Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Ten dzień zaczął się koszmarnie.
Szczoteczka do zębów wleciała mi do kibla, wciąż nie wiem, jak się to stało, zbiłam ulubiony kubek i prawie spóźniłam się na autobus. A na dodatek dziś mam egzamin, przez to, że pracowałam do późna i byłam myślami gdzieś indziej, nauka średnio mi szła. Przez co zawaliłam noc i spałam może z godzinę? Łatwo mi idzie przyswajanie materiału, ale sam on do głowy nie wejdzie, a że nie mogłam się skoncentrować to była istna droga przez wyboje.
Teraz szłam na uniwerek ledwo żywa z oczami jak u pandy, a w ręku trzymałam notes z notatkami. Zwariuje.
Nie patrząc przez siebie czytałam po raz trzeci ten sam akapit, nagle ktoś pociągnął mnie za ramię, a tuż obok mojej stopy przejechał trąbiący samochód. Skąd samochody na chodnikach?

Podniosłam wzrok i aż krzyknęłam.

- O CHOLERA.... - stała dokładnie dwa metry od chodnika...na ulicy, a tuż obok mnie mijające auta.

- Dobrze powiedziane, może byś tak uważała, gdzie chodzisz?! - powiedział dziwnie znajomy głos.

Już chciałam się odwrócić i mu podziękować, lecz zobaczyłam jaka była godzinę. Jestem spóźniona na egzamin. Profesor mnie zabije, jak nic śmierć tragiczna.

- DZIĘKUJĘ! - ukłoniłam się nawet nie patrząc na niego i ruszyłam biegiem w kierunku budynku uniwersytetu.

- To ja dziękuję. - usłyszałam cichy głos za plecami, on odpowiedział?

Nieważne, spóźnię się!

***

Umierałam.
Czyli taki był mój koniec? Umrzeć z głodu!

Od Mamy:
Kochanie pojechałam do babci, sama zrób sobie obiad. Kocham Cię ❤

Mówi to kobieta do osoby, która nie umie gotować... Fajnie.
Jedyne co mi wychodzi to jajecznica, pyszności.
Żołądek daje o sobie znać, jako że nie jadłam dziś śniadania. Pewnie i tak bym nie nic nie przełknęła przed egzaminem.
Zostaje mi zjeść coś na mieście, tylko gdzie była ta knajpa, w której ostatni raz byłam z MeiMei.
Sprawdziłam na mapce, dwadzieścia minut stąd na piechotę. Czyli spacerek.
Wyszłam z budynku i ruszyłam wzdłuż ulicy.
Przeszłam obok dość drogiego auta, w którym grała głośna muzyka. Jak ludzie mogą tak głośno jej słuchać jeszcze w tak małym pomieszczeniu? Mi chyba by uszy odpadły. Jako że szyby były przyciemniane nie mogłam zobaczyć, czy ktoś siedzi w środku. Pokręciłam głową i ruszyłam dalej.

Na szczęście znalazłam wolny stolik, szybko usiadłam na krześle by nikt mnie nie wyprzedził i zaczęłam przeglądać menu. Gdy już złożyłam zamówienie, na zewnątrz rozległ się dźwięk muzyki. Przed knajpą zaparkował ten sam samochód co widziałam wcześniej. Ze środka wyszedł wysoki chłopak w kapturze i ciemnych okularach.
Jego sylwetka była mi dziwnie znana, gdy wszedł do środka i zaczął się rozglądać już byłam pewna. To był ten sam chłopak ze sklepu z wczoraj. Po plecach przeszedł mi dreszcz, a serce zabiło szybciej. I to na sam jego widok! Zaraz oszaleje.
Zaczął się rozglądać i po minucie ruszył w moim kierunku.
O nie nie nie....
Odsunął krzesło naprzeciwko mnie i zwyczajnie usiadł.
Siedział i wpatrywał się we mnie, a ja jak głupia na niego. Zrób coś!

- Przepraszam, ale to miejsce jest zajęte.

- Tak dla mnie.

- Słucham... Nie, zaraz przyjdzie tu moja przyjaciółka, więc jakbyś mógł...

- Nie jesteś z nikim umówiona, chyba, że ze mną.

OK to mnie nieco zatkało, skąd on to wie?

- Jak ty?

- Skąd to wiem? Mam swoje sposoby.

Samochód.

- Śledziłeś mnie? Jesteś jakimś stalkerem czy coś?

- Oh ho... Tak mi dziękujesz za wczorajszą pomoc? A myślałem, że się zaprzyjaźniliśmy. Smutno mi.

- Po pierwsze nie prosiłam cię o pomoc, a po drugie mu się ledwo znamy. Drugi raz cię widzę na oczy! - spokojnie, nie daj się. Tylko czemu mi tak serce wali?

- Mi to wystarczy.

- Do do czego?

- By się w tobie zakochać. - powiedział, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Cholera.

- Co ty właśnie powiedziałeś?

- Podobasz mi się i tyle.

- I tyle? Żartujesz sobie.

- Czy ja Ci wyglądam, jakbym żartował? - i właśnie teraz zdjął okulary.

Te spojrzenie mnie uwięziło, nie mogłam oderwać wzroku od tych pięknych oczu.

- Ty... Ja... Znaczy...

Posłał mi seksowny uśmiech.

- Widzę, że ty też nie jesteś obojętna. - wyciągnął rękę i dłonią odgarnął mi kosmyk włosów z policzka. Miejsce, w którym nasza skóra się zetknęła, płonęła.

Powinnam się teraz cofnąć, ale nie mogłam... Czy nie chciałam.

- Twoje jedzenie idzie. - rzeczywiście, po chwili przede mną pojawiło się zamówione danie.

- Jedz spokojnie. - wstał, podszedł do mnie i nachylił się mi do ucha. - Do zobaczenia.

Na stole położył jakąś małą karteczkę i wyszedł. Zostawił mnie samą z tysiącem pytań.

Czas leciał, jedzenie stygło, a ja dalej patrzyłam się jak głupia na biały prostokącik.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro