Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

( Not Today to życie! Xd no to tyle ode mnie)

Właśnie skończyłam pisać egzamin! Mogę w końcu odetchnąć z ulgą, te ostatnie dni były tak stresujące, że nie mogłam skupić się na nauce. Ciocia w szpitalu, nie miał się kto nią zająć, od pięciu lat jest wdową, a jej jedyny syn, czyli mój kuzyn na stałe mieszka w Ameryce. Więc dopiero dziś wieczorem jest w stanie przylecieć do Hong Kongu. A moja Mama? Cóż... Delikatnie mówiąc, nie lubiły się z ciocią. A mój Tata? Był gdzieś na pustyni? Diabli wiedzą. Taki to sposobem... zostałam Ja.
Szpital, sklep, nauka i jeszcze do tego Tao. Często bywał w sklepie i mi pomagał, woził mnie do szpitala, chodź wcale o to nie prosiłam. Gdy chciałam go przegonić on tylko się zaśmiał.
Nie powiem, że mnie to nie ruszyło, pierwszy raz ktoś tak o mnie się troszczył i poświęcał mi całą swoją uwagę. Moje serce zaczęło produkować nieznane mi dotąd uczucia, przez co jeszcze bardziej się stresowałam.
Dzięki Ci Boże, że miałam tydzień wolnego. Pierwsze co zrobię to to wszystko ode śpię, ale najpierw odwiedzę Ciocię i opowiem jej co się dzieje. Mówiłam już, że ona nie wie, iż syn ją odwiedzi? Nie widzieli się trzy lata, więc na pewno będzie szczęśliwa. Już chciałam złapać taksówkę, gdy zadzwonił telefon.
Odebrałam go i jednocześnie dałam znak kierowcy.

- Słucham. - otworzyłam drzwi i weszłam do środka. - Proszę do najbliższego szpitala.

- Gdzie jesteś. - powiedział nie kto inny jak Tao.

- W drodze do szpitala, stało się coś?

- Mogłaś zadzwonić, zawiózł bym cię.

- Dlatego nie dzwoniłam, masz za dużo wolnego czasu? Wziął byś się do roboty. - boże znamy się ledwo tydzień, a rozmawiamy jak stare małżeństwo.

- Skąd wiesz, że nie pracuje.

- A pracujesz? - zaśmiałam się.

- Tak.

- A gdzie?

- Tajemnica służbowa.

- Czyli nigdzie, dobra musze kończyć jest przed szpitalem. - odliczyłam odpowiednią kwotę i dałam kierowcy. - Dziękuję i Do widzenia.

Zamknęłam drzwi i ruszyłam do środka.
- Rozłączam się.

- Czekaj! Masz teraz wolne prawda? Zabieram cię na wycieczkę.

- Skąd wiesz, czy chce jechać. - jak cholera. - Chcę odpocząć.

- I odpoczniesz, wpadnę po ciebie jutro o 8. Zabierz parę, rzeczy na przebranie.

- Jakich rze-

I się rozłączył.

- Ejjj! - krzyknęłam da słuchawki, a ludzie wokół się na mnie dziwnie spojrzeli.

Zwariuje. Schowałam telefon do torby i weszłam do środka.

***

- Taka stara, a głupia. Kto to widział wskoczyć do jeziora i siedzieć mokra przez godzinę. - tak moja matka jest szalona.

Była na wyprawie ze znajomymi i udawała, że ma dwadzieścia parę lat.

- Nie moja wina, że zwiało mi do wody mój ulubiony kapelusz! Wiesz, ile on kosztował?

- Tata pewnie nad tym ubolewa. - odparłam sarkastycznie, zmieniając zimny okład na czole Matki.

- Pewnie nawet by nie zobaczył, gdybym kupiła nowy samochód.

- Tak tak, poczekaj tu pójdę kupić jakieś lekarstwa. Zaraz wracam.

- Nie idź, nic mi nie jest, poza tym pewnie już wszystkie są zamknięte. Zobacz, która godzina.

- 23:17 i nie, nie są. Niedaleko jest całodobowa. Poza tym masz 38 stopni gorączki. Zaraz wracam.

Szybko się ubrałam i wyszłam z domu. W aptece byłam już dziesięć minut później. Kupiłam co trzeba i wyszłam.
Chciałam wracać tą samą drogą, ale wybuchła tam jakaś bójka i wokół było pełno ludzi i policji. A jeszcze parę minut tamtędy szłam, zwariowane miasto. Chcąc mieć spokój zostało mi iść dłuższą drogą.
Po drodze mijałam klub nocny, jeden z wielu w okolicy. Przyspieszyłam kroku, gdy przeszłam obok grupki klubowiczów, zatrzymał mnie pewny śmiech. Mimo, że było głośno rozpoznałam jego właściciela.
Odwróciłam się w ich stronę by się upewnić.
W centrum stał oparty o ścianę Tao, a do jego boku była przyklejona jakąś malowana blondynka. Mówiła mu coś do ucha, na co ten odpowiadał śmiechem. W jednej ręce miał butelkę piwa, a drugą na ramionach dziewczyny.

Czego ja mogłam się spodziewać, w końcu to Bad boy, jemu nie wystarczy jedna dziewczyna, skoro może mieć, ich ile chce.
W sercu poczułam ukłucie, a wzrok stawał się coraz bardziej niewyraźny.
Nie rycz głupia, przecież nawet nie jesteście ze sobą, co Ci zależy. Niech robi co chce. Zacisnęłam dłoń, w której trzymałam reklamówkę, w pięść.
Prychnęłam nad swoją głupota, jak najszybciej się odwróciłam i szybkim krokiem ruszyłam do domu.

- Young Ji? YOUNG JI!!!

Zaczęłam biec, nie miałam ochoty z nim rozmawiać, no bo po co?

- ZACZEKAJ! - głos stawał się coraz wyraźniejszy. - CHOLERA YOUNG JI CZEKAJ.

Co to to nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro