Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12.1 Niech się stanie

Halinkę zastanawiało, kiedy się przyzwyczaiła do karkołomnej prędkości, świstu powietrza, kurzu, grzybu i pająków, które zmiatała spódnicą. Przez pierwsze dziesięć minut przyspieszonej podróży wentylacją, która przypominała strome zjeżdżalnie opuszczonego parku wodnego, zdarła gardło od krzyku, ale gdy prawie połknęła czarnego owada o podejrzanej ilości nóżek, zamknęła buzię na kłódkę i skupiła się na dociśnięciu spódnicy do ciała, aby żaden pająk się nie przedostał tam, gdzie absolutnie nie powinien (choć z dwojga złego wolała TAM jadowitą tarantulę niż Krystiana Szarego).

Teraz gdy po raz kolejny zarzuciło ją po całym obwodzie rury, nawet nie mrugnęła. Za bardzo zajmowało ją obserwowanie poczynań Szarika, który umilał sobie zjeżdżanie polowaniem na szczury i owady. Kot rozpłaszczył się niczym naleśnik i sterował delikatnymi wychyleniami w lewo i prawo, dzięki czemu dopadał kolejne spanikowane gryzonie usiłujące biec pomimo spadku i śliskiej nawierzchni. Zwykle traciły równowagę i zaczynały turlać, a wtedy Szarik dopadał jednego po drugim, gdy Halinka manewrowała całym ciałem, aby uniknąć resztek szkodników. Kto by pomyślał, że koty to tak brutalne zwierzęta?

Koniec podróży nastąpił niespodziewanie. Wyrżnęła plecami o ziemię i przejechała majtkami po wilgotnej trawie. Z wrażenie zapomniała o trzymaniu spódnicy, przez co skończyła niczym tulipan — tors zasłonięty „płatkami" tkaniny, gdy gołe nogi (zanim zaczęły oburzenie machać) odgrywały rolę łodygi. Wyplątała się, rozrywając „firankę", która bezczelnie próbowała udawać ubiór. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że chyba zgubiła spodnie. No pięknie! Spojrzała wpierw na kawałek szmaty, który jeszcze chwilę temu był spódnicą, a później na swoje gołe nogi oraz mokre majtki zielone od trawy i czerwone od... W jakiś sposób ucieszyło ją, że nikt „tam" nie zaglądał, ale z drugiej... Skoro już ją przebrali, mogliby też wymienić podpaskę!

Podniosła resztki „firanki", otrzepała z kurzu i owinęła pod pasem niczym ręcznikiem.

– Szarik – syknęła.

Usłyszała gdzieś znajome mruczenie, więc się uspokoiła. Skoro wydawał takie dźwięki, najwyraźniej żył i miał się dobrze. Otrzepała bluzkę z kurzu, poprawiła włosy (a przynajmniej spróbowała), po czym się rozejrzała. Ogród wyglądał znajomo, a już zwłaszcza trzymetrowy mur, który już raz dzisiaj pokonała.

Dzisiaj?

Uniosła oczy. Niebo mieniło się różem i czerwienią, jak gdyby popierało kolorystyczny gust Szarego. Spędziła calusieńką noc w podziemiach Krystiana! Obróciła się i kopnęła mur posiadłości. Głupi dom! Jakim cudem mieścił w sobie to wszystko?! Może i nie był mały, ale już samo koloseum rozmiarami przewyższało całą działkę!

Niespodziewany dźwięk sprawił, że przylgnęła niemal do ziemi. A niech to, przestraszyła się zraszacza!

– Szarik – rzekła półgłosem.

Żywopłot blisko murów lekko się poruszył.

– A więc tam jesteś – westchnęła.

Podniosła się do kucek i ostrożnie pokicała w stronę ściany zieleni. Ostrożnie rozchyliła gałązki. Ze środka wystrzeliły dwie potężne ręce o dłoniach wielkich jak końcówka szpadla. Chwyciły ją i wciągnęły do środka. W mig znalazła się z nosem wciśniętym w trawę po drugiej stronie żywopłotu.

– Halinka?

Ręce puściły ją, dzięki czemu mogła swobodnie kichnąć. Obróciła się na plecy i znalazła wzrokiem Wasilija, a następnie Anetę oraz... Białego Rycerza?

Zerwała się na nogi.

– A co on tu robi? – Wskazała zbrojnego.

– Ucieka – wyjaśniła Aneta, gdy rycerz pretensjonalnie prychnął. – No nie patrz tak. Sama też byś nie zostawiła go w lochach Szarego.

Halinka poważnie się zastanowiła nad tym stwierdzeniem. Raczej by nie zostawiła, aczkolwiek istniało wiele okoliczności, które zaważyłyby na jej decyzji. Na przykład kolejny wywód dotyczący „ułomności" kobiet.

– A gdzie Szarik? – zapytała Aneta.

– Tu.

Halinka wychyliła się i dostrzegła Szarika, siedzącego na opartej o mur niedźwiedzicy. Podbiegła do niej i machinalnie sprawdziła oddech, a wtedy niemal ogłuchła przez potężne pojedyncze chrapnięcie.

– Cśśś! – Rycerz przycisnął palec do hełmu, brzęcząc niczym żeliwny garnek uderzony chochlą.

Halinka posłała Anecie wymowne spojrzenie. Została zignorowana.

– Para bieżat. – Wasilij westchnął. – Ech... Swieta, Swieta...

Halinka poklepała go po potężnym ramieniu. Nie znalazła w sobie słów pocieszenia. Poznała jego żonę i nie polubiła z serdeczną wzajemnością. Lepiej będzie, gdy jak najszybciej zapomni o tej chłodnej, mściwej służbistce.

Wasilij pokuśtykał do Maszy, chwycił ją w pasie i przerzucił przez bark jak worek ziemniaków. Halinka wypuściła głośno oddech. Wielokrotnie widziała popisy siły Wasilija, a jednak ciągle ją zaskakiwał swoją krzepą.

– A noga? – zapytała.

Odburknął coś i ruszył. Szarik wysunął się naprzód, prowadząc drużynę między żywopłotem a murem. Halinka zamykała pochód razem z Anetą.

– Dzięki, że ich uwolniłaś – szepnęła Halinka. – Jestem ci dłużna.

– To była pestka – odparła Aneta. – Ktoś wszczął alarm w całej posiadłości. Spotkaliśmy raptem dwóch strażników... – Nagle przyjrzała się jej uważniej. – To byliście wy, prawda?

– N-nie...

– Widzę, że kłamiesz – stwierdziła. – Masz to wyryte na czole.

– Ty z kolei masz tam znak drogowy. Czy to... zakaz zawracania?

– Ha, ha. Bardzo śmieszne.

– Mówię poważnie.

– Dobra, dobra. Zamiast być złośliwą, lepiej wyjaśnij mi swoją twarz. Gdybym cię nie znała, posądziłabym cię o użycie kosmetyków.

Halinka nie odpowiedziała.

Spokojna jazda przyjemnie kołysała do snu, w przeciwieństwie do niezręcznej atmosfery, która wykręcała wnętrzności. Halinka łypnęła ponownie na nietęgą minę taksówkarza. Niemal przez pół drogi gapił się przed siebie, nawet wtedy, gdy wypadało użyć lusterek. W sumie się nie dziwiła. Za nim siedziała najbardziej przypadkowa zbieranina ludzi na świecie — koleś w śnieżno-białej zbroi, potężny Rosjanin oraz zakleszczona między nimi drobna Aneta w czarnej koszulce i żółtych spodniach w beżowe paski (swój strój postanowiła pominąć milczeniem). Szarik drzemał na aksamitnej przegrodzie oddzielającej kabinę od bagażnika, którą raz na jakiś czas wstrząsało chrapnięcie Maszy.

Halinka oparła się o zagłówek. Czuła się głupio, że jeszcze wczoraj żartowała sobie z Oriona. Któż wie, w jaki sposób wylądował w zbroi i z mieczem przy pasie? Może podobnie jak ona znalazł się w złym miejscu i czasie, a później obudził w haremie? Westchnęła. Oby bezpiecznie wrócił do swojego domu, gdziekolwiek by ten nie był.

Zerknęła na kierowcę. Porozmawia z nim. Wszystko lepsze od napiętego milczenia, a już zwłaszcza niezręczna konwersacja!

– Ładna dzisiaj pogoda, prawda?

Taksówkarz nieznacznie kiwnął.

– Eee... – Nie chciała zaakceptować porażki po pierwszej nieudanej próbie. Popatrzyła na radyjko, w którym cicho leciała znajoma piosenka. – O! To przecież „Sąsiadka idiotka"! Wie pan, że kiedyś spotkałam członków zespołu Pawłomir oraz samego Rio?

Kierowca uniósł brew. Chyba wzbudziła w nim zainteresowanie. Niestety tego nie wystarczyło, aby wciągnąć go w dyskusję.

– Wracamy z konwentu Anime – wyjaśniła, mimo że nikt o to nie pytał.

– A niedźwiedź?

– Niedźwiedzica – poprawiła odruchowo. – Grzecznie śpi w bagażniku i nikomu nie przeszkadza...

Autem wstrząsnęło kolejne potężne chrapnięcie.

– Nie uczestniczę w czymś nielegalnym, prawda? – wybąkał taksówkarz.

– Co? Nieee... – zapewniła Halinka.

– Ależ skąd... – dołączyła się Aneta.

– Otwieczaju. – Trener przyłożył dłoń do piersi, a drugą uniósł, zahaczając o czarne obicie sufitu.

– No dalej, też coś powiedz... – Aneta szturchnęła Białego Rycerza w bok, aż zatrzeszczało.

– Nie powinniśmy tracić czasu na rozmowę z niewtajemniczonym – stwierdził tamten. – Kolejna szara owieczka, która nic nie wie o świecie.

Halinka schowała twarz w dłoniach. I wszystko zepsuł...

– Nie przejmuj się, panie taksówkarzu. – Szarik się przeciągnął. – To tylko głupi sen. W rzeczywistości koty przecież nie gadają.

– Racja... – Kierowca otarł z czoła pot. – Ufff... Ale mi ulżyło. Już się bałem, że uczestniczę w jakimś porwaniu albo mafijnych porachunkach. Zaraz. Czy to oznacza, że mogę robić, co zechcę?

– Nie do końca – odparł kot. – Świadomy sen to trudna sprawa. Jedno złe posunięcie, a zamieni się w koszmar. Najlepiej prrróbować małymi kroczkami. Zacznij może od powiedzenia nam, co o tym wszystkim sądzisz.

– Mam mieszane uczucia. – Taksówkarz podrapał się w skroń. – Dziewczyny całkiem ładne, a już zwłaszcza ta obok. – Wskazał Halinkę (ku jej ogromnemu zaskoczeniu). – Ale co w mojej wyobraźni robi gadający kot, Rosjanin oraz rycerz?

– Nie zapominaj o niedźwiedzicy w bagażniku. – Szarik wskoczył Anecie na bark, po czym nagle znalazł się na kolanach Halinki.

– Racja! – Kierowca wytrzeszczył oczy. – Kiedy się obudzę, poszukam odpowiedzi w senniku.

– Sssennik? – Szarik prychnął. – Przeżytek. Polecałbym użyć psychologii oraz zrozumieć symbolikę. – Machnął ogonem na tylne siedzenia. – Rycerz uosabia cynizm i arogancję, które nosisz niczym zbroję. Jest toksycznością, z którą musisz sobie poradzić.

– Szarik... – spróbowała Halinka.

– Cśś! – Taksówkarz przyłożył palec do ust. – A Rosjanin?

– Siła i męskość. – Kot ziewnął. – To rdzeń, który pomaga ci przezwyciężać życiowe trrrudności.

Kierowca skinął Wasilijowi. Jego twarz promieniała od dumy i szacunku. Halinka przewróciła oczami.

– A niedźwiedź? – ciągnął dalej.

– Niedźwiedzica w bagażniku – uściślił Szarik. – Słyszałeś może powiedzenie: trup w szafie? Otóż niedźwiedzica w bagażniku znaczy mniej więcej to samo. Czegoś się wstydzimy, drogi kolego. Coś ukrywamy.

Taksówkarz znowu się zaczął pocić.

– Dziewczyny... – stęknął. – Co symbolizują dziewczyny?

– Delikatność oraz tłumione żądze. – Kot zmarszczył groźnie brwi. – Nie lecisz przypadkiem na ssswoją mamusię, prawda?

– Nie! – zapewnił taksówkarz. – Na pewno nie! Na pewno!

– Dobra, dobra. Tak cię tylko sprawdzam. – Szarik machnął uspokajająco łapką.

Powróciło milczenie, które tym razem nie przeszkadzało Halince w najmniejszym stopniu. Zerknęła na pozostałą trasę widoczną na mapie w telefonie kierowcy. Przewidywany czas podróży wynosił sześć minut. Właśnie! Przecież nie zapytała Anety, dokąd zmierzają, ani po co. Była tak bardzo zmęczona przejściami (a już zwłaszcza wpychaniem Maszy do bagażnika), że po prostu usiadła i pojechała gdziekolwiek.

– Czemu jedziemy do... – Wytężyła wzrok. – Restauracji Herp... Herpfes? Naprawdę tak się nazywa?

– Poznaliśmy sekret mocy Szarego – wyjaśniła Ania. – Jest nim sprzedawca kebabów.

Halinka zachichotała.

– Dobre – pochwaliła. – A tak na poważnie?

– Vivien; architektka Szarego, mówiła nam, że musimy się udać do Herpfesu, aby otrzymać m-magiczne... m-moce. – Aneta mówiła coraz mniej pewnie.

– C-co? – Halinka przetarła powieki, a następnie skubnęła się kilkakrotnie w ucho. – Co?! CO?!

– Kocie, o czym one gadają? – zapytał taksówkarz.

– Nie przejmuj się – uspokajał Szarik. – To jest ta część snu, która jest dziwnym bełkotem silącym się na fabułę.

– Sza! – zgromiła ich Halinka. – Aneta! Na litość boską, czy ty siebie słyszysz?!

– No właśnie tak i... ten... no...

– Haliiinka – mruknął Szarik. – Na własne oczy widziałaś moce Vivien. Skądś je przecież wziąć musiała, prrrawda? Twierdzi, że w kebabie. Zgadzam się, że to brzmi głupio, ale wiesz co? Nawet jeśli okaże się, że to bujda, najwyżej zjemy sobie pyszny kebab. Jest to klasyczny przykład sytuacji, w której każdy wygrrrywa.

Halinka zacisnęła usta. Zdecydowanie powinna obniżyć oczekiwania względem rzeczywistości. Przetrwała atak wampira, wydostała się z posiadłości Szarego, a teraz jechała zaspokoić głód. Nie najgorszy koniec imprezy. Kojarzył się ze studiami, a już zwłaszcza w połączeniu z różnorodnym towarzystwem, które na pierwszy rzut oka łączyło niewiele.

– Ty tam. – Dźgnęła palcem w stronę rycerza. – Nie chcesz może wysiąść?

– Popieram! – krzyknął taksówkarz. – Muszę się pozbyć wewnętrznej toksyczności...

– Jadę z wami – burknął zbrojny.

– Ale dlaczego? – Halinka stłumiła pięścią ziewnięcie. – Nasz plan jest bez sensu, sam słyszałeś. Chyba że też jesteś głodny...

– Nie jest bez sensu! – Skrzyżował ręce na piersi, brzęcząc jak skarbonka. – Wymyśliła go Aneta, a więc jest jak najbardziej w porządku.

– Mogła się pomylić – stwierdziła Halinka.

– Nie. Nie mogła. Uratowała mi życie, stąd od dzisiaj już na zawsze ma rację, a ja będę bronić jej przekonań własną piersią! Tylko spróbujcie się nie zgodzić!

– Nie zgadzam się – odbiła Halinka. – I co mi zrobisz?

– Nic – syknął rycerz. – Bo jesteś kobietą. Ale nie popuszczę nikomu innemu...

– Też uważam, że to niezbyt dobry plan – wtrącił się taksówkarz. – Moja wewnętrzna delikatność ma rację w odróżnieniu od seksualnych żądz. – Mrugnął znacząco do Anety.

– Oho, ktoś tu się rozkręca – pochwalił kot. – Tak trzymać.

– Słyszałeś to? – zapytała Halinka. – Nie zgodził się z tobą, a w dodatku flirtuje na twoich oczach z Anetą. I co zrobisz?

– Nie będę bił kierowcy – mruknął rycerz.

– Cieeenias – zakpił taksówkarz. – Widziałeś to, kocie? W takim tempie poradzę sobie z moją toksycznością raz-dwa!

– Jesteśmy na miejscu – poinformowała Halinka.

Kierowca zwolnij, odbił kierownicą w prawo, wjeżdżając połowicznie na chodnik. Pomógł nawet wyciągnąć z bagażnika Maszę.

– Ciężkie... te... moje... ukrywane... problemy – postękiwał, pomagając zarzucić Wasilijowi Maszę na bark.

Halinka, która wraz z Anetą przyglądała się pracy mężczyzn nieco na uboczu, zajrzała w telefon koleżanki. Pod logiem aplikacji „Rubel" widniało zdjęcie kierowcy oraz prośba o ocenę. Aneta wybrała cztery gwiazdki.

– Czemu cztery? – zdziwiła się Halinka. – Piątka należy się jak psu buda.

– Nie podglądaj. – Aneta przykryła dłonią ekran. – Niech się cieszy, że nie dałam mu jedynki. Kolejny dureń, któremu się spodobałaś bardziej ode mnie. A później nazwał cię „delikatnością", a mnie „żądzami". Żądzami! – Zmarszczyła brwi. – Cztery gwiazdki to za dużo. Zmieniam na dwie...

Halinka przestała słuchać. Skupiła się natomiast na pożegnaniu Szarika i taksówkarza. Mężczyzna przykucnął przed kotem i uścisnął mu łapkę.

– Dziękuję, że mi wszystko tak cierpliwie wytłumaczyłeś – mówił. – Właśnie! Zapomniałem zapytać. Co symbolizujesz ty?

– Czyż to nie oczywiste? Twoją roztropność.

– Racja! – Taksówkarz dotknął czoła dłonią. – Że też sam na to nie wpadłem... No dobra. Trzymajcie się wszyscy! Na razie!

Wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon.

– I dobrze! Uciekaj! – zawołał mu w ślad Biały Rycerz. – Zdążyłeś w samą porę, bo inaczej byś mnie popamięt... Au! – Brzęknięcie, które wydał z siebie hełm, przypominało uderzenie młotkiem o wiadro. Jednakże zamiast młota Wasilij użył o wiele bardziej śmiercionośnego narzędzia — swojej dłoni.

– Nie kriczi – pouczył Rosjanin.

– Dobrze. – Rycerz natychmiast spotulniał.

– Czemu mam na czole „zakaz zawracania"?! – Aneta gapiła się na ciemny ekran telefonu, który posłużył jej w tej chwili za lusterko.

Halinka ziewnęła. Szybko zje i wraca do domu...

Do jakiego niby domu? Na pewno zastanie pod drzwiami kilku smutnych panów w mundurach, albo ludzi Szarego, albo jak pech dopisze to wręcz samego Szarego wraz ze Swietłaną. Chwyciła się za głowę. Sytuacja eskalowała z prędkością skoku bez spadochronu. Rozejrzała się wokół tak na wszelki wypadek. Na ulicach już spacerowali ludzie (najczęściej pijaczkowie albo zmęczeni robotnicy wracający do domów). Przez olbrzymie rondo sunął stary tramwaj, trzęsąc całą okolicą. W oddali słyszała też syrenę kolejową. Natychmiast namierzyła malutkie zejście w dół z tabliczką „Pociągi". Zmrużyła oczy, by zauważyć, że ktoś zamalował oryginalny znak białą farbą, a później sam dopisał nową „lepszą" nazwę oraz dodał strzałeczkę. Okolica cuchnęła benzyną, kurzem, moczem oraz smażonym tłuszczem. Halinka się obróciła i łypnęła na malutki domek wciśnięty między dwa kolejne. Szyld walił po oczach migającym neonem z napisem „Herpfes", jak gdyby uparcie próbował doprowadzić któregoś przechodnia do ataku epilepsji.

– Wchodzimy? – zaproponowała Aneta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro