Miastowa
***Zuza***
Wkurza mnie to,że często jestem przez ludzi oceniana przez pryzmat tego,gdzie pracuję, gdzie i jakie skończyłam studia. Wychowałam się w Oświęcimiu,w domu,w którym nie zawsze były pieniądze. Ojciec,odkąd pamiętam,był na rencie ze względu na wieloletnie problemy z kręgosłupem,mama jest pielęgniarką. A chyba nikomu nie muszę tłumaczyć,że pielęgniarki dużo w Polsce nie zarabiają. Ale kiedy się jako nastolatka,określiłam,na jakie studia idę, zaczęła odkładać pieniądze,żeby mnie na nie wysłać. A teraz... role się odwróciły i to ja pomagam jej. Niestety tylko ja,bo moja mieszkająca w Niderlandach siostra-widmo woli zafundować sobie kolejną wycieczkę na Cypr czy inną Majorkę. To zaskakujące,ale jej wyjazd i to,że do matki odzywa się dwa razy do roku,zupełnie nie przeszkadza ludziom. Ale to,że ja wyjechałam i skończyłam prawo zaledwie siedemdziesiąt kilometrów od domu,jest tematem numer jeden rozmów,jak to niezbyt ładnie określam,moherów. Mama była ze mnie dumna,że dobrze zarabiam i mam dobrego partnera,więc mówiła o tym koleżankom. Już następnego dnia byłam tą,co się dobrze ustawiła. Bo nie dość,że sama ma kasę,to jeszcze związała się z równie zarobionym prokuratorem.
***
-Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia-informuję Sebę przed rozprawą.
-Słucham cię.
-Jak już wrócimy z Poznania,to chcę cię po drodze zabrać do Oświęcimia.
-Chcesz mnie zabrać do muzeum?
-Nie do końca. Chciałabym,żebyś poznał kogoś bardzo dla mnie ważnego.
-Twoją mamę?-pyta z typowym dla siebie błyskiem w oku.
-Tak.
-Mówiłaś jej coś o mnie?
-Wszystko! Łącznie z tym,że masz totalnie wyjątkową siostrę.
-A tłumaczyłaś,w jakim sensie wyjątkową?
-Pewnie. Powiedziałam,że Gaja ma autyzm,a moja mama na to ,,Spoko. Fajna jest?"
Zaczyna się śmiać. Widzę,że cieszy go to,że nie przeszkadza mi niepełnosprawność młodej. Bo co niby ma mi przeszkadzać? To normalny dzieciak! A że wymaga pewnej pomocy?Bywa. W Polsce żyje ponad siedemdziesiąt tysięcy zdiagnozowanych dzieciaków z Aspergerem. A tych bez diagnozy jest pewnie dwa razy więcej. Ale jeśli wierzyć słowom polarnika Jaśka Meli, każdy z nas jest na swój sposób niepełnosprawny,więc myślę,że nie powinniśmy tak szybko oceniać ludzi,bo ,,coś im jest".
***
Gaja od ginekologa wychodzi zapłakana. Co prawda jest zdrowa i bolesne miesiączki to ,,jej uroda",ale widać było,że sama zgoda na przeprowadzenie badań kosztuje ją bardzo dużo.Przyznaję,że ja sama byłam zdenerwowana,a jej nagłe,wywołane bólem i przerażeniem histeryczne zachłyśnięcie się powietrzem, długo będzie mi jeszcze siedziało w głowie. W głowie tej drobniutkiej eterycznej blondynki jest teraz wywołana stresem i przebodźcowaniem tykająca bomba,którą mógł rozbroić jedynie napad paniki,który u autystów psychiatrzy określają jako meltdown.
-Gaja?-odzywam się do niej,kiedy siedzimy już w samochodzie. Dziewczyna przez dobrych kilka minut nic nie mówi,zawieszając się,jakby szukała czegoś w powietrzu. I chyba to znajduje,bo pyta z oczami pełnymi łez:
-Czemu wszyscy mnie okłamaliście?
-Co?
-Mówiliście,że nie będzie bolało. A ja w życiu nie czułam większego bólu.
Widząc,że jest coraz bardziej zdenerwowana,mówię jej:
-Możesz przeklinać. Nie powiem nikomu.
-Nigdy więcej się,kurwa,nie zgodzę,żeby ktoś mnie tam dotknął.-deklaruje.
-Masz takie prawo.
***
Moja młodziutka towarzyszka od razu znika w swoim pokoju i prawdopodobnie szybko z niego nie wyjdzie. Słychać trzaskające drzwi,a później jej przeszywający wrzask.
-Co się dzieje?-pyta lekko już spanikowany Sebastian.
-Twoja siostra właśnie doświadcza meltdownu-tłumaczę najspokojniej,jak tylko potrafię.
-Co mam z nią zrobić?
-Nic. Pozwolić jej się tak drzeć,póki się nie uspokoi.
-A jak sobie coś zrobi?
-To wtedy będziemy się martwić. Na razie tylko krzyczy. To normalne. Spokojnie,przejdzie jej samo.
-Mogę iść i ją przytulić?
-Lepiej nie. Mogłaby ci coś zrobić. Osoby w czasie meltdownu lepiej nie dotykać,przytulać czy obejmować. Chyba że stwarza dla siebie zagrożenie. Gaja nic takiego nie robi. Najwyżej będzie ją boleć gardło.Spokojnie,nie umrze.
***
Szczerze mówiąc,nie wiem,jak udało mi się zachować spokój,mając za ścianą drącą się wniebogłosy nastoletnią autystkę.Tak samo nie wiem,jakim cudem znoszę ze stoickim spokojem moją matkę wypytującą Olszewskiego zupełnie o wszystko. Ale to ten typ matki,co to od razu chce organizować wesele,więc chyba nie powinnam być zdziwiona. Mama każe mu do siebie mówić po imieniu,a on wzdycha,chwilę nad czymś myśli i mówi:
-Nie. Wolę mówić albo ,,mamo".albo,,pani". I mam nadzieję,że będę mógł kiedyś stosować to pierwsze.
Czy on coś sugeruje,do cholery?
Hejka!
Oto pierwszy w tej książce rozdział z perspektywy Pani Mecenas:)
Co o niej myślicie,kiedy dała Wam się trochę bliżej poznać?
Mam nadzieję,że rozdział przypadł Wam do gustu.
Do następnego!
P.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro