Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Obudziły mnie czyjeś krzyki. Pierwsze co poczułam to to, że ktoś mnie niesie. Otworzyłam oczy i momentalnie otrzeźwiałam.

- Nie śpię, możesz mnie postawić. - chciałam zejść z jego rąk, niósł mnie na pannę młoda, żeby było jasne, ale mi na to nie pozwolił. Poprawił tylko uchwyt i szedł dalej.

- Już prawie jesteśmy, wiesz, że jesteś strasznie ciężka? Co ty jesz ostatnio? Muszę zacząć ci pilnować, bo staniesz się gruba i nikt nie będzie Cię chciał!

- Jak Ci ciężko to mnie postaw!! Kto kazał Ci mnie nosić! Postaw mnie! - zaczęłam jeszcze bardziej wyrywać. Przyznaję jest silny.

- ŻARTOWAŁEM! Uspokój się, bo cię upuszczę, a wątpię, że chcesz spaść.

Spojrzałam w dół, ścieżka była wysypana kamieniami, ma rację to ostatnie miejsce, z którym mój tyłek chce mieć wspólnego.

- To mnie postaw albo idź szybciej. - mnie dlatego, że mi się nie podoba jak mnie trzyma, po prostu nie chce by zobaczył jaka jestem czerwona.

Nikt mnie wcześniej tak nie nosił, a żeby dodatku obudzić się w kogoś ramionach i być tak blisko jego twarzy.
Przeszły mnie ciarki i chyba on to wyczuł, bo na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech.

- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - rozejrzałam się i dopiero się zorientowałam, że jesteśmy w jakimś ośrodku.

Las, wokół domu letniskowe, a w samym centrum jezioro. Wow.

- W domu letniskowym mojej rodziny, to ten na wprost.
Spojrzałam w tamtą stronę, przyznaję był to jeden z tych bardziej okazalszych. Czyli jego rodzice musieli być nadziani.

- Ładnie tu, a powiedz mi będziemy tu sami? - powiedziałam, gdy stawiał mnie przy drzwiach.

- A co planujesz coś? - jego twarz znalazła się kilka centymetrów od mojej.

Burak.

- Nie bądź śmieszny. - weszłam szybko do środka ignorując jego śmiech.

- Zaprosiłem jeszcze znajomych, niedługo powinni być. Chcesz coś do picia? - ruszył w stronę kuchni.

- Może być cola. - rozglądałam się po salonie, ładnie tu. Bogato, wielki telewizor, kominek, przeróżne obrazy, drewniane meble. I ta kanapa, duża, brązowa i pewnie mega wygodna.

Szłam w jej kierunku, gdy nagle za mną odezwał się Tao.

- Trzymaj.

Powiedział to tak nagle i niespodziewanie, że potknęłam się o róg dywanu. Leciałam do przodu, gdy Tao złapał mnie za rękę, a ja jak głupia pociągnęłam za nią. Chłopak stracił równowagę i poleciał razem ze mną. Najpierw wylądowaliśmy na kanapie, a potem na podłodze.
Tao obejmował mnie w tali, a ja leżałam na nim.
Dwuznaczna pozycja, jak to się stało?
Czy to jakaś zmowa niebios? Czy ktoś daje nam jakieś znaki albo moja wyobraźnia bawi się ze mną.

- Jesteś cała? - spytał się Tao.

- Tak, a ty? - wspomniałam, że nasze usta prawie się stykały?

- Nie mogło być lepiej.

Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. W brzuchu zaczęło coś trzepotać, oddech uwiązł w piersi. Normalnie powinnam już z niego zejść, ale nie mogłam. Chciałam tu być, blisko niego, do mojego ciało napłynęło uczucie bezpieczeństwa, którego od dawna nie dane było mi czuć. Czułam się jakby to było moje miejsce, przy Nim.
Spojrzałam na jego usta, potem jeszcze raz na oczy. A co, jeśli mnie odepchnie? Co wtedy zrobię? Nie, nie myśl w ten sposób, przecież mówi, że cię chce. A jeśli zmienił zdanie?

- Nie myśl tyle. - poczułam jego ciepły oddech na swojej twarzy.

To aż tak widać? Spróbowałam wstać, ale przyciągnął mnie do siebie z powrotem.

- Ja....

- Chyba przyjechaliśmy za wcześnie. - odparł jakiś głos.

Jak oparzona zerwałam się na nogi i spojrzałam w stronę osoby stojącej przy wejściu. Obok niego stała, niemożliwe...

- Ty to masz wyczucie chłopie, dzięki. - powiedział Tao. Podniósł się z ziemi i ruszył przywitać obcego mi chłopaka. Przytulił się też z dziewczyną, z którą przyszedł ten chłopak.

- SO HYUN!

- YOUNG JI?!

Dziewczyna podbiegła do mnie i przytuliła mocno do siebie.

- Co tu robisz? Nie mów, że ten drań Cię porwał i chciał zgwałcić!

- Co, nie. Przyjechałam tu z własnej woli, a ty co tu robisz?

- Zaprosił Jun Myeona, a gdzie on tam i ja. - Nie widzieliśmy się ponad pół roku, odkąd wyprowadziła się do Korei. Boże jak za nią tęskniłam.

- To ktoś cię chciał? Niemożliwe. - spojrzałam na chłopaka. - Czym cię szantażuje? Przyznaj, na pewno ma coś na ciebie.

- Ejj, suka z ciebie wiesz? - odsunęła się ode mnie i udaje, że się focha. O jak słodko.

- Hahaha, szantażuje mnie moim serce, skąd wiedziałaś? Jestem Jun Myeon, ale możesz mi mówisz Suho, jeśli chcesz. - podał mi dłoń, uścisnęłam ją.

- Young Ji, miło mi cię poznać. Długo się znasz z tym zboczeńcem. - wskazałam głową Tao.

- Tylko dla ciebie. - powiedział mi na ucho Tao. Kiedy on się zdarzył tak zbliżyć? Aż podskoczyłam.

- Przestraszyłeś mnie!

- coś nowego... Z nim? Jakieś osiem lat?

- Co to za imprezka bez nas? - do domu wpadł kolejny chłopak.

- Bo ty zawsze musisz siedzieć w łazience dwie godziny to się później spóźniasz. - odpowiedział mu Tao.

- Nieprawda!

- Prawda, jestem świadkiem! - powiedział kolejny chłopak. - Tylko się nie dąsaj. - zarzucił ramię na szyję chłopaka i pocałował go w policzek, na co tam temu od razu polepszył się na strój. Oho...

-Young Ji poznaj strojnisia Kim Minseok i szalonego Chen Jong Dae.

- Miło was poznać jestem Young Ji. - posłałam im szeroki uśmiech.

Może ten wyjazd nie będzie taki straszny...
Przynajmniej nie zostanę sam na sam z Tao... To by mogło się zakończyć... ciekawie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro