16.Pierwszy śnieg
Light nie pamiętał czym jest spokojny, leniwy dzień w agencji. Od kiedy śledztwo dotyczące zabójstw trafiło w ich ręce, w biurze panowała nerwowa atmosfera. Nawet po Ryuzakim widać było, że jest spięty i zdeterminowany. Po kilka godzin dziennie siedział na łączu z japońskimi stróżami prawa, konsultując szczegóły. Lightowi wydawało się, że mu to nie wystarcza. Jak na razie nic nie mówił na temat wyjazdu do Japonii, lecz chłopak czuł, że w którymś momencie zechce to zrobić, aby obejrzeć bliżej chociaż jedno ciało i własnymi rękami dotknąć pierwotnej dokumentacji. Być może będzie też chodziło o sprawdzenie klimatu, jaki tam panuje, może będzie chciał wczuć się w codzienne życie mieszkańców, aby lepiej zrozumieć sprawców. Biorąc pod uwagę, jak świetnie posługiwał się językiem jaki w nim obowiązywał, książę podejrzewał, że mógł już tam kiedyś być. Co więc trzymało go tutaj? Modlił się, aby w przypadku wyjazdu Ryuzakiego, nie chciał on ciągać go ze sobą. Choć zapewne i tak zostanie skazany na bycie jego towarzyszem.
Kiedy wszyscy byli zajęci, ktoś zapukał do drzwi. Jak na zawołanie cała piątka porzuciła dotychczasowe zajęcia i skierowała wzrok na wejście do pomieszczenia. Dźwięk się powtórzył.
- Proszę! - zawołał Ryuzaki, wtedy też do agencji weszła nieznana im kobieta w podeszłym wieku.
Poprawiła okulary i obejrzała ich z lekkim uśmiechem, ale też troską odbijającą się w wyrazie twarzy. Coś musiało ją gnębić.
- Czy to agencja detektywistyczna? Napis na drzwiach nie jest zbyt wyraźny...
- Tak, dobrze pani trafiła. Niestety nie przyjmujemy obecnie zleceń. - Ryuzaki dyskretnie zamknął leżącą przed sobą teczkę, aby staruszce nie rzuciły się w oczy zwęglone zwłoki.
- Och, nie? Dlaczego nie? Moja przyjaciółka mi państwa poleciła. Mówiła, że bezbłędnie pomogliście, kiedy ktoś ukradł jej rower. - zacisnęła dłonie na malutkiej torebce. - Jeśli nie dziś, to może jutro?
- Niestety, wątpię, abyśmy do jutro uporali się z naszymi obowiązkami.
- Więc kiedy?
- Naprawdę nie możemy podać konkretnego terminu. - odparł nad wyraz spokojnie Ryuzaki. Czasami fakt, iż był taki stonowany, było dużym plusem w kontakcie z klientami. Nie denerwowali go nawet ci najbardziej namolni. - Jeśli pani chce, może nam pani zostawić swój numer telefonu. Odezwiemy się, kiedy opanujemy sytuację. Jeśli to pilne, polecę ludzi, którzy mogą pani pomóc, lecz nie gwarantuję, że będą mieli terminy.
- To bardzo pilne. Zaginęła moja kotka. - podeszła do Ryuzakiego, grzebiąc przy tym w torebce. Wyjęła z niej złożone na cztery zdjęcie, które detektyw rozłożył. Light siedział obok, więc też zerknął na fotografię. Przedstawiała wspomnianego kota, białego z pręgowaną szarą plamą ciągnącą się przez cały grzbiet. Żółte oczy patrzyły w obiektyw z ufnością i kocim uśmiechem, jaki wymuszała na tych stworzeniach budowa pyska. - To było dwa dni temu. Zdarzało jej się już uciekać, jednak zawsze wracała na kolację. To do niej niepodobne. Robi się coraz chłodniej, a ona jest w ciąży.
Książę zlustrował twarz Ryuzakiego, który przypatrywał się zdjęciu. Wydawał nad czymś zastanawiać. Po chwili uniósł wzrok i zmierzył nim wszystkich towarzyszy niedoli, zatrzymując się na siedzącym najbliżej Lightcie, któremu oddał zdjęcie.
- Mello, Near, Matt. Idziecie z Kirą szukać kota. - zarządził, nie zwracając uwagi na staruszkę, która ze wzruszenia była bliska płaczu.
- Na pewno? - zapytał Matt, patrząc z powątpiewaniem na swoje biurko zasłane papierami. Tak wyglądał obecnie każdy stolik w agencji.
- Tak, idźcie już. Skoro nie wraca od dwóch dni, każda chwila jest na wagę złota.
Light wstał z miejsca. Podczas gdy pozostała trójka poszła założyć buty i odzienie wierzchnie, on spojrzał raz jeszcze na Ryuzakiego. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, mężczyzna skinął lekko głową, a gdy wrócił do pracy, również Light ubrał się i podążyli za staruszką w stronę jej domu.
***
- Skoro dwa dni jest poza domem, to równie dobrze mógł przejechać go samochód. - Mello nie umiał powstrzymać się od narzekania.
Podczas gdy kobieta wróciła do domu, zmęczona niedaleką podróżą do agencji, oni wzięli się za przeszukiwanie terenu. Staruszka żyła w kawalerce na typowym spokojnym osiedlu, gdzie największym zagrożeniem dla kobiet jest nierówny chodnik, na którym w szpilkach bardzo łatwo zwichnąć kostkę. Dzieci też nie miały się o co martwić i nie dość, że prowadziły spokojne życie, to jeszcze miały gdzie się wybiegać. Przestrzeń pomiędzy kamienicami porastały drzewa, trawy i krzaki, o tej porze roku w słabej kondycji, lecz stanowiące dobrą kryjówkę dla zbłądzonego kociaka.
- Jasne, że mógł. Tak samo, jak mógł zostać otruty, zastrzelony wiatrówką albo zabrany przez kogoś do domu. - zaczął wyliczać Matt.
- Oczywiście, że tak. - tym razem odezwał się Near. - Naszym zadaniem nie jest jednak zastanawianie się nad tym, jaki los mógł go spotkać, ale znalezienie, o ile jest to możliwe. Zrobimy co możemy, i jeśli się nie znajdzie, to trudno. Nie chcę jednak, abyśmy wrócili do tamtej staruszki i powiedzieli, że kot przepadł, a sierściuch jutro sam z siebie wróci do domu.
Lightowi wydawało się, że Near nie lubi zwierząt. Nie wypowiadał się dobrze o psach ani kotach. Kiedy do agencji wszedł klient z psem, przesunął swoje krzesło jak najdalej od zwierzęcia. Z drugiej strony, kiedy szli tutaj i przechodzili obok sklepu zoologicznego, na chwilę zostawili go w tyle, ponieważ musiał przyjrzeć się akwarium z rybkami stojącym na wystawie. Być może nie przepadał jedynie za tymi zwierzętami, które naruszały jego przestrzeń osobistą? Wiele kotów miało namolny charakter i łasiło się do właściciela, kiedy tylko miały okazję. Psy były pod tym względem jeszcze bardziej bezlitosne. Być może bardziej odpowiadały mu zwierzęta, które można obserwować i samemu zdecydować, kiedy chce się z nimi obcować?
''Ciekawe, czy Ryuzaki lubi zwierzęta, a jeśli tak, to jakie'', pomyślał Light, wyciągając z kieszeni zdjęcie. Dokładnie przyjrzał się kotu, a kiedy uniósł wzrok, zwierzak łudząco podobny do tego z fotografii przeciął im drogę. Light zauważył, że już długo musi być w ciąży, ponieważ był znacznie okrąglejszy niż jego podobizna.
- To on! - krzyknął Mello, prawdopodobnie bardziej go tym strasząc. Następnie udał się w pogoń po trawie.
- Nie goń go, bo zwieje, idioto! - krzyknął za nim Matt, mimo to udając się w ślad za przyjacielem.
W połowie drogi obaj się wywrócili. Najpierw Mello, a zaraz później w tak samo widowiskowy sposób Matt. Jak się okazało ziemia namokła od deszczu, więc zrobiło się błoto. Jako że było tego dnia bardzo zimno, błoto przymarzło i stało się bardzo śliskie.
Light westchnął i udał się w ich stronę. Sam uważał, aby się nie wywrócić, lecz kiedy pomagał wstać pierwszej ofierze, źle postawił stopę i również się wywrócił. Jęknął z bólem, bardziej psychicznym niż fizycznym, wpatrzony w szare niebo, które zrobiło się ciemniejsze niż wtedy, kiedy tu przyszli. Dzień był coraz krótszy. Wtem na jego tle ujrzał twarz Neara. Chłopak patrzył na niego z cichą rezygnacją, mimo to tylko jemu pomógł. Mello i Matta skazał na dźwiganie się z ziemi o własnych siłach.
- I po kocie. - stwierdził żałośnie Mello.
- Bo jesteś głupi. - odparł jego przyjaciel, szturchając go w bok.
- Żyje i jest w pobliżu, tyle trzeba nam wiedzieć. - odezwał się Light, z bólem patrząc na swój płaszcz, teraz umorusany błotem. - Znajdziemy go.
Nie wiedział jeszcze, że w najbliższym czasie ubrudzi się bardziej. Niestety ziemia była śliska w bardzo wielu miejscach, więc kiedy biegali za kotem, który co jakiś czas przemykał na ich oczach, wciąż się wywracali. Nim książę się obejrzał, cały pokryty był błotem, tak samo jak jego towarzysze. Nie ominęło to nawet Neara. Poszukiwania skończyły się w momencie, w którym zwierzę wlazło na dach pobliskiego schowka na narzędzia, skąd miało ograniczoną drogę ucieczki. Wszyscy z duszą na ramieniu obserwowali, jak usadawia się w okolicy rynny. Byli już bardzo zmarznięci i nie wyobrażali sobie biegać za nim przez kolejną godzinę.
- Podsadzę cię, a ty go bierz. Byle sprawnie. - Light zwrócił się do Neara, splatając palce i nachylając się, aby chłopak mógł stanąć na jego dłoniach i dosięgnąć zwierzaka.
Z całej grupy ważył najmniej, co za tym idzie bez protestu się zgodził. Kiedy książę go podsadził, z szybkością nietypową dla tak flegmatycznego człowieka chwycił kota i nie puszczał, mimo że ten zaczął syczeć i drapać go po rękach.
- Spokojnie, nie ściskaj. - upomniał Light, bo Near trzymał go tak, że oczy mogłyby mu wyjść na wierzch.
Postawił chłopaka na ziemi, a następnie przejął zwierzę. Nastolatek odsunął się jak najbardziej, wycierając pokaleczone dłonie w ubranie, jakby zostały czymś skażone. Matt i Mello tymczasem wiwatowali, klaszcząc i gwiżdżąc.
- Shh, wystraszycie go. - upomniał ich Light, chowając miotające się zwierzę za połami płaszcza. - Waży chyba z sześć kilo...
Mimo że musiał trzymać pod ubraniem tak ciężkiego, miotającego się potwora, a w dodatku był przemarznięty i brudny, nie czuł się wcale źle. Triumf był słodki, tak jak zmęczenie. Nie podejrzewał, że bycie wyczerpanym jest satysfakcjonujące. Zazwyczaj męczył się umysłowo, więc wyczerpanie spowodowane wysiłkiem było mu obce. Dziś natomiast prawie w ogóle nie myślał, lecz dał się porwać instynktowi i pierwotnym odruchom, biegając za uciekinierem.
- Czym prędzej zwróćmy go właścicielce i chodźmy stąd. - zarządził Near.
Tak faktycznie zrobili. Oddali go, a kobieta zalała się łzami. Przez kilka minut gościła ich w swoim mieszkaniu, dodatkowo prosząc o zdjęcie całej czwórki razem z kotem. Light ku uciesze wszystkich z wyjątkiem Neara wcisnął zwierzaka właśnie jemu, przez co chłopak na zdjęciu miał skwaszoną minę i znowu trzymał stworzenie tak, jakby chciał wycisnąć z niego wnętrzności. Klientka stwierdziła, że koniecznie podzieli się tą fotografią z koleżanką, która poleciła jej agencję. Serdecznie podziękowała i nawet nie zapytała o to, ile płaci, a oni nie upomnieli się o pieniądze.
- Nie wyglądała na kogoś, kto ma ich dużo. -wyjaśnił Mello, kiedy Light zapytał, czy nie pobierają opłat za podobne sprawy. Musiał przyznać mu rację.
Wracali pogrążonymi w mroku ulicami. Zrobiło się chłodniej. Cudem będzie, jeśli żaden się nie rozchoruje. Aby trochę zmniejszyć szanse na przeziębienie, po drodze wstąpili do kawiarni po kawę w papierowych kubeczkach, biorąc też jedną Ryuzakiemu. Kiedy znaleźli się na prostej drodze do agencji, natrafili na plac zabaw z ogromną zjeżdżalnią. Ciągnęła się na dobre dziesięć metrów w górę i była zakręcona jak sprężyna. Zrobiono ją z metalu, więc w środku było pewnie bardzo zimno, co nie przeszkodziło Mello i Mattowi w podbiegnięciu do niej i wspinaczce na szczyt po sznurach skręconych w kratę. Light stanął przy ławce naprzeciwko atrakcji i spojrzał na Neara, który zastygł obok, wpatrując się tępo w zjeżdżalnię. Książę dźgnął go lekko w plecy, a kiedy nie reagował, zrobił to ponownie.
- Idź sobie zjechać, Near. - powiedział cicho, wreszcie popychając go nieco mocniej, kiedy wciąż nie ruszał z miejsca. - Leć, nikt się nie dowie.
Nastolatek posłał mu ostatnie spojrzenie, po czym udał się powoli w stronę atrakcji, z której pozostała dwójka korzystała już drugi raz. Mieli wprawę we wspinaniu się, jakby co jakiś czas odwiedzali podobne miejsca.
Light tymczasem stał i czekał na nich, dopóki nie zobaczył witryny jednego z zamkniętych sklepów. Na ulicy nie było nikogo oprócz nich, ponieważ oprócz placu zabaw znajdowały się tu jedynie zamknięte o tej porze prywatne biznesy.
Zbliżył się do sklepu z kostiumami do wypożyczenia i stanął przed szybą. Odbijał się w niej, łagodnie oświetlony blaskiem pojedynczych latarni. Za taflą szkła spoczywała korona, która pochłaniała ten nikły blask. Było ją widać najlepiej spośród całego królewskiego stroju ustawionego na witrynie, więc Lightowi wydawało się, że ma ją na głowie. Wiadomo, nie umywała się do tej prawdziwej, lecz mimo to przywodziła wspomnienia i uświadamiała mu, kim naprawdę jest. Był przyszłym królem, choć tak obecnie nie wyglądał. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w swoje odbicie, ścierając przy tym z policzka odrobinę błota. Był brudny, ubrany w luźne i tanie ubrania. Od dawna nie podcinał włosów. Nosił najpopularniejszy w Japonii typ okularów. Postanowił je zdjąć, lecz nawet wtedy, kiedy znów na siebie spojrzał, nie zobaczył króla, a jedynie zdolnego do nierealnych marzeń obywatela. Złoto i kamienie nie należały do niego, a tym bardziej nie należała do niego władza, jaka się wraz z nimi wiązała.
Próbował dalej. Odgarnął grzywkę tak, jak to zawsze robił, poprawił klapy w płaszczu, usunął każdą plamę brudu, jaką dostrzegł i spojrzał ponownie. Nic to jednak nie dało. Wciąż widział siebie jako jednego z wielu, kogoś, kto może jedynie marzyć o koronie. Nie czuł związku, jaki towarzyszył mu na początku, kiedy widział typowe królewskie artefakty. Z rozpaczą wpatrywał się w witrynę, sądząc, że zmienił się jego wygląd. Bał się dopuścić do siebie myśl, że zmieniło się jego wnętrze.
***
- Wróciliśmy! - zawołał, wchodząc do agencji zaraz za pozostałą trójką.
W pomieszczeniu było ciemno. Papiery leżały porozrzucane jak zawsze, radio stało na swoim miejscu, lecz było wyłączone. Jedynym żywym elementem był siedzący na kanapie Ryuzaki. Milczał, wpatrując się w okno, a kiedy ich ujrzał, ocknął się. Zmierzył wszystkich wzrokiem, jakby szacując czy są cali. Kiedy uznał, że tak, odwrócił się do nich.
''Czy siedział tak, od kiedy wyszliśmy?'', zapytał sam siebie Light, wpatrzony w detektywa. Gdy napotkał jego wzrok, podszedł i wręczył mu kubek z kawą. Jednocześnie rozejrzał się krótko po pomieszczeniu. Nic nie było tknięte. Co za tym idzie możliwym było, że kiedy wyszli, zastygł w bezruchu, sam na sam ze swoimi myślami.
- Dziękuję. - Ryuzaki upił łyk kawy. Nie musiał jej słodzić. Light znał jego zwyczaje i zawczasu poprosił, aby baristka dodała kilka dodatkowych torebek cukru. - Było ciężko?
- Trochę tak. Kot, jak na zwierzę w zaawansowanej ciąży, był bardzo szybki. Ganialiśmy go kilka dobrych godzin. - odparł Mello, podczas gdy książę zdjął płaszcz i kiedy dzieciaki zajęły miejsca na krzesłach, usiadł obok Ryuzakiego.
- Cóż, z kotami już tak jest. - odparł spokojnie, choć kiedy Light mu się przyjrzał, zauważył, że jest strasznie spięty, i to nie tylko z powodu długotrwałego tkwienia w pokracznej pozycji.
Doszło do niego, że wygonił ich dzisiaj, żeby odpoczęli. Wszyscy byli pochłonięci sprawą, co nie mogło trwać bez szkody na samopoczuciu. Kiedy teraz o tym pomyślał, uświadomił sobie, że był naprawdę zmęczony, a dzięki dzisiejszemu wyjściu zdołał się w końcu zrelaksować. Chyba nawet przez chwilę poczuł się zadowolony. Wtedy kiedy złapali kota i kiedy obserwował tamtą trójkę na zjeżdżalni. Myśli, jakie naszły go przy witrynie, zasiały w jego sercu ziarno niepewności, lecz gdyby nie liczyć tej chwili, nie czuł presji, jaka zazwyczaj mu towarzyszyła. Dobrze się bawił. Nie pamiętał, kiedy jego emocje były tak jasne i szczere, niczym u dziecka, które dopiero je poznaje, i przez to nasiąka nimi po czubek głowy.
Czym za to zajmował się Ryuzaki? Siedział tu cały dzień sam i zapewne robił to, co lubił najbardziej, czyli zadręczał się rzeczami, na które nie miał wpływu. Księcia wciąż zaskakiwało ile w tym obojętnym człowieku troski i jak zmyślny potrafi być, kiedy chodzi o zapewnienie komuś ulgi. Szkoda, że nie wykazywał się podobną pomysłowością, kiedy chodziło o zdjęcie ciężaru z jego barków.
- Pada śnieg! - Mello poderwał się z krzesła i pobiegł w stronę okna, a zaraz za nim Matt i Near, ten ostatni trochę wolniej.
- Nic dziwnego. W końcu już pierwszy grudnia. - odparł Ryuzaki, zwracając wzrok w stronę szyby.
Księcia nie interesował śnieg. W zamian przyjrzał się detektywowi, jego drobnej, bladej postaci. Podkrążonym oczom i szczupłym dłoniom, które często drżały z głodu lub skrytego lęku przed porażką, wyzwaniem lub samotnością we wszystkim tym, co wymaga nieludzkich wysiłków. Teraz też lekko się trzęsły, mimo że były zaciśnięte na kubku. Light złapał go za jedną z dłoni i zamknął ją w swoich, tak jak niegdyś zrobiła z nim Misa. Nie patrzył przy tym na Ryuzakiego. Ich spojrzenia się nie spotkały, kiedy detektyw skierował na niego wzrok, i być może dlatego zostawił rękę w jego uścisku. Light przejechał lekko kciukiem po jej zimnym wierzchu, również podziwiając śnieg.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro