Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17.Dziewczyna z pierścionkiem


Dni zaczęły się zlewać. Im dłużej pracowali, tym bardziej Light zaczynał rozumieć Ryuzakiego, który był nie w humorze. Najczęściej bujał w obłokach, łapiąc kontakt z rzeczywistością głównie wtedy, kiedy musiał odprawić kolejnych interesantów. Agencja miała w Londynie wyrobioną opinię i grono zwolenników, którzy często przychodzili ze sprawami, które w obliczu morderstw, jakie próbowali rozgryźć, wydawały się Lightowi drobnostkami - kradzieże, zdrady. Ostatnio przyszła dwójka sąsiadów, sprzeczających się w sprawie rasowego psa, którego podobno skradł jeden z mężczyzn z ogródka tego drugiego, gdy ten wyszedł za potrzebą (pies, nie sąsiad). Ryuzaki zaskakująco cierpliwie ich wysłuchał, odsyłając na policję, ponieważ nie zajmowali się rozwiązywaniem sporów w sprawach, których trzon był jasny. Małżeństwo, które musiało zdecydować, czy wybaczy sobie po grzechu jednego z partnerów. Ludzie, którzy odzyskując swoje cenne artefakty i dowiadując się, kto je przejął (nieraz były to historie rozgrywające się pomiędzy rodziną lub znajomymi z pracy) musieli zdecydować, czy chcą wnieść oskarżenie na policję. Wszystko to leżało w ich czynach, sumieniu, duszy. Nie trudzili się rozwiązywaniem sekretów ludzkich serc i umysłów.

- Kiedy ten szal jest bardzo cenny. Należał do mojej prababci, która dostała go od swojego wybranka jeszcze w czasie wojny. - Light odwrócił się do dziewczyny, do której siedział dotychczas tyłem i zmierzył ją wzrokiem. Młoda, niebrzydka Angielka, choć miała w twarzy coś nieprzyjemnego. Co za tym idzie, dość szybko zwrócił się z powrotem w stronę biurka, wsłuchując się jedynie w jej irytujący, oburzony głos. - Zgłosiłam to na policję, ale oni nie wiedzą gdzie szukać. Ja wiem, jednak oni nie słuchają. To na pewno sprawka Harriet. Ta stara jędza patrzyła na niego łakomym okiem, od kiedy po raz pierwszy przyszłam do jej salonu na manicure. Potrzebuję jedynie kogoś, kto zdoła udowodnić, że to jej wina.

- Policja na pewno bardzo się stara. - odparł detektyw, choć w jego głosie słychać było, że ma o policji podobną opinię co większość obywateli. Ci wyżej, Scotland Yard, jeszcze się przykładali, ale policja zajmująca się piratami drogowymi, czy właśnie drobnymi kradzieżami? Porwania kawałka szmaty, mającej wielką wartość co najwyżej sentymentalną, nie można było nazwać poważnymi przestępstwem i tkwiło na samym końcu listy priorytetów tutejszej służby. - Polecam pani jeszcze raz pójść na komisariat i powiedzieć, co pani wie. Jeśli koniecznie chce pani skorzystać z usług detektywa, mogę kogoś polecić, lecz nie gwarantuję, że te osoby zajmą się sprawą.

Debatował z nią dłuższy czas, dopiero później wyszła. W agencji znów zapanował spokój i cisza, przerywana jedynie stukaniem klawiszy i szuraniem długopisu po kartce. Zaczęło się ściemniać. Szare niebo najpierw zrobiło się granatowe, później czarne. Zza okna wkradał się ciepły blask latarni. Nim Light spostrzegł, która jest godzina, nastąpił koniec zmiany. Co udało mu się zrobić przez cały dzień? Spojrzał krytycznie na leżące przed nim dokumenty zapełnione schludnym pismem. Całe życie ćwiczył rękę, chcąc nieskazitelnie wypełniać potrzebne kwity i oczarowywać listami, jakie by kiedyś wysyłał do różnych ważnych organów.

- Zacznijcie pisać list do Mikołaja. - powiedział Ryuzaki, wstając z krzesła, kiedy chłopcy zakładali grube kurtki. Spojrzał następnie na Lighta, który wciąż siedział przy biurku, wpatrzony w okno. - Ty też napisz, Kira, może przyniesie ci coś ładnego.

- Ty powinieneś napisać. Może jak poprosisz o rozwiązanie sprawy, to wreszcie coś się ruszy.

- Jestem już trochę za stary, aby spełniał moje życzenia, lecz ty możesz o tym wspomnieć. Przyda nam się każda pomoc. - położył dłoń na jego głowie i jakby dzięki temu przechwycił jego myśli, zapytał: - Zostajesz?

- Jeszcze chwilę. Chcę pomyśleć.

- Nie wracaj zbyt późno. Lepiej nie szwendać się samemu po Londynie, kiedy zapada zmrok. - zdjął rękę, a następnie udał się za innymi członkami agencji. Nim wyszli, książę usłyszał jeszcze, jak mówi do reszty ''naprawdę macie napisać. Słyszeliście, że Święty Mikołaj może was przekląć, jeśli tego nie zrobicie''?

Lekki uśmiech pojawił się na jego ustach, lecz szybko zniknął, kiedy przypomniał sobie z czym się mierzą. Żaden święty im nie pomoże. Czy mogli liczyć na pomyślność bez boskiej interwencji?
Siedział tak jeszcze pół godziny, a kiedy w tym czasie nie zrobił nic produktywnego, również postanowił opuścić agencję. Ryuzaki miał rację, wychodzenie o zbyt późnej porze było proszeniem się o kłopoty. Co za tym idzie wstał i zaczął robić to, co zawsze przed zamknięciem. Kiedy miał wyłączyć ostatnią lampkę, zauważył, że jej światło odbiło się od czegoś świecącego, co leżało pod stołem. Gdy po to sięgnął, okazało się, że to łańcuszek od czarnej, skurzanej torebki. Na pewno nie należała do żadnego z członków agencji, a kto ich dziś odwiedzał? Przypomniał sobie tylko tamtą dziewczynę, co potwierdził, kiedy znalazł jej portfel. Oprócz pięćdziesięciu funtów, w środku znajdowały się prawo jazdy i legitymacja studencka, czyli ważne dokumenty. Nie mówiąc nawet o telefonie, który również wyjął z torebki. Był zabezpieczony pinem. Uznał, że to mało prawdopodobne, lecz spróbował odblokować go czterema jedynkami, później czterema dziewiątkami, a kiedy miał ostatnią próbę, postawił na kod '''1234'' i o dziwo trafił. Chciał jeszcze dziś oddać dziewczynie jej własność, ponieważ możliwe, że wszystko to będzie jej potrzebne. Być może złapie na mieście ją lub jej znajomych? Nie będzie musiała szukać ani się martwić. Kto wie w ilu miejscach dziś była. Pytanie jednak czemu nie wróciła od razu, kiedy zobaczyła brak torebki ze wszystkimi najważniejszymi rzeczami. Tego nie mógł zrozumieć.
Wszedł w kontakty i przejrzał listę. Nie znalazł niczego zaskakującego. Mama, tata, braciszek, Caleb, Weronica... Od normy odstawały jedynie emoji przy niektórych nazwach. Poszczególne kontakty były dziwnie oznaczone, symbolem trzech małych gwiazdek, które miały imitować migotanie, blask. Stanowiły jakiś dziwny szyfr, nad którym książę się nie zastanawiał. Kobieta równie dobrze mogła w ten sposób wyróżnić ulubione osoby z grona znajomych. W końcu przy rodzinie nie było podobnych symboli.
Przez dłuższą chwilę zastanawiał się do kogo zadzwonić. Wreszcie uznał, że wybierze kogoś oznaczonego gwiazdkami. Zadzwonił do Madeline i czekał, aż odbierze, co na szczęście zrobiła. W tle słychać było głośną muzykę, jej głos nie był zbyt przytomny.

- Halo? Tak?

- Dzień dobry, dzwonię z Agencji Detektywistycznej. - oznajmił, wpatrując się w prawo jazdy klientki. - Niejaka Olivia zostawiła u nas torebkę wraz ze wszystkimi dokumentami i telefonem. Uznałem, że zadzwonię. Dobrze by było, aby te przedmioty jeszcze dziś trafiły do właścicielki, o ile jest to możliwe.

Przez dłuższą chwilę nie uzyskał odpowiedzi. Tkwił na linii, skazany na słuchanie sprzeczki dziewcząt. ''Ktoś znalazł twoją torebkę! Z jakiejś agencji detektywistycznej'', powiedziała Madeline. ''Tak? Faktycznie! Zupełnie zapomniałam o agencji! Więc jednak nie wypadła mi wtedy na moście'', odparła Olivia. ''Jaka ty jesteś głupia! Masz szczęście, że pan zadzwonił! Jak ty chciałaś iść na uczelnię bez legitymacji?!'', i tak dalej, i tym podobne.

- Na szczęście Olivia jest ze mną. - zwróciła się wreszcie do Lighta. - Bardzo potrzebuje swojej torebki. Czy mógłby pan, gdyby był tak uprzejmy, zanieść ją pod klub, którego adres zaraz panu prześlę? Olivia wyjdzie i ją od pana odbierze.

Miał ochotę westchnąć. Było późno, a nie znał jeszcze zbyt dobrze Londynu. Nie miał ochoty na szukanie jakiejś speluny. Mimo to skoro już zaczął, chciał doprowadzić sprawę do końca. Głupio było wycofać się teraz, kiedy już wiedział, że dziewczyna ma szansę odzyskać torebkę.

- W porządku, proszę mi przesłać adres. Postaram się jak najszybciej dotrzeć.

Niedługo później dostał SMS z lokalizacją. Wtedy faktycznie westchnął, po czym ubrał się, pogasił wszystkie światła i opuścił budynek.
Na zewnątrz było bardzo zimno. Co prawda nie padał śnieg, ale pogoda była chyba gorsza, niż jakby padał. Paradoksalnie, gdy pada śnieg jest cieplej, bardziej niż wtedy, kiedy tylko wieje lodowaty wiatr i przymarzają chodniki. Light naprawdę nie znosił zimy w Londynie, ale to była jego pierwsza zima. Może z czasem by się uodpornił? Pokochałby mgłę otulającą kamienice, błyszczące ulice z nierównej kostki, gołe drzewa w ogródkach popularnych szeregowców? ''Cóż, tego się nie dowiemy'', pomyślał, rozcierając dłonie. ''Nie zostanę tutaj do kolejnej zimy''.
Wreszcie dotarł pod klub. Bar faktycznie wyglądał obskurnie, lecz w środku dudniła muzyka, a przez szklane drzwi przebijały się smugi kolorowego, migającego światła. Niestety nikt na niego nie czekał. Postał tam chwilę, lecz na zewnątrz wciąż był tylko on. ''Może przyszedłem za późno? Olivia wyszła, poczekała chwilę, a kiedy chłód zaczął ją paraliżować, wróciła do środka''?
Po chwili zastanowienia przekroczył próg lokalu. W pomieszczeniu było parno, panowała duchota. Pod sufitem zawisła chmura dymu. Woń alkoholu i ciężkich perfum mieszała się z potem, tworząc zapach, który przyprawiał go o mdłości. Mimo to dzielnie się trzymał i zaczął wypatrywać znajomej twarzy, co było trudne z uwagi na nikłe oświetlenie. Wreszcie znalazł ją przy stoliku w kącie. Siedziała z kilkoma znajomymi, najbliżej była dziewczyna, która, jak zgadywał, nazywała się Madeline. Wyglądali na mocno wstawionych. Light z rezygnacją podszedł do stolika i kiedy wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę, postawił torebkę na blacie.

- Niech pani na przyszłość uważa na swoje rzeczy. - powiedział, lecz kiedy zamierzał odejść, jedno ze świateł omiotło dłoń Olivii. Był to krótki moment, niemal sekunda, lecz w niebieskim świetle zalśnił pierścionek, który miała na palcu. Srebro układające się w koło, w środku kilka kresek i gwiazdy. Pięć, a nie sześć, lecz poza tym wszystko się zgadzało. Na chwilę zaniemówił, a później postanowił działać. Czuł, że to nie jest przypadek. Czyżby dostał szansę od losu? - Przepraszam, może to zbyt śmiała prośba, jednak czy mógłbym się dosiąść? Miałem ciężki dzień.

- Oczywiście. - odpowiedział chłopak siedzący po prawej stronie Olivii.

- Proszę, śmiało. Byłeś tak dobry, aby przynieść mi torebkę, bardzo chętnie się z tobą napiję.

Dwójka młodych dorosłych po jego prawej stronie zrobiła mu miejsce na szerokiej kanapie. On jednak postąpił zuchwale, lecz na potrzeby misji gotów był się poświęcić. Mianowicie wepchał się pomiędzy Madeline a Olivię, na co jej koleżanka nie kryła oburzenia. Prychnęła, podniosła się i oznajmiła, że musi iść do łazienki, po czym opuściła towarzystwo. Lightowi było to na rękę, miał więcej przestrzeni do kontaktu z Olivią i obserwacji jej biżuterii. Wraz z każdym kolejnym zerknięciem utwierdzał się w przekonaniu, że błyskotka przedstawia logo, nad którym głowiła się cała agencja.

- Co byś chciał? Zamów sobie, na co masz ochotę, na mój koszt. - powiedziała Olivia, podając mu kartę. Była tak wstawiona, że przechyliła się przy tym na bok, opierając o jego ramię. Poczuł od niej jakąś owocową mgiełkę, lecz wyraźniejsza była inna woń. Zapach tajemnicy, którą chciał poznać.

- Może być mohito. - stwierdził po krótkim zerknięciu w kartę.

Nigdy nie pił alkoholu innego niż wino czy szampan i nie kwapił się, aby to zmienić. Tym bardziej teraz musiał zachować trzeźwy umysł. Przysiadł się do nich w sprawach służbowych, więc kiedy obsługa postawiła przed nim szklankę, nie pytając o dowód, bo najwyraźniej uznała, że jest znajomym tej grupki, nie zainteresował się drinkiem, przynajmniej na początku. Zauważył, że wstawione towarzystwo patrzyło na niego podejrzliwie, kiedy stronił od alkoholu, więc finalnie wypił najpierw mohito, a później, przy namowie grupy, pina coladę. Tutaj znowu myślał, że zwymiotuje, ponieważ do zapachu lokalu się przyzwyczaił, lecz do tego smaku już nie. Wytrzymał i kiedy zaczęło mu szumieć w głowie, postanowił przejść do pytań, zanim upiją go bardziej.

- Masz bardzo ładny pierścionek. - zagadnął, dotykając ramienia Olivii, aby pijana dziewczyna zwróciła na niego uwagę. Wlepiła w niego spojrzenie i uśmiechnęła się w typowy nietrzeźwy sposób.

- Podoba ci się?

- Mhm. Ładnie lśni. Wygląda ciekawie. Trochę jak z takiej bajki... - odparł, czując, że ciężko mu się myśli. Poza tym zrobił się podejrzanie wesoły. Zachichotał, mając ochotę zakryć przy tym usta dłonią. To było bez sensu. - Dragon Ball?

- Nie oglądałam Dragon Balla.

- Nie? Wygląda jak jakieś logo. To nie z jakiejś innej bajki, Harry Potter, czy coś? - zapytał, biorąc pod uwagę, że ona wcale nie musi być powiązana z tamtymi morderstwami.

Brakowało jednej gwiazdki. Być może to charakterystyczny symbol jakiegoś fikcyjnego uniwersum, do którego sekta dodała kolejną gwiazdę i uczyniła swoim znakiem rozpoznawczym? Co prawda Ryuzaki i śledczy przekopali internet, najpierw przy użyciu programów, a później własnoręcznie, lecz wbrew pozorom nie wszystko da się znaleźć w sieci. Istniały twory, które żyły już tylko w sercach i umysłach ludzi, często wąskiej grupy. Jako mieszkaniec kraju słynącego z produkowania popkultury wiedział, że pełno było mang i anime, które nigdy nie zaistniały w świadomości większej ilości ludzi, lecz miały swoje malutkie grono niezwykle oddanych fanów.
Tymczasem przed Lightem wylądował kolejny drink, tym razem coś czerwonego z żółtymi akcentami. Nawet nie wnikał w to, jak się nazywa. Upił trochę, czując, że jego myśli stają się coraz mniej klarowne. Poza tym ciężko się wysławiał. Kiedy po chwili się odezwał, język mu się plątał. Trzy razy powtarzał początek, nim wreszcie udało mu się wyjaśnić, co ma na myśli.

- Można gdzieś kupić podobny?

- Och, podobny na pewno. Ale nie taki sam.

- Dlaczego nie?

- Bo jest naprawdę wyjątkowy i oznacza coś szczególnego. - szepnęła, przez co jej głos niemal utonął w ogólnym hałasie. - A co, chciałbyś kupić taki swojej dziewczynie?

- Nie mam dziewczyny. - odparł od razu, nie tylko dlatego, że tego wymagało jego zadanie. Doszło do niego, że to była automatyczna odpowiedź, jakiej udzieliłby niemal każdemu. ''Biedna Misa'', pomyślał nieprzytomnie, ''ona mówi, że jestem jej chłopakiem nawet wtedy, kiedy nikt o to nie pyta''. - Ale interesuję się ładnymi obiektami.

Uśmiechnął się, przybliżając tak jak ona. Czuł, że nic z niej nie wyciągnie. Była trochę pijana, lecz mimo to strzegła swoich sekretów. Zapewne, gdyby dalej ją wypytywał, zdradziłaby mu co nieco, lecz przy tym mogłaby jutro rano pamiętać, jaki był natrętny. Wiedziała, gdzie pracuje, więc jeśli ma coś wspólnego z morderstwami, on i reszta mogliby mieć pewne nieprzyjemności. Przede wszystkim mogłaby powiedzieć reszcie, że śledczy wpadli na trop, a grupa zaczęłaby jeszcze bardziej uważać, co już całkiem pogrzebałoby szanse na szybkie rozwiązanie sprawy. Uznał, że to, co musi teraz zrobić, to jakoś pozyskać pierścionek do analizy. Nie sądził, że trafi mu się idealna okazja, lecz właśnie tak się stało.
Jak się okazało, Olivia nie przysuwała się do niego na darmo. Miała jasny cel, a mianowicie chciała doprowadzić do pocałunku. Kiedy ich wargi się zetknęły, Light oddał gest. Ręka, która dotychczas spoczywała na jej ramieniu, przeniosła się na talię. Drugą złapał ją za dłoń, na której nosiła pierścionek. Dobrze leżał, więc musiał się naprawdę postarać, aby niepostrzeżenie zsunąć go z jej palca. Dokonał tego, w wiadomy sposób odwracając jej uwagę. Gdyby Misa zobaczyła, co robi, zeszłaby z zazdrości, lecz zapewne nie byłby to dla niej powód do zerwania. Nie wiedział, co musiałby zrobić, aby sprowokować ją do zostawienia go w spokoju.
Wreszcie poczuł, że trzyma biżuterię w garści. Zadowolony odsunął się i zaczesał kosmyk włosów za jej ucho. Później jeszcze chwilę z nimi posiedział, aby nie wzbudzać podejrzeń, po czym się ulotnił, po drodze mijając z Madeline, która wróciła z łazienki. Rzuciła mu na odchodne niechętnie spojrzenie, czego nawet nie zauważył. Był pełen nadziei, wreszcie z układanki mógł zacząć wyłaniać się konkretny obrazek.
Wyszedł na dwór i zdziwił się, jak wygląda świat. Latarnie świeciły jakoś jaśniej, chodnik wybrzuszał się w dziwnych miejscach, przedmioty były to bliżej, to dalej niż w rzeczywistości. O mało nie potknął się o śmietnik, a od wpadnięcia na latarnię nic go nie ocaliło. Z początku starał się przezwyciężyć swój umysł i ciało, lecz szybko okazało się, że to nie takie proste. On, książę, który tak często musiał nad sobą panować, aby sprostać obowiązkom, teraz nie mógł zdobyć się na prosty chód. Nagle poruszanie się było trudne. Z jednej strony był tak ciężki, że zataczał się na boki, a z drugiej, kiedy uniósł ręce i na nie spojrzał, okazało się, że wydają się śmiesznie leciutkie. Może nawet trochę ich nie czuł.
Nieco przestraszony wyciągnął telefon i zadzwonił do Ryuzakiego. Na pewno trafiłby do metra, lecz pytanie kiedy, i czy nie zainteresowałaby się nim policja. Słabo byłoby spędzić noc w celi wytrzeźwień. Podobnego zdania był chyba Ryuzaki. Kiedy odebrał i wysłuchał Lighta, który tłumaczył, gdzie jest i że nie czuje się dobrze, postanowił przyjechać. Wcześniej jeszcze zapytał, czy chłopak jest pijany, chociaż brzmiało to bardziej jak stwierdzenie faktu.

- Tylko trochę. - skwitował Light, od początku rozmowy używając swojego rodzimego języka, w czym Ryuzaki go nie uświadamiał. Odpowiadał po angielsku, co nie pomogło Lightowi w zorientowaniu się, że sam mówi po japońsku.

- Poczekaj tam, za niedługo przyjadę. Najlepiej gdzieś usiądź.

Light posłuchał i poczekał, lecz nie było gdzie siadać, więc oparł się o ścianę pobliskiej kamienicy i patrzył w niebo. Z uwagi na światła było mało co widać, lecz i tak wpatrywał się w nie jak zaczarowany, dopóki nie zjawił się Ryuzaki. Nie znosił jeździć autem, lecz je posiadał, a to był moment, w którym trzeba było go użyć.
Detektyw wychylił się i otworzył drzwi od strony pasażera.

- Chodź, jest zimno.

Chwiejnym krokiem podszedł do pojazdu i jakimś cudem wgramolił się na siedzenie pasażera. W środku panowało przyjemne ciepło. Z błogością wtulił się w fotel, pozwalając, aby jego towarzysz zapiął mu pas.

- Jesteś z siebie zadowolony? - zapytał, bardziej z ciekawością niż naganą.

- Mhm. Bardzo. - odparł sennie. - Jak zobaczysz, czego udało mi się dokonać, również będziesz zadowolony.

- Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu się spiłeś, medal chcesz?

- Nie, nie to. - odparł rozdrażniony, wciąż mówiąc po japońsku. Ryuzaki nie sądził, że tak ciężko będzie zrozumieć ten język, i to nie z powodu jego naturalnej złożoności. - Coś innego. Ale to później.

- Mam nadzieję, że faktycznie dokonałeś czegoś wielkiego. Jadąc po ciebie, o mało nie przejechałem przechodnia. - odparł, włączając się do ruchu, chociaż było to za dużo powiedziane. Ruchu praktycznie nie było.

Po chwili jazdy w kompletnej ciszy znaleźli się pod blokiem, w którym mieszkał Ryuzaki. Light już prawie przysypiał, lecz kiedy wysiadł z pojazdu, wstąpiły w niego nowe siły. Gdy zbliżyli się do klatki schodowej i mieli wejść, w zamian usiadł na ławeczce nieopodal drzwi. Detektyw spojrzał na niego zaskoczony, myśląc, że zaraz wstanie, lecz tak się nie stało.

- Idziesz?

Książe pokręcił głową. Ryuzaki patrzył na niego przez krótką chwilę, po czym usiadł obok i spojrzał tam, gdzie Light, przed siebie. Tkwili w ciszy, a książę pomyślał, że to zwyczajne i niesamowite jednocześnie. W środku czuł gorąc, na zewnątrz w jego skórę uderzały chłodne podmuchy. W głowie lekko mu się kręciło, otoczenie to wyostrzało się, to znowu znikało za mgłą. Wyraźnie czuł zapach zimy. Śniegu, wiatru, dymu ulatującego z kominów, w których paliło się drewno, meble, węgiel, a czasem gazety zapisane tragediami, które odeszły w niepamięć lub listy od osób, których już nigdy nie chce się widzieć. Wszystko to zmieniało się w popiół i dym ginący na tle szarego nieba. Otaczała go woń i ponure kolory zimy, lecz przy tym pomyślał, że tak naprawdę to zapach i barwy życia, które dochodzą do niego wyraźniej niż kiedykolwiek. Chłonął świat takim, jaki był, razem ze swobodą, jakie daje życie, z biedą, z codziennością, z poczuciem, że jest jednym z milionów, co uspokajało go, zamiast przerażać. Przyjął do siebie tę prostą wersję rzeczywistości i doszło do niego, jakim szczęściem jest być tutaj w tej chwili, w tym stanie, z tym człowiekiem obok, bez korony ciążącej na głowie, która nawet bez niej lekko gibała się na boki. Zdziwił się, że sensu istnienia da się dotknąć inaczej, niż stojąc przed wpatrzonym w nas tłumem, tworząc przemówienia czy przepychając ustawy mające zmienić kraj. Nigdy nie pomyślał, że jest stworzony do różnych wersji życia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro