Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43 Ekskaligbur

Wasilij trwał w żołnierskim rozkroku z wysoko uniesioną głową. Bezruch był dla niego równie naturalny, co szybka kombinacja sierpowych i prostych, jednakże rzadko kiedy sam musiał stać razem z innymi w szeregu i słuchać czyjegoś kazania.

– Anetka i Brajanek zniknęli bez śladu. – Ego lewitowała wzdłuż mieszkańców bunkra niczym magiczny sierżant przeprowadzający musztrę. Włożyła nawet taktyczną czapeczkę, a na jej sukience pojawiły się kamuflażowe wzory. – Zniknęli bez śladu, a wy coś o tym wiecie. – Otaksowała wzorkiem wszystkich zebranych, zatrzymując się na dłużej na Andre.

Wasilij z kolei starał się na niego nie patrzeć. Na szczęście mężczyzna ustawił się w pobliżu worka treningowego, który nieco go osłaniał. Że też Ego postanowiła przeprowadzać dochodzenie właśnie na sali treningowej...

– Ukrywacie przede mną prawdę. – Ego zawisła przy J-babie, który pokazowo ziewnął. – Ale to nie szkodzi. Sama znajdę rozwiązanie. – Wskazała Andre. – Całe wasze niemyślenie o temacie to bardzo powierzchowne rozwiązanie, gdyż w każdej chwili mogę się wedrzeć wam do głów siłą i przeczesać wszystkie zwoje.

Wasilij przełknął ślinę. Tak też podejrzewał, lecz ciągle lepiej spróbować, licząc na łut szczęścia, niż się po prostu poddać. Wprost nie cierpiał, że ostatnio tak wiele zależało od przypadku. Zdecydowanie brakowało mu poczucia kontroli sytuacji.

– Ale nie zrobię tego. – Ego skrzyżowała rączki na piersi, mijając Olafa i Oriona. – Bo w jednym Aneta ma rację. Takie zachowanie to kolosalna czerwona flaga. Tak się po prostu nie traktuje przyjaciół.

Wasilij westchnął. Aneta... Nigdy nie spodziewał się, że dziewczę o wyglądzie stereotypowej blondynki okaże się tak bystre i przenikliwe. A mógłby, ponieważ przez własną aparycję równie często był traktowany jak tępy osiłek. Całe szczęście, że przystał na jej propozycje i pozwolił Andre po prostu robić swoje. Dzięki temu przynajmniej już wiedział, że istniała szansa na odwrócenie sytuacji. Musiał tylko uzbroić się w cierpliwość.

Co prawda łatwiej powiedzieć niż zrobić.

– W Agwynii... – Jeden z bliźniaków dźgnął palcem w kierunku Ego. Wasilij wytężył wzrok, szukając charakterystycznego pieprzyka przy lewym uchu, który miał wyłącznie jeden z braci. Znalazł go, a więc mówił Damian. – W Agwynii przyjaciołom nie odmawia się piwa!

– W naszym świecie natomiast alkohol jest NIE-ZDRO-WY! – odgryzła się Ego.

– Więzienie ludzi w bunkrze też nie jest zdrowe – odparował Wasilij, zanim zdążył się ugryźć w język.

Ego natychmiast zawisła tuż nad jego nosem niczym wściekła osa.

– Tak?! – zapytała napastliwie. – To wyjaśnij mi, proszę: gdzie dokładnie mam was niby wypuścić? – Zamarła w powietrzu, a mimo to Wasilij ciągle nie potrafił pozbyć się wrażenie, że brakuje tu kociego ogona wściekle zamiatającego na boki. – No gdzie?! Może na Ziemi, gdzie grasują Szary i dżin?! A może po prostu wyrzucić was na łąkę w jakimś obcym świecie, w którym nie umiecie skleić nawet czterech słów na krzyż?!

– Umiemy – mruknął Wasilij.

– Tak? – Ego przesunęła się jeszcze bliżej i szepnęła: – A jak myślisz, dzięki komu?

Wasilij zacisnął usta. Niepotrzebnie wdał się w sprzeczkę. Nie miał kontrargumentów poza: chcę wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce!

– Nie usłyszałem, co powiedziała – mruknął Orion do Elein.

– Ja też nie. – Znużona wojowniczka potarła oczy. – Słuchajcie! To wszystko jest bardzo pouczające i w ogóle, ale czy mogę już wracać do ćwiczeń?! Zgodziłam się tu przyjść, bo obiecano mi gadające psy i koty oraz możliwość treningów. Kot właśnie zaginął, a wasze wewnętrzne dramaty ciągle mnie jakoś nie interesują...

– Surbi! – Ego dźgnęła palcem w kierunku rewolwerowca, który aż się wzdrygnął. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby w końcu zdjęła wzrok z pewnego zmęczonego trenera, który miał już wszystkiego serdecznie po dziurki w...

– T-tak? – Młodzieniec poprawił nerwowo kapelusz.

– Przyprowadzisz Elein Falafela?

– No jasne! – ucieszył się Surbi.

Trener rozumiał jego radość. Nieborak miał z nich wszystkich najgorzej. Z jakiegoś powodu, kopia Ego nie odstępowała go nawet podczas snu.

– Sądziłam, że kto jak kto, a ty akurat będziesz znał mój powód. – W szepcie Ego dało się usłyszeć pretensję oraz... ból?

– Zawsze możesz przestać czytać mi w myślach – zaproponował trener. – Zwykle właśnie po to pozostają myślami, by niepotrzebnie nie ranić innych zbyt wczesnymi osądami.

– A ja uważam, że i tak za dużo tam ukrywasz. – Ego zmusiła się do uśmiechu. – Właśnie dlatego, przygotowałam niespodziankę. Czeka w twoim pokoju.

Wasilij potarł mrowiący kark. Cholera, aż podniosły mu się tam włosy...

– Przyprowadziłaś ją, czyż nie? – zapytał.

– Chodź za mną, a zobaczysz.

Wasilij się rozejrzał. Zebrani już się rozchodzili, a każdej grupie towarzyszyła inna kopia Ego.

– A mam wybór?

– Masz – przytaknęła Ego. – Jeśli naprawdę tego nie chcesz, odeślę ją.

Wasilij otworzył usta i natychmiast je zamknął. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Najwyraźniej musiał w końcu odpowiedzieć na pytanie: czego TY właściwie chcesz?

– Chodźmy – wycedził. – Chcę to mieć wreszcie z głowy.

– Czemu jesssteśmy pod wodą?!

– AAAA!!! ZGINIEMY!

– Przestańcie gadać, marnujecie tlen!

Halinka próbowała znaleźć moment, w którym mogłaby skutecznie interweniować. Trudna decyzja, zwłaszcza że sama walczyła tu z osłupieniem. Aneta, Szarik i Brajanek... Dokładnie ci, o których prosiła, plus Brajanek. Gdyby nie ten ostatni od razu pomyślałaby, że są kolejnym wytworem podwodnego świata, lecz obecność „Białego Rycerza" nadawała sytuacji pewnego realizmu. W końcu w życiu nie można było mieć wszystkiego, prawda?

– Możecie rozmawiać, ale nie próbujcie oddychać! – pouczyła.

Grupa uciszyła się i spróbowała namierzyć ją wzrokiem. Niestety wpierw znaleźli wszystkie pozostałe Halinki. W sumie to nie dziwiło. Jej własne ubranie wyglądało tu jakoś tak wtórnie i nieciekawie...

– Tutaj! – warknęła. – Obejrzyjcie się i spójrzcie w dół.

Pierwsza usłuchała Aneta.

– Halinka? – upewniła się, oddalając skwapliwie do tyłu. – Czemu siedzisz do góry nogami?! I czemu uciekasz?!

– Bo idziesz do przodu! A trzeba do tyłu! – wyjaśniła Halinka. Pierwsze pytanie postanowiła zignorować. Na to przyjdzie jeszcze czas...

– CO?! – Aneta przyspieszyła kroku, gwałtownie zmierzając w kierunku górek z piaskiem.

– IDŹ TYŁEM! – krzyknęła Halinka. – TYŁEM! BO ZARAZ WPADNIESZ DO...

– AAA... – Aneta wpadła do rowu.

– Aneta! – zawołał Brajanek, rzucając się razem z Szarikiem w jej kierunku, co poskutkowało gwałtownym oddalaniem się od celu.

Halinka zaklęła pod nosem i chwyciła obu, gdy tylko znaleźli się w zasięgu jej rąk.

– Czemu biegniemy w drugą stronę? – zdziwił Szarik.

– Anetko!!! – zapiał Brajanek, szarpiąc się w chwycie Halinki.

– AAAaaa... – Aneta pojawiła się nad piaskową górką, by ponownie wpaść do rowu razem z innymi sobowtórami Halinki.

Halinka pozwoliła ogarnąć się frustracji.

– UGH!!! – Na jej rękach gwałtownie wyrosło futro. – UGH! – Wepchnęła Brajanka po szyję w piasek. – UGH! – Zrobiła to samo z Szarikiem.

Zwalczyła odruch zrobienia kilku głębszych wdechów i wydechów. Zamiast tego łypnęła na swoje owłosione goryle łapy i wyobraziła, że jest w reklamie golarki, w której na jej przykładzie pokazują cudowność potrójnych ostrzy zrobionych przy pomocy plików pieniędzy i laserów.

– Uf... – Ponownie popatrzyła na swoje już ludzkie ręce. – Lepiej...

Wolno poczłapała w kierunku piaskowych gór, ignorując protesty Brajanka i miauczenia Szarika.

– AAAaaa... – Aneta śmignęla tuż przed nosem Halinki, ponownie znikając w rowie.

Halinka rozprostowała ramiona, strzeliła knykciami i karkiem, po czym kilkukrotnie podskoczyła, by ugrzęznąć po kolana w mule. Teraz czuła się gotowa.

– AAA!

Halinka chwyciła Anetę za goleń i wyciągnęła na piasek.

– AAA! AAA!!! SPADAM! – Aneta uniosła powieki. – O... Już nie? Halinka?! Czemu uciekałaś?! – dodała z wyrzutem.

Halinka bez słowa przerzuciła ją sobie przez ramię i ruszyła w kierunku dwóch głów sterczących z piasku.

– Łooo... – żachnęła się Aneta. – Zawsze byłaś taka silna?!

– Chyba nie – odparowała. – Sama nie wiem, czy to kwestia opanowania Złości, czy też tego dziwnego podwodnego świata. – Halinka postawiła Anetę przed Szarikiem. – Pomóż mu się wydostać.

Sama zajęła się Brajankiem. Gdy tylko go uwolniła, usiadła, a świat obrócił się do góry nogami.

– Czemu jesteś do góry nogami?

Halinka zerknęła na Brajanka, który przyglądał się jej podejrzliwie.

– Usiądź, a zrozumiesz.

Brajanek położył dłonie na bokach i zmarszczył czoło.

– Na pewno jesteś tą... no wiesz... prawdziwą? – zapytał.

– Na pewno – odparowała.

– Skąd wiesz?

– Bo wszystkie pozostałe mały was głęboko gdzieś.

– Możesz tak mówić dla zmyłki.

– To ja was tu przywołałam.

– Mnie też?

– Oczywiście, że nie.

– Okej, jesteś TĄ Haliną. – Brajanek odetchnął z ulgą i natychmiast zaniósł się kaszlem.

– Nie oddychaj! – Halinka wróciła do pionu. – Jesteśmy pod wodą! – Dodała wagę swoim słowom solidnymi uderzeniami w tył pleców. – Lepiej? – Stuknęła raz jeszcze, tak dla pewności.

– T-tak, dzię-kuję... – Brajanek spróbował usiąść, lecz gdy skończył do góry nogami, natychmiast zamachał nogami i wyrżnął plecami o muł.

Halinka pomogła mu wstać.

– Czy mogę też prrrosić o pomoc?

Zerknęła na Szarika, który ciągle tkwił po uszy w piasku, a następnie na Anetę, która z jakiegoś powodu skończyła niczym podwodny struś – z głową w mule.

– Jak do tego doszło? – zapytała.

– Nie wiem – miauknął Szarik.

Halinka wyjęła Anetę, po czym wepchnęła ją Brajankowi, mrucząc „trzymaj", by po chwili wyciągnąć Szarika z piasku.

– Zostaniesz u mnie na rękach – postanowiła.

– Nie mam zassstrzeżeń... – Kot wygodnie się umościł w jej chwycie. – A więc... wołałaś?

Halinka prychnęła i odruchowo pogłaskała kota po brzuchu. Cóż za podręcznikowy błąd. Spojrzała na swoją podrapaną dłoń oraz na niewinną mordkę Szarika.

– To odrrruch – zapewnił, chowając pazury.

– Nie wątpię – odburknęła.

– Halinka! – Aneta spróbował podejść bliżej, lecz na szczęście Brajanek powstrzymał jej dalsze próby oddalenia. – Musimy jak najszybciej wrócić do bunkra! Ego...

– Właśnie to próbuję zrobić – przerwała jej kwaśno Halinka. – Ale jeszcze nie do końca wiem jak.

– Po coś nasss w końcu wezwała – zgodził się Szarik.

– No dobra. – Aneta kiwnęła i spróbowała usiąść, czemu ponownie zapobiegł Brajanek. – Skoro jesteś uwięziona, faktycznie nie ma co ci dokładać problemami z zewnątrz.

– Choć z drugiej strony jakoś dała radę nas tu wciągnąć – zauważył Brajanek. – A skoro potrafi wciągać, może umie też wyciągać?

– Żelazna logika... – mruknął Szarik.

– Poprosiłam Anetę i Szarika o pomoc, nie licząc na zbyt wiele – odparowała Halinka. – Właśnie dlatego, że utknęłam.

– A na czym polega prrroblem? – Szarik przymknął oczka i zaczął mruczeć.

– Widzicie tę „Pstrokatą"? – Halinka dźgnęła palcem w kierunku kolorowego sobowtóra, która właśnie musztrowała kolejne Halinki. – Jest szefem tego świata. Potrzebujemy jej pomocy, by móc się stąd wydostać.

– A nie możemy ją po prrrostu zmusić do tego siłą? – zaproponował Szarik.

– Ledwo potrafię tu się poruszać, gdy ona spędziła tu zapewne całe swoje życie – odparowała Halinka.

– Niemniej podoba mi się, że przemoc mogłaby być rrrozwiązaniem przy lepszych wiatrach – mruknął kot.

– Kpisz sobie ze mnie, prawda? – upewniła się Halinka.

– Trrroszeczkę.

– Może pójdę z nią pogadać? – zaproponowała Aneta. – Jakoś ją przekonam...

– Już próbowałam... – zaczęła Halinka.

– Ach, to dlatego wiesz, że przemoc nie zadziała. – Brajanek stuknął się dłonią w czoło.

– Nie walczyłam z nią! – odburknęła Halinka. Postanowiła jednak przemilczeć fakt, że wcześniej okładała się pięściami ze Złością. – Po prostu z nią rozmawiałam. Zleciła mi zadanie.

– Jakie niby zadanie? – zapytali pozostali chórem.

Halinka przewróciła oczami. Kompletnie nie wierzyli w jej możliwości negocjacyjne...

– Mam odpowiedzieć na pytanie: jak pokonać dżina? – rzuciła.

Zapadła cisza.

– Ale cię załatwiła – rzekł w końcu Brajanek.

– Chciałabym z czystej przekory zaprzeczyć... – Halinka usiadła, pozwalając wodzie obrócić się do góry nogami. – Ale to prawda.

– Wolałem, gdy ssstałaś – syknął Szarik. – Dziwnie mi siedzieć na rrrękach do góry nogami.

– Przeżyjesz – odburknęła Halinka.

– Uważasz, że nie masz szans, prawda? – Aneta również usiadła. O dziwo udało jej się to za pierwszym razem.

– Dżin jest bóstwem już całe milenia – odparowała Halinka. – Oczywiście, że nie mam szans.

– To nie do końca tak. – Szarik zeskoczył z rąk Haliny, co natychmiast obróciło go wokół własnej osi tak, że wylądował na czterech łapach tuż obok głowy Halinki. – Bycie wszechpotężnym ma w końcu jedną wielką wadę.

– Niby jaką?

– Brak wyzwań – odpowiedział Brajanek.

– Właśnie. – Na pysku Szarika pojawiło się coś na kształt uśmiechu. – Nie musiał zbyt często się martwić o własny ogon. Tymczasem twoje ostatnie pół roku to nieustanna walka o przetrrrwanie.

– Walczył z Pierwszym – zauważyła Halinka. – Zniszczyli wszystko.

– Jak dwójka dzieci, bijących się w kuwecie – uspokajał Szarik.

– Piaskownicy – poprawiła Aneta.

– Dla mnie to to sssamo.

Halinka zerknęła na Szarika z odrazą.

– Nawet jeśli kiedyś walczyli, od tego czasu musiało już minąć miliardy lat – podjął Brajanek. – Wydawał się raczej zadufany w sobie, stąd wątpię, że się faktycznie przygotowuje na walkę z tobą. Raczej zakłada, że pójdzie jak z płatka.

– Arogancja to zawsze słabość – zgodziła się Aneta.

– A nasz dżin ma jej sssporo – zauważył Szarik. – Na tyle dużo, że na bieżąco opowiada mi to i owo.

Cała drużyna wytrzeszczyła oczy na Szarika.

– C-co? – wydusiła z siebie Halinka.

– Jessst mi to winien – odparował Szarik. – Zatajanie informacji, które mogą nam zaszkodzić, zgodnie z moim życzeniem, jessst krzywdą dla nas.

– Przecież on nie musi się tego trzymać! – zirytowała się Halinka. – Nie jest tak naprawdę dżinem! Trzyma się tych swoich idiotycznych zasad, bo...

–... go to bawi – dokończył Szarik. – Aroganckie, nieprawdaż?

–Łoo... – Aneta kiwnęła z uznaniem. – Ty to masz łeb, Szarik...

– Oraz jaja ze stali – dodał Brajanek.

– Są prawdziwe! – Szarik się zjeżył. – Sssprrrawdzałem!

– W ogóle jak się z nim kontaktujesz? – Ekscytacja Anety niemal postawiłą ją do pionu.

– Przez telewizor w pokoju Halinki.

– To, co ci już zdradził? – zapytał Brajanek.

– To i owo...

– Szarik! – warknęła Halinka.

– Wiem, że walczył na swoim poziomie tylko trzy razy. – Szarik wspiął się po Anecie, by w końcu zniknąć z linii wzroku Halinki. – Dwa razy z Pierwszym, w konsekwencji czego zniszczyli wszystkie wszechświaty. Ostatni raz natomiast był z Czwartym, przez co mieliśmy Wielki Wybuch, który stworzył nasz wszechświat.

– C-co?! – Halinka gwałtownie wróciła do pionu. – CO?!

– Czwarty próbował uwięzić dżina, kompresując czasoprzestrzeń – wyjaśnił Szarik. – Niestety zadziałało to na zaledwie kilka milionów lat. Dżin uwolnił się a cała skompresowana materia wybuchła i rozleciała po kosmosie, a że była nasączona w bossskiej mocy, zaczęły się formować galaktyki, planety, gwiazdy...

– Szarik, ja nie wiem, czy ty sobie zdajesz z tego sprawę, ale właśnie rozwiązałeś jedną z największych tajemnic świata nauki – wydukała Aneta.

– A w dodatku okazało się, że całe nasze istnieniem jest dziełem radosnego przypadku! – Halinka chwyciła się za głowę. – Och, jakież to wszystko bez sensu... Chyba wolałam nie wiedzieć...

– Żelazna logika – podsumował kot.

– Nie wierzę, że to masz! – Pstrokata pojawiła się jakby znikąd i zdjęła Szarika z ramienia Anety. – No pokaż, jak to wygląda! – Ściągnęła z szyi kota złotą obrożę, której Halinka wcześniej tam nie widziała. – Och... A więc to tak? Wielki Wybuch... dzieło przypadku? Jakież to...

– Rozczarowujące? – dokończyła Halinka.

– Właśnie – zgodziła się Pstrokata. – No cóż... dobra robota? Chyba... – Położyła Szarika z powrotem na Anetę, po czym wolno poczłapała w kierunku pozostałych Halinek, ściskając w dłoni obrożę.

– Zaczekaj! – zawołała Aneta. – Skoro ci pomogliśmy, czy pomożesz teraz nam?!

Została zignorowana.

– Dążyłem do tego... – Szarik przerwał ciszę, która nagle zapadła. – Że Dżin walczył zaledwie trzy razy na swoim poziomie. Tymczasem Halinka bije się nieustannie od momentu opuszczenia Ziemi.

– A więc ma większe obycie w samej walce – zauważył Brajanek. – Niby racja, ale czy to wystarczy?

Halinka zmarszczyła czoło. Nigdy nie patrzyła na to w ten sposób, a przecież Wasilij nieustannie powtarzał na treningach, że siła miała znaczenie drugorzędne. Najważniejsze to technika i doświadczenie. Może dżin i używał mocy przez całe eony, ale czy potrafił z niej w pełni korzystać pod presją?

– Swietłana... – mruknęła Halinka. – Ma wymiar, który więzi kogoś w środku, dopóki sama stoi na nogach.

– Chcesz uwięzić dżina? – żachnęła się Aneta.

– Czwartemu się udało – odparowała Halinka.

– Na kilka milionów lat – zauważył Szarik.

– Dla zwykłych ludzi to jak wieczność – stwierdziła Halinka. – Ale faktycznie lepiej się spotkać z tym całym Czwartym... – Zwalczyła odruch westchnienia. – To ile tych parszywych bóstw w ogóle jest?

– Pięć... – Szarik zawahał się. – A nie, łącznie z tobą to sześć.

– Pięć – powtórzyła uparcie Halinka. – Jakaś mało mistyczna ta liczba. Liczyłam na siedem albo trzynaście...

– Naprawdę chcesz, żeby było ich jeszcze więcej? – żachnęła się Aneta.

– Teraz jak to powiedziałaś... – Halinka pokręciła głową. – Pięć wystarczy w zupełności.

– Sześć – mruknął Szarik.

Halinka boleśnie potarmosiła go za uszy.

– W takim razie mam wreszcie jakiś tam plan – oznajmiła. – Będziemy potrzebować do tego Swietłany, Czwartego oraz pokładów szczęścia ze wszystkich wszechświatów.

– A w międzyczasie, będziemy rrrekrutować do naszej wspólnej walki z czempionami dżina – stwierdził Szarik.

– A ty znowu o tym... – fuknął Brajanek. – Mówiłem ci już, gdy tylko dżin zacznie przegrywać...

– Dobra, dobrrra – uciszył go Szarik. – Musimy sprawiać pozory.

– Szarik ma rację. Dżin nie jest też naszym jedynym zmartwieniem – dodała Aneta. – Mamy do pokonania Szarego i jego sojuszników. Gdy Halinka już się zajmie dżinem, reszta spocznie na naszych barkach.

– Właśnie. – Szarik wysunął pazury, które wbiły się w bark Anety.

– Au... – Aneta zrzuciła kota na piasek i pomasowała miejsce, w którym siedział. – Ej, Halina! Masz coś przy pasie.

Halinka zerknęła w dół. Faktycznie, miała tam miecz! Skąd?! Dlaczego?! Ostrożnie wydobyła go z pochwy i zmrużyła oczy, gdyż ostrze błyszczało jak metalowy uśmiech J-baby.

– Eks-kali-gbur? – przeczytała napis na rękojeści.

– Pojawił się, gdy skończyłaś opowiadać swój plan – stwierdził Brajanek.

Halinka spojrzała wpierw na broń, a następnie na Pstrokatą.

– Zaraz wracam – powiedziała.

Żwawo udała się do swojej kopii, której bez słowa wcisnęła w ręce miecz. Pstrokata przyjrzała się uważnie ostrzu. Dalej oceniła wyważenie i wykonanie, by wreszcie wyprowadzić kilka dziarskich wymachów. Po wszystkim umieściła miecz na swoich dłoniach i zawiesiła na nim strwożony wzrok.

– No dobra – zawyrokowała. – Chwilowo wystarczy.

– Co znaczy chwilowo? – oburzyła się Aneta.

Halinka wzdrygnęła się i obejrzała. Cała drużyna już stała za jej plecami.

– Chyba nie sądziłaś, że jest to rozwiązanie na stałe? – odparowała Pstrokata. – Gdy wydarzenia już się potoczą, pojawią się kolejne czynniki. Wtedy podjęte próby zostaną wnikliwie przeanalizowane, a aktualne rozwiązanie – uniosła miecz – dostanie właściwą ocenę.

– Czy to znaczy, że nam pomożesz? – upewniła się Halinka.

– Przekonajmy się. – Pstrokata wyprostowała się, wycelowała w niedokończony dom mieczem, po czym krzyknęła: – Pach!

Szkielet budynku zaczął się wypełniać, jak na przyspieszonym filmie – wpierw ściany, potem okna, a na końcu solidne fundamenty. Dźwig pochwycił haczykiem suma i gwałtownie odleciał, podążając za olbrzymią rybą. Halinki na górkach piasku spadły z krzykiem po raz ostatni do rowów, które następnie same się zasypały, spłaszczając teren do podwodnej równiny.

Halinka zerknęła na swoje sobowtóry, które ustawiły się na podwórku. Strażak, księgowa, budowlaniec, inżynierka...

– Niech zgadnę – rzuciła. – Czekacie, aż będziecie potrzebne?

Halinki kiwnęły.

– Ech... – Pstrokata pociągnęła nosem. – Spędziłam tu tyle czasu, że aż szkoda ruszać dalej... Dziewczyny! Będzie mi was brakowało!

– Nam nie! – odparowała Halinka-strażak.

– Jesteś okropnie wredna! – dodała Halinka-księgowa.

– Spadaj wreszcie na bambus, ty szalona locho! – rzuciła Halinka-budowlaniec. – Nawet gwizdać na ciebie już nie chcę!

Pstrokata obróciła się do nich plecami i posłała Halince zadziorny uśmiech.

– A zatem sprawdźmy twoją broń – rzuciła i...

Pękła jak balon, zamieniając się w olbrzymie skupisko bąbelków, które szybko otoczyły Halinkę i wniknęły do środka przez oczy, usta i nos.

– Och... – fuknęła Halinka. – Okropieństwo...

Niemniej nieprzyjemne doznanie szybko zamieniło się w... satysfakcję? Coraz bardziej czuła się sobą.

– Ty tam!

Halinka znalazła wzrokiem Halinkę-strażaka.

– Dobrze jej pilnuj! – pouczyła sobowtór.

– Może i jest wredotą, ale NASZĄ wredotą – dodała księgowa.

– A z tym gwizdaniem to żartowałam – zapewniła Halinka-budowlaniec, po czym zagwizdała.

Halinka kiwnęła i obróciła się na pięcie. Już nie musiała dłużej się wytężać, by iść we właściwą stronę, ani walczyć o oddech. Wszystko wokół, choć dziwaczne i absurdalne, na powrót stało się znajome i naturalne.

Schyliła się i umieściła Szarika sobie pod pachą. Drugą wolną ręką chwyciła Anetę.

– Mam mnóstwo pytań, co do tego, co tu właśnie zaszło! – wypaliła przyjaciółka jak z karabinu.

– Później – poprosiła Halinka. – Na razie złap Brajanka za rękę.

– Co planujesz? – zapytał Szarik.

– Zobaczysz.

Halinka upewniła się, że wszyscy są gotowi, po czym leciutko podskoczyła, a woda sama zaczęła wypychać ich na górę. Najwyższa pora. Masza pewnie już rozdeptała całe zboże w okolicy...

– Jedna rzecz mnie w tym wszystkim denerwuje – nie wytrzymał Brajanek. – Czemu Pstrokata strzelała z miecza jak z pistoletu?!

Halinka nie odpowiedziała.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro