Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Hejka!

Więc tak, święta się skończyły i w końcu jestem w domu (bo byłam na wyjeździe), no to możemy zaczynać. Uprzedzam od razu, że maraton będzie w nieco nietypowym wydaniu, a konkretnie po prostu codziennie będę wrzucać po dwa, trzy rozdzialiki. Za to w sobotę dostaniecie ten special, co do którego się umówiliśmy.

Nie przedłużając, zapraszam! :D

***

Podobno od zawsze trzymaliśmy się z braćmi blisko. Wszystko robiliśmy razem, pomagaliśmy sobie wzajemnie, dogadywaliśmy się i rzadko kłóciliśmy oraz nie było problemu, byśmy się sobą opiekowali. Dla każdego, rodziców, przyjaciół rodziny, dalszych znajomych, czy nawet normalnych mieszkańców Nieba, którzy z boku patrzyli i interesowali się życiem mojej rodziny, stanowiliśmy wzór braci i relacji między rodzeństwem. Wiele razy zachwycano się tym, chwalono nas i zachęcano, byśmy wręcz propagowali takie zachowania.

Taaa, jasne. Szkoda tylko, że nikt nigdy nie zainteresował się nami na tyle, by chociaż spróbować zrozumieć, jakim cudem staliśmy się "wspaniałą trójką". Prawda była taka, że ja robiłem jedynie za tło dla braci. Zawsze byli tylko oni, Irven i Elian. Najbardziej rozrywkowi, otwarci, każdy ich lubił i każdy chciał się z nimi kumplować. Wielkie gwiazdy Nieba, o których wciąż było głośno i media ich uwielbiały. Nieważne, że przy okazji chlali, ile wlezie, palili, ćpali i bezustannie powodowali wielkie skandale, bo i tak ludzie nadal ich kochali. Za to zapomnieli o tym, że Gabriel miał jeszcze jednego syna. Tego po środku, który jakimś cudem nagle został pominięty i zapomniany. A tak się składa, że odrzucone osoby często są gotowe zrobić dosłownie wszystko, byleby znowu zostać zauważonym.

- Astriel? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Astarotha gdzieś z tyłu i nim zdążyłem przyspieszyć oraz zniknąć w tłumie, demon już szedł obok. - Co się stało? Uciekłeś ze szpitala, jakby cię stado kundli goniło.

- Posłuchaj, Roth. Nie mam nic przeciwko pomaganiu ci, mogę jeździć na wszystkie misje i odwalać najczarniejszą robotę, ale proszę, nie zmuszaj mnie do jakichkolwiek kontaktów z Irvenem, okej? - odpowiedziałem oschle, patrząc znacząco na zaskoczonego znajomego. - Wiem, że ty i Sab zawsze byliście blisko, jednak ja z braćmi nie mam tak dobrych relacji. I nawet nie chcę próbować ich naprawiać. Za bardzo mi życie zniszczyli.

- Serio? To anioły i to jeszcze będące rodziną niszczą sobie życie? - zapytał zdziwiony, a widząc jego zaciekawiony wzrok, wiedziałem, że już mi nie odpuści. - No to opowiadaj. Jak to było?

Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową, idąc gdzieś przed siebie. Nie chciałem tego wspominać. Latami wypierałem tamte wspomnienia z głowy, wmawiałem sobie, że nie byli winni i zasłużyłem na wszystko, co mnie spotkało. Tyle że podświadomie wciąż czułem, że tylko niepotrzebnie się okłamywałem i to przez nich kilkaset lat życia jako koszmar nadal męczyło mnie w snach, skazując na bezsenne noce.

- W skrócie, dawniej Irven i Elian robili za wielkie gwiazdy Nieba. Irvena już znasz. Jest starszy ode mnie i kiedyś byliśmy sobie bliscy. Dopóki nie urodził się Elian, bo potem wszystko się zmieniło - zacząłem niepewnie, lecz demon mi nie przerwał, o dziwo uważnie słuchając. - I kiedy oni się razem bawili, ja zostałem zepchnięty na bok. Chciałem jedynie uwagi, żeby też ktoś zwrócił na mnie uwagę, no to... zacząłem żyć jak oni. Co noc imprezy, trzeźwość bardzo rzadko, ciągłe bycie naćpanym i tyle dziewczyn w łóżku, że większości nawet nie pamiętam imion.

- To źle? - spytał zdezorientowany i gdy na niego zerknąłem, uświadomiłem sobie, że kiedy tam byłem przykładem, jak anioł nigdy nie powinien się zachowywać, tak dla mieszkańców Piekła nie stanowiło to nic wyjątkowego. - Co z tego, że korzystałeś z życia?

- Jestem synem archanioła Gabriela. Mnie wręcz nie wolno było tak postępować. - Spojrzałem na niego znacząco, a Roth przewrócił oczami i kiwnął głową, bym mówił dalej. - Tak czy siak, w końcu dogadałem się z braćmi i zaczęliśmy się wspólnie bawić. Ludzie uznali nas za trio, które miało gdzieś zasady i chyba też to sprawiło, że staliśmy się tak popularni. No wiesz, grzech i te sprawy.

- Ale?

- Ale braciom spodobał się ten styl życia. Tak bardzo, że posuwali się coraz dalej, reguły były coraz bardziej uciążliwe i pewnego dnia zdecydowali się upaść - wyjaśniłem z westchnięciem.

- Skoro już wtedy postanowili upaść, to dlaczego Irven zjawił się tu dopiero dzisiaj? - zainteresował się, jakby odruchowo patrząc za siebie na szpital w oddali. - Czym Gabriel ich przekupił?

- Nie przekupił. Ukarał ich za tak głupie i niedorzeczne jak na tamte czasy pomysły. I chociaż to oni chcieli upaść, a ja mimo wszystko pozostawałem lojalny Niebu, to uznano, że mogę stanowić zagrożenie.

Między nami na chwilę zapadło milczenie, podczas którego Astaroth przyswajał nowe informacje i łączył kawałki całej układanki, za to ja przysiadłem na ławce przy fontannie tkwiącej na środku rynku miasta.

- Czyli... ukarali cię razem z braćmi, bo archaniołowie mieli takie widzimisię? - Ogarnął wreszcie i usiadł przy mnie, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Własny ojciec cię tak załatwił?

- Ta, Sab też była zszokowana, jak jej to powiedziałem - wymamrotałem pod nosem i westchnąłem ciężko, kuląc się w sobie.

Demon jakby wyczuł, że miałem dość mówienia i zamilkł, by samemu to wszystko przemyśleć. Wiedziałem, iż dla niego w pewnym stopniu niepojętym było zachowanie archaniołów wobec takiemu traktowaniu swoich dzieci. Wystarczająco napatrzyłem się na jego bliskość z Lucyferem, by przekonać się, że ja o tak dobrych kontaktach z Gabrielem mogłem jedynie marzyć. Ba, mogłem pomarzyć o tak dobrych kontaktach nawet z rodzeństwem. Tak naprawdę jedyną bliską mi osobą była matka, tyle że rzadko kiedy pozostawała sama, byśmy mogli szczerze ze sobą porozmawiać. Zazwyczaj towarzyszył jej ojciec, a wtedy... nawet od domu trzymałem się z daleka.

- To dlatego tak bardzo chcesz odzyskać Sabrielę? Bo stanowi dla ciebie przynajmniej tę drobną cząstkę rodziny? - Roth odezwał się nagle, jednak gdy zwróciłem się ku niemu, patrzył zamyślony gdzieś przed siebie i jedynie mnie słuchał. - Odpowiedz. O to ci chodzi?

- Nie tylko. Tu chodzi o coś więcej - zaprzeczyłem ze słabym uśmiechem i kiedy brunet posłał mi pytające spojrzenie, wzruszyłem ramionami. - Zdaję sobie sprawę, że wkurzasz się na to wszystko, bo jestem aniołem...

- I moim największym wrogiem - dodał z cichym prychnięciem, lecz powstrzymał się od kolejnych uwag.

- To też. Tylko że to, że jestem aniołem, nie sprawia, że traktuję Sab jak przeciwnik. Jest mi najbliższą osobą, jaką kiedykolwiek znałem, najbardziej oryginalną dziewczyną i... kocham ją. Naprawdę - dokończyłem szeptem, a w chwili, gdy to powiedziałem, uderzył we mnie przenikliwy ból w okolicach serca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro