48.2 Piramida
Orion ostrożnie schodził z drzewa. Ponownie odbił nachalną gałąź, która próbowała chwycić go za kostkę.
– No przestań – wycedził.
Nieprzyjemne zaczepki zaczęły się na szczycie korony. Wolał myśleć, że może to dlatego, że drzewo polubiło jego towarzystwo. Niemniej znacząco utrudniało powrót na ziemię.
– No gdzie! – Zbił ręką gałąź, która smagnęła go po pośladku.
Tak bardzo żałował, że zgubił klapek Haliny. Drzewu zdecydowanie przydałaby się nauczka. Uniósł rękę i spróbował go przywołać. Bez skutku. Nie zdziwił się, zapewne klapek został pogrzebany pod kopcem piasku. Zacznie bardziej zaskoczył go fakt, że Aneta znalazła swój rewolwer. Nie nadawał się już oczywiście do użytku, ale najwyraźniej dawał jej pewien komfort psychiczny. Zerknął w dół. Nawet teraz Aneta udawała, że strzela do drzewa, choć z lufy sypał się jedynie piasek.
– Przestań! – syknął, odtrącając kolejną namolną gałąź, która tym razem pogłaskała go po policzku.
Nie sądził, że poczuję aż taką ulgę, gdy stanął wreszcie na ziemi pośrodku najbardziej ponurego lasu, w którym kiedykolwiek przebywał. Oddalił się pospiesznie od natrętnego drzewa, które jakby zwiesiło bardziej liście.
– Nie obchodzi mnie, że jesteś smutne. Tak się zwyczajnie nie robi! – oznajmił.
– Z kim gadasz?
– Z drzewem... – Orion się obejrzał. Swietłana przyglądała się mu, jak gdyby potrzebował pomocy. – Wiem gdzie iść.
– Mam nadzieję. – Swietłana podała mu miecz, który ponownie zatknął za pas. – Zanim jednak pójdziemy, musimy porozmawiać. Jest pewien problem.
Orion wzruszył ramionami. Czemu nie?
– Drużyna! – zawołał. – Chodźcie!
Aneta zakręciła rewolwerem, który wypadł jej z rąk. Podniosła go z ziemie i rozejrzała, by się upewnić, że każdy to widział. Spuściła głowa i z ociąganiem dołączyła do drużyny. Tuż po niej pojawił się Falafel. Trzymał w zębach Szarika niczym matka szczenię. Gdy tylko położył kota, ten wzdrygnął się i wskoczył na cztery łapy:
– So się stało? – wymruczał. – Ty! – Wskazał psa oskarżycielsko łapką. – Nigdy więcej tego nie rrrób!
– Och jakie to uroczę! – pisnęła Aneta. – Wreszcie się dogadaliście.
– Co?! – żachnął się Szarik. – A w życiu! To najgłupszy piesss na świecie!
– Nie kłam – droczyła się Aneta. – Słuchałam uważnie i ani razu nie sprzedałeś w jego obecności tyrady supremacyjnej.
– Supremacyjnej? – zdziwił się Orion.
– No wiesz, koty górom, psy dołem! – Aneta zahukała i wzniosła pięść w powietrze.
– Jessst z innego świata, nie jest częścią mojego odwiecznego konfliktu – zapewnił Szarik.
– A mnie się wydaję, że to dlatego, że uratował ci życie – ciągnęła Aneta.
– A mnie się wydaję, że za dużo paplasz – zirytował się kot. – Kobieto, ssskup się! Zebranie mamy!
– Tak jessst. – Aneta zasalutowała.
– Czy ty mnie... przedrzeźniasz? – oburzył się Szarik.
– Wystarczy – ucięła Swietłana. – Chcę porozmawiać o Ulańskiej.
– Dossskonale – zgodził się kot. – Sam chcę opowiedzieć to i owo.
– W takim razie zacznij – poprosił Orion. – Wspominałeś, że towarzyszyłeś Halince.
– Wraz z Maszą i Anetą – zgodził się. – Ostatecznie jednak rrrozdzieliliśmy się.
– Dlaczego? – zapytał Orion.
– Poszedłem z Maszą znaczyć terrren – wytłumaczył Szarik. – A potem nagle się okazało, że las zmienił układ.
– Las zmienił układ? – upewnił się Orion.
– No – odparował Szarik. – Regularnie znaczyłem teren, więc potrafiłem zauważyć, że moję oznakowanie...
– Siuśki – poprawiła Aneta.
– Oznakowanie – odparował Szarik – przesunęło się i to o kilka kilometrów.
– Dzięki Sandrze – uściśliła Aneta.
– Nic z tego nie rozumiem – mruknął Orion.
– Ani ja – zgodziła się Swietłana.
– Słuchajcie, szczegóły sssą nieważne – podjął Szarik. – Ważne jest, że lasss potrafi zmieniać swoją strukturę.
Orion podrapał się w skroń, to tłumaczyłoby zaginięcie Elein. Może dom nie tylko zniknął, ale później też się przeniósł kompletnie w inne miejsce? Tyle dobrze, że nie popełnił tego samego błędu z Anetą.
– Niemniej dzięki moim oznakowaniom wiedziałem, gdzie mniej więcej znajduje się Halinka i Aneta, więc razem z Maszą próbowaliśmy wrócić, a wtedy spotkaliśmy Halinkę, choć wyglądała inaczej...
– Czarne włosy i zbyt długie ręce? – upewnił się Orion.
– Dokładnie. – Szarik kiwnął. – Od rrrazu zorientowaliśmy się, że nie jest tą naszą Halinką. Nie spodziewaliśmy się jednak, że będzie wrrrogo nastawiona.
– Mnie też zaatakowała – powiedziała Swietłana. – Chwyciła za głowę, a potem straciłam przytomność i ocknęłam się w środku walki z Orionem. – Odwróciła się i spojrzała wymownie na rycerza. – Brzmi znajomo, nieprawdaż?
Orion poczuł chłód. Czy to oznaczało, że i on może obrócić się przeciwko swoim towarzyszom? Skwapliwie wyciągnął miecz i spróbował wręczyć go Anecie.
– Trzymaj – zażądał.
– Ale czemu?
– Nie można mi ufać. Jeśli was zaatakuję...
– To chyba nie do końca tak działa – zauważył Szarik.
– Właśnie – potwierdziła Swietłana. – Obserwowałam cię. Zachowujesz się normalnie, a w dodatku ocknąłeś się niemal natychmiast, jakby nic cię to nie obeszło.
– Ja też straciłem przytomność – odparował Szarik. – Obudziłem się uwięziony w szklanej puszce. – Wzdrygnął się. – Nie cierpię być uwięzionym...
– A ja nienawidzę być czyjąś marionetką – wycedziła chłodno Swietłana. – Za to Ulańskiej należy się solidne lanie.
– Świat Lęków – mruknął Orion, po czym nagle zrozumiał. – Musimy ruszać! Natychmiast!
– Dlaczego? – Swietłana przyglądała mu się uważnie.
– Halina nie obraca nas przeciwko sobie, tylko...
– Wyciąga z nas nasze lęki – dokończyła Aneta. – O nie... – Spojrzała na Oriona ze zgrozą. – Czego ty się boisz?!
Rycerz przełknął ślinę. Nie potrafił przestać się rozglądać. Naprawdę dopadnie go nawet tu? NAWET TU?!
– Orionie! – Aneta chwyciła go za barki.
– Musimy n-natychmiast iść – wydukał. – Za mną! – usiłował brzmieć pewnie, lecz jego głos chrypiał jak nienaoliwione wrota. – No już! Ruchy! Do lasu!
Chwycił Szarika i Falafela pod pachy, po czym pogonił Anetę do marszu. Nie musiał na szczęście zachęcać do niczego Swietłany, gdyż ta sama ruszyła przed siebie, stając na czole całej drużyny. W pośpiechu, który narzucił wszystkim, nie zauważył jedynie, że jego cień nie podążył za nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro