Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

(Od razu mówię żę nie będę pisała po niemiecku tylko wszystko po polsku jak leci)

Pewnego słonecznego dnia, siódmego dnia miesiąca, trzeciego miesiąca roku, drugiego roku wojny, młodę dziewczę wstało z kwaśną miną. Młoda miała na imię Magdalena, po ojcu zaś miała na nazwisko Heckmann. Przez oblodzoną szybę wspadały promienie światła, które raziły ją w jej piwne oczy, co powiększało jej grymas. Zamartwienie jej było spowodowane wyjazdem. Nie był to jednak zwyczajny wyjazd na podwieczorek do ciotki Martiny, lecz daleka podróż do odległego, wschodniego kraju. Wstała z łóżka i podeszła do szyby, z której widać było zamazany obraz, mimo to zaobserwować się dało czerwoną plamę, a na tej plamie jeszcze jedną białą, a na tej białeś ledwie co widoczne czarne kreski. Ze smutkiem stanęła na baczność, prawą rękę uniosła do góry i zaszlochała. Była świadoma, że już za kilka godzin opuści swój ukochany Berlin. Opuści swojego umiłowanego wodza, jej pasterza, jej führera. Wszakże był to rok tysiąc dziewięćset czterdziesty, gdy Hitler był u władzy i motał ludzkimi umysłami, łącznie z jej. Bardzo łatwo było zawładnąć nad rozumem siedemnastoletniej dziewczyny, zwłaszcza gdy jego przemówień słuchała już jak miała lat dziesięć. Wtem do jej pokoju weszła matka, elegancka kobieta ubrana w niebieską sukienkę do połowy łydki, zaś jej obnażone ramiona zakrywało drogie futro.

- Magdo, zejdź już, weź walizki, za godzinę wyjeżdżamy.- oznajmiła córce delikatnym głosem, ta za to odwróciła się patrząc w oblicze matki.

- Mogłabym się jeszcze pożegnać z Dianą?- młoda podeszła do mamy, opatuliła jej ręce swoimi, omal ich nie całując.

- O ile zdążysz.- powiedziała, patrząc na zegarek, który zawsze nosiła na lewym nadgarstku. Magdalena szybko ucałowała dłoń mamy i ile miała sił w nogach. Przed drzwiami szybko chwyciła płaszcz i wybiegła z kamienicy, w której mieszkała. Droga do domu była niedługa, ale mimo to nadal pędziła, nie szczędząc trzewików. Kamienica Diany była na drugim końcu rynku, więc by do niej dotrzeć musiała przebiec przez ratusz, z którego wisiała flaga ze swastyką. Gdy doszła do kamienicy, którą zamieszkiwała jej przyjaciółka. Mieszkała ona na parterze, a pokój Diany miał okno na rynek. Tak jak zawsze Magdalena robiła, chwyciła mały kamyczek leżący na drodze i zaczęła nim rzucać w szybę jej pokoju. Do okna zaczęła podchodzić wysoka postać, w białej sukieńce, dziewczyna od razu wiedziała kto to. Okno otworzyła czarnowłosa piękność, o niebieskich oczach, o kształcie migdałów.

- Madziu, co się stało?- zapytała młoda dziewczyna, patrząc bystrym wzrokiem na przyjaciółkę.

- Diano, to już dzisiaj.- powiedziała że łzami w oczach, gdy brunetka to usłyszała, szybko wybiegła z pokoju, nawet nie zamykając okna. Po chwili z kamienicy wyszła czarnowłosa, odziana w skórzany płaszcz. Obie stały ze łzami w oczach, nie były gotowe na to, by się rozstać, mimo to, że poprzedniego dnia ich rodzice spędzili razem cały dzień, wszak się przyjaźnią co wpłynęło też na młode.

- To tak szybko minęło, odkąd powiedziałaś mi to w listopadzie, myślałam, że minie trochę czasu, a to minęło jak jeden dzień.- wyszlochała Diana, patrząc na swoją ukochaną bratnią duszę. Dziewczęta patrzyły sobie nawzajem w oczy z utęsknieniem, chociaż jeszcze się nie rozstały.

- Madziu, jak ja bez Ciebie wytrzymam?- powiedziała jedna z przyjaciółek, przerywając ciszę wymieszaną z płaczem. Wyglądało to, jakby miały conajmniej już nigdy się nie spotkać, i tak rzeczywiście było.

- Jak ja wytrzymam w tym całym Krakowie, po co ja tam w ogóle jadę? Tata mógł tam tylko wyjechać, a ja z mamą bym została w Berlinie.- brązowowłosa zakrzątała sobie ostatnio tym pytaniem głowę znacznie za często. Liczyła się z tym, że w miejscu, w którym będzie niedługo mieszkać, nie będzie miała możliwości z nikim nawiązać znajomości.

- Chciałabym się ostatni raz pożegnać z twoim ojcem i matką, moi rodzice będą tak za nimi tęsknić.- wydukała przez cichy szloch Diana.

- Oczywiście, chodźmy.- przytaknęła, dygocząc zębami, bo wszakże w marcu nadal był chłodny
powiew wiatru, który przez cienki płaszcz, nieadekwatne do pogody, przenikał przez materiał. Przyjaciółki szybko pognały do kamienicy, która mieściła się ze sto metrów dalej od mieszkania Diany. Żwawo wbiegły na drugie piętro i bez pukania wtargnęły do przesionka, omal nie taranując walizek.

- Madziu, Diano, trochę więcej taktu.- Matka wyszła zza rogu korytarza, zakładając ręce na piersi. Diana się zawstydziła wzrokiem Pani Heckmann. Od zawsze podziwiała matkę Magdaleny, zawsze była pod wrażeniem gdy ją widziała, nigdy nie widziała Amandy, jak to miała ona na imię, w nieładzie. Zawsze i wszędzie zachowywała klasę, nawet wtedy, kiedy nierealne było jej zachowanie.

- Przepraszam Panią niezmiernie, chciałam się tylko z Panią pożegnać. Nikt nie wie, kiedy znów się spotkamy.- powiedziała czarnowłosa, podnosząc bagaż, który właśnie przypadkowo przewróciła.

- Rzeczywiście, będę tęsknić zarówno za tobą, jak i twoimi rodzicami. Pozdrów matkę.- odpowiedziała Pani Heckmann strzepując delikatnie dłońmi kurz z sukni, który spadł z walizek, które przez wiele lat materiały się w składziku.

- Za dziesięć minut wyjeżdżamy, więc już ubieraj płaszcz Madziu. Witaj Diano, pozdrów rodziców i powiedz im, że wyślemy list jak już będziemy na miejscu.- z kuchni z gazetą pod pachą wyszedł wysoki mężczyzna, o nienagannej posturze, odziany był w mundur SS. Był to ojciec Magdaleny, Sturmbannführer Otto Hecknamm. Młode spojrzała na siebie z goryczą i ze spuszczonymi głowami cofnęły się do przedpokoju. Magda sięgnęła po gruby płaszcz i nałożyła go na ramiona, trzewików nie ściągała chociaż musiała przebrać je na jakieś bardziej wygodne i adekwatne do jazdy. Diana i Magda usiadły na ławeczce przy wieszakach i wpatrywały się w podłogę, nie miały siły już płakać, wszystkie łzy wylały w ostatnim tygodniu. Gdy Magda usłyszała wołanie matki, że już wychodzimy stanęło jej na milisekundę serce. Wstała odrętwiała, wzięła walizki w ręce i zeszła do samochodu, którym mieli odjechać na pociąg.
Dziewczyna włożyła bagaże to bagażnika i przed samochodem wymieniła ostatnie kilka zdań z przyjaciółką. Gdy już wsiadła do samochodu z rodzicami, zajęła miejsce przy oknie, patrząc na Dianę, chciała zapamiętać każdy milimetr jej twarzy, zanim wyjedzie. Wtem auto odpaliło i zaczęli odjeżdżać, widziała jak gorzkie łzy jej drogiej koleżanki sływały po policzkach, przez co u niej też zaczęły się szklić oczy.

Żegnaj drogi Berlinie

_________________________________________________

No dziubaski, powróciłam niczym Maryla Rodowicz w Sylwestra. A tak serio to patrząc na tą całą opowieść, którą piszę od ponad 10 miesięcy postanowiłam ją napisać od nowa. Krótko mówiąc prawie 70 rozdziałów poszło się chędożyć. Po tym czasie nabrałam garść doświadczenia, przez co mam teraz zamiar dla was pisać lepsze jakościowo opowiadania, żebyście nie mieli znów mindfucka czytając moje fanfiki. Do zobaczenia wkrótce😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro