Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Zamknąłem za sobą cicho drzwi, nie chcąc pobudzić reszty domowników i nawet nie zapalając światła, powoli ruszyłem do swojego pokoju. Może i nie było mnie tu przez kilka miesięcy, lecz na szczęście dalej doskonale pamiętałem rozkład pomieszczeń i gdzie co stoi, by nawet w zupełnych ciemnościach móc bez najmniejszego problemu trafić na piętro i do sypialni. Straciłem trochę poczucie czasu i zasiedziałem się w barze ze starymi znajomymi, przez co teraz musiałem wręcz wkradać się do domu, ale przynajmniej uniknąłem dzięki temu kolejnej konfrontacji z Gabrielem, Elianem, czy z bliźniaczkami. Jedynie czego żałowałem, to że rozmowę z mamą należało przenieść na kolejny dzień, lecz nawet mi to zbytnio nie przeszkadzało, bo po tej całej aferze z Devrą marzyłem tylko o gorącym prysznicu na ukojenie nerwów i następnie położeniu się do łóżka.

Podążając wolno w ciemnościach i po omacku szukając znajomych kształtów, nie spodziewałem się, że na schodach w salonie nagle na kogoś natrafię. Choć ledwie co wróciłem z Piekła, wpadnięcie na kogoś w mroku wystarczyło, by poziom adrenaliny gwałtownie skoczył i wybudził moce. Te w najlepsze uwolniły się i w ułamku sekundy cały salon został rozświetlony przez mój złoty ogień, tym samym ukazując postać przede mną.

– Jest trzecia w nocy. Mam nadzieję, że wymyśliłeś porządną wymówkę, czemu powrót do domu tyle ci zajął, bo czekam na ciebie od ponad pięciu godzin. – Mama jak zawsze od razu posłała mi znaczące spojrzenie swych ciemnobrązowych oczu i zeszła z pierwszego schodka, na którym stała. – Więc?

– Tak jakoś wyszło – wymamrotałem i westchnąłem ciężko. Szybko uspokoiłem moce i ukryłem płomienie, podczas gdy mama zdążyła uciec do kuchni, gdzie zapaliła światło i zaczęła się krzątać, jakby wcale nie był środek nocy.

Wiedziałem już, że jak na razie o kojącym śnie mogłem jedynie pomarzyć i chcąc nie chcąc, również poszedłem za kobietą, która szykowała właśnie zioła do zaparzenia.

– Długo cię nie było. Zakład czy bicie rekordu? A może problemy z misją? Tata niewiele powiedział. Poza tym jutro cię czeka pogadanka z nim. Wkurzył się, że opuściłeś kolację – poinformowała mnie po chwili milczenia i dając ręką znać, bym usiadł, postawiła przede mną kubek z parującym naparem. – Opowiadaj. Co się działo przez te kilka miesięcy?

– Dużo, mamo. Bardzo dużo. – Z wahaniem zająłem miejsce obok niej i wbiwszy wzrok w parę unoszącą się znad napoju, odetchnąłem głęboko dla zebrania myśli.

Czułem na sobie wyczekujący wzrok rodzicielki, która cierpliwie wyczekiwała, aż zabiorę się za wyjaśnienia. Za to ja milczałem jak zaklęty, po raz pierwszy od wieków nie mając pomysłu, jak w ogóle zacząć. Zdawałem sobie sprawę, że mogłem jej powiedzieć dosłownie wszystko bez strachu, że potem będę miał na karku wkurzonych archaniołów. Problemem było tylko to, że nie potrafiłem się zmusić do mówienia. Gdzieś w głębi mnie tkwił strach, że tym razem przesadziłem i że nawet jeśli zdecyduje się trzymać moją stronę i zachowa te informacje dla siebie, to także w jej oczach stanę się zdrajcą i zupełnie zepsuję nasze relacje. A chociaż z matką chciałem je mieć jak najlepsze, skoro reszta rodziny traktowała mnie jak wyrzutka.

– Astriel? Synku, wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, prawda? Cokolwiek się stało, pomogę ci.

Jak tylko poczułem jej dłoń na mojej, momentalnie poczułem przepływającą przez me ciało falę spokoju. Pojawiło się to przyjemne wrażenie, jakbym znów był zaledwie dzieckiem, siedział z mamą w ogródku, próbował jej nowych mieszanek ziół oraz herbat i opowiadał, co ciekawego wydarzyło się tego dnia w szkole i co zmalowałem, że ojca ponownie wzywano do dyrektora. Wspomnienia z dawnych lat przywoływane przez mamę migały mi przed oczami, co miało na celu mnie uspokoić i podnieść na duchu. I mimo że początkowo naprawdę to działało i wystarczył moment, bym się rozluźnił i nabrał odwagi do mówienia, tak już po chwili głos rozsądku przywrócił mnie do rzeczywistości i przypomniał o wszystkich problemach oraz powodzie powrotu do Nieba.

– Obawiam się, że tym razem nieco bardziej namieszałem – przyznałem cicho i w końcu zaczął wylewać się ze mnie potok słów.

Mówiłem, mówiłem i mówiłem. O wszystkim i o niczym, zarówno o błahych sprawach, które wydarzyły się przez ostatnie miesiące, jak i o tych najważniejszych. Niczego przed nią nie ukrywałem. Opowiedziałem o pobycie na Ziemi, opisałem moją relację z Sabrielą i to, jak nienawiść najpierw zastąpiła sympatia, a później miłość, co razem osiągnęliśmy w sprawie demona od plagi samobójstw i kim oraz czym się okazał, by zakończyć na współpracy z Piekłem wobec poszukiwań Sab i schwytania Bena. Na początku gubiłem się we własnych myślach i mówiłem dość chaotycznie, lecz szybko wspomnienia z ostatnich miesięcy ułożyły się w spójną całość i bez zająknięcia wyjaśniałem każde zdarzenie oraz nawiązane w tym czasie znajomości.

Mama nie przerywała ani nie komentowała. Cierpliwie, z uwagą mnie słuchała, pozwalając mi się wygadać, co najwyraźniej było mi bardzo potrzebne. Gdy wreszcie skończyłem, wyrzuciwszy z siebie wszystkie sekrety, niepokoje i obawy, jeszcze przez kilka minut siedziała w ciszy, jakby zastanawiając się, co mi poradzić.

– Cóż... Przynajmniej nie jest tak źle, jak myślałam – oznajmiła z rozbrajającą szczerością i kiedy zobaczyła moje zdziwienie, roześmiała się cicho. – Bałam się, że postanowiłeś nas opuścić, upaść, albo wdałeś się w baaardzo złe towarzystwo. A ty tylko się zakochałeś. To nic złego.

– Chyba mnie nie zrozumiałaś. Tu mowa o Sabrieli. TEJ Sabrieli. Wdałem się w złe towarzystwo, bo mieszkałem przez ostatnie dwa miechy u Lucyfera i zakumplowałem się z jego synem. Plus, jeżeli to będzie jedyna opcja, to jestem gotów upaść dla Sab, mamo.

– Oj tam, oj tam, ale to z powodu ukochanej, a nie z kaprysów, jak to zrobił Irven – przewróciła oczami z chichotem i machnęła niedbale ręką. – Synku, nie masz co się przejmować. Jeśli Lucyfer ma rację i łączy cię więź z Sabrielą, to prędzej czy później znajdziecie sposób, żeby być razem.

– Chyba zupełnie inaczej postrzegasz tę sytuację ode mnie. – Zrezygnowany pokręciłem głową i dopiłem napój. – Nawet nie wiadomo, czy Sabriela przeżyje. Nie mamy pojęcia gdzie jej szukać, a w każdej chwili Ben i jego sługusy mogą ją poważnie skrzywdzić. A jeśli nam się nie uda? Jeśli jej nie znajdziemy? Albo znajdziemy, ale przybędziemy za późno? Albo coś jej zrobili i nie będzie mnie pamiętać? Albo postanowi się wycofać z naszej relacji? Albo...

– Astriel, niepotrzebnie zadręczasz się tyloma pytaniami, na które i tak nie dostaniesz odpowiedzi. Zamiast skupiać się na ukochanej, poświęcasz swą uwagę właśnie nim i to dlatego nie potrafisz odnaleźć Sabrieli. Mówiłeś, że starasz się nawiązać kontakt. A moim zdaniem powinieneś podczas trenowania więzi odpuścić to sobie i w zamian skupić tylko i wyłącznie na łączącym was uczuciu. Kto wie, może właśnie tak ją odnajdziesz?

– A to pomoże?

– Nie wiem. Zawsze warto próbować. Zaufaj swojemu instynktowi i słuchaj głosu serca. To dzięki nim daleko zajdziesz – spostrzegła z lekkim uśmiechem i wstała, a następnie posprzątała puste kubki. – Idź się przespać, synku. Potrzebujesz energii, skoro chcesz kontynuować rozwijanie więzi.

– Jasne – przytaknąłem cicho i wstałem, zerkając jeszcze na mamę.

Zawsze była drobną, za to energiczną kobietą, której brązowe loki pozostawały w wiecznym nieładzie, a oczy o każdej porze dnia i nocy błyskały wesołymi iskrami. Chociaż wydawała się nieco roztrzepaną i porywczą, to już wiele razy zdążyłem się przekonać, że była jedną z tych pomocnych, życzliwych i niesamowicie inteligentnych osób, które przekładały nad wszystko dobro swoich bliskich, nie zwracając uwagi na swoje własne. Zawsze mogłem liczyć na jej wsparcie, a co jej w zamian zafundowałem? Zniknięcie na kilka miesięcy, podczas których mój starszy brat na dodatek zdążył upaść. Nie dawała tego po sobie poznać, jednak dało się dostrzec, że ostatnie tygodnie nie należały dla niej do najłatwiejszych i choć moje myśli głównie skupiały się na Sab, tak teraz odczułem szczere wyrzuty sumienia, że zaserwowałem mamie tyle nerwów, by następnie pojawić się jak gdyby nigdy nic. Nie zasługiwała na takie traktowanie. Nie ona, moja kochana mama, która, nieważne co by się nie działo, zawsze służyła mi pomocą.

Mimowolnie uśmiechnąłem się i nim zdążyła zorientować się, co się dzieje, mocno ją przytuliłem. Nie było to zbyt wiele w porównaniu do tego, co ona zrobiła dla mnie, ale jak na razie nic więcej nie miałem do zaoferowania.

– Dziękuję, mamo – wyszeptałem, jak dziecko się w nią wtulając. – Za wszystko.

– Nie masz za co dziękować – zaprzeczyła ze śmiechem i oddając uścisk, typowym dla niej ruchem pogłaskała mnie przy tym po głowie. – No, zmykaj do spania. Nim jeszcze więcej kurzu zbierze się na twojej pościeli, bo od kiedy wyjechałeś, nikt nie wchodził do twojego pokoju. – Zachichotała wesoło, wyraźnie ucieszona moim gestem i się odsunęła. – Dobranoc, Asiu.

– Dobranoc, mamo. Jeszcze raz dzięki – rzuciłem jeszcze na odchodne, zmuszając się na uśmiech, po czym ruszyłem szybko do mej sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro