Rozdział 11
Hejka!
Wybaczcie, że tak późno, bo ten rozdział miał się pojawić już wczoraj, ale nieoczekiwanie zawitali goście i nie byłam w stanie napisać nic nowego (bo o 1 w nocy to już dla mnie za późno na pisanie i słabo to wychodzi XD).
Tak więc przepraszam za opóźnienia i zapraszam do czytania! :)
***
To niesamowite, jak wszystko może się zmienić w ciągu zaledwie kilku miesięcy i jak bardzo jest się w stanie przejrzeć na oczy, gdy spotka się ludzi, którzy nie bawią się w owijanie w bawełnę i jasno pokazują, jak wygląda dobro, a jak zło. Wśród aniołów od zawsze wiele się mówiło o grzechu, co robić, by nie postępować niemoralnie oraz po prostu nie upodabniać się z zachowania do demonów. Jednocześnie tak bardzo wbijano nam do głów, że Niebo było cudowne, bez żadnej skazy i do bólu idealne, że większość jego mieszkańców rzeczywiście miała przez to problem z zauważeniem tych drobnych skaz, które niszczyły te fantastyczne wizje i ukazywały prawdziwą naturę "niebiańskich istot". Stworzeń, które, mimo że pochodziły wprost od Boga, wcale nie różniły się mocno od poddanych Diabła. A może nawet byliśmy od nich gorsi, bo gdy oni nikogo nie udawali i otwarcie pokazywali swój zniszczony charakter, anioły wolały to ukrywać, wszelkie afery zamiatać pod dywan i dalej odgrywać rolę "tych dobrych".
Niepokojące, ale prawdą było, że gdybym musiał wymienić znane mi osoby, które rzeczywiście zachowywały się tak, jak powinni posłańcy Boga, to naliczyłbym może... pięć osób? A i tak wymagałoby to chwili porządnego zastanowienia się, choć tu prawdopodobnie w większości wina spadała na mnie, gdyż po prostu obracałem się w takim towarzystwie, gdzie aniołom bliżej do grzeszących ludzi, a nawet demonów. Zresztą, co się dziwić, przecież sam święty nie byłem. Jako żołnierz miałem na sumieniu setki istnień i to wcale nie dlatego, że zabijałem, bo musiałem. Jeszcze krótko przed misją na Ziemi uwielbiałem mordować mieszkańców Piekła dla zabawy i chociaż starałem się zgrywać przed Sab tego dobrego, to z trudem powstrzymywałem się, by w chwili, kiedy dziewczyna była bezbronna, nie skorzystać z okazji i poderżnąć jej nieoczekiwanie gardła.
Szczerze mówiąc, tę nietypową zabawę w uśmiercanie demonów pokazała mi właśnie Devra i to ona zaszczepiła we mnie miłość do tych praktyk. Po dołączeniu do wojska zostałem przydzielony do jej oddziału i jako surowa przełożona, dawała wszystkim nieźle w kość, by "zrobić w nas mężczyzn, a nie płaczące na widok krwi dziewczynki". Jedna z jej metod dotyczyła udawania się na Ziemię i zmuszania nas do zabijania z zimną krwią tak właściwie niewinnych mieszkańców Piekła. Gdy ci się zwyczajnie bawili wśród ludzi, nikomu nic nie robiąc, my ich likwidowaliśmy. Im więcej, tym lepszą później nagrodę dostawaliśmy. W sumie, gdyby się nad tym zastanowić, to w pewnym sensie nas po prostu tresowała. Jednak wtedy niezbyt nas to obchodziło. Grunt, że najlepszy z nas kończył z nią w łóżku, a mimo wszystko tam potrafiła robić cuda. O tym, że nawet z zachowania była dziwką, przekonałem się znacznie później, lecz musiałem przyznać, że za czasów wojska uwielbiałem ją i gdyby mi to zostało, pewnie bez wahania uznałbym jej dziecko za swoje.
– Manipulatorka – mruknąłem cicho pod nosem i kiedy stanąłem przed drzwiami jej mieszkania, z trudem powstrzymałem chęć przed zawróceniem i odejściem.
Nie chciałem tu być. Nie chciałem się z nią spotykać i dyskutować, aby odpuściła sobie wrabianie mnie w ojcostwo, bo i tak nic to nie da i prawda wyjdzie na jaw. Tym bardziej nie chciałem choćby jej zobaczyć, bo pomimo tego, że od dawna trzymałem się z dala od niej, byleby nie mieć z nią nic do czynienia, to wystarczyło jedno jej spojrzenie i potrafiłem paść przed kobietą na kolana. Niby teraz wszystko się zmieniło i kochałem Sabrielę, jednak jakby podświadomie bałem się kolejnego widzenia z Devrą, mając świadomość, że przy niej wiele razy ciało odmawiało posłuszeństwa i działało zupełnie wbrew temu, co nakazywał umysł. A akurat ukochanej za żadne skarby nie chciałem zdradzić i to jeszcze z taką suką, która może i ciałem była piękna, ale już od dawna powinna smażyć się w Piekle.
Odetchnąłem głęboko i zebrawszy się w sobie, w końcu zapukałem do drzwi. Przez dobrą chwilę panowała cisza i w końcu zacząłem mieć nadzieję, że może nie było jej w domu, lecz niestety w momencie, gdy zamierzałem odpuścić i odejść, nagle rozległy się kroki i drzwi się otworzyły.
– Astriel? – Usłyszałem ten znienawidzony, piskliwy głos i nim cokolwiek odpowiedziałem, już anielica mnie dusiła w uścisku. – Jejku, nie wierzę, że to naprawdę ty! Wróciłeś! Nie masz pojęcia, jak się cieszę! – Devra roześmiała się radośnie i gdy w końcu uwolniła mnie ze swoich objęć, odsunęła się nieco, wpuszczając do środka. – Wejdź! Musimy pogadać! Mam ci coś ważnego do powiedzenia!
– Ta, niestety wiem – odpowiedziałem oschle i wszedłem do środka, mimowolnie wpatrując się w dziewczynę i jej spory brzuch, przez który już z daleka było widać, że rudowłosa spodziewała się dziecka. – Ja właśnie w tej sprawie.
– Czyli już wiesz, że zostaniemy rodzicami? – Uśmiechnęła się szeroko i choć jeszcze kilka miesięcy wcześniej rzeczywiście by mnie tym uwiodła, tak teraz jedynie się skrzywiłem. – Coś nie tak? Nie cieszysz się?
– Devra, tak szczerze. Czyje to dziecko? Bo za cholerę mi nie wciśniesz, że moje. – Spojrzałem na nią znacząco i usiadłem na kanapie, z satysfakcją patrząc, jak na jej ślicznej buźce odmalowuje się zdezorientowanie, a następnie niedowierzanie. – Masz mnie za idiotę? Doskonale pamiętam, że się wtedy zabezpieczaliśmy i nie ma opcji, byśmy wpadli. I na dodatek pamiętam również, że dzień później Cynthia organizowała imprezę, na której pieprzyłaś się z Marcusem, a o czym nikomu nie wolno było gadać, bo zjebałabyś sobie reputację. Rozumiem więc, że to mi wolisz narobić problemów, niż żeby wyszło na jaw, że to jego bachor, tyle że moja sytuacja nieco się skomplikowała i tak się składa, że tym kłamstwem mogłabyś zniszczyć mój związek. I życie też.
– Związek? Ty tak na serio? – Rozbawiona parsknęła śmiechem, momentalnie przestając udawać słodką, wesołą wariatkę, którą zawsze uwodziła mężczyzn i podeszła bliżej. – Kochaniutki, wiemy dobrze, że ty i stałe związki to nie jest dobre połączenie. Sam wiesz, jak się zazwyczaj kończyły.
– To co innego – wymamrotałem zirytowany i gdy dziewczyna usiadła mi na kolanach, z trudem powstrzymałem się przed zrzuceniem jej. Uratował ją tylko fakt, że była w ciąży. – Czego chcesz? Co ci da to kłamstwo?
– Wygodę życia? – zauważyła ze śmiechem i ku mojemu niezadowoleniu, przytuliła się do mnie. Na szczęście więź z Sab robiła swoje i tak jak jeszcze kiedyś od razu zrobiłoby mi się gorąco na taką bliskość Devry, tak teraz marzyłem, by już wstała i trzymała się z daleka. – Widzisz, kochanieńki, mimo tych wszystkich naszych kłótni, afer i skoków w bok, dobrze mi z tobą było. Wyjątkowo przystojny, cwany, świetny żołnierz, dodatkowo bogaty i w łóżku jesteś boski. Czego chcieć więcej? Poza tym tobie też wyszłoby to na dobre. Piękna, inteligentna, też całkiem dobra w walce i...
– Puszczalska, sukowata oraz w cholerę samolubna? – dokończyłem za nią ze złośliwością i odsunąłem ją od siebie, kiedy dłońmi zaczęła sięgać za koniec mojej koszulki. – Sorki, ale musisz sobie poszukać innego naiwniaka. Powiedz prawdę i wyjaśnij ludziom, że to nie ja zostanę ojcem. Bo inaczej...
– Bo inaczej co? Zabijesz mnie? – zakpiła sobie i pogłaskała się troskliwie po brzuchu, układając usta w podkówkę. – Oczywiście, że nie. Przecież nie skrzywdzisz niewinnej dziewczyny, która spodziewa się dziecka. Aniołki tak się nie zachowują i skończyłbyś w Piekle. A to rozczarowałoby twojego tatusia, a tego oczywiście byśmy nie chcieli, prawda?
– Mam wyjebane na Gabriela, Devra. Nie zależy mi na zachowaniu skrzydeł. Odkręć sprawę z ciążą albo przekonasz się, jak świetnie mnie wyszkoliłaś w zabijaniu niewinnych – warknąłem wkurzony, po czym delikatnie zepchnąłem ją z siebie i wstałem. – Masz tydzień. Potem skończy się bycie miłym. Jasne?
Dziewczyna prychnęła cicho niezadowolona, opuszczając nieco głowę, przez co rude loki całkowicie zasłoniły jej twarz. Może i nie widziałem miny Devry, lecz podejrzewałem, że właśnie albo układała plan, jak się z tego wymigać, albo rzeczywiście zastanawiała się, czy mi czasem nie ulec i wyznać wszystkim prawdę.
– Jasne, ale i tak nic tym nie zdziałasz. Znam cię na tyle dobrze, że wiem, że akurat mnie byś nie skrzywdził. Jesteśmy sobie zbyt bliscy. A ludzie ci nie uwierzą, cokolwiek będziesz próbował im powiedzieć. Może i jesteś Nadzieją Nieba, jednak szybciej uwierzą mi, grającej biedną, zrozpaczoną i porzuconą anielicę, która została wystawiona przez ukochanego, niż tobie, który bez słowa opuścił Niebo i szlajał się nie wiadomo gdzie przez ostatnich kilka miesięcy – odparła po chwili i posłała mi wyzywający uśmiech, za to w jej zielonych oczach zalśniło rozbawienie i triumf. – Powodzenia, kochanieńki.
– Mam cię gdzieś, wbij to sobie do głowy. Nic dla mnie nie znaczysz i pamiętaj, jakby co, uprzedzałem cię – zaprzeczyłem i wzruszyłem obojętnie ramionami, mając gdzieś, jaką decyzję podejmie Devra, po czym wyszedłem z jej mieszkania, byleby jak najszybciej oddalić się od tej suki.
Początkowo nie zamierzałem stosować wobec niej siły, lecz skoro nie pozostawiała mi wyboru, to po upływie danego jej czasu, o dziwo rzeczywiście byłbym w stanie jej coś zrobić. Bawiła mnie ta jej pewność siebie i przeświadczenie, że nadal przed wszystkimi grałem grzecznego aniołka, kiedy tak naprawdę tę rolę porzuciłem już na Ziemi, a w Piekle całkowicie się jej wyzbyłem i przynajmniej mogłem być sobą. W ciągu tych kilku miesięcy, gdy "szlajałem się nie wiadomo gdzie", jak to ujęła, wydarzyło się wystarczająco, żebym aktualnie nawet mógł odrzucić moje anielskie pochodzenie, byleby odnaleźć Sabrielę i móc bez problemów się z nią spotykać.
Cholera, Piekło chyba rzeczywiście wywarło na mnie zbyt duży wpływ. Nie poznawałem sam siebie oraz czasem bałem się własnych myśli. I było to spowodowane tym, że dwa miechy wśród demonów, plus wcześniej trzy z Sab wystarczyły, bym zmienił się z posłusznego Bogu anioła w buntownika gotowego upaść dla ukochanej i by wybudzić te najgorsze cechy charakteru, które przez lata archaniołowie oraz wojsko próbowali we mnie zniszczyć.
Ale czy właściwie przejmowałem się tą metamorfozą i żałowałem tego czasu, podczas którego tyle się wydarzyło między mną a demonicą?
W ogóle. Jebać Niebo, Sab była najważniejsza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro