Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Po sklepie rozszedł się dźwięk dzwonka, czyli do środka wszedł nowy klient.

- Witamy. - zwróciłam się do wysokiego chłopaka, na oko mógł mieć z 180 cm wzrostu, twarz miał zasłoniętą maską, a na głowie kaptur.

Co nie było tu czymś niezwykłym, codzienność.
Chłopak spojrzał się na mnie i testował wzrokiem, a że układałam akurat napoje przy pobliskiej lodówce, miał idealny widok na moją osobę.
Zaczęłam czuć się nieswojo, bo ta chwila zaczęła się przedłużać. Przybierałam nogami, raz na jednej raz na drugiej i przygryzałam wargę. To mój jedyny znak, że jestem zdenerwowana. Idź, idź daj mi pracować w spokoju. Proszę, idź.
Jakby mnie usłyszał i ruszył, znikając w alejce numer dwa, alkohole.
Patrzyłam za nim jak głupia, a po chwili z za myślenia wyrwał mnie głos innego klienta.

- Obsłużysz mnie skarbie? - o nie znowu on.

Przychodził tu co jakiś czas taki typek po czterdziestce, często trochę podpity albo kompletnie nawalony. Nieważne czy ranek, czy wieczór.

- Oczywiście już idę. - najgorsze jest w tej robocie, że musisz być dla wszystkich uprzejma i się ciągle uśmiechać. Chodź ja i tak miałam luz, bo właścicielem była siostra mojego ojca.

- Jak się dziś czujesz skarbie? Tęskniłaś prawda? WOW z dnia na dzień coraz piękniejsza. - zaczął swoją stałą gadkę.

Skasowałam jego zakupy, czyli cztery butelki soju i dwa butelki piwa.

- Razem proszę 25 dolarów. - (hongkońskich)

- Już chcesz mnie piękna przegonić, patrz nikogo nie ma, możemy sobie spokojnie pogadać. - oparł się o ladę, a ręką chciał dotknąć mojego ramienia. Zrobiłam nieznaczny krok w tył, na co ten się zaśmiał. - Nieśmiała, lubię takie.

- Poproszę 25 dolarów kliencie. - nie dawałam się sprowokować, chodź trudno było mi utrzymać emocje na wodzy. Najlepiej bym dała mu w twarz i wywaliła, za drzwi.

- Chodź no tu... - głębiej wyciągnął rękę chcąc mnie złapać, lecz nagle ktoś go szarpnął za ramię na co ten zrobił krok w ty. - Kim ty jesteś? Rodzice nie uczyli cię by nie przeszkadzać jak starszy rozmawia? Odsuń się. Na czym my...

- Płać i spadaj, albo ci pomogę. - powiedział chłopak w kapturze.

Aż mi ciarki po plecach przeszły, jak się odezwał. Od razu słychać tą nutę złego chłopca. Cicho, ale pewnie.

- Nauczyć Cię szacunku do starszych? - popchnął chłopaka, lecz ten nawet nie drgnął.

- Nie przypominam sobie, że pozwoliłem się dotknąć.

- Zadziorny dzieciak, zero ogłady, ale to nie szkodzi. Wracając, to jak będzie skarbie, napijesz się ze mną?

- Nie pije.  Po proszę 25 dolarów. - powiedziałam po raz trzeci, ale tym razem wyciągnęłam rękę. Może to go skłoni do współpracy, ale efekt był odwrotny.

- Ze stałym klientem się napijesz, chyba nie chcesz bym się poskarżył twojej cioci? - po raz kolejny chciał złapać mnie za rękę.

- Dziecinada. - chłopak złapał pijaka za nadgarstek i wykręcił w bok. Włożył rękę do jego kieszeni i wyciągnął portfel po czym rzucił w moją stronę. - Weź, ile trzeba. - zwrócił się do mnie, a mnie po raz kolejny przeszły ciarki.

Normalnie nie robiłam takich rzeczy, bo istniała szansa, że znajdzie się taki typ ludzi, którzy każą sami nam wziąć pieniądze z portfela, a potem oskarżają o kradzież.

- Biorę 25 dolarów, proszę Pana. - pokazałam im banknoty po czym oddałam portfel wraz z paragonem. - Dziękuję za zakup i zapraszam ponownie.

Lepiej nie.

- W końcu Ja. - zwrócił się chłopak puszczając nadgarstek faceta. Położył puszkę piwa i paczkę bum na ladę, a wzrok wbił w moje oczy.

Mogłam się przewidzieć albo przez chwilę przyglądał się moim ustom. Zwariowałaś.

Zły pijak chciał jeszcze coś dodać, ale chłopak ostatecznie go uciszył wzrokiem. Ten krzycząc coś do siebie, w końcu wyszedł ze sklepu, a ja mogłam w końcu odetchnąć. Chodź w powietrzu roztaczał się zapach alkoholu.
Ja naprawdę nie cierpiałam alkoholu.

- Ile płacę. - ściągnął mnie na ziemię głos chłopaka.

- A tak, przepraszam. - szybko skasowałam produkty - Razem 8 dolarów poproszę.

Chłopak wyciągnął 10 dolarów banknot i mi go wręczył, nie przestając patrzeć mi prosto w oczy.

- Reszty nie trzeba. - i po prostu wyszedł.

Co tu się stało? Musiałam oprzeć się o ladę, bo nogi się pode mną ugięły.
Jak obcy facet może tak na mnie działać?
I te oczy.
Moje serce dziwnie zatrzepotało.

^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro