Lady in red
***Gaja***
Przez moje ręce w ciągu prawie dziewiętnastu lat życiu przeszło sporo książek. Ale mało było takich, po które sięgnęłam sama z siebie. Z reguły było tak, że czytałam, bo musiałam. Bo ktoś mi kazał. Polonistka(,,Bez znajomości lektur zginiecie"), rodzice (,,Przeczytałabyś coś, a nie tylko te liczby i liczby"). Tyle że ja nie wiem, co w ciągach liter jest tak fascynującego. O ile fenomen Mroza jeszcze jestem w stanie zrozumieć, bo w jego książkach praktycznie ciągle się coś dzieje, a to, że w serii z Chyłką faceta ponosiła wyobraźnia, to co innego, tak zastanawia mnie, ile i czego musiała wciągnąć komisja, żeby przyznać Nobla Reymontowi.
Przepraszam wszystkich, którzy ,,Chłopów" lubią, na czele z moim bratem wracającym do nich co rok w wakacje, ale ja jestem na literaturę chora. Tak jak Sebastian, kiedy słyszy słowo ,,prokuratorka".
A jeśli nie wiesz, co się z nim dzieje na dźwięk tego słowa, to szybko wytłumaczę. Ma wtedy ochotę z całej siły uderzyć głową w pierwszą napotkaną ścianę.
Było jednak kilka takich pozycji, które mi się spodobały.
Chciałam, żeby mnie ktoś kochał do tego stopnia, że byłby gotów dla mnie umrzeć. Swoją drogą, śmierć z miłości brzmi szlachetnie, prawda?
Jakiś czas temu doszło do mnie, że miło byłoby kiedyś usłyszeć, że dzięki mnie ktoś nauczył się, jak kochać.
Ale coś nie wyszło i podziałało w drugą stronę. To mnie ktoś tego nauczył.
I w sumie nadal uczy. Rok temu nie sądziłam, że przytulanie i całowanie (a raczej moment, kiedy ktoś wsuwa mi język w usta) może być dla mnie źródłem jakiejkolwiek przyjemności. Przeciwnie, wydawało mi się to nawet obrzydliwe i chore.
A teraz...cóż, coś poprzestawiało mi się w głowie, bo nie wyobrażam sobie, żeby Adrian mnie nie dotykał.
Nie wiem, co ze mną zrobił, ale podoba mi się to, co między nami jest.
Niech trwa. Tak długo, jak czas pozwoli.
***
Jestem gotowa. Pozostało mi tylko wsunąć na nogę zamówioną tydzień temu podwiązkę. Wszystko inne już jest. Czerwona sukienka, srebrne wysokie szpilki i komplet biżuterii z rubinem, złożony z kolczyków, łańcuszka i bransoletki. Białe złoto pasuje do czerwieni.
- Zapomniałaś o tym - chrzestna podchodzi do mnie ze wsuwką ozdobioną kryształkami i wsuwa mi ją we włosy, które chwilę wcześniej pofalowała.
- Nie wyprostują mi się?- pytam, stojąc przed lustrem.
- Jak je będziesz tak co chwila macać, to na pewno się wyprostują. Po prostu ich nie dotykaj.
Biorę w dłoń czerwony flakon perfum. Si passione od Armaniego. Dość intensywne. Po chwili tworzą lekką mgiełkę na mojej skórze
- Dobra, już wystarczy, bo się zaraz wypryskasz jak truskawki w marcu. Idź już, Artur czeka.
- Jaki Artur?
- No... ten twój.
- Ciociu, on ma na imię Adrian...
- Raz w życiu go widziałam! Ty myślisz, że wszystko o nim wiem?
- Jestem z nim ponad rok. A więc na pewno widzieliście się więcej niż raz.
- Nieważne, leć. Baw się dobrze, królewno.
- Dzięki.
Wychodzę z pokoju. Adrian rzeczywiście na mnie czeka. Jest odwrócony plecami. I nie do końca wiem, co teraz powinnam zrobić. Zawołać go, czy po prostu podejść bliżej i go dotknąć.
Decyduję się na to drugie i kładę mu dłoń na ramieniu. Niemal od razu się odwraca i przez moment na mnie patrzy.
- O Boże...- odwraca głowę, a w moim umyśle wyobraźnia urządza sobie istne Tour de France.
Nie podoba mu się, jak wyglądam. Za dużo perfum. Za dużo czerwieni. Wszystkiego za dużo. O nie, nie tak to miało wyglądać. Zupełnie nie tak. Wszystko zepsułam.
- Co się stało?- udaje mi się wykrztusić.
- Pięknie wyglądasz- podchodzi bliżej i całuje mnie w usta.- Daj rękę- mówi, zakładając mi na dłoń bransoletkę z różą. Znów zostaję pocałowana. Tym razem w każdy palec z osobna.
- Uważaj na siebie- słyszę od mamy.
- Nie pij za dużo- dodaje ojciec.
- Proszę...ja przecież nawet nie lubię alkoholu. Zabrzmiało to tak, jakbym z każdej imprezy wracała mocno wstawiona - przewracam oczami.
***
Trzeba to było przemyśleć dwa razy. Albo nawet więcej. Tak, zdecydowanie więcej niż dwa. Nie minęły dwie godziny, a mi już pęka głowa. Adrian chyba to widzi, bo nagle proponuje:
- Chodź, wyjdziemy na chwilę do auta.
- Dzięki- mruczę, palcami rozmasowując niemiłosiernie pulsujące skronie.- Jak wyglądam?
- Cudownie. Daj znać jak będziesz chciała wrócić
- W porządku
***
Po godzinie wracamy na salę. Nagle robi się niepokojąco cicho. Kolorowe światła przestają mnie męczyć. wyłączają muzykę.
- Co jest?- rzucam, dopijając kieliszek szampana.
- Zamówiłem nam piosenkę - Adrian posyła mi triumfalny uśmiech.- Tak więc, mogę cię prosić?
Tak naprawdę nie dał mi zbyt wiele czasu na reakcję, bo niemal od razu z głośników popłynęło ,,Wyglądasz tak pięknie" Sobla.
Większość utworu po prostu się bujaliśmy albo ja się co jakiś czas obracałam. Do czasu, aż Adrian stwierdził, że mnie...podniesie, chwytając pod kolanami i lekko podrzucając. Nie powiem, miłe doświadczenie. Na sam koniec piosenki odchyla mnie dość gwałtownie do tyłu. Jeżeli tak ma wyglądać każda impreza, na której się z nim pokażę, to bardzo mi ta wizja odpowiada.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro