50 Czarny Rycerz
Orion próbował zapanować nad oddychaniem. Nienawidził panikowania, gdyż gwałtownie zużywało bezcenną energię. Właśnie pędzili podziemiami dziwnego pałacyku. Nie wiedział, ile czasu jeszcze tu spędzą. W takiej sytuacji oszczędzanie sił to konieczność, choć łatwiej powiedzieć niż zrobić.
– Szarik... – stęknął.
– Świeże powietrze z prawej odnogi – poinformował kot.
Orion kiwnął i pognał we wskazanym kierunku. Niestety krajobraz nie zmienił się zbytnio. Gnali kolejnym wąskim korytarzem, którego zimne ściany okazjonalnie dekorowały futurystyczne światła, udające pochodnie.
– Poprzednim rrrazem... to wyglądało inaczej – mruczał pod nosem Szarik.
– Dobry pieszek – zgodził się Falafel.
Pies jako jedyny nie okazywał żadnych symptomów zmęczenia. Dobrze. Jeśli dojdzie do najgorszego, po prostu chwyci Szarika i z nim ucieknie. Przynajmniej nikt postronny nie ucierpi.
– Ssskup się na drodze, Orionie – pouczył go kot. – Lewa odnoga.
Rycerz kiwnął.
Wreszcie coś się zmieniło. Okrągła kamienista przestrzeń, a pośrodku – jezioro? Emitowało niebieskawe światło, dzięki czemu nie tonęli w ciemnościach. Szybko rozejrzał się wokół. Widział kolejne tunele umieszczone w równych od siebie odstępach. Gdyby je połączył ze sobą liniami, wyszedłby krzyż.
– Którędy? – zapytał.
– I znowu wygląda to nieco inaczej – zirytował się Szarik.
– Którędy?
– Myślę!
– Nie mamy na to czasu.
– Podejdziemy do każdej – stwierdził kot. – Przez tę cholerrrną wilgoć nic nie czuję.
Plan wydawał się sensowny, lecz wkrótce okazało się, że posiadał słaby punkt. Kamienie pod nogami były zbyt śliskie. Orion kilkukrotnie przechodził w bieg, lecz gdy niemal się zadźgał mieczem Swietłany, ostatecznie pogodził się z tym, że musi zwolnić. Oby to zadziałało tak samo na Czarnego Rycerza...
– Sssskoro jest chwila, jaki masz plan? – Szarik wspiął się na Falafela i rozłożył się na jego grzbiecie.
– Znaleźć Halinkę, tę prawdziwą – odparował Orion.
– A w jaki sposób to pomoże?
– To jej świat, tak? Może nad nim jakoś zapanuje.
– Aha...
– No co?
Kot podrapał się za uchem.
– No dalej, widzę, że nie podoba ci się mój plan – ponaglił Orion.
– Nie chcę być czarrrnowidzem – mruknął Szarik. – To nie tak, że twój plan jest kompletnie zły, po prostu... – westchnął. – Gdy słyszałem Halinę po raz ostatni, sama błagała o pomoc. – Kot zmarkotniał. – Podejrzewam, że właśnie dlatego ty i pozostali ssskończyliście w tym miejscu.
– Nie jestem pewien czy rozumiem...
– Sposób, w jaki to ujęła, ma znaczenie. – Szarik zwiesił uszy. – Powiedziała: błagam, niech ktoś mi po prostu pomoże. Pewnie dlatego Ego wciągnęła każdego, kto jej dotknął.
Orion poczuł, jak jeżą mu się włosy na rękach. Czyli to naprawdę koniec...
– Zmiana planów – oznajmił twardo. – W tej posiadłości na pewno są jacyś ocalali. Musimy ich uratować, zanim...
Orion obejrzał się. Z przejścia wyłoniła się czarna postać. W półmroku najbardziej wyróżniały się jej oczy żarzące się zgniłą żółcią.
– Szlag... – warknął Orion. – I jak?! Czujesz coś?!
– Nic szczególnego. – Szarik zeskoczył z Falafela, wznawiając koci trucht. – Zaczekaj... – Przystanął i uniósł nos. – Ślepa uliczka. Idziemy dalej.
Falafel przytaknął szczeknięciem.
– No to biegiem do kolejnego przejścia!
Orion walczył o równowagę, a przez to prawie nie zauważył, że Falafel wyrwał mu miecz z ręki. Pies natychmiast przeszedł w bieg, podczas którego okazjonalnie ocierał ostrzem o kamienie. Rycerz nie zdążył zaprotestować. Po prostu gonił zwierzaki, usiłując za wszelką cenę zachować równowagę. Przynajmniej tym razem upadek nie groził śmiercią od własnego miecza. Czasem zerkał za siebie. Z satysfakcją zaobserwował, jak Czarny Rycerz wyłożył się na śliskich kamieniach.
– Orionie! – warknął Szarik. – Patrz na drrrogę!
Orion odwrócił się. Kolejne przejście wyglądało wyjątkowo zachęcająco, choć najpewniej wskutek myślenia życzeniowego.
– Świeże powietrze! – krzyknął Szarik, lecz nagle się zawahał. – Jesteś pewien, że chcesz tam wejść?
– Czemu pytasz? – odparował rycerz.
– Tu mamy go na widoku – wyjaśnił kot. – No i możemy krążyć wokół jeziora. Może w końcu opadnie z sił?
– Nie opadnie – zapewnił rycerz.
– W takim rrrazie jak to pokonać? – prychnął Szarik.
– Czy bym uciekał, gdybym wiedział? – Orion oparł się o półkolisty wlot dłonią i złapał kilka głębszych oddechów. – Zostańcie tu. Sam pójdę dalej.
– Żelazna logika – westchnął kot, po czym razem z Falafelem wbiegli do tunelu.
Orion zaklął i podążył za nim. Cholerne waleczne zwierzaki... Gdy wkroczył do środka, zamarł jak mysz pod miotłą. Czarne zbroje o skomplikowanych zdobieniach ustawione w równym rzędzie gapiły się prosto w jego duszę! Wbiegli z deszczu pod rynnę! Zamiast jednego Czarnego Rycerza naprzeciw stała cała armia!
– To tylko zbrrroje! – zapewnił Szarik.
Orion zamrugał. Faktycznie. Miał przed oczami najbardziej złowieszczą zbrojownię, w której się kiedykolwiek znalazł. Nawet ściany nie dawały ukojenia, gdyż oprócz futurystycznych „pochodni" wisiały tam czarne dwuręczne miecze i olbrzymie pawęże!
– Zniknęło! – zapiał Szarik.
– Co? – Orion z trudem oderwał wzrok od mrocznych pancerzy.
– Dalsza droga! – miauknął. – Nie czuję już ciągu powietrza!
Orion przymknął powieki. Pułapka... Do przewidzenia.
– Uciekajcie stąd – rozkazał.
– Ale...
– Musicie znaleźć ocalałych. – Orion chwycił kota i uniósł przed twarz. – Pojmujesz?
– Sssłuchaj...
– Nie ma czasu! – uciął Orion. – Halinka błagała o pomoc, tak? Znajdź ją i uratuj!
Kot nie odpowiedział, ale nie chciał jakoś zdjąć z niego żółtego spojrzenia.
Zgrzyt!
Orion wypuścił zwierzę, a sam czmychnął między zbroje. Ostrożnie wyjrzał zza jednej. Wyjście z pomieszczenia właśnie odciął Czarny Rycerz. Szedł wolnym krokiem, który kojarzył się z zacinającym mechanizmem. Końcówka jego miecza rysowała czarno-białe płyty podłogowe. Nagle stanął w miejscu i się wyprostował. Wciągnął mocno powietrze nosem, po czym obrócił się tak sztywno, jak gdyby był pomnikiem, i popatrzył prosto na kryjówkę Oriona. Zmiótł uderzeniem zbroje, stojące na przeszkodzie. Siła cięcia porozrzucała je niemal po całym pokoju, wywracając też kolejne.
Orion skulił się i ruszył dalej najciszej, jak potrafił. Szkoda tylko, że taktyka wkrótce przestanie działać. Czarny Rycerz po prostu parł przed siebie, wywracając kolejne stojaki lub rozbijając je w pył strasznymi wymachami czarnego jak smoła miecza.
Brzdęk!
Czarny Rycerz zamarł.
Brzdęk! Brzdęk!
Obrócił się skokowo w kierunku hałasu.
Szarik stukał łapką o leżący na ziemi hełm. Orion nie zmarnował okazji. Ponownie cichutko czmychnął w kolejne skupisko czarnych pancerzy.
Brzęk! Brzdęk! Brzdęk!
Orion machnął Szarikowi ręką. Wystarczy już! Po prostu uciekaj!
Czarny Rycerz zamachnął się i cisnął mieczem niczym oszczepem. Trafił prosto w ruszający się hełm. Szarik odskoczył do tyłu i wpadł do napierśnika, z którym następnie zaczął się panicznie siłować. Czarny Rycerz ruszył do ściany, z której ściągnął kolejny miecz. Ponownie stanął w miejscu i zaciągnął się powietrzem niczym bestia węsząca krew. Naprzeciwko niemu wyszedł Falafel z kataną w ustach. Upuścił broń i zamerdał ogonem. Przechylił nawet nieco łeb, dając całym sobą do zrozumienia, że chce się bawić. Czarny Rycerz wlepił w niego żółte spojrzenie, po czym powoli uniósł miecz. Orion zacisnął pięści. No uciekaj głupi psie! Zaraz zginiesz! Falafel przylgnął do ziemi, pokręcił tyłkiem i wydał z siebie przyjazne szczeknięcie. Orion dłużej nie zwlekał.
– TU JESTEM! – Wywrócił kopniakiem swoją kryjówkę.
Czarny Rycerz namierzył go wzrokiem. Zignorował Falafela. Niespiesznie ruszył w jego stronę. Orion rozejrzał się rozpaczliwie wokół. Miecz na ścianie! Szybko zerwał go i natychmiast stęknął. Ależ ciężki! Jakim cudem Czarny Rycerz wymachiwał czymś takim i to jedną ręką? Zaklął i pozwolił ostrzu opaść na podłogę. Nie da rady go użyć...
Zaczekał, aż Czarny Rycerz znajdzie się bliżej, i przewrócił kopniakiem zbroję, którą przeciwnik bez problemu zbił na bok pawężą. Orion ściągnął hełm z kolejnej zbroi i cisnął w Czarnego Rycerza. Tym razem wróg odbił mieczem, posyłając pocisk z powrotem w Oriona. Ten zdążył uskoczyć, lecz potworny hałas uświadomił mu, że cały rząd pancerzy właśnie został przewrócony.
Czarny Rycerz grzmotnął pawężą w najbliższą zbroję. Upadła, przygniatając Oriona do podłogi. Orion zmielił w ustach przekleństwo. Rzędy pancerzy były świetną kryjówką, lecz najgorszym możliwym miejscem pod walkę. Potrzebował przestrzeni, by móc użyć swojej zwinności. Z drugiej strony i tak nic by nie wskórał bez porządnego ostrza.
– No dalej! – wycedził. – Zakończ ten koszmar!
Coś ograniczyło jego odczucia do absolutnego minimum. Nie widział nic ponad oczy płonące żółcią. Nie słyszał nic ponad metaliczny zgrzyt. Wreszcie wyczerpał pokłady swojego szczęścia. Śmierć nadchodziła i wcale nie był na nią gotowy. Wrzask przedarł się przez całun obojętności. Szczegóły otoczenia nagle nabrały ostrości. Zmysły przyspieszyły, gdy wszystko wokół jakby zwolniło. Czarne ostrze zbliżało się w zatrważającym tempie, ale rycerz dostrzegał też coś jeszcze. Szarżującego niedźwiedzia!
Orion zmusił się od uniku. Miecz ciągle przejechał się po żebrach, lecz wbił się w posadzkę obok. Sekundę później Czarny Rycerzy został staranowany przez niedźwiedzia. Razem polecieli w zbroje, rozrzucając je po całym pokoju. Orion zasłonił rękami twarz. Dzięki temu doczekał się siniaków na przedramionach, lecz nic ponadto. Stęknął i ostrożnie odsunął się od ostrza wbitego obok. Natychmiast przycisnął dłoń do broczącego boku. Rana potrzebowała solidnego szycia, ale zawsze mogło być gorzej. Mógł być na przykład martwy.
Wrzask!
Orion uniósł głowę. Znał ten głos. Elein Wilhelm właśnie dopadła Czarnego Rycerza, usiłującego skręcić niedźwiedziowi kark, i uderzyła go kijem z taką moc, że pękł na pół. Czarny Rycerz zachwiał się nieco, a moment natychmiast wykorzystał niedźwiedź, który wydostał się ze śmiercionośnego chwytu i nawalił się na niego całym ciężaru, usiłując zerwać zębami płyty zbroi.
Orion gwałtownie się rozejrzał. Gdzie miecz?! Przeczesywał wzrokiem pomieszczenie, lecz porozrzucane wszędzie zbroje nie ułatwiały zadania. Odwrócił się. Czarny Rycerz zrzucił z siebie niedźwiedzia i właśnie siłował się z Elein, która nawaliła się całym ciężarem na jego ramię, wykręcając je pod nienaturalnym kątem. Orion zgrzytnął zębami. Miał coraz mniej czasu! Przypomniał sobie, gdzie po raz ostatni widział ostrze i po prostu udał się w to miejsce. Jedną ręką skwapliwie rozgrzebał hełmy, nagolenniki i karwasze. Jest! Chwycił miecz i się podźwignął. Ruszył przed siebie tak szybko, jak tylko pozwalał rozcięty bok.
Elein trzymała Czarnego Rycerza za lewą rękę, gdy niedźwiedź szarpał go za prawą. W każdej normalnej sytuacji to oznaczałoby koniec. Niestety Czarny Rycerz wolno, lecz konsekwentnie ściągał ręce, mimo że zwierzę zapierało się i szorowało pazurami po płytkach. Orion nie zwlekał. Zamachnął się i wbił katanę w odsłonięty tył kolana Czarnego Rycerza. Coś zwaliło go z nóg z taką siłą, że uderzył plecami o podłogę i na moment stracił oddech.
– Orionie?! Edna Miłosierna... ależ krwawisz!
Z trudem wytężył wzrok. Elein Wilhelm dźwignęła się z podłogi tuż obok. Chyba właśnie nią oberwał. Całe szczęście, że dziewczyna w pełni panowała nad kończynami, więc przycisnęła ręce do jego boku.
– Miecz... – stęknął Orion.
– Nie trać sił! – skarciła go.
– Weź miecz... – Odepchnął jej ręce i sam zasłonił swoją ranę. Brakowało mu sił, by porządnie docisnąć, ale nie musiała o tym wiedzieć. Wskazał wolną ręką na czarne dwuręczne ostrze leżące obok.
Nie musiał powtarzać. Dziewczyna chwyciła miecz i uniosła z taką łatwością, jak gdyby wykonano go z pierza. Wrzasnęła i natarła na Czarnego Rycerza szamotającego się z niedźwiedziem. Ostrze przebiło go na wylot, jak gdyby jego pancerz zrobiono z kartonu! Orion aż zamrugał. Jego własne ostrze ciągle sterczało z nogi wroga. Oczywiście weszło na głębokość małego palca, mimo że włożył całą krzepę w pchnięcie, a do tego wybrał słaby punkt. Niby pamiętał, że miecz Czarnego Rycerza był szczególny, ale nie spodziewał się, że wygra nawet z jego zbroją!
Czarny Rycerz zwiotczał, a następnie zamienił się w kałuże smoły, z której... wyjrzała czarnowłosa Halinka?
– Stój... – stęknął.
W samą porę. Elein już zamachnęła się ostrzem, lecz gdy go usłyszała, posłusznie odskoczyła do tyłu. Halinka rozejrzała się lękliwie wokół i schowała się w kałuży tak, że wystawały jedynie nos i oczy.
– Nie jesteśmy... wrogami, prawda? – Orion dźwignął się na nogi i pokuśtykał bliżej. – Czemu próbowałaś mnie zabić?
Halinka pokręciła głową. Wynurzyła rękę i wskazała nią broczący bok Oriona. Ból zniknął. Rycerz sprawdził swoją ranę. Nie zostało po niej ani śladu. Gdyby nie siniaki i ogólne zmęczenie, zacząłby wątpić w to, że walka w ogóle miała miejsce.
– Gdybym nie zrobił uniku, ostrze przeszyłoby mnie na wylot. – Rycerz skrzyżował ręce na piersi. – Zginąłbym.
– Nie dałabym ci umrzeć – odparowała Halinka.
– W takim razie, po co to wszystko? – Orion wskazał ręką porozrzucane zbroje.
– Bo pokonałeś moje lęki. – Halinka wynurzyła się z kałuży i ostrożnie usiadła na płytkach, taplając nogami w smole. – Zaczęłam być ciekawa, jak poradzisz sobie ze swoimi.
– Dlaczego?
– Żeby nauczyć się, jak ja mam poradzić sobie ze swoim.
– I pomogło?
– Dałeś mi do myślenia najbardziej ze wszystkich pozostałych.
Orion pozwolił sobie opaść na podłogę. Panika wreszcie odeszła na dobre, a wraz z nią resztki sił. Rozejrzał się wokół. Falafel właśnie wyciągnął Szarika ze zbroi. Niedźwiedź natomiast usiadł obok Elein i łypnął na czarnowłosą Halinę, która wzdrygnęła się i wskoczyła do kałuży.
– Stój! – Orion zmusił się, by wstać. – Pomogłem ci, prawda?
Halinka kiwnęła.
– A więc jesteś mi winna przysługę – ciągnął. – Wypuść nas stąd.
– Nie.
– Dlaczego?
– Bo ona też tu została.
– Ona? – Orion zmarszczył czoło. – O kim ty mówisz?
– Esencja Motywacji. – Halina ponownie się wynurzyła.
– Motywacji? – zdziwił się Orion.
– Chodzi o naszą Halinkę. – Szarik usiadł na napierśniku obok Oriona. – Tą, z którą tu przyszliśmy.
– Skoro ona wybrała ucieczkę, czemu ja mam stąd wychodzić? – odparowała Halinka. – Najpewniej na zewnątrz jest jeszcze gorzej. Ten koszmar przynajmniej znam.
– Udowodnię ci, że jest inaczej! – odparował Orion. – Napewno! Tylko pomóż mi ją znaleźć.
– Już ją znalazłeś.
Orion czuł, że frustracja zaczyna się uwidaczniać na jego twarzy. Niestety Halinka również to dostrzegła, gdyż ponownie skryła się w kałuży.
– Zaczekaj – poprosił. – Po prostu... pomóż nam znaleźć pozostałych.
– Ustabilizuję traumę – zgodziła się Halinka. – Rozsypie się, dopiero gdy wyprowadzicie więźniów z posiadłości. Uważajcie jednak na Lęki pozostałych. Uwolniłam je, ale już dawno przestałam kontrolować.
Orionowi nie spodobało się to stwierdzenie. Tyle dobrze, że znowu był względnie cały i zdrowy.
– A co z tobą? – zapytał.
– To mój koszmar. – Wzruszyła ramionam, po czym zanurkowała i po prostu zniknęła razem z kałużą smoły.
– Co tu się dzieje? – nie wytrzymała Elein.
– To długa historia – mruknął Orion.
– To może ja opowiem? – podjął Szarik. – Otóż wszystko zaczęło się w momencie, gdy Ego wciągnęła mnie, Anetę oraz Brrrajanka do swojego wnętrza...
Orion podniósł katanę i obejrzał ostrze. O dziwo doczekała się tylko drobnej rysy. Całe szczęście. W odróżnieniu od Elein nie potrafił zrobić użytku z miecza Czarnego Rycerza.
– Orionie, sssłuchasz? – zirytował się kot.
– Nie – przyznał się. – Ciągle mam przed oczami te cholerne czarne zbroje... – Wzdrygnął się. – Możemy zmienić miejsce? Inaczej się nie skupię.
– Chodźmy do jeziora. – Elein oparła miecz o bark. – Ja poprowadzę.
Orion kiwnął. Razem z Elein objął prowadzenie.
– Kim jest ten niedźwiedź? – szepnął.
– Niedźwiedzica – poprawiła go. – I to długa historia.
– I właśnie w taki sssposób zostałem ponownie uratowany z klatki – zakończył Szarik.
Orion stłumił ziewnięcie. Nie chodziło o to, że powieść kota była nieciekawa, po prostu ten akurat fragment przeżył na własnej skórze. Z drugiej strony wreszcie dowiedział się czegoś więcej o dziwacznym świecie wokół niego. A zatem wylądowali w umyśle Ego! Nic dziwnego, że wszystko wokół albo próbowało ich zabić, albo skołować. Musiał jednak przyznać, że nie do końca łapał koncept fragmentów. Czy osobę dało się stłuc na drobne kawałki niczym wazon? Wszystko wskazywało na to, że tak. Na szczęście okazało się, że również można ją poskładać z powrotem w całość. Dziwna sprawa.
– To, co powiedział fragment, jakoś nie daję mi spokoju. – Uniósł kamień i rzucił nim do wody tak, że kilkakrotnie odbił się od tafli. – W sensie, że znalazłem już Halinkę.
Niedźwiedzica Masza warknęła. Orion jako jedyny się wzdrygnął. Jeszcze się nie przyzwyczaił do sposobu, w jaki komunikowało się zwierzę. Z drugiej strony nie śmiał narzekać, a zwłaszcza po tym, jak uratowało mu życie.
– Faktycznie. – Szarik wspiął się po futrze Maszy i stanął przednimi łapkami na jej łbie. – Ego przemieniła cię kiedyś w naszyjnik. Może w tym przypadku to również jest jakiś przedmiot?
Orion zerknął na swoją katanę. Raczej nie. To może rewolwer? Też wątpliwe...
Zaraz!
– Gdy walczyłem ze Swietłaną, pomógł mi różowy klapek – podjął rycerz. – Uważasz, że to może być to?
– No pewnie! – ucieszył się Szarik. – Ale czy ty to go czasem nie zgubiłeś?
– Jest pod górą piasku – potwierdził Orion.
– Zawsze coś – mruknął kot. – No nic. Przynajmniej wiemy, gdzie jessst.
Orion nie podzielał optymizmu. Co z tego, że wiedzieli? Mówili tu o przeczesaniu największej góry piachu, jaką w życiu widział. Mieli szczęście, że udało im się wyciągnąć z niej Anetę i Szarika! Niemniej nie ujął tego w słowa. Nie chciał obniżać morale niepotrzebnym pesymizmem.
– Ruszajmy. – Wstał na nogi i poprawił katanę za pasem. – Musimy znaleźć pozostałych.
– Zgoda. – Elein również podniosła się na nogi i chwyciła czarny miecz.
– Wróćmy się do zbrojowni – zaproponował Szarik. – Obaj jesteście tak jakby średniowiecznymi wojownikami, więc przyda wam się zbroja.
– Nie założę jej – odparowała Elein. – I tak czuję się wystarczająco podle przez to, że używam narzędzia mordu mojego ojca. – Zacisnęła dłoń na rękojeści czarnego miecza. – Nie chcę wyglądać jak Czarny Rycerz.
Orion rozumiał to doskonale. Też wolał tego nie nosić. Nie po tym wszystkim.
– Czarny Rycerz jest niższy ode mnie i Elein – poinformował. – Zbroja na pewno nie będzie pasować.
– Niektóre elementy – zgodził się Szarik. – Ale nie chcę mi się wierzyć, że nie możecie użyć choćby i głupich naramienników.
Orion się zawahał. Kot miał rację. Zwłaszcza że w praktyce i tak nie mogli na siebie założyć zbyt wiele, by się nie spowolnić. Niemniej nawet tyle drastycznie podniesie ich szansę na przetrwanie. Już trzeci raz prawie zginął. Czy naprawdę zlekceważy zagrożenie przez uprzedzenia?
– Niech i tak będzie, kocie – rzekł w końcu.
– Ale... – zaczęła Elein.
– Użyłaś miecza, by przeżyć – uciął rycerz. – Z tego samego powodu użyjesz też i zbroje.
Elein zgrzytnęła zębami.
– Niech cię szlag, Orionie herbu Niedźwiedź – wycedziła i pierwsza wróciła się do zbrojowni.
Rycerz niechętnie podążył za nią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro