szufladzie co zawsze. Matka pewnie dostałaby takiej cholery, że od razu wywaliłaby obu''. Zaśmiał się do swojego głupiego pomysłu, myśląc, że jego rodzicielka zwariowała i że on pewnie też zwariował. Może to odpowiedź? Może nie słyszał tej nieprawdopodobnej rozmowy, tylko stworzył ją w swojej głowie? Przecież to, że służący chcieliby go usunąć w celu przejęcia tronu, było niedorzeczne!
Snuł takie czcze wizje przez długi czas, naiwnie sobie wmawiając, że pewnie się przesłyszał lub cała sytuacja mu się przyśniła. Wiedział, że to nieprawda, lecz podobne myśli skutkowały chwilową ulgą. Było to tak błogie uczucie, że wymyślając podobne usprawiedliwienia dla swoich wspomnień, zaczął przysypiać. Nawet niezwykle intensywny zapach ciastek zaczął mu się podobać, tak mu było dobrze. Co za tym idzie nie zareagował, kiedy usłyszał, że ktoś wchodzi do pokoju, a potem zbliża się do łóżka. Zrobił to mało dyskretnie, więc książę pomyślał, że to zapewne jedna z pokojówek. Bardzo możliwe, że zajrzała aby zobaczyć czy śpi, i ewentualnie zapytać jak się czuje, gdyby nie zmorzył go sen. Potem uznała, że istotnie śpi, więc weszła, aby dla bezpieczeństwa zgasić świeczki. Postanowił nie wyprowadzać jej z błędu i udawał, że faktycznie jest nieprzytomny, przynajmniej do czasu kiedy nie poczuł, że ktoś bierze poduszkę z miejsca obok. Wtedy też w jego ciele pojawiła się iskierka adrenaliny, która od razu otrzeźwiła zmysły. Wiedział, że coś jest nie tak i że służąca nie miałaby żadnego celu w ruszaniu poduszek. Zrobił się czujny i kiedy poczuł, że coś rzuca cień na jego powieki, otworzył oczy. Zrobił to w idealnym momencie, ponieważ minimetry od jego twarzy znajdowała się poduszka, jak się okazało trzymana przez Hitoro. Mężczyznę, który codziennie go budził, teraz najwyraźniej usiłował sprawić, że chłopak zaśnie na wieki.
- Hitoro? - odezwał się książę, przez co sługa wciągnął głośno powietrze i powoli odsunął poduszkę od jego twarzy.
Wtedy też ich spojrzenia się spotkały i obaj wiedzieli, że doskonale zdają sobie sprawę z tego, co tu zaszło. Hitoro nawet nie próbował udawać, że jedynie poprawiał poduszkę, nie wiedział też jednak co innego zrobić. Light natomiast już otwierał usta, aby krzyknąć, co mogło zwiększyć jego szanse na przeżycie, lecz wtedy dopadł do niego Minoro, dawny doradca jego ojca. Jak się okazało, wszedł razem z Hitoro i czekał po drugiej stronie łóżka, zapewne na wypadek, gdyby coś poszło nie tak, lub aby unieruchomić księcia, gdy jego kompan będzie go dusił.
''No tak, byłem głupi! Ktoś musiał wziąć poduszkę z drugiej strony łóżka i podać ją Hitoro, który nie nachylił się nade mną, aby samodzielnie ją wziąć''.
Teraz było za późno na takie dywagacje. Zaczął się miotać, jednak mężczyzna zakrył jego usta dłonią i trzymał go w uścisku, którego nie rozluźniała szamotanina. Tym bardziej, że Light jeszcze chwilę temu prawie spał, a co za tym idzie nie był obecnie w najlepszej formie.
- Już, spokojnie. - powiedział trzymający go sługa, co Yagami najchętniej skwitowałby pełnym zażenowania przewrotem oczami, lecz skupiał obecnie wzrok na czymś ważniejszym.
Mianowicie Hitoro nasączał kawałek materiału, prawdopodobnie chloroformem. ''Jakie to staromodne!'', miał ochotę wykrzyczeć Light. Wiedział przy tym, że tak samo staromodne, jak i skuteczne. Chcieli go udusić, aby potem bez śladu wynieść z pałacu i pochować. Wszystko odbyłoby się bez śladów, po cichu. Skoro tutaj pracowali, w jego pokoju tak czy siak znajdowałoby się ich DNA, łatwo by się wytłumaczyli. Dusząc, nie zostawiliby krwi ani innych płynów świadczących o tragedii, jaka tu zaszła. Plan mający zapewne luki, lecz niemal idealny. Dzięki chloroformowi załatwią sprawę podobnie, łatwo i po cichu, tyle że aktu mordu dokonają zapewne poza pałacem. Czy ruszy ich sumienie, jeśli wywiozą go gdzieś daleko i zobaczą, jak bezbronny jest ten wciąż żyjący człowiek? Light szczerze w to wątpił, więc zdecydował się działać.
Zaczął się rozglądać, aż jego wzrok padł na wciąż zapalone świeczki. Kilka było już na granicy, płomień tańczył na dnie naczynia, w którym umieszczono wosk. Jedna z nich była jednak prawie nowa i poza szkłem. Patrząc na rozedrgany płomień, widział w niej nadzieję. Wiedział, że zdoła dosięgnąć jej nogą i że stoi ona bardzo blisko grubej i łatwopalnej firanki będącej częścią baldachimu nad łóżkiem. Zdawał też sobie sprawę z tego, że to prawdopodobnie ostatnia szansa na uratowanie się i że ma tylko jedną próbę. Szybko z niej skorzystał, nie dając sobie chwili na wątpliwości. Machnął nogą i strącił świeczkę z szafki, a ta zgodnie z planem spadła na materiał przy łóżku, który zajął się płomieniem. Książe nie wiedział wtedy, czy nie spowoduje w ten sposób ogromnego pożaru, lecz uznał, że wyjdzie cało z tej sytuacji bez względu na to, czy trzeba będzie potem odbudować cały pałac.
Od zasłony niespodziewanie zapłonął również rękaw fraku Hitoro. Ogień zaczął go pożerać niemal tak ładnie i szybko jak fragment łóżka. Zdziwiło to mężczyznę, który zaczął się w panice miotać, próbując ugasić pożar na swoim ubraniu. To zupełnie wytrąciło z równowagi Minoro, który poluzował uścisk, w jakim więził Lighta. Chłopak wykorzystał to i odepchnął się od mężczyzny, w pierwszej kolejności wyrywając się w stronę drzwi. Była to naturalna i podświadoma reakcja, przez chwilę książę myślał, że słuszna. Niestety doradca króla w porę się zorientował i chwycił go za kostkę, przez co Light upadł, niemalże pod stopy wciąż miotającego się Hitoro. Sytuacja z perspektywy osoby trzeciej wyglądała pewnie komicznie, lecz nie dla niego. Od firanki ogień przeszedł na ścianę w zdobionej tapecie, która okazała się równie dobrą podpałką co baldachim. Pomieszczenie stopniowo wypełniało się dymem. Książę czuł, że mężczyzna czołga się w jego stronę po łóżku, wciąż mocno trzymając jego kostkę. W przyszłym władcy wola życia była jednak silna i nawet na chwilę nie przestał główkować. Omiótł wzrokiem pokój i ponownie natrafił na świeczki. Zgarnął dyskretnie jedną z nich, tą, która najmocniej pachniała piernikiem i była zatopiona w grubym szkle, a kiedy mężczyzna wychylił się zza krańca łóżka do leżącego na ziemi nastolatka, ten zamachnął się przedmiotem i uderzył mężczyznę w głowę. Sprawiło to, że Minoro go puścił i złapał się za czoło, które mocno krwawiło. Książę miał najlepszą i prawdopodobnie ostatnią okazję, aby dobiec do drzwi. Już, już chciał się podnieść i do nich zbliżyć, kiedy doszło do niego, że wtedy spotkałby się z rodziną. Kiedy tylko ktoś poczuje dym, pewnie przyjdzie i zobaczy, jak wygląda jego pokój, o ile będzie jeszcze wtedy istniał. Jeśli nie, na pewno wcześniej wyjdą z niego słudzy i jaką wersję zdarzeń opowiedzą? Pewnie staną się jego wybawcami, a on biednym chłopcem, który stracił ojca i w dzień jego pogrzebu był tak zrozpaczony, że stworzył w głowie wizję, w której słudzy chcą go zabić, zamiast uratować z niespodziewanego pożaru. Minoro i Hitoro dostaną pewnie jakiś order, dadzą mu jeszcze chwilę pożyć, a potem powtórzą atak. Nie oddadzą tronu tak łatwo, mimo że należał do niego.
Uświadomił sobie, że nie może zostać w pałacu. Nie, dopóki mężczyźni tu pracują. Nie wiedział jak, ale najpierw musi znaleźć na nich coś, przez co straciliby pracę. Najchętniej wywlókłby na światło dzienne ich niecny plan usunięcia jego osoby, jednak zadowoli go już samo to, że po prostu nie będą w zasięgu jego wzroku, a on nie będzie w ich zasięgu ogólnym. Niestety, na razie nie wiedział jak tego dokonać, co za tym idzie zamiast drzwi wybrał okno. To do niego się udał, otworzył je i odetchnął głęboko, czując świeże powietrze wdzierające się do pokoju. Pachniało nocą i wyzwaniem, lecz mimo to bez wątpienia zatopił się w nim, skacząc z drugiego piętra wprost na trawnik pod oknem. Poczuł przy tym ból w nadgarstku, lecz zignorował go, czym prędzej oddalając się od budynku. Bał się, że doradca lub sługa pójdą jego śladem i jakimś cudem dokończą dzieła na zewnątrz. Jedyny przystanek, jaki zrobił, nastąpił wtedy, kiedy na teren pałacu zaczęły wjeżdżać wozy strażackie. Skrył się wtedy za krzakiem róży, a potem, kiedy strażacy zajęli się gaszeniem pożaru, niezauważony w całym tym zamieszaniu opuścił znajomy teren.
***
Ulice Tokio jak na obecną porę były niezwykle zatłoczone. Dziękował więc za to, że zamiast zwykłej piżamy zawsze kładł się w dresach, w szczególności bluzie z kapturem. Mógł go teraz naciągnąć na głowę i ochronić się w ten sposób przed spojrzeniami niepożądanych osób, które mogłyby go rozpoznać. Wiedział przy tym, że kaptur na niewiele się zda, jeśli zostanie w Japoni. Musiał opuścić rodzimy kraj. Przed tym jednak wstąpił do całodobowego sklepu, gdzie nie było nikogo oprócz kasjerki. Od razu udał się w stronę alejek, w których nie mogła dosięgnąć go wzrokiem, choć wątpił, że chciała - była zajęta wertowaniem pisemka z jego twarzą na okładce. Dzięki jej dekoncentracji bez problemu ukradł pudełko czarnej farby do włosów, okulary do czytania z możliwie najmniejszą wadą i kilka wafelków. Nawet na niego nie spojrzała, kiedy wychodził, w myślach obiecując sobie, że zapłaci za wszystko po powrocie do kraju. Czuł się fatalnie jako przyszły król, który okradł sklep. Daleko temu było do idealności, jakiej pożądał, jednak lepiej raz porzucić swoje ideały, niż umrzeć.
Myślał o tym w łazience na stacji benzynowej, gdzie farbował włosy. Wszystko robił w morderczym tempie, chcąc jak najszybciej skończyć i znów narzucić na głowę kaptur. Na szczęście w czasie jego niezbyt korzystnej metamorfozy nikt nie wszedł do łazienki, dzięki czemu na spokojnie wypłukał włosy w brudnej umywalce i zjadł dwa wafelki, od których na co dzień stronił. Sądził, że cukier poprawi jego koncentrację i nastrój, jednak ciężko, aby w obecnej sytuacji działało w ten sposób coś innego niż typowe używki. Znalazł się w zbyt trudnym położeniu na takie marne próby opanowania emocji. Sądził przy tym, że mimo wszystko nieźle sobie z nimi radzi, bo na razie nie wydawał się popełnić żadnej głupoty. Najprawdopodobniej nikt go nie zauważył, a on zmienił wygląd na tyle, że sam siebie nie poznawał w lustrze. Wiedział, że jeśli złapie stopa u kogoś spoza Japonii, to marna szansa że zostanie rozpoznany. Taką przynajmniej miał nadzieję. Pomijając fakt, że nie miał na sobie butów, a same skarpetki, to nie powinien wzbudzić podejrzeń u obcokrajowców. Z taką myślą opuścił łazienkę, ówcześnie susząc włosy w suszarce do rąk. O szczotce zapomniał, przez co sam przypominał szczotkę do butów, lecz w obecnej sytuacji uważał to za plus.
Poprawił ubranie i okulary, a do ust wsunął ostatniego wafelka, rozglądając się przy tym po stacji. Nie śmiał nawet marzyć, że tak szybko natrafi na pojazd o obcej rejestracji. Mężczyzna tankował tira, który według tablic zmierzał do Holandii. Właśnie kończył, więc nastolatek zbliżył się do niego, ściągając z głowy kaptur. Było to ryzykowne, lecz wiedział, że jeśli nie będzie wyglądał podejrzanie, to bardziej prawdopodobne było, że kierowca weźmie go ze sobą.
- Dzień dobry. - powiedział po angielsku, stając naprzeciwko człowieka o mocno europejskiej urodzie. Znudzony, niechętny wzrok mężczyzny zdradził Ligtowi, że dobrze wybrał. Tirowiec nie dostrzegł w nim nikogo znajomego. - Gdzie pan jedzie?
- Do Holandii. - burknął, odkładając pistolet z paliwem na miejsce. - Chcesz czegoś?
- Mogę się zabrać z panem? Nie mam przy sobie pieniędzy, ale mogę takowe załatwić. Jestem cichym i bezproblemowym pasażerem. - zachwalał sam siebie, dłonią pocierając schowany pod rękawem bluzy zegarek. Dostał go od ojca z okazji swoich dziewiętnastych urodzin i od tamtego czasu się z nim nie rozstawał. Obecnie była to jedyna cenna rzecz, jaką miał ze sobą. - Bardzo proszę.
Mężczyzna zmierzył go wzrokiem, po czym wydał z siebie jakiś nieartykułowany dźwięk niezadowolenia, coś pomiędzy burknięciem a prychnięciem.
- Dobra. - odparł, wyjmując z kieszeni portfel, z którym udał się w stronę sklepu, aby zapłacić za benzynę. - Bylebyś faktycznie był cicho!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro