Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

– Mówiłem, że się nie uda? – prychnął cicho Roth, gdy po raz kolejny próby skontaktowania się z Sab zawiodły, a więź mimo że dawała mi w kość przez ból, to za cholerę nie pozwalała połączyć się z ukochaną. – No to co teraz?

– Nic. Będzie trenował i próbował dalej. W końcu musi mu się udać – odpowiedział spokojnie Lucyfer i zgasił świece w pentagramie. – A przynajmniej mam taką nadzieję.

Westchnąłem ciężko i usiadłem zrezygnowany przy stole w bibliotece, gdzie przez ostatnie dni ćwiczyłem nawiązanie połączenia z Sabrielą. Szczerze mówiąc, liczyłem, że będzie to dość proste i bez problemu to zrobię, ale prawda okazała się niestety inna. Niby czułem więź, niby ból spowodowany rozłąką męczył dwadzieścia cztery godziny na dobę, a jednak nadal największym osiągnięciem było wyczucie, że w danej chwili dziewczyna miała się całkiem dobrze i odpoczywała w bezpiecznym miejscu, gdzie nic jej nie groziło. Pocieszenie z tego takie, że przynajmniej upewniliśmy się, że była gdzieś, gdzie chłód i mróz nie stanowiły problemu dla demonicy.

– Przepraszam. Następnym razem bardziej się postaram – wymamrotałem, czując wyrzuty sumienia, że nie potrafiłem wykonać tak prostego zadania. – Muszę tylko odpocząć i mogę próbować dalej.

– Nie, Asie. Na dzisiaj ci wystarczy. Jesteś wolny – zaprzeczył cicho Diabeł i wyszedł z pomieszczenia za prośbą służącej.

Zniechęcony Roth chyba też nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Posłał mi tylko krótkie spojrzenie i bez słowa wstał oraz ruszył do wyjścia. Nie musiałem ich pytać, by wiedzieć, że wkurzałem ich tą swoją nieudolnością. Sam byłem na siebie wkurwiony, zdając sobie sprawę, że w pewnym sensie stanowiłem szansę ratunku dla Sab, a nie potrafiłem tak prostej rzeczy, jak odpowiednie skupienie się na dziewczynie i odnalezienie naszej więzi.

– Pewnie nie idziesz ze mną, co? Bo muszę sprawdzić stan Irvena. – Roth zatrzymał się przy drzwiach i zerknął na mnie pytająco. – Wiesz, mimo wszystko to twój brat. Może to spotkanie jakoś pomoże ci się uspokoić.

– Raczej wątpię. Za każdym razem jak go widzę, to mam ochotę go zabić – przyznałem niechętnie, ale z braku innych rzeczy do roboty, kiwnąłem głową i ruszyłem za demonem. – Jeśli nie odnajdziemy Sab w ten sposób, to jak inaczej to zrobimy?

– Ojciec uważa, że prędzej czy później sama się uwolni i ucieknie stamtąd. Siora zawsze taka była, rzadko kiedy potrzebowała pomocy i dlatego jest święcie przekonany, że ostatecznie wróciłaby na własną rękę – zaczął niepewnie, by na końcu westchnąć ciężko. – Tyle że Ziemia ją osłabiła. Wiesz, że przez tamtą misję zmieniła się. Złagodniała i stała się... słabsza.

– Że niby to ma być z powodu pobytu na Ziemi? Aż tak dobijają was te wszystkie pozytywne emocje? – parsknąłem śmiechem, a widząc wzrok Astarotha, pokręciłem głową. – To dziwne. Za to ciekawe!

– Ptaszyska. – Przewrócił oczami i zamilkł, a po jakimś czasie weszliśmy do szpitala.

Chociaż minęło kilkanaście dni od naszego ostatniego przyjścia tutaj, liczba chorych w ogóle nie zmalała. Wręcz przeciwnie, odnosiłem za to wrażenie, że było ich jeszcze więcej i wyglądali jeszcze gorzej. Nie powinno mnie to interesować, zwłaszcza że nadal chciałem jak najszybciej opuścić Piekło, aczkolwiek skoro Zaraza nie miała oporów przed zaatakowaniem Podziemia, to i musiała planować zarażenie także Nieba. Tylko kiedy zamierzała uderzyć w anioły? I jak mogliśmy ją przed tym powstrzymać? Cholera, zapowiadały się kolejne problemy.

– Gotowy na spotkanie z braciszkiem? – roześmiał się Roth, wyrywając mnie z zamyślenia i nim weszliśmy do pokoju nowego Upadłego, odetchnąłem głęboko dla uspokojenia. – Dobry! Jak tam samopoczucie?

– Macie tu okropne jedzenie. Ledwie idzie je przełknąć – odparł od razu blondyn, patrząc na nas poirytowany, lecz na mój widok szybko uśmiechnął się cwaniacko. – No proszę, braciszek przyszedł sprawdzić jak się miewam, co?

– Miałem szczerą nadzieję, że tutejszy klimat już cię ukatrupił, ale jak widać jesteś tak głupi, że zapomniałbyś umrzeć, nawet gdybyś został zabity – odgryzłem się od razu, a Astaroth wyraźnie ucieszony naszym zachowaniem, w milczeniu usiadł z boku na krześle i się nam przyglądał.

– Uuu, wyrobiłeś się. Wpływ Piekła jednak robi swoje, czyż nie? – Irven roześmiał się niewzruszony, jednak widząc, że niewiele tym osiągnął i nadal w bezruchu tkwiłem w miejscu, zdziwiony przechylił lekko głowę. – Nawet w końcu cierpliwy się zrobiłeś.

– Z idiotami nie ma sensu dyskutować. – Wzruszyłem obojętnie ramionami i starając się zachować spokój, podszedłem do niego.

Musiałem przyznać, spotkanie starszego brata w takim miejscu było dość niecodziennym zdarzeniem. Przecież kiedyś stanowił dla mnie autorytet, robiłem wszystko, by być jak on i naśladowałem go we wszystkim, w czym tylko mogłem. A teraz? Oboje tkwiliśmy w Podziemiu, tyle że on jako upadły anioł, a ja w poszukiwaniu ukochanej. Gdyby nie to, iż jego aura już powoli zaczęła się zmieniać na demoniczną, a srebrne tatuaże na rękach stawać czarne, to może byłbym jeszcze w stanie wmówić sobie, że to dalej mój anielski, wesoły i niepoprawnie optymistyczny brat, który potrafił zbajerować każdego, byleby uniknąć konsekwencji za swoje wygłupy.

– Dlaczego upadłeś? – spytałem po chwili milczenia, kiedy to wpatrywaliśmy się w siebie wzajemnie i ocenialiśmy, jak bardzo się zmieniliśmy przez te kilka lat, gdy się w ogóle nie widzieliśmy. – I jak ojciec na to zareagował?

– Sytuacja w Niebie zmieniła się, Asie. Lepiej było stamtąd uciekać, niż dalej męczyć się z Gabrielem i resztą. Zresztą sam wiesz, że już od dawna chciałem to zrobić – wyjaśnił cicho z westchnięciem i odsunął się nieco ode mnie, siadając z powrotem na łóżku. – Znasz ojca. W sumie to chyba podejrzewał, że wkrótce do tego dojdzie. Ostatnio znacznie częściej się buntowałem niż normalnie. Skazał mnie bez mrugnięcia okiem, jedynie mama nieco popłakała. U Eliana chyba nic nowego i wciąż szaleje po klubach, Stella nadal bawi się w szukanie sobie faceta, a Lil dwa miechy temu wróciła i poinformowała wszystkich o twoim zniknięciu.

– I tyle? Nie powiedziała nic więcej? – upewniłem się, pamiętając, że do niej również dotarło zdjęcie, na którym całowałem się z Sab.

– A powinna? – Brat roześmiał się cicho. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj. W końcu Nadzieja Nieba i Piekło? Co się stało?

– Za dużo by opowiadać. – Zaprzeczyłem głową, uciekając spojrzeniem na bok na rozbawionego Rotha, który o dziwo jak dotąd jeszcze nam nie przerwał. – A ogóle co w Niebie? Nic... nic się nie dzieje z mieszkańcami, prawda? W sensie, jakieś choroby, czy coś?

– Nie, spokojnie i nudno jak zawsze – zapewnił wesoło i po chwili zastanowienia nagle uśmiechnął się cwaniacko. – No, oprócz jednej rzeczy. Dlaczego nie mówiłeś, że będziesz miał dziecko?

– Że co? – zapytaliśmy jednocześnie z Rothem, patrząc zaskoczeni na Irvena. – Jakie dziecko?

– Twoje i Devry. Nic nie wiedziałeś? – parsknął śmiechem, rozbawiony kręcąc głową. – Gratuluję, braciszku! Zostaniesz tatusiem!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro