Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Ciemność...

Piszczenie w uszach...

Przeszywający ból, roznoszący się po całym ciele...

-Kurwa... - zaklął, kuląc się w sobie, stukając głośno. Czuł się bardzo ociężały, jakby ktoś położył na niego jakąś ścianę, która uciskając na każdą część jego ciała wwiercała go w podłogę chcąc zrobić z niej i niego jedność.

Powoli otworzył oczy mimo piszczenia w uszach, jednak szybko je zamknął oślepiony słońcem wpadającym przez okno. Głowa pulsowała mu tępym bólem, a nieprzyjemne uczucie w okolicach brzucha wywoływało u niego odruchy wymiotne, a na dodatek ten zapach krwi, który zupełnie mu nie pomagał w okiełznaniu swojego rozdygotanego organizmu...

Najgorszy jednak był ten zapach krwi i metaliczny posmak w ustach zielonowłosego...

Ten zapach krwi...

Krew...

Krew...??

Midoriya poderwał się do siadu, po czym spojrzał na swój brzuch i ku jego przerażenie zobaczył... nic. Jego brzuch przykryty czarnym strojem, który zesztywniał lekko przesiąknięty krwią był w prawdopodobnie nienaruszonym stanie. Zielonowłosy poczuł jak dłonie zaczynają mu drżeć, gdy powoli zaczął zdawać sobie sprawę z tego co się stało, a wspomnienia z tamtej nocy wróciły do niego z impetem wwiercając się w umysł.

-Ja... umarłem przecież... te lodowe kolce one... przecież... - zaczął powoli gubić się w swoich myślach, jednak nim zdążył się w nich zatopić potrząsnął energicznie głową, niczym rasowy pies. - Nie, Izuku, skup się... żyjesz... jakoś... - dodał lekko sceptycznie, po czym zaczął pozbywać się swojego stroju, szybko zdejmując górę, po czym buty i spodnie. - Muszę się ogarnąć... - szepnął, po czym ruszył na zwiady domu, w poszukiwaniu łazienki. Drżał cały, czując jak jest mu zimno, jakby te sople lodu wciąż były w nim, czekając tylko na odpowiedni moment, aby ponownie wyrwać jego wnętrzności.

Po kręgosłupie przebiegł mu dreszcz. Wspomnienia uczucia rozrywania, uczucia dziwnej lekkości w tym bólu, gdy powoli tracił świadomość...

Musiał umrzeć...

Przecież, został dosłownie rozerwany od środka, wiec jakim cudem teraz tu stał? Czemu oddychał? Jakim cudem...? Jim on kurwa cudem oddychał?! To niemiało sensu...

Zielonowłosy powoli podszedł do pralki stojącej w kącie łazienki która znalazł po kilku minutach. Ku jego zdziwieniu, ta wciąż działa. Postanowił więc wyprać swój strój, więc wrzucił go do środka z jakimś proszkiem którego znalazł nieopodal. Po chwili bęben zaczął się obracać, a bohater spojrzał tęsknię na prysznic stojący obok i z nadzieją, że może i tam będzie woda, skoro pralka działa... sięgnął po metalowy kurek i z wstrzymanym oddechem przekręcił go w bok i...

Zaczął prawie płakać widząc cieknącą, ku jego zaskoczeniu, ciepłą wodę. Chłopak nie myślał długo nim wskoczył pod prysznic, pozwalając aby ciepła woda powoli spływała mu po barkach, po udach, po włosach. Brudna woda skapywała powoli do małej kwadratowej kratki na kafelkach, brud odklejał się od chłopaka, a z nim krew, która zaczęła się powoli się rozpuszczać.

Izuku westchnął cicho czując jak głos drży mu ze zmęczenia i strachu.

-Co się odpierdala... - szepnął starając się dłonią zerwać zaschła maź, aby zobaczyć swój brzuch. - Przecież ja zostałem dosłownie rozerwany na strzępy... - po chwili udało mu się pozbyć krwi i brudu a ukazała mu się nieskazitelna skóra. Może lekko wysuszona, ale wciąż miękka.

Widać jednak, że był odwodniony.

Przymknął powieki i otwierając usta przechylił ją do tyłu, pozwalając wodzie skapywać na jego język, wargi, powieki. Uczucie było tak błogie, relaksujące... krople ciepławej wody masowały delikatnie jego twarz, a chłopak co chwila połykał kolejne łyki przyjemnie ciepłej wody. Po chwili poczuł jak nogi się pod nim uginają, więc bez zastanowienia usiadł na kafelkach wciąż mając twarz skierowaną ku górze. Czując się spokojnym, pozwolił sobie na lekkie rozluźnienie, czując jak napięte od wielu dni ramiona opadają na dół, rozluźniać się. Przygarbił się po chwili przechylając i kładąc się na kafelkach. Woda miło masowała jego spięty brzuch, wywołując u niego dziwne uczucie.

Na jego policzki wpłynął delikatny rumieniec, gdy przypominała sobie sytuację sprzed kilku dni... Serce zabiło mu szybciej a usta zaczęły drżeć.

-Wiesz Kacchan...? - szepnął w przestrzeń wsłuchując się w szum wody, która z każdą chwilą stawała się lekko zimniejsza - tęsknię za tobą... - Jego głos odbił się lekkim echem w łazience, jednak zagłuszał go lekki huk pralki i szum wody. - Kocham cię, Kacchan... - szepnął przymykając powieki pod którymi zaczęły tworzyć się łzy. - Tęsknię... Jak się masz...? Wyzdrowiałeś...? - zaczął rzucać pytaniami w przestrzeń, podczas gdy łzy spływały mu po policzkach, głos zaczął się powali się łamach, a oddech stał się urywany w szlochu.

Izuku miał dość, chciał wrócić do UA, chciał być bezpieczny, chciał, aby wszyscy byli bezpieczni, chciał, tak bardzo chciałby znów być w objęciach blondyna, który szeptałby do niego miłe, uspokajające słówka. Chciał do Katsukiego, chciał do Aizawy, chciał do All Mighta, chciał do swoich przyjaciół, chciał do swojej mamy...

-Przepraszam mamo... - szepnął w przestrzeń czując jak zupełnie się rozkleja - znów poszedłem sobie bez pożegnania, co...? - głos drżał mu w gardle, a teraz już zimna woda wywołała gęsią skórkę.

Płakał jeszcze chwilę, nim nagle zamilkł, uspokajając oddech, jakby ktoś zamknął drzwi do jego smutku. Wstał z kafelków i zakręcił kurek, zatrzymując zimna wodę. Pralka piszczała już od kilkunastu dobrych minut mówiąc chłopakowi, że jego pranie się zrobiło.

Bohater wyjął swój kostium z bębna i zaczął się powoli rozglądając szukając miejsca gdzie mógł go wywiesić. Po dłuższym czasie znalazł jakiś wieszak, więc powiesił na nim mokry materiał wywieszając go w oknie, tak aby słońce wpadające przez okno wysuszył strój bohaterki. Następnie zajął się reszta swojego stroju, upewniając się, że wszystko nadal działa. Umysł swoje rękawice, buty, maskę i wszystko co tego potrzebowało, razem ze swoim paskiem.

Nie minęła nawet godzina, a na parapecie obok stroju leżał już cały ekwipunek chłopaka, susząc się na słońcu. Zielonowłosy westchnął cicho i założył na siebie bokserki, które zdążyły się już wysuszyć, po czym powolnym i ospałym krokiem ruszył obejrzeć dom do którego trafił. Było w nim nieprzyjemnie cicho, jednak chłopak cieszył się, że póki co było spokojnie, a do niego nie doszedł żaden sygnał o zagrożeniu. Deku miał nadzieję, że zostanie tak jak najdłużej.

Powolnym krokiem przemierzał pokoje. Najpierw coś ala salon, później kuchnia, ganek, aż w końcu znalazł sypialnię. Stanął w progu i przyjrzał się pokojowi, który ewidentnie został opuszczony w niesamowitym pośpiechu. Porozrzucane rzeczy i ubrania na podłodze, upewniły chłopaka, że w domu był jedyną żyjącą istotą. Izuku nie myślał długo, nim rzucił się z błogim westchnieniem na niepościelone łóżko z niebieską pościelą w chmurki. Nastolatek wtulił się w ciepłą pierzynę przykrywając się kołdrą aż pod sam nos.

Było mu tak przyjemnie... nie spał w łóżku od tak dawna, że zdawało mu się to wręcz jedynie wyobrażeniem jego umysł. Przymknął oczy czując jak jego ciało powoli się rozluźnia.

Był tak zmęczony...

W głowie miał taki mętlik...

Czy miał już omamy, czy może to wszystko było prawdą.

-To pewnie zmęczenia... - szepnął sennie uśmiechając się niepewnie, nim odpłynął do krainy snów cicho błagając Morfeusza, aby to co było prawdą było tak naprawdę tylko snem. - to pewnie tylko sen... - szepnął na wpół śpiąc, czując tylko lekkie ukłucie w sercu, jakby wciąż czegoś było mu brak...

był jednak zbyt zmęczony, aby pomyśleć o tym dłużej.

Podświadomie jednak doskonale wiedział kogo było mu brak...

Zielonowłosy czuł się tak samotnie... chciałby, aby ktoś przy nim był, aby teraz przytulał go do snu, aby szepnął uspokajające słówka tak jak wtedy, gdy leżeli razem w trawie pod czarnym niebem ciesząc się swoim towarzystwem. Izuku chciał być teraz w UA, koło swoich przyjaciół u nauczycieli, a teraz współpracowników i "kolegów" po fachu. Chłopak czuł się bardzo słabym, jakby najmniejszy podmuch wiatru miałby go przewrócić nie pozwalając powrócić na równe nogi, gdyż te były jakby z waty, wcześniej ledwo utrzymując ciężar młodzieńca.

Był tak zmęczony...

Deku powoli oczyścił umysł, tworząc w nim przeróżne scenariusze tego, jakby wyglądało jego następne spotkanie z Katsukim... było tyle możliwości...

Po chwili po pokoju rozniósł się oddech umiarkowanego oddechu i mamrotania.

Izuku zasnął, w końcu mogąc odpocząć po tak zapracowanych chwilach...

Sen był dla niego zbawianiem, bez bólu i smutku. Mógł tylko leżeć odpoczywając i nie martwiąc się tym co działo się na świecie. Mógł po prostu odpocząć...

Słońce, zaczęło powoli chować się za horyzontem po przeciwnej stronie domu, rozświetlając delikatnie warstwę zaschniętej krwi na podłodze. Czerni pożerała światło, lekko je odbijając od swojej równej tafli.

Niebo było tak piękne... lekki róż i ta czerwień... taka piękna czerwień...

꧁__________________________________꧂

Zielonowłosy bohater otworzył powoli powieki i z błogim uśmiechem wtulił nos w miękką poduszkę, było mu tak wygodnie... chłopak od dawna nie przespał całej nocy, a już na pewno nie spał w wygodnym łóżku. Owszem czuł się trochę dziwnie wiedząc, że ktoś tu mieszkał i tak naprawdę to włamał się do czyjegoś domu, jednak sytuacja w jakiej był nie pozwalała mu na większe dogodności, temu szybko wyrzucił z głowy poczucie winy.

Bohater leżał jeszcze chwilę spokojnie, czując powoli narastający niepokój. Nie podobała mu się ta cisza, nigdy nie przynosiła niczego dobrego. Bohater powoli wstał z łóżka i spokojnym krokiem poszedł do pralni w której zostawił swoje ubrania.

Był piękny poranek, liście powoli się otwierały pokazując swój piękny zielony kolor, ptaki śpiewały wesoło za oknem, a słońce świeciło jasno. Zielonowłosy ubrał się powoli do swojego stroju, upewniając się jeszcze, że ten był czysty.

Izuku czuł się jak nowo narodzony, nawet nie zdawał sobie sprawy jak potrzebny był mu sen i mimo, że martwił go brak "wezwań" to wciąż czuł się z tym o wiele lepiej. Czuł się wypoczęty.

-Byłbyś dumny Kacchan... - szepnął chichocząc pod nosem, wyobrażając sobie mine chłopaka, gdyby przyszedł do niego aby pochwalić się że przespał całą noc. Pewnie opieprzyłby go, że za rzadko śpi i mało je... - Zjadłbym twoje Katsudon... - szepnął czując jak w ustach zbiera mu się ślina. Szybko jednak wyrzucił z głowy chęć jedzenia, na rzecz swojego patrolu.

Deku wskoczył na jeden z wyższych budynków i zaczął oglądać okolice, ciesząc się wczesno wiosennym słońcem, które go przywitało.

Usiadł na brzegu budynku I bacznie rozglądał się w koło, szukając najmniejszego ruchu. Miasto jednak było pogrążone w ciszy i półmroku. Było spokojnie, zbyt spokojnie...

Midoriya starał się nie myśleć o skutkach mocy kobiety z UA, chciał o tym zapomnieć, jednak za każdym razem drżał z przerażenia na choć nikłe wspomnienie z tej nocy. Ból był niemiłosierny, jednak nawet nie to przerażało go najbardziej, a fakt, że był to dopiero początek...

Przymknął oczy zatrzymując się na chwilę na jakimś budynku i ku swojemu zaskoczeniu, zobaczył z niego wielkie mury, a za nimi charakterystyczny budynek UA... Serce zabiło mu mocniej, w końcu, jak długo go już nie było...? Miesiąc?

Sam nie wiedział nawet jaki był dzień tygodnia, a co dopiero jaki był miesiąc...

Bohater jakby w jakimś amoku skierował swoje kroki ku UA i niepewnie wskoczył na mur. Jako jeden z "zaufanych" bohaterów miał pozwolenie na wchodzenie i wychodzenie że szkoły ile mu się podobało, temu nie musiał bać się o zabezpieczenia które po prostu na niego nie działały. Bohater przycupnął na czarnym metalu i spojrzał ciekawie na ludzi którzy siedzieli na trawie przed budynkiem szkoły. Śmiali się bawiąc, dzieci biegały dookoła nich, a wśród tych dzieci... biegała Eri i Kota. Serca zielonowłosego zadrżało z radości, gdy zobaczył ich uśmiechy gdy razem bawili się w berka na powoli wpadającym zza murów słońcu. Ta mała parka była jego oczkiem w głowie, kochał te dzieciaki jak nikogo innego.

Zielonowłosy zdjął z głowy kaptur, a z twarzy maskę, wpatrując się w szczęśliwe dzieciaki po chwili dostrzegając siedzącego nieopodal Aizawę Shōtę obserwującego dzieciaki bacznym wzrokiem. Na polance było tylko kilka ludzi, może czterech. Żadnych bohaterów, oprócz czarnowłosego.

Izuku poczuł ukłucie w brzuchu, czuł się samotnie, chciał... chciałby, z kimś porozmawiać...

Zielonowłosy pomyślał przez chwilę, czy powinien to robić, czy nie wpakuje ich w tarapaty. Rozejrzał się dookoła szukając zagrożenia które mogło za nim podążać, zapominając że jego czujnik niebezpieczeństwa dawno by mu o tym powiedział.

Po chwili zeskoczyła z bardzo wysokiego muru unikając złamań dzięki mocy unoszenia się. Deku poruszał się bezszelestnie, jak jakiś zbir który uciekał przed policją, jednak niestety tak też się czuł.

Powoli podszedł do ławki na której siedział jego były nauczyciel i jak gdyby nigdy nic usiadł po jej drugiej stronie. Shōta nie zauważywszy nastolatka najpierw popatrzył na niego wrogo, jednak gdy tylko zdał sobie sprawę kto koło niego siedzi, jego wzrok stał się delikatny, a dłonie zaczęły mu delikatnie drżeć.

-Izuku...? - zapytał jakby lekko nie dowierzając, jednak gdy bohater poniósł wzrok lekko się uśmiechając czarnowłosy znał już odpowiedź - dobrze widzieć cię żywego... - powiedział cicho, po czym bez ceregieli przycinał do siebie chłopaka przytulając go do siebie mocno. - Od tygodnia nie dawałeś żadnego znaku życia dzieciaku... - szepnął przytulając do siebie zielonowłosego i ku jego nikłej radości poczuł zapach świeżości i proszku do prania. Chłopak wydawał się też wypoczęty, choć wciąż widać było, że gdyby mógł, położyłby się gdzieś i zasnął po kilku chwilach.

Izuku wtulił się w nauczyciela, czując się... bezpiecznie...

-Co się z tobą działo dzieciaku...? - zapytał mężczyzna czując jak chłopak zaczyna delikatnie drżeć, a po chwili na jego koszulę zaczęły spadać łzy. Czarnowłosy zaczął delikatnie gładzić włosy młodzieńca, który zacisnął pięści na czarnym materiale - Izuku... - szepnął mężczyzna mocniej zaciskając ramiona.

-S-sensei... - szepnął chłopak nie mogąc zapanować nad drżącym głosem - czy ja żyje? - zapytał przerażony, cały drżał.

-Słucham...? - zapytał zdezorientowany nauczyciel marszcząc brwi - Oczywiście, że żyjesz przecież tu jesteś, co się stało dzieciaku? - mężczyzna zaczął się powoli martwić, co jeśli...

-Proszę pana...? Czy potrafiłby Pan zdjąć moc tej kobiety...? - zapytał odsuwając się od czarnowłosego i wpatrując się w niego błagalnie.

-O bogowie... - mężczyzna szybko załapał o co chodzi, powoli wstał z ławki, aby nie przestraszyć spiętego chłopaka i zaczął prowadzić go do UA.

Zielonowłosy ledwo rozumiał co się dzieje, jednak już po chwili był przytulany przez pewnego kościstego blondyna, a niedaleko nich stała grupa bohaterów i nauczycieli, którzy patrzyli na niego załzawionymi oczami.

-Gdzieś ty się podziewał dzieciaku?! - krzyknął były symbol pokoju odsuwając od siebie bohatera - nie dawałeś żadnych znaków życia od prawie tygodnia! - krzyknął pozwalając łza spłynąć po jego policzkach. - Młody Midoriya...

-All Might... proszę, ja- - chłopak lekko zawahał się przed tym co chciał powiedzieć, w końcu, może być to dziwne, czy też niegrzeczne ale musiał... - Nie Midoriya, tylko I-Izuku... - powiedział drżącym głosem przyglądając się zaskoczeniu wymalowanym na twarzy mężczyzny, który po chwili przytulił go ponownie.

-Co się stało Izuku...? - zapytał już spokojniej czując jak głos drży mu z emocji.

-T-ta moc tej kobiety ona... - nagle wszyscy poczuli jak serca im się ściskają. Wszyscy doskonale wiedzieli co wywołuje zdolność schwytanej kobiety, gdyż ta z wielką chęcią im to wyjaśniła.

-Musimy zadzwonić do Tartaru i jak najszybciej umówić spotkanie, jeśli tak dalej pójdzie to go- to znaczy się, to może się to źle skończyć - powiedziała Mirko, która pogłaskała chłopaka po głowie mierzwiąc mu włosy.

Zaczęli powoli kierować się do biura dyrektora, jednak wtedy...

Impuls.

Izuku doskoczył do okna otworzył je i używając super siły odbił się od parapetu ruszając do akcji, zostawiając za sobą wołających za nim bohaterów, zostawiając UA, zostawiając bawiące się w trawie dzieciaki i zostawiając swoją klasę, która akurat przechodziła koło niego.

Chłopak wylądował na chwilę na ziemi, aby wybić się w górę i popatrzył na bok krzyżując swój wzrok z krwistoczerwonymi oczami Katsukiego. Cała klasa popatrzyła na niego z mieszanką miliona emocji w oczach.

Moment ten nie trwał jednak długo bo już po chwili bohater odbił się od ziemi ruszając do akcji pozostawiając swoją nadzieję na pomoc na później. Zajmie się tym... później.

Zielonowłosy przeskoczył nad murem i zaczął biec do przodu w niesamowitej prędkości, znając już miasto na pamięć, nie musiał się martwić że na coś wpadnie. Mógł więc biec do przodu jak najszybciej dostając się do miejsca zdarzenia.

Ponowny impuls kierujący go lekko na lewo, skręcił w uliczkę i odbił się od ziemi do przodu, wystawił jedna nogę do przodu widząc już swój cel, napiął mięśnie, zwiększył swoją moc i wycelował. Trafił idealnie w splot słoneczny.

Rosły mężczyzna o ciemnofioletowych włosach został odrzucony do tyłu, zderzył się z ścianą za nim po czym upadł na kolana ze stęknięciem. Izuku nie czekał na zbawienie doskoczył do mężczyzny i podniósł nogę do góry, po czym z ogromną siłą uderzył prosto w potylicę mężczyzny, który padł.na ziemię nieprzytomny.

-Wszystko dobrze? - podbiegł do roztrzęsionego mężczyzny siedzącego na ziemi, ten tylko skinął głową powoli wstając. - Skąd się Pan tu wziął? - zapytał zielonowłosy z uśmiechem pomagając mężczyźnie wyjść z ciemnego zaułka. Zaczęli kierować się do najbliższego schronu rozmawiając cicho.

-Dziękuję Deku... naprawdę jesteś bohaterem, co dzieciaku? - zaśmiał się mężczyzna idąc powoli do przodu - to już tutaj - dodał widząc bramę swojego schronu - dziękuję ci, bohaterze - dodał tylko nim szybkim krokiem skierował się do stojących nieopodal strażników. Izuku natomiast z uśmiechem na ustach wrócił do zaułka, aby zabrać złoczyńcę na komisariat.

Bohater zawsze cieszył się powodzeniem na misjach, było ono poniekąd rzadkością, w szczególności w tych czasach.

Odstawił fioletowowłosego mężczyznę do komisariatu, gdzie jak zwykle, policjanci podziękowali mu za jego wysiłek i oddanie. Od kiedy chłopak został okrzyknięty bohaterem, część policji zaczęła go inaczej traktować, choć nie wszyscy...

Izuku wyszedł z komisariatu nie wiedząc zbytnio co z sobą zrobić, już chciał wrócić do UA, kiedy zatrzymał go niestety dość znajomy głos.

-O! Czy to nie nasz chłopczyk który chciałby być bohaterem?! - brunet podszedł do młodzieńca i zamachnął się chcąc uderzyć do w tył głowy, ten jednak zrobił szybki unik. - I widzę, że jakiś szybszy jest, co, może dostałeś jakieś dragi od swoich koleżków po fachu? Jak im tam było...? Lov? - mężczyzna uśmiechnął się szyderczo do nastolatka, który zmarszczył brwi zmuszając się do milczenia. Nie miał ani chęci ani siły na sprzeczki ze starym Johnem.

Mężczyzn przeprowadził się do Japonii kilkanaście lat temu, podobno wyrzucono go z USA, przez co stracił posadę jako ich funkcjonariusz. Temu przyjechać do Japonii i tam rozpoczął ponownie pracę jako policjant, a teraz znęcał się nad zielonowłosym bohaterem kiedy tylko nadążyła się okazja.

-Daj mi spokój- sarknął w końcu Midoriya, wracając do swojego poprzedniego zajęcia, czyli powrotu do UA. John jednak miał inny zamiar.

Mężczyzna chwycił nadgarstek bohatera i pociągnął go do tyłu tak, że ten upadł na ziemię z cichym stęknięciem.

-Co ty kurwa robi-

-Zamknij mordę złoczyńco - wszedł mu w słowo przykładając pistolet do czoła. Serce Izuku zaczęło bić jak szalone, a impuls w głowie odezwała się informując go o, o ironio, jego sytuacji. - Jesteś typowym ścierwem, chłopczyk o marzeniach, ale gówno zdołałeś zrobić, więc dołączyłeś do złoczyńców, co?! - mężczyzna zamachnął się i zdzielił chłopaka bronią, trafiając w wargę z której po chwili polała się krew. Po chwili zimny metal znów został przyłożony do rozgrzanego czoła bohatera - jeśli zrobisz choć najmniejszy błąd - John zaśmiał się zimno, uśmiechając delikatnie gdy zobaczył strach w oczach niższego i słabszego - dopilnuje, abyś wylądował niedaleko swojego tatusia, All For One'a. - zimny śmiech poniósł się po pustej ulicy, gdy umięśnionego mężczyzna odszedł od roztrzęsionego chłopaka zostawiając go samemu sobie.

Izuku drżał delikatnie czując się bezsilny w starciu z siłą mężczyzny, który zniknął za bramą komisariatu.

Zielonowłosy podniósł palce do krwawiącej warki i musnął ją delikatnie, po czym spojrzał na nie. Czerwona ciecz, zabłyszczały na jego palcach, gdy jego oddech zaczął przyspieszyć.

-Bogowie... czym ja mu zawiniłem...? - szepnął do siebie czując jak w oczach zbierają mu się łzy. - Bogowie... - głos załamał mu się w gardle, gdy po policzkach popłynęły łzy.

Po chwili chłopak wstał na równe nogi i powoli oddalił się od miejsca zbrodni, idąc... gdziekolwiek, idąc gdziekolwiek...

Gdziekolwiek...?

꧁__________________________________꧂

-Izuku! - krzyknął blondyn widząc tylko czarno-zieloną postać uciekającą ponad metalowego muru. Chłopak chciał pobiec za zielonowłosym, przecież to musiał być on, jednak zatrzymał go Aizawa.

-Tym razem zostawcie to profesjonalistom, i tak go nie dogonimy, nie ma sensu za nim biec - Bakugo jednak nie słuchał, już zaczął kierować się ku górze, jednak...

-Nie tak prędko! - zawłok ktoś i już po chwili ucznia oplotły nici, utrzymujące go w miejscu. - Katsuki, nie słyszałeś?! Miałeś to zostawić!

-Wiem, ale- ale-

-Żadnego ale, chodź tu - mężczyzna puściła blondyna prostując się dumnie i czekając aż nastolatek podejdzie do niego. Nie mylił się też z tym, że ten to zrobi. - Posłuchaj... nie dogonisz go, a jeśli nawet, to wpakuje się w środek walki - Best Jeanist położył dłoń na ramieniu zgorzkniałego chłopaka, który tylko zmarszczył brwi wpatrując się w swoje buty. Prawda bardzo go bolała, a w szczególności, że jego nauczyciel miał rację.

-Sensei ja...

-Katsuki posłuchaj - blondyn popatrzył na bohatera przed nim słuchając jego słów - to nie najlepszy moment, w dodatku, jestem w stu procentach pewien, że tu wróci - mężczyzna uśmiechnął się delikatnie widząc zdziwienie na twarzy chłopaka, która po chwili rozświetliła się rzadkim dla niego uśmiechem

-Wróci?! - zapytał a oczy zaświeciły mu się jak jakiemuś dziecku które dopiero co dostało swoją wymarzoną zabawkę... Best Jeanist uśmiechnął się zdając sobie sprawę, że przecież to było dziecko, może nie najmniejsze i zdecydowanie że zbyt duża ilością doświadczenia, ale wciąż dziecko.

-Wróci, sam tu przyszedł szukać pomocy, nam zostaję tylko przygotować wszystko na czas gdy będziemy mogli mu jej udzielić - mężczyzna przytulił do siebie ucznia, który lekko niepewnie, ale oddał czułość czując jak w oczach zbierają mu się łzy radości.

Izuku wrócił, sam z siebie i ma wrócić ponownie...

Nie mógł się już doczekać.

-Cierpliwości Katsuki, pamiętaj co ci mówiłem, dobrze? - blondyn nie odpowiedział, tylko odsunął się od mężczyzny, aby przetrzeć swoje oczy rękawem swojej marynarki. Nie odpowiedział bohaterowi, ten jednak jego milczenie uznał za potwierdzenie - nie martw się, wróci - blondyn roztrzepał włosy ucznia z lekkim uśmiechem się od niego oddalając wracając do UA, aby tam porozmawiać z nauczycielami o zaistniałej sytuacji i jak z niej wybrnąć. Izuku musiał jak najszybciej dostać pomoc, nie wiadomym było jakie skutki miała moc kobiety, oprócz tego, że wiadomym było, że chłopak przechodził istne tortury.

-Musimy sprowadzić ją do szkoły - zadeklarował Aizawa gdy tylko zobaczył swojego kolegę po fachu - po zachowaniu dzieciaka, wnioskuję, że zdążył poznać skutki swojej nieodpowiedzialności, przyszedł po pomoc. All Migh-

-Tak, zajmę się jej sprowadzeniem - przerwał Shōcie emerytowany symbol pokoju. - Idę zadzwonić do swojego kolegi... - z tymi słowami odszedł na bok chwytając za telefon.

-Nie wiem co ten dzieciak przechodzi, ale... - mężczyzna spojrzał na bohaterów którzy zdążyli się zebrać dookoła niego - ale pytanie mnie, czy on żyje, nie wydaje mi się dobrym znakiem. Musiało się coś stać, coś przez co nie odzywał się przez te ostatnie dni.

-Spokojnie... pomożemy mu, jak tylko wróci, zdejmiemy z niego to cholerstwo - powiedziała uśmiechając się delikatnie Mirko. Biały królik wciąż pokryty był bandażami, a jej jednak ręka no cóż... nie było jej. Kobieta jednak mało sobie z tego robiła, gotowa wrócić na swoją posadę bohaterki, a jedyną osobą jaka ją powstrzymywała był Hawks który stwierdził, że prędzej pozwoli sobie wyrwać skrzydła, niż puści ją na pole bitwy. Bohaterka nie miała mu tego za złe, przyjaciel ku jej zaskoczeniu mocno przeżył jej stan, obwiniając się za to, że nie zdołał ich lepiej przygotować. Blondyn gadał też, że jest winny temu dlatego, że nie zdołał zdobyć wystarczającej ilości informacji, która zapewniłaby bezpieczeństwo wszystkich i przede wszystkim...

Zapewniłaby, że ci wciąż by żyli...

Hawks robił dobrą minę do złej gry i większość zdawała sobie z tego sprawę, nikt jednak nie wiedział jak pomóc załamanemu bohaterowi. Mirko starała się rozweselić go na wszelkie sposoby, chciał udowodnić mu, że nie musi obwiniać się za to co się wydarzyło, bo to przecież nie jego wina, a złoczyńców.

Blondyn zwiesił głowę i bez słowa wzbił się w powietrze wylatując poza mury, abybtam znaleźć sobie odpowiednio zaciszne miejsce. Nie leciał długo, nie chcą też stracić UA z oczy, jednak na tyle, że gdyby ktoś chciałby go znaleźć, musiałby się chwilę namęczyć.

Skrzydlaty usiadł na brzegu budynku zwieszając stopy z jego krawędzi, przymknął oczy uciekają w myśli. Jego skrzydła wciąż małe, jednak cieszył się choć tym, bo bez pomocy Eri mógłby zostać już na zawsze kurczakiem z rożna.

Hawks jednak wolałbym, aby to on ucierpiał najbardziej, aby to on spłonął w płomieniach, a nie... a nie...

Mężczyzna poczuł jak zaczyna drżeć, a cichy szloch wydobył się, jego piersi uciekając w świat. Blondyn płakał, ale czemu? Płakał za ludźmi których utracili, za tych którzy ucierpieli na stałe, ku jego zaskoczeniu przez myśl przebiegł mu też Dabi, który pochłonięty swoim szaleństwem zgubił się wśród złoczyńców.

-Dlaczego to ja muszę być tym, który wyszedł z tego prawie bez szwanku, czemu to mi Eri chciała pomóc, co?! Czemu akurat ja-

-Bo dzieci potrafią odgadnąć co kryje się w czyimś sercu nie znając go - przerwał mu ktoś, wskakując na dach z cichym stęknięciem. - Eri wiedziała co robi gdy ci pomagała, w dodatku jestem pewne, że jak popracuje jeszcze trochę nad swoją mocą to pomoże i reszcie, więc nie uważaj się za tak wyjątkowego- kobieta że śmiechem podeszła do skrzydlatego i zdzieliła go przyjacielsko po potylicę tak, że tamtemu pojawiły się mroczki przed oczami.

-Mirko! - krzyknął blondyn marszcząc brwi I że złością patrząc na bohaterkę, która uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż wcześniej, po czym usiadł koło Hawksa przyglądając się niebu. Po chwili do króliczych uszu dotarł cichy szloch, dziewczyna jednak się nie odwróciła, tylko uśmiechnęła smutno.

-Wiesz Hawks... straciliśmy wielu przyjaciół podczas tej wojny, a niestety wydaje mi się, że ta dopiero się zaczyna... Kiedyś myślałam, że bycie bohaterem to ratowanie życia każdego, bez wyjątku. Myślałam, że po walce wszyscy szczęśliwi wracają do swoich domków szczęśliwi z wygranej, ale... wiesz... eh... kurde, nie mogę się wysłowić - żachnęła się wzdychając cicho - podczas tej wojny ja... zrozumiałam, że nie każdy przeżyje do końca tej zadymy i... I to jest w porządku, bo przecież oddali życie robiąc to co kochali i wypełniali podczas tego swoje zadanie - biały króli spojrzał na pozostałości swojej ręki- gdy byłam w tym laboratorium i walczyłam z Nomu, nawet ma chwilę do głowy nie przyszło mi, aby zawrócić, mimo iż wiedziałam że mój stan był opłakany- zaśmiała się gorzko - straciłam część swojego ciała i możliwość wypełniania zadania bohatera, ale uratowałam kogoś, nawet jeśli tylko w niezłym stopniu. Robiłam to co kochałam i nie byłabym zła, gdybym straciła wtedy życie i-

-Co ty wygadujesz, co?! - blondyn zmarszczył brwi, nagle przestając szlochać i zamiast tego popatrzył wsciekły na bohaterkę.

-Słucham? - zapytała zbita z tropu.

-Nie gadaj głupot, w życiu nie chciałabyś zginąć, chciałabyś żyć, wszyscy to wiemy! W dodatku, to jest moja wina, gdybym lepiej sprawował się jako szpieg może udałoby mi się powstrzymać to wszystko, może gdybym spędził z nimi więcej czasu ja- ja... - kolejne łzy spłynęły po jego policzkach, gdy patrzył z góry na dziewczynę która popatrzyła na niego smutno, powoli wstając ze swojego miejsca. Hawks nie wiedział nawet kiedy wstał.

Minęła chwila cichy, nim Mirko się odezwała, a jej głos i sens jej słów wbił się w umysł bohatera jak szpilki. Chłopak czuł się jakby znów był w liceum, słuchając nagan młodej bohaterki która przyszła prowadzić zajęcia. Hawks patrzył na nią z podziwem, bo mimo poniekąd nieprzydatnego quirk, zrobiła z niego użytek, zostając osoba godna zaufania, zdolną i gotową do działania. Dziewczyna była od niego starsza o tylko cztery lata, jednak teraz miała wrażenie, że znów jest tym małym chłopcem kryjący się przed swoim ojcem.

-Ru... - szepnął czując jak ramiona zaczynają mu drżeć, dziewczyna doskonale wiedziała, co leżało mu na sercu.

-Obwiniasz się za śmierć Twice'a... - chłopak pokiwał pokornie głową, mając cicha nadzieję na słowa pocieszenia, te jednak nie przyszły - i masz co do tego rację, to ty go zabiłeś - blondyn zacisnął boleśnie pięści wbijając paznokcie w lekko stwardniała od ćwiczeń dłoń.

-Nie pomagasz... - szepnął zrezygnowany, gotowy odwrócić się na pięcie i zeskoczyć z budynku aby oddalić się od białego królika. Zatrzymały go jednak ramiona Rumi, która otuliła go szczelnie, tak, że broda bohatera spoczęła na jej ramieniu. -Ru..?

-To ty go zabiłeś, jednak uratowałeś tym setki, jak nie tysiące ludzi, którzy mogli przez niego ucierpieć. Keigo... - szepnęła do ucha młodzieńca, który po chwili wtulił się w nią zaciskając pięści na materiale koszuli na jej plecach. Blondyn wtulił nos w dziewczynę ciesząc się przyjemną chwilą. Mirko zawsze była dla niego inspiracją, pomocą, przyjaciółką. Oddałby za nią życie. - Nie miałeś innego wyjścia, wybrałeś mniejsze zło. Ja w ciebie wierzę - szepnęła głaszcząc go delikatnie po plecach - Czas abyś i ty uwierzył w siebie.

Hawks nie wytrzymał, rozpłakał się na dobre upadając na kolana, za nim podążył białowłosa otulając go swoimi ramionami. Bohater płakał i płakał, nie mogąc się uspokoić i nawet nie pamiętał, kiedy to zasnął zmęczony w ramionach przyjaciółki która z uśmiechem podniosła go w swoich ramionach i po cichu skierowała się ku klatce schodowej, mimo woli przeklinając w myślach blondyna, że musiał wybrać akurat jeden z najwyższych budynków w okolicy.

-Głupi ptak - szepnęła uśmiechając się delikatnie, przyciągając przyjaciela do siebie, aby ten przypadkiem nie wypadł jej z ramion - głupi, mały ptaszek...

꧁__________________________________꧂

Izuku westchnął cicho, czując się jak jakiś przestępca, mimo iż miał okazję wrócić na stare śmiecie. Okolica była osamotniona, cicha, pusta, nawet jednak żywa dusza nie ostała się na jego ulicy.

Zielonowłosy powoli wszedł do jednego z domów i zaczął rozglądać się wokół, jakby jeszcze nigdy nie widział swojego domu. Bez zbędnego myślenia wbiegł po schodach na górę I widząc pokój z zawieszona plakietką z jego imieniem wszedł z rozmachem do środka. Drzwi uderzyły cicho o ścianę, a kurz uniósł się ku górze przez stworzony przez nie wiatr.

Pokój pokryty był plakatami i figurkami All Mighta, a gdzieniegdzie widział innych bohaterów, tych jednak było najmniej.

-I znów tutaj... - szepnął, wiedząc podświadomie, czemu tu wrócił, a raczej, po co... zaczął powoli grzebać w szufladach swojego biurka, przerzucając na boki zeszyty i figurki, które nie znalazły miejsca na półkach. - No gdzie to jest... - szepnął przeszukując kolejną szafkę. Szukał i szukał, a czego szukał? Wspomnienia, nikłego wspomnienia z dzieciństwa, które pragnął odtworzyć i mieć przy sobie, aż do końca.

Znalazł to po łóżkiem, w pudełku opisanym 'Kacchan' z narysowanym All Mightem obok napisu. Zielonowłosy powoli podniósł wieczko pudełka, a jego oczom ukazały się pamiątki. Od kawałka złamanego latawca, po... po małą figurkę All Mighta, którą...

-Izuku! - krzyknął mały chłopiec podbiegając do przyjaciela, machając przed nosem kartą kolekcjonerską że wpis ulubionym bohaterem. - Przybij kartę! - zawołał uśmiechnięty czekając na reakcje przyjaciela ten jednak zamiast wykonać swoje "zadanie" zaczął płakać cicho. - Co jest...? - zapytał mały chłopczyk, nie rozumiejąc co tak do końca się dzieje.

-H-hiroshi zabrał mi moją k-kartę i-i pot-targ-gał ją... - zaszlochał chłopiec wycierając łzy z policzków za pomocą jego małych piąstek.

Izuku chciał usłyszeć jakieś słowa pocieszenia, jednak wiedział, że jego przyjaciel nie do końca zna się na tych klockach. Mały blondynek milczał chwilę, po czyn z oburzoną miną odszedł od przyjaciela, pozostawiając go samemu sobie.

Midoriya popatrzył za Katsukim jak ten oddala się od niego i wpadł w jeszcze większą histerię po chwili upadając na tyłek i płacząc wylewnie. Mijała minuta za minutą, a blondynka nadal nie było nigdzie widać przez co mały piegowaty chłopczyk, zaczął zastanawiać się, czy ten przypadkiem nie był na niego zły i nie zostawił go po prostu przez to, że ten pozwoli sobie zabrać tą tak ważna dla nich kartę.

Na te myśl skulił się w sobie, starając się powstrzymać swój szloch. Kacchan nie lubił beks.

-Izu! - krzyknął ktoś, biegnąc w jego kierunku, a serduszko małego chłopca zabiło szybciej że szczęścia. Już po chwili zapomniał kompletnie o płaczu i wstając z ziemi podbiegł do przyjaciela i przytulił go mocno, jakby nie widzieli się od wielu, wieeeelu lat.

-Kacchan! Wróciłeś! Już myślałem-

-Nie myśl, tylko patrz! - zawołał chłopiec, po chwili wyciągając coś z kieszeni i pokazując zielonowłosemu, którego oczy zaświeciły się z podekscytowania.

-K-Kacchan, czy to-

-Tak Izuku, to limitowanej edycji zawieszka All Mighta z jego obecnej ery! - zawołał uśmiechając się zwycięsko, mając tylko nadzieje, że Izu nie zapyta jak ją zdobył.

Miał rację, bo chłopiec zbyt zajęty swoją radością porwał figurkę i zaczął skakać w miejscy co chwila przytulając przyjaciela i dziękując mu szczerze.

-Dzieci! Wracajcie do środka! - zawołała nagle opiekunka, a para przyjaciół wciąż rozmawiając cicho, jakimi to oni bohaterami nie zostaną, wróciła do przedszkola.

Na zewnątrz został tylko bordowowłosy chłopiec, który szlochać poobijany w kącie, pozbawiony godności i swojej małej figurki, którą ukradł ze sklepu.

-Hiro! Choć, musimy wracać kochanie - opiekunka chwyciła rączkę chłopca i zaczęła ciągnąć go do środka.

Izuku uśmiechnął się szczerze na wspomnienie, a raczej jego wyobrażenie, bo w końcu on tego nie widział, ani o tym na początku nie wiedział. Kacchan opowiedział mu wszystko dopiero dwa tygodnie później, gdy Izuku wręcz błagał go o wyjaśnienia, skąd zdobył figurkę która od dłuższego czasu nie była już dostępna w sprzedaży.

-On zawsze tak robił, co...? - zapytał samego siebie, czując jak powoli się rozkleja. - Wiesz Kacchan... tęsknię za tobą... ale tak, bardzo, bardzo... - szepnął przytulając małą figurkę do piersi.

Midoriya naprawdę tęsknił za przyjacielem, a każdy dzień osobno wydawał mu się dniem męczarni, jakby ktoś wyrażał mu w piersi wielką dziurę, która nieustannie się powiększała. Jak zaraza która wyżera zdrowe komórki w ciele zamieniając je w pusta przestrzeń ciążącą na ciele jej ofiary.

Izu położył się na lekko zakurzonej podłodze i przytulali małą figurkę do siebie, jakby była ona najcenniejszą rzeczą jaką posiadał, i tak właśnie było.

Bohater przymknął wilgotne powieki wzdychając cicho i delektując się ciszą.

Impuls.

Lekko bolesny impuls w głowie zwiastujące kłopoty, duże kłopoty.

-Cholera - zaklął chłopak i poderwał się na równe nogi, szybko wyskoczył z domy przez okno w swoim pokoju i nie odwracając się już za siebie pobiegł w kierunku miejsca zdarzenia, które ku jego przerażeniu, widoczne było z daleka. Mały klub ognia i dymu unosił się ku górze, co chwila zwiększając swoją objętość. - Co to do jasnej cholery jest...?! - zaklął chowając małą figurkę do małej sakiewki przy pasku, upewniając się, że ta jest dobrze zamknięta.

Chłopak przyspieszył i już po chwili mało kto zdołałby dojrzeć postać nastolatka. Teraz można było zobaczyć tylko zielonkawy piorun posuwający się do przodu z karkołomną prędkością.

-Jesteś bohaterem, udowodnij to! - zawołał do siebie zielonowłosy widząc przed sobą masakrę jaką zgotowali złoczyńcy, a serce zabiło mu szybciej w przerażeniu.

Złoczyńcy zaatakowali schron.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro