Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34 Pojedynek

– Ja ciągle uważam, że to nie przystoi. – Arystokrata pociągnął napar z kubka, unosząc mały palec.

Halinka próbowała przestać się na niego gapić, lecz wyglądał zbyt zajmująco. Właściwie stanowił jedyny barwny element w ten ponury poranek. Kolorowe buty (jeden zielony, a drugi czerwony), śnieżno-białe spodnie, bufiasty kaftan, którego rękawy również dołożyły swoje do tęczowej wyliczanki, oraz skośny beret zwieńczony pawim piórem. Zdążyła się zorientować, że ten pstrokaty okaz nazywał się Andre Monters i był właścicielem wielgachnej posiadłości wznoszącej się tuż za jego plecami. Opierał się o kamienną balustradę złożoną z pękatych słupków, przerywaną wielgachnymi kolumnami wznoszącymi się aż do kolejnego piętra. Halinka wychyliła się i wypatrzyła dwóch służących z porcelanowym czajniczkami, którzy ukrywali się za parą najbliższych kolumn. Poprawka: służący i służąca, w dodatku bliźniaczo do siebie podobni. Czyżby rodzeństwo?

– Młoda dama, nie ma z tobą szans i dobrze o tym wiesz – podjął Andre. – Oczywiście bez urazy dla naszej odważnej niewiasty. – Skłonił się Halince. – Już sam fakt, że stawiłaś się na pojedynek, jest czymś godnym podziwu. Niemniej, szczerze wątpię, że czeka mnie smaczne widowisko. A to właśnie widowisko jest walutą, która płacicie mi za miejsce do ćwiczeń.

– Zapewnimy Waszej Miłości widowisko podczas treningu, gdy już rozwiążemy ten godny pożałowania incydent – oznajmiła Elein.

Stała po przeciwnej stronie „areny", którą stanowiła ziemia wydeptana w kształt elipsy. Musiała być używana regularnie, gdyż oczyszczono ją ze śniegu.

Tuż obok Elein Orion i Olaf wymieniali się spojrzeniami. Żaden z mężczyzn nie wydawał się zadowolony. Dyskutowali o czymś półgłosem, co Elein ostentacyjnie ignorowała.

– To ciągle narażanie życia niewinnej niewiasty na moich oczach – fuknął Andre.

Niewinnej. A to dobre... On cię zupełnie nie zna!

– Halinka, a może po prostu przeprosisz? – szepnęła Aneta.

Bardzo się przejmowała, w odróżnieniu od Brajanka, który jak zwykle przewrócił oczami.

– Jest bóstwem. Załatwi babkę w kilka sekund – odburknął. – To dobry ruch, bo potrzebujemy noclegu.

– Właśnie – zgodziła się Halinka.

Czuła się dziwnie z nieoczekiwanym wsparciem Brajanka. Niby rozumiała, skąd się bierze, lecz nigdy go o to nie podejrzewała.

– Ale Ego...

– A niech wychodzi. – Brajanek skrzyżował ręce. – Ten świat i tak nie jest wiele wart z tym wszechobecnym, zawszonym klasizmem.

Zaczynam go lubić!

– Zapewniam Waszą Miłość, że całkowicie panuję nad sytuacją! – Zawołała Elein. – Skończymy raz-dwa i rozpoczniemy trening!

Ona zupełnie nie traktuje nas poważnie.

To się zmieni.

– Czyli jednak pamiętasz o treningu – rzucił Orion uszczypliwie.

Halinka zaczęła jakby od niechcenia przechadzać się bliżej przeciwnej strony prowizorycznej areny. Niski głos Oriona ledwo sięgał jej uszu, więc jeśli chciała coś podsłuchać...

Ja tam słyszę bez problemu.

– Tak? A podzielisz się tym, co słyszysz?

Oczywiście, że nie.

Tak właśnie myślała.

– ... nic się nie stanie – zapewniała Elein.

– Sądziłem, że sprawa Czarnego Rycerza jest istotniejsza od głupich sprzeczek – rzucił szorstko Orion.

– Tkwi w miejscu, mości Orionie i dobrze o tym wiesz. W ten sposób mogę przynajmniej rozładować trochę frustracji.

– To nie w porządku – oznajmił Olaf.

– No przecież mówię wam, że nie zrobię jej krzywdy. Spójrzcie tylko na to chuchro. Potrzymam ją w szachu, aż się popłacze i na tym zakończymy.

No cóż... Chuchro to zawsze coś nowego! Jak dotąd słyszała jedynie o swojej nadwadze.

Czemu cię to cieszy? Ona nas ciągle obraża!

– Zauważyłam!

– Czego się tu szwendasz?! – zirytowała się Elein. – Wracaj do swojej drużyny! I zrzuć z siebie wreszcie tę kieckę!

Halinka nie protestowała. Nie czuła potrzeby, by dłużej wyprowadzić Elein z równowagi. Właściwie bardzo żałowała, że zrobiła to wcześniej. Najgłupszy start znajomości na świecie...

No dobra, czas pokazać tej trollicy, gdzie raki zimują. Zdejmij sukienkę!

– Ta... i co jeszcze? Mam latać przed nią w samych kalesonach?

Wyobraź sobie, że ja też nie chcę stracić przed tym wrednym babskiem twarz. To jak będzie?

Halinka zajrzała pod ubranie i uśmiechnęła się krzywo.

– No nie mów...

Ściągnęła zamaszyście suknię i stanęła przed Elein w ocieplonym różowym dresie. Rękawy miały nawet paski!

I jak?

– Aneta, co mam na plecach?! – zawołała Halina.

– Napis „GO", a na nim czerwonym kolorem litera „E"!

– Kurczę – zdziwiła się Halinka. – Naprawdę grasz drużynowo...

Nagle zmarszczyła czoło. Stop! Jak to gra drużynowo? Coś tu się nie zgadzało...

To nie mogę być po prostu dla ciebie miła?

– Co ty kombinujesz? – mruknęła pod nosem.

Cisza.

Nawet wredny chichot byłby lepszym tłem. Teraz dopiero zaczęła się niepokoić...

– Gotowa?! – Elein zrzuciła z siebie zimowy płaszcz, zostając w męskiej koszuli wciśniętej w spodnie.

– No to pokaż, na co cię stać! – krzyknęła Halinka.

Elein zbliżyła się i spróbowała nonszalancko chwycić Halinę za kołnierz. Pewnie myślała, że ją podniesie za ubranie niczym gówniarza, lecz się przeliczyła. Halinka natychmiast wykorzystała brak gardy i poczęstowała Elein czterema ciosami prostymi.

Elein odskoczyła i przetarła rozbitą wargę.

– Oż ty! – wycedziła. – A jednak coś tam potrafisz!

– Zawsze możesz się wycofać.

Elein prychnęła i podniosła pieści. Halinka przełknęła ślinę. Czuła, że atmosfera się zmieniła. Nie dostanie już dłużej taryfy ulgowej.

Elein skróciła dystans i uderzyła prostym ciosem w gardę Halinki, niemal miażdżąc jej przedramiona. Cóż za moc! Długo nie wytrzyma czegoś takiego!

Odskoczyła i nagrodziła Elein niskim kopniakiem w łydkę. Kolejne dwa posłała w udo. Przeciwniczka nie wydawała się tym faktem poruszona, lecz to wcale Halinki nie zdziwiło. Efekt, który chciała uzyskać, pojawi się dopiero po dziesięciu a może i dwudziestu (biorąc pod uwagę rozmiary dziewczyny) celnych trafieniach.

Elein skróciła dystans, a Halinka natychmiast zareagowała, odskakując i sprzedając kolejne dwa kopniaki w lewą nogę.

– Jak ukąszenie komara – zaśmiała się Elein, wznawiając natarcie.

Unik, unik i kolejne cztery kopniaki.

– To nic ci nie da! – zirytowała się Elein.

Uskok, zbicie lewego prostego, uderzenie dla odciągnięcia uwagi w gardę, a następnie kolejne trzy kopniaki w lewe udo.

– Przecież mówię: to nic nie... – Elein postawiła kolejny krok i zerknęła na swoją nogę.

Wreszcie zauważyła.

Halinka kiwnęła. Na tym właśnie polegała zdradziecka moc niskich kopniaków. Po jakimś czasie zbite mięśnie odmawiały posłuszeństwa.

Elein zmieniła strategię. Opuściła ręce i wystrzeliła w stronę Halinki, która natychmiast ukarała odwagę celnymi uderzeniami. Niestety Elein to nie zatrzymało. Zwaliła się całą masą na Halinkę, przygniatając ją do chłodnej ziemi.

No to się zaczyna!

Głosik w głowie Halinki szaleńczo zarechotał.

Halinka nie miała czasu, by się nad tym zastanowić. Szybko zakleszczyła talię rywalki między udami i przycisnęła się do jej ciała. Przy tak dużych kończynach nie da rady ją uderzyć!

Istotnie, Elein miotała się, lecz nie potrafiła odkleić Haliny od siebie, a wkrótce wylądowała wręcz na plecach. Halinka usiadła z góry i zaczęła okładać gardę przeciwniczki monotonnymi uderzeniami, które nie robiły jednak żadnego wrażenia. Elein wierzgnęła, a Halinka nagle znalazła się na ziemi. Zbyt późno zauważyła nadlatującą pięść.

PUF!

Świat wybuchnął jaskrawą bielą, po czym raptownie zmienił się w czerń. Jedynym słyszalnym dźwiękiem stał się wzmagający pisk, który wkrótce zamienił się w przeraźliwie chichotanie. Halinka spróbowała się otrząsnąć, lecz zamiast tego odnosiła wrażenie, że ktoś ją wrzucił do zimnej wody. Chłód wygrywał z ostatkiem rozumu, a mimo to jej pięści raz za razem opadały na coś twardego...

Tylko że nie mogła przecież niczego uderzyć! Oberwała i straciła przytomność! Samo to, że w jej umyśle odbywał się jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy, wydawał się już wystarczająco nienaturalny, co dopiero fakt, że coś właśnie używało jej pięści?

EGO!

Halinka spróbowała napiąć mięśnie. Wpierw poczuła nogi. Siedziała okrakiem na czyimś ciele. Później – tułów. Obracał się w takt uderzeń pięściami. Wreszcie skupiła się na uszach. Z trudem przebiła się przez piszczący chichot.

– Ego! Błagam! Przestań! – Aneta szarpała jej ramię, usiłując ściągnąć ją z Elein.

To teraz oczy! Świat gwałtownie wybuchnął barwami, a Halinka zamarła w pół uderzenia. Zaskoczona Aneta poleciała do tyłu, prosto na Oriona, który właśnie pędził, by zainterweniować.

Uniesione ramiona Elein dygotały. Cóż za szczęście, że nie pokaleczyła jej twarzy!

– Ego, jesteś nienormalna! – warknęła.

Ja?! Ty też tego chciałaś!

– Nie chciałam jej zabić!

Elein wierzgnęła, a Halinka zaklęła i natychmiast oplotła nogi wokół ręki, którą rywalka wbrew woli oddała.

– Poddaj się! – krzyknęła. – Szkoda tracić ramię!

– NIGDY! – Głos Elein przypominał wściekły ryk zranionej lwicy. Chwyciła drugą ręką swoją uwięzioną kończynę.

Szybko! Oddaj mi kontrolę, bo zaraz wstanie!

Halinka zgrzytnęła zębami. A w życiu!

Rywalka podźwignęła się, jak gdyby Halinka nic nie ważyła. I to pomimo całej serii wierzgania!

– To teraz ty się poddaj! Albo cię rozgniotę! – Elein zamachnęła się Halinką.

– Koniec tego! – Silny głos Andre wybił się ponad wszystko inne.

Nagle Halinka znalazła się na ziemi. Ku jej zaskoczeniu żyła, a upadek poza kilkoma siniakami, nie uczynił jej większej krzywdy. Zerknęła w stronę Elein. Zarówno Olaf, jak i Orion nawalili się na nią i ciągnęli do tyłu.

– Wystarczy! – wrzasnął Olaf.

– Ale ona...

– Chcesz ją zabić?! – wściekł się Orion.

– To ona próbowała...

– Powściągnęła pięści! – zgromił ją Olaf. – Ty natomiast nie okazałaś litości!

– Lada chwila i by się poddała! – Elein nie dawała za wygraną.

– Poddała?! Nie widzisz, że ona jest dokładnie tak samo stuknięta, jak ty?! – ryknął Olaf.

– Obie walczyłyście na śmierć! – wycedził Orion. – Odrzuciłaś sprawę swojego ojca na rzecz nic niewnoszącej potyczki!

Elein przygryzła wargę i spuściła wzrok.

– Wy tam! – zawołał Orion bez oglądania się. – Odejdźcie w pokoju! Nie chowamy urazy, ale nie chcemy was w pobliżu!

Halinka poczuła się, jakby dopiero teraz oberwała najsilniejszym uderzeniem. Przez krotki moment zaparło jej dech w piersi. Chciała coś powiedzieć, lecz nie znalazła ani jednego właściwego słowa. Cóż za parszywy zwrot wydarzeń...

Tak nie może być! Naprawdę się nie zaprzyjaźnimy? Naprawdę?!

Zobaczyła w umyśle zasmuconą dziewczynkę.

– I czyja to niby wina?

Twoja, bo znowu się porwałaś z motyką na słońce. Zwyczajna kobieta po uderzeniu pięścią tej trollicy skończyłaby na drugim świecie. A dzięki mnie nadal żyjesz!

Halinka przygryzła policzek.

– Idziemy! – rozkazała.

– Proszę zaczekać! – krzyknął Andre. – Chcę porozmawiać!

Halinka jednak ruszyła w kierunku fantazyjnej drewnianej bramy, na której z jakiegoś powodu rzemieślnik umieścił jednorożca.

– Czy j-już skończy-łaś trz-ąść?

Halinka zamarła i sięgnęła do kieszeni dresu, z której wyjęła małą buteleczkę.

– Dzień dobry, Sandro – przywitała się. – Jak leci?

– Wi-dzę po-trójnie– stęknęła tamta. – Mam pro-śbę. Znajdź ja-kiś zbio-rnik wo-dy i mnie tam wy-lej.

Chyba jest skacowana.

W normalnych okolicznościach byłaby czymś takim rozbawiona, lecz w tej chwili czuła się jak największa porażka w całym wszechświecie. Powinna podziękować losowi, że nie została mordercą...

– Jak tam w bunkrze? – zapytała.

– Jeste-śmy soli-darnie na cie-bie wście-kli z-za to, że ucie-kłaś – wydusiła z siebie Sandra. – A te-raz cśśś... Spró-buję nie-istnieć...

– Co to jest?

Halinka aż podskoczyła. Obróciła się, by zastać przy sobie brodatego mężczyznę w skórzanym pancerzu; towarzysza Elein.

– Olaf, dobrze zapamiętałam?

Mężczyzna kiwnął.

– Mały byt w kolbie – wyjaśniła. – Pochodzi z innego świata.

– To magia, prawda? – Mężczyzna nieśmiało sięgnął do butelki, lecz zanim ją chwycił, upewnił się, że Halinka nie protestuje. – Jak z tym rozmawiać? – Potrząsnął naczyniem. – Halo?! Dzień dobry!

– Ała! Ał! Ał! NIE TRZĄŚĆ!

Olaf wcisnął butelkę w ręce Halinki i cofnął się o krok.

– Najprawdziwsza magia – wymamrotał. – Wspaniale! Jak dobrze, że za tobą poszedłem!

– Olafie, zaczynamy ćwiczenia! – Ryknęła Elein.

Halinka obejrzała się. Ku jej zdziwieniu zauważyła, że nikt z drużyny nie udał się w jej ślady. Brajanek właśnie gawędził z Andre Montersem na spektakularnym tarasie posiadłości, gdy Aneta stała obok i nie wiedziała, co zrobić z rękami. Szlachcic zawołał gestem służbę, która poczęstowała ich naparem.

– Zacznijcie beze mnie! – odparł Olaf. – Znalazłem poszlakę!

– Poszlakę?!

Halinka skuliła się, słysząc głos Oriona. Ciągle bolało, że ją przegonił. Niby się nie dziwiła, ale...

Wiesz co? Początek naszej znajomości z Orionem również nie był najlepszy, a potem jednak skończyło się w porządku, prawda?

Poprawiło jej to humor, lecz szybko się zreflektowała. Czemu ją pocieszała? To chyba jakaś kolejna sztuczka...

No i jak niby mam być dla ciebie miła?!

Nadąsana twarzyczka w jej wyobraźni ściągnęła groźnie brwi.

Nawet gdy próbuję, ty mną gardzisz! Mnie też jest przykro, że Orion nas odrzucił!

Halinka potarła pulsujące skronie.

– Jaką poszlakę? – Orion stał już obok i przyglądał się nieufnie.

– Waleczna panienka jest magikiem – oznajmił Olaf triumfalnie. – No dalej! Pokaż mu gadający eliksir.

Halinka ostrożnie wyjęła buteleczkę z kieszeni.

– Mam nadzieję, że mi wybaczysz, Sandro. – Skrzywiła się i lekko zatrzęsła butelką.

– OCH! HA-LINA! TYYY!!! AAARGHHH...

– Przepraszam... – szybko schowała ją z powrotem.

– I nagle wszystko nabiera sensu – ciągnął Olaf. – Dziwaczny strój. – Uszczypnął rękaw różowej bluzy sportowej Halinki. – Niesamowity skok siły. To było jakieś zaklęcie, czyż nie? No wiesz, wtedy, co próbowałaś zamienić panienkę w kotlet...

– Tak jakby – mruknęła Halinka. – Siedzi we mnie mały potwór, który wyłazi na zewnątrz, gdy tracę przytomność.

Sama jesteś potworem!

– Ten potwór... Jak on tam się znalazł? – zapytał Orion.

Jego entuzjazm ją zaskoczył.

– To długa historia. Powiedzmy, że potworek jest przykrą konsekwencją używania przeze mnie magii.

– To... Fascynujące...– wydusił z siebie Orion.

– Czyż nie? – ucieszył się Olaf.

Doprawdy nie podzielała ich zapału. Właśnie wyznała, że mieszka w niej potwor. To chyba nie powód do radości?!

Beze mnie już dwa razy byś zginęła.

Halinka fuknęła.

– Elein! Mamy poszlakę! – zawołał Orion.

– Łajno macie! – odparła uparcie wojowniczka. – Pewnie znowu zmyśla, żeby wam zakręcić w głowie!

– Używa mag... – Olaf nie zdołał dokończyć, gdyż Orion zakrył jego usta swoją wielką jak bochen dłonią.

– Edna Miłosierna... Ciszej! Chcesz, żeby ją zamknęli w koszarach Wilczego Kła lub, co gorsza, w lochach wywiadu? – syknął Orion.

– A i prawda... – Olaf skubnął z zakłopotaniem brodę. – Tak się ucieszyłem, że się zapomniałem.

– Nie idzie tu. – Orion obejrzał się w kierunku Elein.

– Boczy się, bo ktoś jej utarł nosa – zgodził się Olaf.

– Wiesz, przez moment to naprawdę wyglądało groźnie. – Orion wskazał Halinkę. – Dziewczynie krzepy nie brakuje, a i umysł ma bystry. Jest sporo niższa od Elein, a więc ma krótszy zasięg rąk i nóg, a mimo to wymyśliła skuteczną strategię.

Dostałyśmy komplement!

– Elein natomiast nie traktowała tego poważnie i prawie przypłaciła zdrowiem – zakończył rycerz.

– Też mam mieszane uczucia – westchnął Olaf. – No bo panience zdecydowanie przyda się nauczka, lecz z drugiej strony...

Olaf przerwał i zerknął czujnie na bramę. Halinka podążyła wzrokiem. Ulicą dzielnicy maszerował patrol strażników królewskich. Bardzo szybko okazało się, że zmierzają w stronę posiadłości Andre Montersa. Dowódca (a przynajmniej tak się Halinie wydawało, gdyż mężczyzna miał płaszcz podszyty inaczej niż u reszty) zatrzymał się przed murami i rozkazał:

– Otworzyć bramę!

Zbrojni wykonali polecenie, po czym wkroczyli do posiadłości. Orion i Olaf przezornie zasłonili sobą Halinkę, lecz niepotrzebnie, gdyż uwaga przybyszy była w całości skupiona na Olafie.

– Olaf z Wilhelm? – dowódca wysunął się przed swoich ludzi.

– Tak?

– W imieniu burmistrza miasta Tobiasa Barrelosa jesteś aresztowany za morderstwo Jego Miłości Arda herbu Bawoł.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro