26 Centrala
Halinka parła przed siebie z zaciekłą miną. Na szczęście całe piętro ciągle świeciło pustką i bardzo dobrze, gdyż nie chciała już dłużej się ukrywać. Niewiele brakowało, aby zdarła z twarzy irytującą maskę i rozdeptała ją obcasem.
– Sandro? – wycedziła.
– Czyli już mogę? – upewniła się prorok.
– Zawsze możesz.
– No nie wiem – zawahała się. – Jesteś tak spięta, że ciągle się boję odezwać.
– I dlatego właśnie paplasz?
– A teraz przeraża mnie twój głos!
– Do rzeczy.
– Dobrze, tylko się nie złość! Od pewnego czasu znacznie bardziej czuję obecność Szarika. Bardzo się skupiłam na tym uczuciu i mogę potwierdzić, że rośnie.
– Czyli jest gdzieś nad nami? – upewniła się Halinka.
– Gdzieś daleko nad nami – uściśliła Sandra. – Możliwe, że na ostatnim piętrze.
Halinka przystanęła, opierając się barkiem o ścianę. Wyglądało na to, że im bliżej Sandra znajdowała się do Szarika, tym dokładniej potrafiła go namierzyć. W takim razie może wcale nie potrzebowali włamywać się do centrali? Halinka zastanowiła się. Gdyby cokolwiek poszło nie zgodnie z planem, otrzyma wsparcie trenera. Zapowiedział to, a więc musiała się z tym pogodzić i maksymalnie ułatwić mu robotę. A zresztą zwyczajnie potrzebowała komuś dołożyć, aby się uspokoić przed prawdziwą walką!
Wznowiła marsz. Nie zwracała już uwagi na okolicę, gdyż tak czy siak nie widziała ani żywej duszy. Zostawiła sobie tyle przytomności, by reagować na wibracje zegarka. Reszta świadomości skupiła się na symulacji czekającego jej wyzwania. Wpierw odtworzyła w głowie wnętrze centrali, z którym zapoznał ją Jowysz. Umieściła się naprzeciwko drzwi, które bez trudu otworzyła, by znaleźć się w półokrągłym pomieszczeniu. Na wprost niej znajdował się długi blat przykręcony do jedynej prostej ściany. Właśnie na nim znajdował się interfejs, który musiała zhakować. Wszystkie cztery holograficzne ekrany z jakiegoś powodu miały tapetę przedstawiającą zielony pagórek a nad nim niebieskie niebo poplamione białymi chmurami (nie wadziła umysłowi w generowaniu zbędnych szczegółów pod warunkiem, że nie zakłamywały zbytnio rzeczywistości). A zatem cztery komputery, a każdy z nich umożliwiał wyłączenia systemów bezpieczeństwa całego wieżowca.
Tyle że to nie było takie proste! Zgodnie z doniesieniami Jowysza w środku zwykle kręciło się dwóch programistów i co najmniej jeden ochroniarz. O ile ci pierwsi raczej nie sprawiliby żadnego problemu, to ten drugi mógł się znać na swojej robocie. Na szczęście główne uzbrojenie ochroniarzy stanowił karabinek energetyczny, a więc żadne ryzyko. Gorzej, że zwykle mieli przy pasie też pałki teleskopowe. Halinka chciałaby wierzyć, że będą tak wspaniałomyślni, jak ochroniarze posiadłości Szarego, ale szczerze wątpiła, zwłaszcza że tym razem Wasilij (na jej ogromną prośbę) nikogo w niczym nie uprzedzał.
No dobra! Potrzebowała jakiegoś planu walki. Może rozegra to niczym w tych azjatyckich filmach akcji z lat dziewięćdziesiątych? Bohaterowie, a jednocześnie mistrzowie kung fu czy też innej wschodniej sztuki walki, zwykle wykorzystywali fantazyjne otoczenie, aby wygrać z liczbami. Czego by tu użyć na swoją korzyść? Ponownie pozwoliła wyobraźni zwizualizować pomieszczenie. Od wejścia, które dzieliło łuk ściany na dwie symetryczne połówki, większość przestrzeni zajmowały dziwne świecące się beczki-serwery, które przypominały okrągłe sery ułożone jeden na drugim. Stały w równych odstępach względem siebie, co potencjalnie pomogłoby w rozdzieleniu przeciwników. Mogłaby też wyrwać kilka starannie upiętych kabli, które ciągnęły się od „beczek" do listw podłogowych. Łypnęła na swoje buty. Żałowała, że nie były to jej wierne klapki, ale może też coś z nich wykrzesze...
Nagle zorientowała się, że wyobraźnia spotkała się z rzeczywistością. Wreszcie stała przed drzwiami prowadzącymi do centrali.
– Gotowa? – zapytał Andek.
– Jeszcze nie...
– Jak wejdziesz do środka, pamiętaj, by przykleić gdzieś zegarek. Włączę muzykę, żeby zagłuszyć komunikację strażników.
– Mogę wybrać gatunek?
– Nie.
Halinka wzruszyła ramionami. Chyba w tym świecie nie mieli disco-polo... Zresztą, o czym też myślała? Potrzebował się skoncentrować. Właśnie czekało ją najtrudniejsze zadanie, a była wzburzona niczym woda podczas sztormu. Cholerny prezes i jego zbyt długie łapy!
Przymknęła oczy i wyobraziła sobie plażę. Jej jaźń usiadła w pozycji medytacyjnej i skupiła na sobie. Czuła każde ziarenko piasku. Wdech i wydech. Cisza i spokój...
– Właśnie – wtrącił się Andek. – Zabezpieczenia. Jaką metodą planujesz złamać hasło?
– Cśśś... – poprosiła.
Jeszcze raz: cisza i spokój! Światło słońca łagodnie pieściło skórę, gdy ciepły wiatr przyjemnie kołysał jej włosami...
– Hasło będzie o długości większej lub równej dwunastu znaków, zawierając co najmniej jedną dużą literę, znak specjalny i cyfrę...
Szum wodospadu zagłuszał paplanie Andka! Potężna ściany wody wznosiła się aż do nieboskłonu, po którym płynęły olbrzymie chmury...
– W dodatku zmieniają hasło co czterdzieści minterwałów...
– Co?! – żachnęła się. – Bez sensu... – Bezpowrotnie straciła piękną wizję z oczu. No cóż... przynajmniej tym razem faktycznie coś z tego wyniosła. Przez moment zapomniała nawet o starym molestującym zasrańcu o twarzy młodzieńca. – Nie wierzę, że ktokolwiek zapamięta codziennie tyle haseł.
– Zapominasz, że mówisz tu o najlepszych z najlepszych. – Głos Andka tętnił snobizmem. – W takich miejscach nie zatrudnia się byle kogo, tylko starannie wyselekcjonowanych inżynierów o ponadprzeciętnych możliwościach intelektualnych. Tacy jak ty nigdy nie zrozumieją poziomu, który jest tu wymagany...
Halinka spróbowała przeczekać tyradę hakera, lecz każda kolejna wypowiedź przewyższała poprzednią poziomem arogancji i zadufania. Wkrótce straciła wiarę, że kiedykolwiek ujrzy szczyt tej chełpliwości. Odchrząknęła:
– To ja wchodzę.
– Co? Już? – Andek gwałtownie stracił całą pewność siebie.
– Już – przytaknęła. Wolała dołożyć kilku jajogłowym, niż dalej słuchać przechwałek jednego z nich. – Gdy wejdę do środka, uruchom timer. Ma mi głośno i wyraźnie przypominać o upływie czasu. Jasne?
– Jasne...
Halinka wyjęła zegarek i odkleiła tasiemkę. Przyłożyła sprzęt do zamka tubicznego. Gdy ekran błysnął zielenią, szarpnęła za skrzydło drzwi. Odkleiła zegarek od dymiącego lejka i wkroczyła do środka.
Stanęła w rozkroku i pozwoliła sobie na krótkie objęcie wzrokiem swoich przeciwników. Trzech jajogłowych zamarło z pączkami przy ustach. Ochroniarz, który trzymał pudełko ze słodyczami, wypuścił je z rąk i sięgnął do przycisku na kołnierzu, by uruchomić hełm.
Halinka zamaszyście przykleiła zegarek do jednej z „beczek", a gdy tylko w jej uszy uderzył ciężki elektroniczny bas, ruszyła do ataku. Nie pozwoliła ochroniarzowi sięgnąć do pałki. Uderzyła go pięścią w nadgarstek, a następnie odskoczyła, stanęła na palcach i grzmotnęła obcasem w hełm-żarówkę, który wydał z siebie satysfakcjonujący trzask. Chwyciła przeciwnika za tors i rąbnęła jego głową o blat, a potem jeszcze raz i jeszcze. Hełm się stłukł na tysiące kawałków, a sam ochroniarz upadł nieprzytomny na podłogę.
– MINĄŁ PIERWSZY MINTERWAŁ! – poinformował zegarek robotycznym tonem, wyciszając na moment ciężki bas.
Nie najgorzej! Straciła już jedną trzecią czasu, ale wyeliminowała najtrudniejszego przeciwnika. Teraz pójdzie jak po maśle!
Programiści wrzasnęli i pierzchli na wszystkie strony. Tego się nie spodziewała! Rzuciła się w pościg za jednym z nich, lecz wkrótce musiała przeszkodzić kolejnemu w próbie wydostania się na zewnątrz. Wkrótce cała sytuacja zamieniła się w idiotyczną wersję berka. Nie mogła po prostu się skupić na jednym, gdyż dwóch pozostałych nie miało oporów, by zostawić przyjaciela i wybiec z centrali!
– MINĄŁ DRUGI MINTERWAŁ!
Halinka podstawiła nogę mężczyźnie w koszuli w kratkę tak, że zwalił się na swojego towarzysza. Ten zaczął wierzgać i kopać z taką siłą, że znokautował kolegę, jednakże się przeliczył, gdyż nieprzytomne ciało przygniotło go do ziemi swoim ciężarem.
– PIĘĆDZIESIĄT TYKNIĘĆ DO ALARMU!
Halinka ganiała się z ostatnim z trójki wokół „beczki".
– To idiotyczne! – piała. – Przestań uciekać!
– To mnie nie goń! – pisnął mężczyzna.
Halinka przeskoczyła nad „beczką", lecz mężczyzna natychmiast skrył się za kolejną. Skubany! Musiała przyznać, że świetnie potrafił uciekać...
– TRZYDZIEŚCI TYKNIĘĆ DO ALARMU!
Z irytacją sięgnęła do rozgadanego zegarka i cisnęła nim w uciekiniera. Mężczyzna ponownie ją zaskoczył. Zręcznie złapał narzędzie i pokazał jej język, po czym zadrżał, jak gdyby poraził go piorun i runął na podłogę.
– MAM GO! – wrzasnął Andek przy pomocy zegarka. – BIEGIEM DO KOMPUT...
– DWADZIEŚCIA DWA. – Głos hakera płynnie zamienił się w robotyczny i nabrał wysokiej barwy. – DWADZIEŚCIA JEDEN
Halinka wyrwała zegarek z zaciśniętych palców nieprzytomnego, po drodze kopnęła ostatniego szamoczącego się programistę w szczękę, przeskoczyła nad kilkoma „beczkami", by wreszcie znaleźć się przy najbliższej klawiaturze. Stuknęła palcem w losowy klawisz.
– OSIEMNAŚCIE...
Za mało czasu, by skorzystać z mocy! Poprzednim razem wejście w odpowiedni „stan" zajęło jej około minuty. Potrzebowała innego rozwiązania!
– NA CO CZEKASZ?! – wrzeszczał Andek. – NO DALEJ!
– PIĘTNAŚCIE...
Halinka skwapliwie rozejrzała się po blacie. Podniosła klawiaturę i znalazła tam dokładnie to, czego oczekiwała – malutką kartkę zapisaną ciągiem znaków. Rzuciła ją tak, że spadła tuż nad klawiaturą i zaczęła przepisywać. W końcu uderzyła w klawisz, który wiedziała, że pełni funkcję podobną do „enter". Skrzyżowała palce. Oby tylko się nie pomyliła przy wpisywaniu!
– PIĘĆ...
System się wczytał i powitał ją okienkiem dialogowym. Widziała dwie opcje wyboru.
– Który mam wybrać?!
– Co?
– Prawy czy lewy?
– Prawy!
Halinka skwapliwie kliknęła wskazany przycisk.
– KONIEC CZASU.
Głośna muzyka elektroniczna już więcej się nie wznowiła. Halinka skuliła się, oczekując potężnej syreny, jednakże wkrótce przypomniała sobie, że przecież alarm miał być cichy. Jeśli skopała operację, dowie się dopiero po fakcie.
– Skąd wiedziałaś, że to hasło? – burknął Andek.
– Tak jak mówiłam: nikt nie zapamięta tyle haseł.
– Nawet nie wiem, czy zdążyłaś – zirytował się Andek. – „Który mam wybrać?" – przedrzeźniał. – Co to w ogóle za pytanie?! Nie umiesz czytać?!
– Nie umiem – przyznała.
– Co?!
– Nie umiem czytać.
– Moje ty biedactwo... – zakpił. – Przestań udawać! Nie bawi to nikogo!
Halinka przygryzła wargę. Zdecydowanie należało się jej. W końcu sama kiedyś potraktowała Oriona w ten sam sposób.
– Nie kłamię – spróbowała.
– Dobra, starczy tej błazenady! – warknął Andek. – Po prostu podłącz mnie do systemu!
Halinka sięgnęła do zegarka i wyjęła z niego niewielki kabelek zakończony wtyczka wyglądającą jak ostra końcówka niewielkiego gwoździa. Weszła pod blat i wpięła go do komputera.
– I jak? – zapytała. – Wpadliśmy czy nie?
– Daj mi chwilę! – wycedził Andek. – Właśnie sprawdzam system cybermilicji...
Cisza się przedłużała. Halinka się obejrzała, by upewnić, że żaden z pokonanych się nie poruszył. Chyba przydałoby się jakoś ich skrępować, ale czym? Jej wzrok padł na buty ochroniarza. No cóż... na bezrybiu i rak ryba. Ściągnęła mu sznurówki i spętała kostki, a później ręce. Z jajogłowymi poszło nieco trudniej, gdyż mieli znacznie więcej ciała i przy próbach obracania zachowywali się jak bezwładna ciecz.
– Niedobrze – burknął Andek.
– Wpadliśmy?! – Halinka podbiegła do ekranów, na których już się pojawił terminal ze ścianą tekstu przesuwającego się w dół.
– My nie, ale okazuje się, że nie jesteśmy jedyni, którzy zaatakowali wieżowiec. – Andek syknął. – Twój stary znajomy J-baba postanowił zabawić się w odwet.
– Ale dlaczego? – zirytowała się. – Na was się przecież nie mścił!
– W odróżnieniu od Szarego nie zrujnowaliśmy mu biznesu – burknął Andek.
Halinka zacisnęła zęby. Niby Wasilij wspominał, że ludzie Krystiana najpewniej podjęli już próbę szturmu wieżowca J-baby, jednakże nie zakładała, że oznaczało to anihilację! Bez sensu... Jak dotąd Szaremu zawsze zależało na jej bezpieczeństwie.
– Musimy przerwać operację – rzucił niechętnie Andek. – J-baba jest nieobliczalny. Staram się, jak mogę, ale facet robi za duże zamieszanie!
– Zamknij wieżowiec! – rozkazała Halinka. – I odłącz pracownikom możliwość komunikowania się ze światem zewnętrznym!
– Za kogo ty mnie masz? – prychnął Andek. – Już to zrobiłem. Zagłuszyłem nawet połączenia bezprzewodowe. Niestety nic więcej nie mogę zrobić. Ktoś w końcu znajdzie sposób, by to obejść i skontaktować się z cybermilicją.
– Ile mam czasu?
– Za mało.
– Ile?
– Ulańska, to koniec!
– Ile?
Cisza.
– Dwadzieścia minterwałów – westchnął Andek. – Tyle mogę ci dać.
– Potrzebuję dostępu do windy.
– Naprawdę będziesz to robić?
– Andku...
– Wyłączyłem genetyczne skanowanie i... zapewniłem małe wsparcie. Nie daj się pojmać!
Halinka wybiegła z pomieszczenia niczym burza. Nadal słyszała gromkie frazesy prezentera, co było bardzo dobrym znakiem. Nie musiała się kryć! Pognała przed siebie korytarzem. Tym razem zegarek już dłużej nie wibrował, gdyż najwyraźniej Andek miał ważniejsze rzeczy na głowie od nawigowania jej. Na szczęście zapamiętała położenie windy. W prawo, w lewo, prosto, a później znowu w prawo. Na miejscu natychmiast uderzyła pięścią w przycisk i dopiero po chwili zauważyła, że winda tak czy inaczej się już poruszała. Zdarła z twarzy maskę, rzuciła na ziemię i rozdeptała. Koniec ukrywania się! Ktokolwiek by się nie zbliżał, rozprawi się z nimi raz-dwa, a później uratuje Szarika!
Winda wydała z siebie wysoki, lecz przyjemny dla ucha ton, oznajmiając w ten sposób, że się zatrzymała. Halinka uniosła pięści, a gdy drzwi się rozsunęły, opuściła ręce i wytrzeszczyła oczy.
– Wchodź do środka – zażądał Wasilij. – Nie mamy ani chwili do stracenia.
Halinka posłusznie wkroczyła do windy i stanęła zaraz obok Falafela, który przywitał ją przyjacielskim dźgnięciem nosem w kolano. Drzwi się zsunęły, a przyspieszenie wbiło jej żołądek niemalże w podłogę.
– Jak to wygląda na dole? – zapytała.
– Jak na wojnie – odburknął Wasilij. – Ale przynajmniej mamy nieoczekiwaną dywersję...
– Dobra wiadomość! – wtrącił się Andek z głośników windy, a Halinka aż podskoczyła. – Włamałem się do J-baby.
– Chcę z nim porozmawiać – zażądał trener.
Głośniki zabuczały, po czym nagle przez barierę trzasków przebiła się klarowna mowa J-baby:
– Dam ci dziesięć milionów, jeśli nie upublicznisz mojej historii wyszukiwania. To jak? Ubijemy interes?
– Zepsułeś moją operację – wycedził trener.
– Znam ten głos – syknął J-baba. – Wlaslilij? Nie... czekaj. Jakoś inaczej to leciało...
– Przestań strzelać do moich ludzi! – zażądał trener.
– A to niby czemu?
– Bo cię o to grzecznie prosimy! – wtrąciła się Halinka.
– Ten głos też znam – burknął J-baba. – A więc ciągle żyjesz!
– Próbuję uratować kota, a ty mi wszystko psujesz! – zirytowała się.
– Kota? – zdziwił się mężczyzna. – TEGO kota?! To on też tu jest?! Cholera... Jaki ten świat mały...
– Walczymy przeciwko wspólnemu wrogowi – spróbował Wasilij.
– Tak mówisz? Jednakże kilka dni wcześniej sam zaatakowałeś mój budynek.
Wasilij zacisnął usta.
– Sądziłeś, że nie poznam twoich łysych siepaczy? – zakpił J-baba.
– Przetrzymywałeś moją przyjaciółkę – odparł wreszcie Wasilij.
– Ach... a więc znowu chodziło o nią. No, no... Najwyraźniej jest bezcenna! – J-baba zaklął. – Gdybym wiedział, jak to się, kurwa, potoczy, wykopałbym tę dziunię ze swojego baru, gdy tylko stanęła na moim progu!
– Prędzej sam byś stamtąd wyleciał na zbity pysk! – warknęła Halinka.
– Być może, ale spróbować nie zaszkodzi, czyż nie? – J-baba zaśmiał się ponuro. – Dobrze. Niech wam będzie. Tak czy siak jestem zrujnowany. Z wami przynajmniej mam większą szansę dożyć jutra.
Głośnik zabuczał i się wyłączył, by po chwili zatrzeszczeć oburzeniem Andka:
– Odciął mnie!
Winda wydała z siebie wysoki ton jakby na potwierdzenie jego słów. Drzwi się rozsunęły. Halinka wyskoczyła na zewnątrz i wyjęła z kieszeni buteleczkę z Sandrą.
– Czuję go – oświadczyła prorok. – Jest tuż-tuż, ale...
Halinka nie słuchała, tylko rozglądała się wokół. Na samym końcu otwartej przestrzeni biurowej tłoczyli się spanikowani ludzie przy otwartym wejściu na klatkę schodową. Co rusz wpadali na siebie i wyklinali nawzajem, dokładając cegiełkę do ogólnego zamieszania. A niech to...
– Słuchasz mnie? – zirytowała się Sandra.
– Tak – skłamała.
– To powtórz, co powiedziałam!
– Że Szarik jest gdzieś blisko.
– A potem?
– Że musimy go odbić? – spróbowała.
– Nie! – zirytowała się Sandra. – Wręcz przeciwnie! Ciągle nie jestem w stanie się z nim porozumieć, ale znowu czuję to, co on! On nie chce, żebyśmy go ratowali!
Co za bzdury...
– Jak to nie chce? – Halinka zmarszczyła brwi. – Do reszty zgłupiał?
– Boi się o nas – jęknęła Sandra.
– Poradzimy sobie, prawda, Wasilij?
Trener kiwnął, po czym skrzyżował ręce na piersi.
– Dobry! Piesek! – zgodził się Falafel.
– To uczucie... Tu chodzi o coś innego... – Prorok zabulgotała. – Śmiertelne zagrożenie? Z pewnością...
– Przestań mamrotać i po prostu nas zaprowadź do Szarika! – zirytowała się Halinka. – Nie mamy czasu!
– Już rozumiem – westchnęła Sandra. – Nigdzie was nie zaprowadzę. To pułapka.
– Damy radę – zapewnił Wasilij.
– Aneta uważa inaczej – odparła prorok.
– Oż ty donosicielko! – żachnęła się Halinka.
– Aneta prosi, żeby wam przypomnieć, że już raz wpadliście w pułapkę Szarego – odparła Sandra beznamiętnie. – Mówi też, że jeśli powinie wam się noga, tym razem nikt was nie uratuje.
– Poradzimy sobie – wycedziła Halinka. – Przestań marnować czas i zaprowadź nas na miejsce!
– Nie.
– Dobrze więc... – Halinka wsadziła buteleczkę do kieszeni.
– Poczekaj, co robisz? – oburzyła się Sandra.
– Andku? – Halinka wyjęła zegarek i zastukała knykciem w ekran. – Jesteś tam?
– Zdajesz sobie sprawę, że cały mój zespół ma teraz ręce pełne roboty? – zirytował się haker.
– A za chwilę będziecie mieli jeszcze więcej. Nie potrafimy znaleźć kota, ale wiemy, że jest na tym piętrze albo wyżej. Znajdźcie go.
– Oczywiście – wyrzucił z siebie jadowicie Andek. – I może coś jeszcze dla najjaśniejsze księżniczki?
– Tak – zgodziła się. – Ściągnijcie nagrania z kamer wieżowca. Wyciągniemy później trochę brudów na korporację Szarego.
– Przerażasz mnie – żachnął się Andek.
– Halina! – zapiała po raz kolejny Sandra.
Halinka uderzyła kieszeń z butelką dłonią.
– Jeśli nie pomagasz, przynajmniej nie przeszkadzaj – rzuciła surowo.
Zerkała z napięciem na czarny wyświetlacz zegarka. Po chwili zauważyła w odbiuciu twarz Wasilija, który pochylił się nad nią. Wreszcie ekran zamigotał i zaprezentował wpierw przezroczystą klatkę z Szarikiem. Kot szamotał się w niej niczym rozdrażniony lew i choć używał pazurów, tworzywo, z którego zrobiono ścianki, ani drgnęło. Po chwili ujęcie się oddaliło, a tuż obok ukazała się siedząca postać, która opierała się plecami o ścianę potężnego wentylatora klimatyzacyjnego. Jedno kolano trzymała ugięte, gdy drugie spoczywało w pozycji „pół-lotosu" na niebieskiej macie. W dłoniach ściskała katanę w czarnej pochwie. Swietłana otworzyła powieki i spojrzała prosto w obiektyw podglądającej ją kamery. Ujęcie ponownie się oddaliło, ukazując tło pełne kłębów dymu i światła emitowanego przez inne wieżowce.
– Jest na dachu! – ucieszyła się Halinka. – Sama!
– Sama jak palec... – Wasilij westchnął.
– Czeka tam na was jak na tacy! – zapiała Sandra z kieszeni. – To pułapka! Nie rozumiecie?!
– Andku, jak trafić na dach? – zapytała Halinka.
Zegarek w odpowiedzi pokazał ją, trenera oraz Falafela, a później podniósł ujęcie do góry i zamienił szczegóły w geometryczne kształty, a postacie w czerwone kropki. Przerywana linia poprowadziła przez mapę między licznymi biurkami, by później odbić w lewo od tłumu i zatrzymać przy drzwiach w samym rogu pomieszczenia. Ku zaskoczeniu Halinki nie dostrzegła tam nikogo innego. Podejrzliwość obudziła się niczym stary zmęczony pies warowny. Prorok miała rację. To śmierdziało pułapką na kilometr!
Wyjęła buteleczkę i przyjrzała się bulgoczącej w środku Sandrze.
– Wołaj Anetę – zażądała. – Musimy opracować plan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro