Rozdział 21
Witajcie, moi drodzy!
Wybaczcie, że podczas wolnego nie pojawił się rozdział (chociaż planowałam maraton ;_;), ale "pewien wirus" się mnie uczepił i nie miałam nawet sił myśleć o pisaniu. Tak więc wybaczcie za opóźnienie, jednak już wróciłam, napisałam i mam nadzieję, że rozdzialik Wam się spodoba! ;D
***
Czułem satysfakcję, widząc Gabriela w takim stanie. Mimo że ukryty gdzieś w głębi mnie anielski instynkt wołał, że moje postępowanie było złe, nie powinienem traktować własnego ojca w ten sposób i powinienem z pokorą przyjąć karę za swe nieposłuszeństwo, tak podszepty tętniącej we mnie mrocznej energii skutecznie uciszały sumienie. Wraz ze mną czerpały przyjemność z bólu zadawanego archaniołowi, podsycały moje pragnienia skrzywdzenia go w celu odpłacenia się za te wszystkie lat katuszy, które na mnie sprowadzał swoimi chorymi zasadami i karaniem "na wszelki wypadek", a chociaż jako anioł wstyd było mi się do tego przyznać, tylko marzyłem, by odpuścić, posłuchać się tych piekielnych mocy i poważnie skrzywdzić kulącego się przede mną mężczyznę.
– Astriel, co robisz? – wydusił Gabriel, który starając się jak najbardziej odsunąć od sprawiających mu ból cieni, teraz wpatrywał się we mnie z wyraźnym oszołomieniem, ale również strachem.
Przez całe życie bawiłem się we wzór anioła. Byłem posłuszny, lojalny, pracowity i zdeterminowany, aby przynieść Niebu chlubę, czegokolwiek bym nie robił. Jednak skoro nigdy nie spotkało mnie w zamian nic dobrego, a mój trud nagradzany był zawsze traktowaniem mnie z góry i kolejnymi torturami za niewinność, to z jakiej racji miałbym się teraz opanować i nie wykorzystać tej fantastycznej okazji do zemsty?
Wystarczyło, że uniosłem lekko dłoń, a w końcu otoczyła mnie błoga cisza. Przerażony ojciec zamilkł, zdawszy sobie sprawę, że nie miał co liczyć na moją litość. Podszepty resztek anielstwa we mnie zniknęły, odepchnięte w najgłębsze zakamarki mego umysłu, by czasem nie przeszkadzały mi pracy. Natomiast nowe, mroczne moce początkowo zawyły z radości, żeby po chwili zadowolone z mojej decyzji ucichnąć i postępować według mej woli.
Z satysfakcją obserwowałem, jak dym powoli zaczął otaczać klęczącą postać archanioła. Złoto-czerwone iskierki przemykające co jakiś czas między nim syczały cicho po każdym zetknięciu ze skórą mężczyzny, powodując tym samym kolejną falę bólu zalewającą jego ciało, a wystarczyło, że lekko machnąłem ręką, by moc poderwała szarpiącego się Gabriela w powietrze. A gdy tylko to się stało, z jego dłoni wypadł pokryty moją krwią bicz, który złowrogo rozbłysnął w świetle rzucanym przez zawieszone wysoko nad nami żyrandole.
– Wiesz, tatusiu, nigdy nie rozumiałem tej waszej popierdolonej logiki. Okaleczać młode, niewinne anioły za drobne, naprawdę nic nieznaczące przewinienia, tylko po to, aby "jakby co wiedzieli, jakie spotkają ich konsekwencje za grzechy"? Nie uważasz, że to trochę okrutne z waszej strony?
Doskonale zdawałem sobie sprawę ze strachu, gniewu, a także zdezorientowania bijących od ojca. Czułem na sobie jego przeszywający wzrok, gdy przyglądał mi się z uwagą, zaciskając przy tym zęby, aby nie wyć z bólu pod wpływem moich nowych mocy. Ale kiedy uchylił usta i zaczerpnął powietrza, by mi odpowiedzieć, wystarczyło moje kolejne lekkie skinięcie dłonią i macka czarnego dymu owinęła mu się wokół szyi, a następnie zacisnęła na tyle mocno, aby zdał sobie sprawę, że jedno nieodpowiednie słowo dzieliło go od skończenia martwym.
– Powiedz, mieliście świadomość, jak cholernie nas to bolało? Jak bardzo nas tym niszczyliście? Psychicznie i fizycznie? Czy kiedykolwiek przyszło wam może do głowy, że skazujecie nas tym na niewiarygodne cierpienie, ciągnące się może i nawet przez całe kolejne wieki? – Gdy tylko zacisnąłem dłoń w pięść, natychmiast cienie na szyi ojca zrobiły to samo i już po zaledwie chwili Gabriel żałośnie się szarpał w powietrzu i patrzył na mnie błagalnie, mając problemy z zaczerpnięciem oddechu. – Czy masz świadomość, jak bardzo mnie zniszczyłeś swoimi karami? Jak się czułem, kiedy całymi dniami męczyłem się w szpitalu, bo TOBIE zachciało się mnie ukarać ZA NIC? Ile razy nocami budziłem się zlany potem, bo śniły mi się koszmary, w których właśnie TY, MÓJ OJCIEC, się nade mną ZNĘCAŁEŚ?! CZY MASZ TĘ CHOLERNĄ ŚWIADOMOŚĆ, JAKIE PIEKŁO UCZYNIŁEŚ Z MOJEGO ŻYCIA?!
Cienie gwałtownie ustąpiły oraz puściły Gabriela, który z hukiem spadł na podłogę, zanosząc się kaszlem. I chociaż teraz trzymały się od niego z daleka, dalej szczelnie otulały całe pomieszczenie i wiły się wokół mnie, ocierały się i wręcz łasiły, jakby chcąc mnie tym uspokoić i poprawić humor. Zignorowałem je jednak i ruszyłem do archanioła, przy którym ukucnąłem.
– Ale wiesz co? Muszę ci podziękować, tatusiu – roześmiałem się kpiąco, po czym złapałem go za włosy i szarpnąwszy za nie, odchyliłem mu głowę, by zmusić ojca do spojrzenia mi w oczy. – Przynajmniej nauczyłeś mnie, że złe uczynki należy karać.
Początkowo nie zrozumiał, o co mi chodziło. Wpatrywał się we mnie w milczeniu, jego tęczówki teraz wręcz czarne od szalejących w nim skrajnych uczuć – od wściekłości i strachu, po żal i wyrzuty sumienia, lecz z każdą chwilą, gdy powoli zaczęło do niego docierać, co miałem na myśli, stawały się coraz jaśniejsze, a na jego twarzy momentalnie odmalowała się groza.
– Nie zrobisz tego – wydusił w końcu i w ostatniej, żałosnej próbie uratowania się z tej sytuacji, spróbował zaatakować mnie swoją aktualnie słabą, anielską magią.
Byłem jednak szybszy. Jedno spojrzenie wystarczyło, by otaczające nas piekielne moce osłoniły mnie przed jego atakiem i zaraz potem pochwyciły mężczyznę, ponownie unosząc go w powietrze i rzucając tuż pod kolumnę, pod którą jeszcze chwilę wcześniej sam klęczałem i błagałem Boga o ratunek.
– Astriel, kurwa, to nie jesteś ty! To diabelskie wpływy tak na ciebie działają! Otrząśnij się z nich! Otrząśnij się, poddaj karze i zapomnimy, że to się w ogóle wydarzyło!
– Może najpierw ty się poddaj karze? Ojcowie powinni być wzorem do naśladowania dla swoich dzieci, czyż nie? – uśmiechnąłem się niewinnie i musnąwszy opuszkami palców zamków kajdan, tkwiących do tej pory na mych nadgarstkach, podszedłem do archanioła. – Nie przejmuj się. Jeśli jesteś wrażliwy na ból, istnieje szansa, że koło pięćsetnego uderzenia stracisz przytomność. Reszty nawet nie poczujesz.
To powiedziawszy, sprawnie zamknąłem ręce ojca w kajdanach, a zaraz po tym cienista macka przyczepiła łańcuch od nich do kolumny, przez co Gabriel zmuszony był tkwić teraz w takiej pozycji, jak ja, gdy się tu ocknąłem. I tym razem już w pełni rozumiał, co właśnie zamierzałem zrobić.
– Astriel, błagam, nie rób tego. Porozmawiajmy, dogadajmy się jakoś. Nie pogarszaj swojej sytuacji. Znajdziemy jakoś rozwiązanie całej tej sytuacji, oczyścimy cię z tych mocy i wszystko będzie w porządku. Tylko błagam, nie rób tego.
– Daruj sobie. Z doświadczenia wiem, że takie skomlenie jak pies nic nie da – parsknąłem śmiechem i uniosłem z podłogi bicz, lśniący złotem od brudzącej go mojej krwi. – Przyznaję, ostatnie miesiące spędziłem w towarzystwie demonów. Jednak opłaciło mi się to! Na przykład, podczas mojego pobytu w Piekle Roth pokazał mi kilka sztuczek, a jedną z nich było wskazanie, jak i gdzie uderzyć, by zabolało najbardziej. Może dzisiaj sprawdzimy, czy miał rację i rzeczywiście się czegoś nauczyłem. Co ty na to?
Nie czekałem już na odpowiedź ojca. Mocno zacisnąłem dłoń na broni, którą teraz dodatkowo wzmacniały moje nowe, demoniczne moce i wykonałem pierwszy cios, prosto między łopatki. Świst powietrza, głośny trzask i syk palonej od piekielnej energii skóry. Moje wyczulone zmysły od razu wyłapały drobne kropelki złotej krwi, która momentalnie wytrysnęła z pozostawionej rany, a w uszy zakuł wypełniający całą celę wrzask cierpienia Gabriela. Przez brak przyzwyczajenia mężczyzny do takiego bólu i pod wpływem uderzenia w jedno z najwrażliwszych miejsc u anioła, w mgnieniu oka zareagowały jego skrzydła, ukazując się i na chwilę swym blaskiem rozświetlając pomieszczenie, który w ciągu kilku następnych minut zniknął pod warstwą krwi brudzącej pióra archanioła.
Nie hamowałem się. Uległem całkowicie kuszącym podszeptom mrocznej mocy i biłem bez opamiętania, skupiony tylko na tym, by trafiać w najdelikatniejsze miejsca i sprawić ojcu jak najwięcej bólu. Nie reagowałem na jego przenikliwe krzyki i żałosne prośby. Zależało mi jedynie na zemszczeniu się w końcu za te wszystkie lata niesprawiedliwego traktowania mnie i pokazanie Gabrielowi, dlaczego nigdy więcej on i jego śmieszni przyjaciele nie powinni używać takich kar wobec innych. Nareszcie mógł zrozumieć, co ja i reszta synów archaniołów za każdym razem czuliśmy podczas tych cholernych tortur. I zamierzałem zadbać o to, by już nigdy, ale to przenigdy nie podniósł więcej na nikogo ręki.
Nie miałem dla niego litości. Nawet gdy jego wrzaski przerodziły się w płacz. Nawet gdy krew tak obficie pokrywała ciało oraz skrzydła, że nie dało się zobaczyć zadanych ran. Nawet gdy jego zdarte gardło uniemożliwiało mu dalsze krzyki. Ani nawet gdy ojciec stracił już przytomność.
Zostawiłem go w spokoju, dopiero kiedy usatysfakcjonowane zemstą piekielne moce zamilkły w mej głowie i całkowicie wycofały się, pozostawiając po sobie jedynie przyjemne mrowienie w opuszkach palców, a anielski instynkt dał o sobie znać, przypominając, że tym razem przekroczyłem wszelkie granice. Jednak absolutnie się tym nie przejąłem.
Odrzuciłem tylko na bok bicz, wytarłem w spodnie ręce pokryte we krwi, po czym bez patrzenia więcej na wciąż skutą, zakrwawioną postać mego nieprzytomnego ojca, jak gdyby nigdy nic wyszedłem z celi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro