Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.2 Na mocy kontraktu

Westchnął i poczłapał za dziewczyną. Jedynym pocieszeniem w tej sytuacji był jej pokraczny sposób poruszania się, który przypominał rybę na lądzie przesuwającą się centymetr po centymetrze z powrotem do wody. Z kieszeni dziewczyny bezszelestnie wypadł komplet kluczy. Szarik starannie je ominął, a następnie zasłonił swoim ciałem. Teraz będą mieli powód, żeby się wrócić. Może do tego czasu wymyśli jakiś kontrargument na żelazną logikę Anety.

Przez chwilę przemieszczali się w ciszy. Wreszcie Aneta zamarła i stuknęła nogą róg rozwidlenia.

– Tu powinniśmy skręcić – oświadczyła. – Podpełznę nieco dalej, żeby się lepiej ustawić. Mam już serdecznie dość poruszania się tyłem... W międzyczasie sprawdź, czy jest bezpiecznie.

„Przymiauknął" i ruszył we wskazane miejsce. Szyb wyglądał przyjaźniej niż niejedna uliczka blisko bloku z mieszkaniem wynajętym przez Halinkę.

– Twoje prawidło doczekało się wyjątku – oznajmił, gdy usłyszał za sobą sapanie Anety. – Tu też jest światło. Szkoda, że nadal różowe.

Aneta nie raczyła odpowiedzieć, a więc potruchtał dalej, zostawiając ją nieco w tyle. Nagle przystanął i dotknął łapką niespodziewanego znaleziska; kompletu starych kluczy z breloczkiem szachowej figury królowej.

– Moje klucze! – żachnęła się Aneta. – Skąd one tu się wzięły?

– Zgubiłaś je – odparł Szarik. Przylgnął do ziemi i stuknął kilkukrotnie bierkę łapką. Eksperyment zakończył się spektakularnym sukcesem. Teraz już wiedział, że klucze przyjemnie pobrzękują, gdy się je uderzy.

– Że co?

– Że chyba jesteśmy w miejscu, z którego wyruszyliśmy.

Aneta zamotała głową, a jej oczy błysnęły wymuszoną ignorancją. Szarik zamerdał niecierpliwie ogonem. Znowu próbowała udawać, że nic dziwnego się nie stało! Chwyciła klucze, lecz zanim schowała, wbił pazury w jej dłoń.

– Auu!

– Zossstaw – syknął. – Musimy się upewnić, że znowu nie trafimy w to samo miejsce.

– Nie zostawię tu swoich kluczy!

– To zostaw chociaż brelok.

Aneta zastygła, po czym spojrzała z żalem na figurkę.

– Kupisz nową – zapewnił.

– Nie, nie kupię – burknęła. – Jest z limitowanej kolekcji... – Skarżyła się, a jednocześnie odczepiała królową. Szarik pokiwał łebkiem, udając zrozumienie. Życie z Halinką nauczyło go jednej bardzo ważnej rzeczy. Umiejętne udawanie słuchania często okazywało się lepsze od faktycznego słuchania. Inaczej potrafił zadać kilka niewygodnych pytań i jeszcze bardziej rozjuszyć kataklizm, którym była rozżalona kobieta.

Mruknął z zadowoleniem, gdy palce Anety puściły figurkę.

– Udamy się prosto do tyłu – zdecydował. – W ten sposób powinniśmy dotrzeć w nowe miejsce.

Ponownie zasłonił swoim ciałem breloczek (w ten sposób Aneta mogła skupić wzrok na czymś innym), po czym ruszyli w obranym kierunku. Przeprawa się dłużyła jeszcze bardziej niż uprzednio, gdyż Aneta tym razem jeszcze ostrożniej wykonywała pokraczne ruchy. Poruszali się wolniej od ślimaka!

Wkrótce Szarik obrał nową strategię. Minuta drzemki, a potem kilka szybkich susów, by dogonić towarzyszkę i powtórzyć cały schemat od początku. W ten sposób mniej się dłużyło. Plan się powiódł. Ziewnął i pozwolił sobie odpłynąć na dobre, a wtedy otrząsnęło go odległe wołanie Anety:

– Mam coś pod nogą!

Pokonał dystans gwałtownym zrywem, przecisnął się obok dziewczyny i dotknął nosem figurki królowej. Chwycił ją w zęby, następnie ponownie wykonał żmudny manewr i wręczył Anecie znalezisko.

– Dlaczego spotykają mnie takie rzeczy? – jęknęła. – Najpierw wampiry, później zamki i wodospady, a teraz jakaś pętla czasoprzestrzenna?! Co do diabła!

– Brzmisz zupełnie jak Halinka – pochwalił Szarik.

– Wcale, ale to wcale, nie! – zaprzeczyła. – Daleko mi do tej trzydziestoletniej wariatki!

– Czy ja wiem. – Podrapał się łapką za uchem. – Pracujecie w tym samym miejscu – wyliczał. – Macie tak samo na pieńku z rzeczywistością. Daj sobie kilka lat, a skończysz w jej butach. – Postanowił nie dodawać, że obie już na co dzień nosiły identyczne obuwie służbowe.

Aneta zacisnęła usta, gorączkowo się rozejrzała wokół, po czym dźgnęła palcem w kierunku „sufitu".

– Co to jest?

Szarik krótko się zawahał, czy nie wytknąć dziewczynie faktu, że zmieniła temat, by uniknąć odpowiedzi. Nie. Nie będzie wyręczał Halinki. Sam wolał być tym dobrym gliną. Zadarł łeb i zobaczył zgrabną strzałkę skierowaną w stronę, z której przybyli.

– Zauważyłeś ją wcześniej? – zapytała.

– Chyba nie, ale nie possstawiłbym na to ogona.

Aneta zacisnęła w placach figurkę i zaczęła się gwałtownie wycofywać, miotając się niczym rybka walcząca o ostatni dech. Na rozwidleniu skręciła tyłem w lewą odnogę, by później udać się przodem w prawą. Szarik pospieszył za nią. Tym razem nie trwało to długo. Aneta uniosła oczy i zamarła. Szarik wskoczył jej na plecy, zmuszając, żeby się położyła. Dzięki temu znowu widział podejrzany kierunkowskaz na suficie oraz... Znak drogowy? Okrągły i niebieski z białą strzałką w środku.

– Co on znaczy? – zapytał.

– N-nakaz jazdy p-prosto – wydukała Aneta. – Dobra, chrzanić to... – Spróbowała się wycofać.

– Poczekaj! – Szarik podskoczył na jej plecach kilkukrotnie, by zwrócić na siebie uwagę. – Zostań tu. Chcę coś sprawdzić. – Przebiegł się po jej plecach, odbił od tyłka i gładko wylądował na czterech łapkach.

– Nie zostawisz mnie samą, prawda? – zapytała rozpaczliwie.

– Nie zostawię – potwierdził. – Daj mi chwilę.

Pognał przed siebie. Prawo. Lewo. Znowu prawo. Kolejne lewo. STOP! Prześlizgnął się po blaszanym podłożu i zderzył z Anetą. Odskoczył, otrząsnął się, po czym z satysfakcją odnotował, że nic go nie boli. Całe szczęście, że twarz towarzyszki świetnie zamortyzowała wypadek.

– Ała... – stęknęła.

Szarik zerknął na zadrapanie widoczne na policzku. W sumie mógł trochę uważać z pazurami... Nagle przyjrzał się z zainteresowaniem gładkiemu czołu dziewczyny.

– Co oznacza okrągły czerwony znak z przekreśloną strzałką wygiętą do tyłu? – zapytał.

– Zakaz zawracania – odparła. – A czemu pytasz?

– Bez powodu. – Zdjął wzrok z podobizny znaku narysowanego na samym środku czoła Anety. – Zdaje mi się, że nie mamy wyboru. Musimy się udać do pokoju architekta.

Szarik ruszył w jednym słusznym kierunku jako pierwszy. Stromizna pojawiła się niespodziewanie. W jednej chwili kroczył dumnie przed siebie z uniesionym ogonem, a w drugiej sunął na brzuchu w dół, miaucząc potężniej od Anety. Dziewczyna zresztą wkrótce uderzyła w niego, przyspieszając karkołomny zjazd w dół. Światła migały przed oczami, a prostokąty przekrój niespodziewanie zrobił się całkowicie okrągły, jak gdyby znaleźli się w rurze. O tym, że poruszają się znacznie szybciej, niż powinni, świadczył świszczący podmuch powietrza oraz to, że co rusz zarzucało nimi po całym obwodzie „rury". Szarik zdzierał gardło, gdy adrenalina zataczała piąte okrążenie w jego małym ciele, dając wyjątkowe wrażenia bycia tu i teraz. Zaczęli sunąć pod górkę, wytrącając prędkość, aż w końcu wypadli z szybu prosto na łóżko.

– JA CHCĘ JESZCZE RRRAZ! – ryknął Szarik. – ALE JAZDA!

Aneta zawtórowała kolejną porcją wystraszonych miauknięć i pisnięć.

– Hej!

Obcy głos otrzeźwił nieco Szarika. Otrzepał się z kurzu i emocji, po raz ostatni krzyknął „juhu" i wreszcie się skupił na otoczeniu. Pierwsza obserwacja: zabrudzili komuś łóżko. Poprawka: nie zwykłe łóżko, lecz takie drogie ze skórzanym tylnym oparciem idealnym do ostrzenia pazurów, wieloma lśniącymi poduszkami, a nawet aksamitną narzutką umieszczoną w poprzek. Druga obserwacja: mebel zajmował niemal połowę pokoju. Druga część była pracownią. Półka z książkami zawierała pozycje takie jak „Atlas dachów" oraz „Pół wieku architektury". Na olbrzymim biurku stały kolosalne monitory (trzy!), bezprzewodowa klawiatura oraz myszka, szkicownik (a obok mnóstwo ołówków wsadzonych do kubka), tablet graficzny z rysikiem i rzecz, która wyglądała na najbardziej zadbaną ze wszystkich pozostałych — ekspres do kawy.

O blat opierała się szczupła kobieta o ciemnej karnacji i mierzyła ich orzechowym spojrzeniem spod wielkich okularów o czerwonych oprawkach. Szarik wytrzeszczył oczka na jej kręcone włosy spięte u góry „na ananas" farbowane na niebiesko. Wbił pazury w pościel, żeby się powstrzymać. Odczuwał fizyczną potrzebę boksowania ich łapami.

– No i jesteście. – Wypowiadała głoski z obcą miękkością, akcentując za każdym razem niewłaściwie. – Długo kazaliście na siebie czekać – dodała z pretensją. – Nazywam się Vivien. Jestem architektą Krystiana Szarego. – Dygnęła, udając, że trzyma poły sukni. W rzeczywistości założyła obcisłe kremowe spodnie oraz białą bluzkę w paski.

Aneta przestała się emocjonować i rozejrzała zagubiona wokół.

– Odsłonię może okna – mruknęła.

– Nie! – Vivien powstrzymała ją gestem. – Tak jest dobrze.

– Rozuuumiem. – Szarik uniósł łapkę. – Nie chcesz, żeby ktoś nas podglądał.

– Nie. Po prostu lubię sama wybierać oświetlenie.

Szarik omiótł wzrokiem kolejne płaskie, różowe żarówki. Nie pojmował, czemu ktoś preferował to, od ciepłych promieni słońca.

– Nie wołasz ochrony – zauważył. – Czemu?

– Dobre pytanie, mały kotku... – Vivien dźgnęła palcem w jego kierunku.

– To w końcu jestem mały czy grrruby? Zdecydujcie się, ludzie...

– ... lecz zanim odpowiem, chcę wam coś pokazać.

Vivien włączyła jeden z monitorów, na którym wkrótce zobaczyli ogromną okrągła przestrzeń, której podłoże jednoznacznie się kojarzyło z kuwetą. Może Krystian posiadał tak wiele kotów, że potrzebował czegoś większego? Wątpliwości Szarika zostały rozwiane, gdy kamera przybliżyła ujęcie na dwie walczące postacie.

– Halinka! – krzyknął.

Nie wyglądała dobrze. Ledwo umykała przed smukłą napastniczką w skórzanej kurtce. Wreszcie pochwyciła ją, wykonała rzut, po czym upadła na piasek, trzymając się za bok. Szarik zamrugał. Nie był pewien, co dokładnie się stało. Czemu babsko z wargami czerwonymi jak cegła nadal stało na nogach po rzucie, gdy Halinka walczyła o oddech?

– To koniec – oznajmiła Vivien. – Wasza przyjaciółka dobrze sobie radziła, lecz Swietłana... To Swietłana.

– A Halinka to Halinka – zaprzeczył kot. – Zaraz wssstanie!

Nie przegra. Nie ma mowy! Zjeżył się, skubiąc pazurami narzutkę. No dalej, dziewczyno! Wstań i unieś ogon!

Halinka się podźwignęła i otarła usta wierzchem dłoni. Uśmiechnęła się nonszalancko, co prezentowało się iście upiornie na poturbowanej twarzy. Kopnęła (nieskutecznie), dalej uderzyła pięścią (nadal nieskutecznie), aż nagle grzmotnęła skórzaną babę w jej małpie wargi.

– TAK KURRRWA! – Szarik okładał powietrze łapkami. – A nie mówiłem?! No chyba, że mówiłem!

Vivien gapiła się na ekran jak zaczarowana. Kilkakrotnie zamrugała, by znowu się skupić na „skórzanej" pieszczącej się z rozciętą wargą.

– Nie-niesamowite – wydukała. – Zraniła ją! Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby ktoś ją zranił!

– Tak? To poczekaj, aż się pokaże Wasilij! – zapewnił Szarik.

Vivien wskazała leżącą postać widoczną w samym rogu kadru. Szarik i Aneta synchronicznie podbiegli bliżej ekranu. Wasilij? Czy tam leżał Wasilij? Kto go pokonał? Jak?!

– To już koniec.

Stwierdzenie Vivien przywołało Szarika do rzeczywistości. Dzięki temu jeszcze zdążył zobaczyć uderzenie łokciem i...

Upadek.

Halinka osuwała się jak w zwolnionym tempie. Najgorzej wyglądały jej oczy, jak gdyby ktoś wydarł z nich świadomość, zostawiając przykrą pustkę. Swietłana złapała ją za przedramię niczym kukłę, opuściła na ziemię i obróciła na bok pchnięciem stopy.

Vivien wyłączyła ekran.

– Halinka! – krzyk Anety, uprzedził Szarika.

– Sza! – Fantazyjna fryzura Vivien zadrżała. – Sami widzicie, że kończy nam się czas. A ja mam wiele do przekazania. Po pierwsze: musicie uwolnić towarzyszy, zanim wejdą z Szarym w kontrakt. Inaczej skończą jak ja oraz wiele innych.

– Czyli jak? – wycedził Szarik.

– Niewolnik na usługach u Szarego. Nie zdajecie sobie sprawy, jak wnikliwie musiałam przeczytać własny kontrakt, aby zrozumieć, ile dokładnie mogę zrobić, by wam pomóc i jednocześnie nie złamać warunków.

– Co robisz dla Szarego? – Podejrzliwy głos Anety w połączeniu z jej hardą postawą ciała sprawiły, że Szarikiem wstrząsnął dreszcz satysfakcji. Zachowywała się niczym ten fajny i przystojny kolega z seriali, które Halinka oglądała nałogowo!

– Utrzymuję dom – wyjaśniła Vivien. – Nie mogę co prawda zmieniać rozkładu pomieszczeń w sposób nieautoryzowany, ale na szczęście nikt nic nie napisał o wentylacji oraz tworzeniu nowych przejść. – Zatarła ręce. – Dlatego za chwilę wrócicie do szybu, a ja pokieruje was we właściwe miejsca, abyście mogli pomóc towarzyszom. Jednakże zanim to się stanie, musicie mnie uważnie wysłuchać...

– Cały czas słuchamy – mruknął Szarik.

– Będę szczera. Nie pokonacie Szarego bez mocy. – Łypnęła na obydwu towarzyszy bardzo wnikliwie. – Dlatego musicie złożyć wizytę pewnemu sprzedawcy kebabów.

Szarik ochoczo przytaknął. Propozycja brzmiała aż nadto rozsądnie. Przez te wszystkie emocje znowu zgłodniał.

– Czekaj, czekaj. – Aneta skrzyżowała ręce na piersi. – Do sprzedawcy kebabów? Po co?

Szarik zmierzył Anetę nieprzychylnym spojrzeniem. Do bólu ludzkie zachowanie. Z jakiegoś powodu przedstawiciele gatunku człowieczego potrzebowali wiedzieć co, po co i dlaczego. Jak gdyby pyszny kebab sam w sobie nie stanowił wystarczającej zachęty.

– Żeby otrzymać moc. – Vivien machnęła niecierpliwie ręką, a Szarik odskoczył do tyłu, unikając drapnięcia wystającymi tipsami. – Pamiętajcie, aby bardzo uważnie sformułować swoje wymagania! – Pogroziła „szponem".

– Co ty pleciesz? – Aneta wyglądała, jak gdyby miała wszystkiego serdecznie po dziurki w nosie, czyli dokładnie jak Halinka. Szarik poczuł, że ściskają mu się wnętrzności. Głód czy może żołądek nie radził sobie ze szczurem? Nie! Chodziło o towarzyszy! To było jasne jak słońce. Muszą jak najszybciej ich uratować! Inaczej się popłacze i będzie głupio.

– A jaką ty masz moc? – zapytał.

– Moc architekta – odparła Vivien. – Doświadczyliście już jej na własnej skórze. Pokoje z zagadkami oraz zapętlona wentylacja.

– Zagadki to twoja robota?! – Szarik zachichotał. – Nie chcę być niemiły, ale tak jakby nie masz czym się chwalić...

– Szary je zaprojektował. – Vivien zmarszczyła czoło, a jej barki zaokrągliły się, jak gdyby dźwigały niewidzialny ciężar. – Niemniej to ja je wykonałam. Cóż za hańba...

– Zaiste – dorzucił Szarik. Tylko to mu przyszło na myśl, gdy próbował znaleźć właściwą reakcję na określenie „hańba".

– Skąd mamy wiedzieć, że z nami nie pogrywasz? – Aneta wskazała ją palcem. – Może właśnie wykonujesz kolejny rozkaz Szarego?

– Nie musisz korzystać z mojej pomocy – odparła Vivien. – Po prawdzie w ogóle na ciebie nie liczę, tylko na małego kotka i jego właścicielkę. – Schyliła się do Szarika i pogłaskała za uszami. – Widzę w Halince nieskończony potencjał. Jeśli teraz jej pomogę, kto wie, jak się wszystko potoczy? Może da radę wywrócić szachownicę i zakończyć grę na dobre?

– Szachy to moja specjalność – zirytowała się Aneta. – Jedyne co Halina potrafi to przyłożyć...

– Przyłożyć w odpowiednie miejsce i we właściwym czasie – poprawiła Vivien. – Niesamowicie ważna umiejętność. Ludzie tacy jak ona rodzą się raz w stuleciu. Pozostali są jak my. Płyną z prądem. Udają, że problemu nie ma. A wtedy świat pochwyca nas w sidła i stajemy się niewolnikami.

Aneta zacisnęła usta, marszcząc groźnie brwi.

– Wypieraj się tego, ile chcesz – kontynuowała Vivien. – A to nie zmieni faktu, że coś sprawiło, że poszłaś za Halinką. A jest to „coś", co posiada ona, lecz nie ty.

Aneta długo milczała. Wreszcie odwiodła wzrok i rzekła:

– Po prostu podaj nam adres twojego durnego sprzedawcy kebabów.

– Ale zanim to zrobisz... – Szarik zeskoczył na podłogę i czmychnął do małego kwiatka. Zwymiotował za wazonem. – A jednak szczur się nie przyjął... – stęknął. – No dobra. Teraz możesz mówić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro