Wróg numer jeden
***Sebastian****
Tak,wiem, dałem ciała. Niepotrzebnie rozmawiałem z mamą o swoich planach,mając gdzieś z tyłu głowy,ze Gaja w każdej chwili może wrócić do domu.Traktuję ją po partnersku,więc naturalnym było dla mnie,że dowie się o tym na spokojnie,ode mnie i Zuzy. Że z nią porozmawiam i wyjaśnię jej wszystko po kolei, tłumacząc jej motywy swoich decyzji. No i się dowiedziała. Niby ode mnie,ale chyba w najgorszy możliwy sposób. Dowiedziała się tak naprawdę przypadkiem.Mama potem dzwoniła,że Gaja całą noc nie spała,drąc się,płacząc i,jak sądzę,wyzywając mnie od najgorszych,czemu nawet nie mogę się w jej sytuacji dziwić. Z własnej głupoty zafundowałem jej tymi paroma zdaniami istny emocjonalny rollercoaster.Nie będę zaskoczony,jeśli już uznała mnie za swojego wroga numer jeden.
***
Nigdy nie myślałem,że jestem kimś specjalnie wyjątkowego.Ot,zwykły gostek z poznańskich Jeżyc,któremu za dzieciaka zamarzyła się kariera prawnika.Jakoś dostał się na studia i przysłowiowym rzutem na taśmę skończył je z wyróżnieniem. A że nieźle na tym zarabia? To tylko dodatek. Niektórzy twierdzą,że mi od tego hajsu odwaliło,ale nie mogę się z tym zgodzić. Skoro mogę swojej siostrze sprawić,na przykład, kolczyki czy buty,które jej się podobają,to czemu mam tego nie zrobić? Tak jest teraz. Zuza w porozumieniu z naszymi rodzicami kupiła jej buty na obcasie. Może nie pierwsze w jej życiu,ale pierwsze aż tak wysokie. Jano różowe sandałki z obcasem wysokim na sześć i pół centymetra,co,gdyby po tej aferze zgodziła się choć raz je założyć, czyniłoby ją wyższa ode mnie. Gaja nie jest niska. Mam lekko ponad metr osiemdziesiąt,a ona sięga mi do ramienia.
- Jakie są szanse na to,że wyjdziesz z tej rozmowy żywy?- Zuza odrywa mnie od myślenia.
- Orłem z matmy to ja nie jestem,ale...raczej niewielkie.
- No i po co ci to było? Trzeba było gadać,że się chce kastrację cofać, kiedy ona mogła wejść i to usłyszeć?- śmieje się. Na moje szczęście nie zna całej wersji. Co jak co,ale tego za nic nie chcę zepsuć.- A teraz poważnie, naprawdę zareagowała aż tak?
- Ponoć całą noc przez to wyła. Delikatnie mówiąc,nie było fajnie.
- Będziesz ją przepraszał?-upewnia się.
- A co innego mam zrobić? Nie tak to miało wyglądać. Chciałabyś powiedzieć te swoje ,,A nie mówiłam",co?
- Fakt,ciśnie się na język.
***
Wchodzę do jej pokoju. Gaja stoi twarzą do okna. Wygląda to tak ,jakby starała się mnie nie zobaczyć.
- Hi,Barbie- mówię na widok jej różowej sukienki i kładę jej dłoń na ramieniu.
- I 'm not your Barbie girl -mówi półszeptem,strącając moją rękę.- Naprawdę musisz być naiwny,myśląc,że kupisz mnie prezentami-dodaje,zerkając na przyniesione przeze mnie pudełko.
- Wiem, spieprzyłem sprawę. Przepraszam.
-Co,nie oświadczyłeś się jeszcze,czy to po prostu ona użyła mózgu i się nie zgodziła?-pyta opryskliwie. Takiej jej jeszcze nie znałem.
-Gajenka...
-Tobie płacą za dowalanie ludziom.Może to wreszcie czas,żeby ktoś tak przeciągnął ciebie?
-Przepraszam.
- Oskarżonym też wierzysz na,,Przepraszam"? Cóż,to wyjaśnia,dlaczego polski wymiar sprawiedliwości nie działa zbyt sprawnie.
- Możesz mi przywalić,możesz mnie zwyzywać,ale błagam cię,postaraj się posłuchać tego ,co mam ci do powiedzenia.
- Prosić zawsze możesz.
- Posłuchasz mnie?
- A co mi to da?
- Wyklarowany obraz zaistniałej sytuacji.
- Dobra,poświęcę się- siada obok mnie.
- To nie miało tak wyglądać. Nie tak miałaś się dowiedzieć.
- Ale się dowiedziałam. I co pan z tym zrobi,panie prokuratorze?
- Nie mogę wpłynąć na to,co zrobiłem,ale mogę zdecydować o tym,co będzie się działo teraz.
- Poetycko, nie powiem.
- Wiesz,że gdybym brał ślub,byłabyś najbardziej pożądanym gościem?
- Nie wydaje mi się.Chyba nie bardzo pasuję do twojego świata.Ty trzymasz z prawnikami. Z ludźmi na poziomie.Sam przecież gorszy nie jesteś. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, doceniany i bardzo szanowany w swoim środowisku prokurator. A ja? Kimże ja jestem? Kobieta,puch marny,ot co.
- No to mamy tu,moja droga panno,solidny konflikt interesów.-kiwam głową.- Bo ja sobie tego swojego świata od prawie siedemnastu lat zupełnie nie wyobrażam bez ciebie. I,proszę, z Mickiewiczem więcej przy mnie nie wyjeżdżaj.
- Postaram się.
- Otworzysz prezent?
Otwiera. Na widok szpilek wydaje z siebie cichy pomruk zadowolenia i chwilę nad czymś myśli.
- Możemy się przytulić?
- Teraz?- pytam, mając wrażenie,że się przesłyszałem.
-Tak. Chyba że nie chcesz,to...
- Pewnie,że chcę.
To tak naprawdę pierwszy raz,kiedy moja siostra sama z siebie daje się komuś przytulić. A fakt,że akurat padło na mnie, dodaje temu momentowi bardzo wzruszający akcent. Do tego stopnia,że z oczu płynie mi kilka łez i nie mogę się powstrzymać przed pocałowaniem Gai w czubek głowy.
***
- Widziałam to- Zuza odzywa się,spoglądając mi w oczy.
- Co niby widziałaś? Kompletnie nie wiem,o czym mówisz.
- No tak. Zapomniałam,że ty przecież nigdy nie płaczesz-wywraca oczami.
Trudno jej nie kochać,prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro