Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Dziś była sobota, więc dzień wolny. Teoretycznie. Bo w środę mam egzamin, na szczęście OSTATNI! Oprócz pracy w sklepie resztę czasu   przeznaczam na naukę. Zero wypadów na miasto, żadnego telefonu, tylko ja i książki. Cudownie się zapowiada, ale że to jest najtrudniejszy egzamin i jeśli będę miała z niego słaby wynik, no cóż... BĘDZIE SŁABO.
Do sklepu muszę iść za dobre dwie godziny, więc ostatni czas wolność. Powinnam go jakoś dobrze spożytkować... Lecz jak głupia patrzę się na białą kartkę z numerem telefonu. Jakie są jego intencje? Co on ode mnie chcę, że co? Niby mu się podobam? To można się w kimś zakochać widząc go tylko dwa razy?
Nie można, prawda?
Czekaj... Można?

AHHH NIE WIEM.

Odebrał by? Czy zignorował.
Wygląda na typka, z którym lepiej nie zadzierać. Mam nadzieję, że jest z tych co na kobiety ręki nie podniesie.
W ogóle czemu o tym myślę, przecież nie zacznę się z nim spotykać.
Wtedy w sklepie wydawał się... Słodki. Dla tego pijanego faceta był stanowczy, ale gdy zwracał się do mnie jego zachowanie się nieznacznie zmieniło. Ruchy miał bardziej... delikatne? Głos przybierał inną barwę, tak jakby mówił do kogoś wyjątkowego.

STOP, CO TY GADASZ.
Nie zachowuj się jakby Ci się podobał. Bo ci się nie podoba!

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka, było to przypomnienie, że trzeba zbierać się do wyjścia. Chwila.... Przecież mam jeszcze dwie godziny! Spojrzałam na godzinę, 9:30... Cholera, zamroziło mnie na dwie bite godziny.
Przez tego człowieka tracę poczucie czasu. Nie do wiary, to jakieś szaleństwo.
Wstałam, zgarnęłam torbę z szafki i szybko wyszłam z domu.
Sklep był dość blisko, więc szybkim chodem i dotrę tam w piętnaście minut.

***

- Cześć Ciociu! - przywitałam się ze starsza kobietą za ladą, czyli starsza siostrą mojego Taty.

- O jesteś, przebieraj się i możesz powykładać towar na półki. Będę tu jeszcze z dwie godziny, więc nie będziesz się rozpraszać.

- Dobrze Ciociu, wracam za minutkę.

Szybko poszłam na socjal do gabinetu, przebrałam się w czarną firmową koszule i gdy miałam już wracać na sklep usłyszałam krzyk Cioci i jakiegoś mężczyzny.

Szybko pobiegłam zobaczyć co się dzieje. Moim oczom ukazał się straszny widok, Ciocia szarpała się z jakimś facetem w masce i kapturze. W ręku trzymał duży nóż, przypominał mi na jeden z wojskowych modeli. Nagle czas się zatrzymał, ręką napastnika poszybowała w kierunku tali mojej cioci, a nóż wbił się w jej ciało.

- NIEEE!! rozległ się mój krzyk. Musiałam coś zrobić, bo ją zabije!

Poczułam napływ adrenaliny, chwyciła ze stojaka jakiś kij i ruszyłam na napastnika. Jako że stał do mnie bokiem to mnie nie zauważył. Zamachnęłam się i uderzyłam go w plecy, kij się złamał a facet krzyknął z bólu.

- TY MAŁA SUKO! - puścił rękojeść noża, na szczęście zostawiając go w ciele kobiety. - DAWAJ KASĘ ALBO I TY OBERWIESZ. NO JUŻ!

- NIE NIC CI NIE DAM. POMOCY!!! CZY KTOŚ MNIE SŁYSZY? POMOCY

- ZAMKNIJ SIĘ. - wziął zamach i już miał ją przed oczami, gdy nagle facet znalazł się na ziemi.

Podbiegł do niego chłopak i zaczął go walić po twarzy. Aż się wzdrygnęłam, gdy usłyszałam dźwięk łamiącej kości. Musiał mu złamać nos.

- Przestań! Zabijesz go! Przestań. - zamarł z pięścią w górze.

Puścił napastnika i wstał, odwrócił się w moją stronę.

- Jesteś cała? - zbliżył się do mnie, kładąc jednocześnie dłonie na moich ramionach.

- Tak... CIOCIA! - szybko pobiegłam do leżącej kobiety.

Wszędzie było pełno krwi, a sama ona była cała blada.

- CIOCIU ODEZWIJ SIĘ, CIOCIU!

- Nic... Mi nie... Jest. - powiedziała cicho kobieta.

- Karetka, muszę wezwać karetkę. - trzęsącymi dłońmi wyjęłam telefon, odblokowałam go, ale tak mi trzęsłam, że nie mogłam wybrać numeru.

- Daj, ja zadzwonię. - chłopak wziął ode mnie telefon i wezwał pogotowie.

- Ciociu nie zamykaj oczu, zostań ze mną! Trzeba zatrzymać krwawienie... Coś... - zaczęłam się rozglądać za jakość szmatą, ale nic nie było w pobliżu.

Nie zostało mi nic innego jak moja koszula. Szybko ją zdjęłam i owinęłam wokół rękojeści. Nie wiem czy to coś dało, ale nie przychodziło mi nic do głowy.
Po paru minutach do środka wpadli ratownicy i zaczęli badać Ciocię. Już po chwili była w karetce.

- Zna Ja pani? - zwrócił się do mnie ratownik.

- TO... To moja Ciocia. - wyjąkałam.

- Proszę wsiadać.

- Tak... - już chciałam wsiąść do środka, gdy poczułam na ramionach materiał. Spojrzałam w dół, a na moich barkach leżała czerwona bluza.
- Zajmę się tu wszystkim nie martw się. Zadbaj o swoją Ciocię.

Pokiwałam tylko głową i weszłam do karetki.
Wszytko mi z głowy wyleciało, najważniejsze było by ciocia wyszła z tego cało.

Reszta później.

Później...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro