6
- ZACZEKAJ! - głos stawał się coraz wyraźniejszy. - CHOLERA YOUNG JI CZEKAJ.
Co to to nie.
Chciałem jeszcze przyspieszyć, ale moje nogi nie chciały współpracować. Tak wywaliła bym się o własne stopy, brawo ja.
Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i przyciągnął do siebie.
- Young Ji... Proszę. - powiedział mi do ucha.
I co ja miałam mu powiedzieć? Że jestem zazdrosna, chodź nie mam do tego prawa. Że nie chce by żadna inna go dotykała?
Jeszcze nie zwariowałam.
- Puść, muszę iść do domu. - starałam się by mój głos nie zdradzał emocji.
- Tylko chwilę. Wiem co myślisz, ale to nie tak, ta dziewczyna to moja kuzynka.
Co proszę? Ktoś robi sobie nie śmieszny żart.
- Niby czemu mi to mówisz? Co ma to ze mną wspólnego?
- Ma, bo jesteś zła, jesteś zła, że ona się do mnie tuliła, ale to nie tak na co wygląda. Traktuje ją jak rodzoną siostrę, nie widzieliśmy się pół roku i dziś się spotkaliśmy. Nic więcej. Poza tym ona chodzi z Lay'em, poznałaś go.
To się wkopałam, trzeba było mi iść dalej nie zwracając na nich uwagi.
- Czy ja coś mówiłam? Spieszę się, bo Mama jest chora i wyszłam by kupić lekarstwo. - podniosłam rękę do góry, by zobaczył reklamówkę.
Odwrócił mnie przodem do siebie i spojrzał w oczy.
- Okey... Wierzę Ci. Tylko proszę, następnym razem po prostu spytaj, a nie się "spieszysz".
- Następnym razem? W porządku, następnym razem "porozmawiam" z tobą. Czy mogę już iść? - naprawdę już musiałam wracać.
I to nie tylko ze względu na mamę, wstyd mi.
- Pamiętaj o wycieczce, będę punkt 8. Śpij dobrze i nie myśl już tyle. - nagle się nachylił i pocałował mnie w czoło.
Czemu czoło?
Co?
Stop, o czym ty myślisz.
- Dobranoc. - powiedziałam, od wróciłam się i z rumieńcem na twarzy ruszyłam w stronę domu.
***
Obudził mnie wkurzający dźwięk budzika.
7:00
Grrr zło wcielone.
Przez to, że siedziałam cała noc przy mamie to jeszcze po głowie latały mi Tao. Przez to spałam może z godzinę? Zasnęłam na kanapie w ubraniu z wczoraj, na głowie pewnie miałam gniazdo, a oczy pewnie jak u pandy.
Nawet się nie spakowałam, nawet nie wiem co mam pakować BO MI NIC NIE POWIEDZIAŁ.
Najpierw prysznic.
Przez pierwsze minuty stałam, a gorąca woda spływała po moim ciele w nadziei, że mnie chodź trochę obudzi. Nic z tego.
No nic, szybko się umyłam. Wysuszyłam włosy i owinięta w ręcznik weszłam do sypialni. Z szafy wyjęłam bieliznę, czarne rurki, bokserkę a na to za dużą czerwoną bluzę z kapturem.
Spakowałam w torbę, jak dla mnie potrzebne rzeczy na max trzy dni. Makijaż sobie darowałam, schowałam tylko do torby podkład, tusz do rzęs i jakiś cień.
7:49
Nie zdarzę się napić kawę ani coś zjeść. Chodź nawet bym nic nie przełknął, wciąż śpię.
8:00
Od Zitao:
Jestem.
Do Zitao:
OK, już idę.
Wzięłam torbę i po drodze zajrzałam do Mamy. Nie spała.
- Na pewno mogę zostawić Cię samą?
- Oczywiście nie martw się skarbie, gorączka już mi zeszła, a o 11 ma przyjść moja znajoma. Nie martw się i baw się dobrze.
- Jeśli tak uważasz, tylko się nie przemęczaj i zjedz coś.
- Dobrze dobrze. - pomachała ręką bym już szła. - Tylko nie zrób mi wnuka.
- Mamo! - zrobiłam się czerwona.
- No idź, że już.
- Idę idę, pa.
Wyszłam z domu i od razu rozpoznałam samochód ZiTao. Otworzyłam tylnie drzwi i walnęłam torbę na siedzenie, a sama usiadłam z przodu.
- Hej, wyglądasz... Ładnie.
- Hi, daruj pochlebstwa wyglądam jak zombie. - zapięłam pas, a nogi położyłam na masce rozdzielczej.
- Wyglądasz uroczo, jak mała czerwona panda.
- Czyli jak ty? Gdzie jedziemy?
- Ja? Ejjj... Zobaczysz, droga zajmie nam jakieś trzy godziny.
- Świetnie. - nałożyłam na głowę kaptur i oparłam ja o szybę.
Tao ruszył, a z radia leciała jakąś nieznana mi piosenka. Warunki były idealne tylko do jednego.
Chcąc nie chcąc. Zasnęłam.
Dziś dodaje jeszcze jeden rozdział, specjalnie dla:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro