8.2 Baba Jaga i podziemie tajemnic
Pierwszym słowem, które przyszło jej do głowy po przekroczeniu progu, była „wilgoć". Jej źródłem okazało się podziemne jeziorko, na które nie potrafiła przestać się gapić. Czemu ktoś miał coś takiego w swoich podziemiach? Czemu ktoś w ogóle posiadał podziemia? Jakim cudem woda nie podmywała fundamentów? Pomasowała skronie. Przy Szarym zawsze się działo za dużo dziwnych rzeczy...
Ostrożnie dreptała po śliskich kamieniach, czując się niczym mały hobbit. Zmierzała do dwóch wyschniętych drzew, zza których bił nieśmiały blask wyróżniający się w szarym półmroku pomieszczenia-jaskini. Gdy się do niego zbliżyła, dostrzegła drzwi podświetlone „ledami", które układały się we wzór arkady.
– Kto hoczet byt milionierom? – zapytał żeński głos pozbawiony emocji.
Halinka podniosła oczy na głośnik.
– Co to za dziwne zabezpieczenie? – zapytała.
– Kto hoczet byt milionierom? – odpowiedział głośnik.
– Wasilij? – Halinka włączyła latarkę i się rozejrzała.
Trener moczył swoje bose stopy, zaraz obok Maszy, która stała nieruchomo w wodzie, by raz na jakiś czas błyskawicznie uderzyć taflę łapą.
– Wasia!
Mężczyzna obejrzał się i potruchtał po kamieniach, jak gdyby miał pod nogami mięciutką trawkę.
– Co to mówi? – zapytała, gdy znalazł się przy niej.
– Kto hoczet byt milionierom? – powtórzył głośnik.
– Kto chce być milionerem – przetłumaczył trener.
– A kto nie chce? – prychnął Szarik.
Halinka poprawiła włosy związane w ogon. Czyżby kolejna zagadka? Tylko czemu po rosyjsku? Poprzednio udało im się ruszyć dalej, dzięki naturalnej umiejętności „samokompresowania się", którą posiadał niemal każdy kot, a w tym oczywiście i Szarik. Natomiast teraz problem wydawał się wręcz stworzony pod Wasilija. Podejrzane!
Zadowolone parsknięcie wyrwało Halinkę z rozmysłów. Masza poczłapała na brzeg, ściskając w zębach świeżą rybę. Przynajmniej ktoś tu się dobrze bawił...
– Spróbuj odpowiedzieć na pytanie – poprosiła Wasilija.
– Kto hoczet byt milionierom?
– Ja – rzucił trener.
Muzyka uderzyła gwałtownie, ale na szczęście zniknęła równie szybko. Nie zniknęły natomiast dziwaczne dyskotekowe światła, które mogłyby przyprawić o atak epilepsji. Wreszcie „LEDy" przestały migać kolorami, a na drzwiach ukazało się rosyjskie zdanie zakończone pytajnikiem.
– Wsie emocje odnim slowom – przeczytał Wasilij.
– Wszystkie emocje jednym słowem? – spróbowała przetłumaczyć.
Wasilij kiwnął. Halinka skrzyżowała ręce, opierając ciężar ciała na lewej nodze. Czy zamieniła rozum na czystą kartkę papieru? Nie potrafiła wpaść na żadną sensowną propozycję. Spojrzała z nadzieją na Szarika, lecz ten wpatrywał się w kierunek, z którego przyszli. Przykucnęła i dotknęła jego najeżonej sierści.
– Widziałem ruch – szepnął kot. – Chyba coś nas śledzi.
– Jesteś pewien?
– Nie jestem, ale... Czuję się dziwnie od momentu, w którym weszliśmy do posiadłości. Jak gdyby coś pragnęło mnie chwycić i... wygłassskać.
Prychnęła. A czego niby się spodziewała? Powagi od kota? Wróciła się do Wasilija, który dalej studiował wnikliwie zagadkę.
– I jak? – zapytała.
Przycisnął palec do ust. Halinka się speszyła. Może czymś się zajmie, żeby nie przeszkadzać? Zerknęła na jeziorko. Spacer nie wydawał się złym pomysłem.
W połowie drogi zmieniła zdanie. To BYŁ głupi pomysł! Czuła każdy kamień pod podeszwą, a w dodatku ślizgała się, przez co klapek czasem uciekał w bok, pozwalając stopie zetknąć się z twardą nawierzchnią. Rezygnowanie na tym etapie nie robiło już różnicy. Tak czy inaczej, musiała pokonać taki sam odcinek, by wrócić do Wasilija. Idąc dalej, poświeciła latarką, by znaleźć swoją drużynę. Masza człapała z powrotem do wody, najpewniej z zamiarem złapanie następnej ryby, a Szarik siedział na barku trenera i odchylał łebek w stronę przeciwną do głowy Wasilija. Wyglądali całkiem uroczo.
Dotarła do metalowych drzwi, przez które wkroczyli wcześniej do jaskini, i usłyszała dziwny dźwięk. Musiała to sprawdzić. Zebrała w sobie całą siłę woli i zajrzała raz jeszcze do pomieszczenia pełnego zabawek dla dorosłych. Wrota prowadzące do wyjścia z podziemi zamknęły się, wydając charakterystyczny zgrzyt. Wpadła do środka i spróbowała namierzyć intruza. Poszłoby to lepiej, gdyby zamiast tkwić w miejscu jak kołek i wodzić oczami, faktycznie przeszukała okolicę.
– Chyba wolę niewidzialnego wroga, niż znowu chodzić po TYM – burknęła.
Wracając do Wasilija, starała się mieć oczy dookoła głowy. Światło jej latarki ślizgało się od kamienia do kamienia, aż nagle zatrzymało się na czymś, co przypominało nogawkę restauracyjnego stroju służbowego. Dziwny widok zniknął szybko i bezszelestnie, pozostawiając Halinkę w zakłopotaniu. Chciała wierzyć swoim oczom, lecz z drugiej strony miała za sobą dwanaście godzin pracy, walkę z wampirem i kulturystami oraz przeprawę przez podziemia Szarego. Machnęła ręką. Jeśli idzie za nią zabójca, niech i tak będzie. Lepsze już to niż kolejny zalotnik.
Zatrzymała się przy trenerze i zerknęła na niego z nadzieją.
– Ja nie znaju otwieta – odparował.
Halinka odruchowo się rozejrzała za skrzynką wódki. Stała na brzegu tuż obok Maszy, która zajadała się kolejną rybą. Za daleko, żeby znowu wracać do jeziora. A zresztą, Wasilij przecież nie potrzebował polskiego, aby rozwiązać zagadkę.
– Wszyskie emocje jednym słowem – powtórzyła pytanie. – Co to, kurwa, może być?
Wasilij wskazał ją drżącym palcem. Na jego twarzy rysowała się czysta „eureka".
– Bliat! – krzyknął.
Drzwi zatreszczały, po czym otworzyły się w najbardziej niekomfortowy sposób, który w życiu widziała. Część uniosła do góry, dwie kolejne obróciły się niczym opony, lecz w przeciwnych do siebie kierunkach i rozsunęły odpowiednio w prawo i lewo, a ostatni fragment po prostu spadł na ziemię. W źrenice Halinki uderzyła biel tak jaskrawa, że aż drażniąca.
– Masza! – Wasilij pomachał niedźwiedzicy. – Idi siuda!
Kolejne pomieszczenie przytłaczało ciasnotą. Czyżby Krystianowi wreszcie się skończył budżet na głupoty? Znajdowali się w białym pokoju bez niczego. Żadnych mebli, żadnych ozdób, zupełnie jakby ktoś zawiesił ich poza czasem i przestrzenią. Na ścianie na wprost zobaczyła kwadratowy panel z rysunkiem łapy niedźwiedzia. Spojrzała na Maszę, po czym na rysunek łapy, znowu na Maszę i znowu na rysunek. Nie... To nie mogło być aż tak proste.
Masza poczłapała do panelu, nacisnęła go, a ściany z wyjątkiem tej za plecami uniosły się do góry. Znaleźli się w dokładnie takim samym pokoju, tyle że większym. Naprzeciwko widniał kolejny panel z rysunkiem kociej łapki.
– Stop! – Nie potrafiła już dłużej znieść frustracji. – Znam to! Widziałam setki razy! Cholerne zagadki dopasowane pod cholerne umiejętności cholernej drużyny! Nie ma w tym żadnego sensu! Nikt tak nie zabezpiecza istotnych rzeczy! Po prostu nie!
– Szto s niej? – zapytał trener Szarika.
– Nie zwracaj uwag. Czasem już tak ma. – Kot podbiegł do panelu, podskoczył i nacisnął łapką.
Białe ściany wsunęły się w podłogę, niestety ciągle znajdowali się w białym pokoju, lecz jeszcze większym. Chociaż nie! Halinka przyjrzała się uważniej. Z jednej ze ścian wystawał automat z bokserską gruszą.
Tym razem naprzód udał się trener. Zamachnął się i uderzył.
I nic się nie stało.
Halinka westchnęła i poczłapała przed siebie. Wasilij odsunął się, wskazując na ekran automatu. Łypnęła na animacje kobiety zamachującej się klapkiem i zaklęła.
– To jest moja zagadka? – zapytała. – Poważnie?! Ale przecież... Mam znacznie więcej umiejętności niż bicie ludzi klapkiem! Szarik i trener dostali fajne zagadki, czemu ja mam to?!
– Nie marrrudź – mruknął kot. – Zrób, co trzeba i chodźmy dalej.
– Odmawiam! – Nie zgodzi się na to. Po prostu nie! Zasługiwała na coś lepszego.
– Halinka – zaczął trener.
– Co „Halinka"? – przedrzeźniła. – A jakbyś ty zareagował, gdybyś dostał taką zagadkę?!
– Daj ssspokój – syknął Szarik. – Chcesz pokonać Szarego czy nie?
Ściągnęła klapek i podała Wasilijowi.
– Ty to zrób – zażądała.
Wasilij chwycił klapek, ustawił się w rozkroku, zamachnął i trzepnął gruszę z matczyną precyzją.
I nic się nie stało.
Oddał Halince klapek, patrząc na nią surowo.
– Wpieriod, Halinka – nakazał z zawodową pewnością siebie.
Zanim zrozumiała, co robi, jej ręka już chwyciła klapek i trzasnęła nim cel. Czy właśnie tak się czuł pies Pawłowa? Nie doceniła potęgi Wasilija. Tyle z nim trenowała, że wystarczyło, aby użył odpowiedniego tonu, a ciało samo wyprowadzało uderzenia.
Tym razem ściany po prostu się przewróciły. Szarik potruchtał bliżej i powąchał jedną z nich.
– Strasznie są cienkie – stwierdził. – Założę się, że dałbym radę przebić na drugą stronę samymi pazurami.
Halinka umknęła naprzód. Jeśli spróbuje choćby chwilę pomyśleć nad zagadką, którą właśnie rozwiązała, dostanie ataku złości. Będzie kopać, gryźć i bić z frustracji, a przecież nie wypadało w ten sposób zachowywać się dorosłemu człowiekowi, który pracował, wynajmował mieszkanie i płacił rachunki.
– Ale śmieszna sprrrawa. – Kot zmrużył oczka i wyszczerzył zęby, co Halinka nauczyła się rozpoznawać jako rozbawienie. – Wcale nie musiałaś rozwiązywać tej zagadki. Gdybyś uderzyła w ścianę...
Halinka porzuciła godność i zaczęła ścigać kota po całym pomieszczeniu. Wytarmoszenie Szarika pod włos może i było dziecinne, ale chrzanić dorosłość! Nic dobrego z niej nie wynikało tak czy inaczej.
Gdy skończyła, położyła się na podłodze tuż obok furczącego Szarika, który dzięki jej staraniom przypominał końcówkę kudłatego mopa. Czuła się lepiej. Przez krótki moment chciała wręcz chichotać, lecz nagle z odmętów umysłu wyczołgało się przykre podsumowanie jej położenia. Czy gdyby jedynie usłyszała o przygodach kogoś takiego jak ona, ale nie musiałaby w nich uczestniczyć, potrafiłaby z tego się śmiać? Najpewniej tak.
Usiadła i podparła się dłonią o wielką płytkę podłogową. Skupiła się na otoczeniu. Liczne punktowe światła sufitowe zalewały okolice bielą. Na szczęście tym razem ściany miały przyjemny dla oka zielonkawy odcień. Pojawiło się również nieco mebli, lecz na samym końcu pomieszczenia. Wasilij umościł się na skrzypiącej, skórzanej kanapie. Przysuwał bliżej siebie stoliczek, na którym znalazły się pięć butelek wody i zestaw przekąsek w miseczce z pyskiem Maszy w środku. Trener chwilę siłował się z blatem i niedźwiedzicą, aż wreszcie zadowolony z rezultatu chwycił plastikowy kubek i nalał sobie wody.
Halinka wstała, zaczekała, aż Szarik wskoczy jej na bark i dołączyła do pozostałych. Usiadła na drugiej kanapie ustawionej prostopadle w stosunku do tej, którą zajmował Wasilij. Zerknęła na podświetlony automat z kawą i batonami znajdujący się przy ścianie naprzeciw, a następnie na kolejne drzwi. Wyglądały na wykonane z tektury. Bardzo dobrze. Będzie okazja, żeby coś rozwalić.
Kot wylądował Halince na kolanach i posłał jej wymowne spojrzenie. Kiwnęła i zajęła się układaniem sierści, którą chwilę wcześniej sama ustawiła „na sztorc".
– Mam nadzieję, że nikt z was nie umie grać w szachy – odezwała się.
– Ja umiem. – Aneta wychyliła się do przodu.
Halinka wytrzeszczyła na nią oczy. A skąd ona się tu wzięła? Jak długo siedziała obok Wasilija?! Czemu ją przegapiła?! Aneta sięgnęła po wodę, po czym oparła się o kanapę, ponownie znikając za potężną sylwetką trenera. No tak...
– Jak się tu dostałaś? – Halinka starała się ukryć zdumienie.
– Weszłam do pokoju, gdy zajmowałaś się dręczeniem swojego kota. – Słyszała tylko głos Anety, gdyż dziewczyna się nie pofatygowała, by znowu łaskawie ukazać. – Swoją drogą, źle układasz mu futro.
Szarik zeskoczył z kolan Halinki i czmychnął do Anety. Wychyliła się, by mieć go na widoku. Aneta zdjęła firmowy kaszkiet, odsłaniając długie do ramion włosy koloru „błąd", którymi zarzuciła na boki, jak gdyby reklamowała szampon. Następnie zaczęła się trudzić nad sierścią Szarika, gdy ten reagował mruczeniem na każdy jej dotyk. Cholerny zdrajca...
– Nie o to mi chodziło. Czemu w ogóle tu jesteś? – Halinka machinalnie sięgnęła do miski z przekąskami i stuknęła Masze w ucho. – Oj, przepraszam.
– Zostawiłaś mnie samą ze zdemolowanym lokalem – odparła Aneta. – Co niby miałam powiedzieć policji i Konradowi? Że walczyliśmy z wampirem, a później zabiłam go nóżką od krzesła? – Pokręciła głową. – Sama ciągle nie potrafię w to uwierzyć.
– Ale czemu polazłaś za mną?
– Bo też to widziałaś! – warknęła. – Jeśli już będę musiała się tłumaczyć, zrobię to z kimś, kto poświadczy, że mówię prawdę.
Halinka zakłopotała się. Na to nie wpadła. Tak bardzo zafiksowała się na zemście, że nie obchodziło ją nic innego.
– Czyli śledziłaś mnie od samego początku – podsumowała. – Dlaczego? Nie mogłaś po prostu do mnie podejść i powiedzieć: idę z tobą?
– Po tym, jak powiedziałaś, że popełnisz morderstwo? – Aneta fuknęła. – Bez urazy, ale zachowywałaś się jak wariatka. Choć po tym, co zobaczyłam w tej posiadłość, już ci się nie dziwie. Ten świat naprawdę schodzi na psy...
Szarik zjeżył się i syknął.
– No już, już – zaszczebiotała. – Dobry kotek...
– Wiesz, że on gada? – burknęła Halinka.
Anecie zadrżała nieco dłoń, lecz szybko się opanowała.
– Wiem – rzuciła.
– I nie przeszkadza ci to?
Czoło dziewczyny się zmarszczyło.
– Zawsze marzyłam o gadającym zwierzątku – odparła wymijająco. – Może zamieszkasz u mnie, Szarik?
– Może i zamieszkam – wymruczał kot.
– Oż ty zdradzieckie... – Halinka odchrząknęła. – Wiesz co? Bierz go sobie! Tylko mi drapie meble i wypija całe piwo. A co dostaje w zamian? Zero wdzięczności! Zero lojalności!
– Haliiinka. – Szarik czmychnął przez stół i wylądował na jej kolanach. – No przecież żarrrtuję sobie.
– No dalej! Idź sobie do niej! Po co ci ja? – Wyrzucała z siebie całe oburzenie, a jednocześnie głaskała wrednego sierściucha. Cholera... Chyba właśnie dawała sprzeczne sygnały.
Wasilij podniósł się i po prostu ruszył do drzwi. Rozumiała go. Przepychanki między koleżankami były zabawne wyłącznie dla samych koleżanek, lecz nigdy dla przypadkowych postronnych. Masza oblizała pustą już miskę i również poczłapała za trenerem.
– Masz ostatnią szansę, by zawrócić – poinformowała Anetę.
Blondynka prychnęła i jak gdyby nigdy nic dołączyła do trenera i niedźwiedzicy. Halinka przygryzła wargę. Nie chciała być ostatnią przy drzwiach! Na szczęście Szarik... Zaraz! Szarik?!
Jakimś cudem kot już stał na plecach niedźwiedzicy.
– A niech to – szepnęła. Czas wziąć się w garść! Jeszcze chwila, a drużyna sama wykona jej misję! – Trenerze, wyważaj! – rozkazała.
Wasilij nacisnął klamkę i pchnął. Drzwi otworzyły się. Halinka zjechała niżej na oparciu. Może jednak poczeka jeszcze chwilę tu...
– Chodź! – zawołał Szarik.
Niechętnie podniosła się i poczłapała za towarzystwem. Zamarła, gdy stanęła na progu. Przetarła kilka razy powieki (tak dla pewności), po czym zaniosła się serdecznym śmiechem. Następny pokój był ogromną szachownicą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro