4
To trwa wiecznie. Na tablicy wciąż i wciąż pisze, że operacja jest w toku. Minęły dobre dwie godziny jak przyjechaliśmy do szpitala, a ciocia trafiła na salę operacyjną. Po mojej głowie chodziły tylko myśli by żyła, a przed oczami widziałam nóż wchodzących w jej ciało. To było straszne, pierwszy raz widziałam tyle krwi, to jest zdecydowanie inna skala niż jak skaleczysz się nożem przy cięciu warzyw.
Siedziałam na ziemi oparta o ścianę i patrzyłam na dłonie, które wciąż miały ślad krwi Cioci. Nie miałam sił by wstać i iść do łazienki i je umyć.
- Ale z ciebie brudas. - ktoś wziął moje dłonie w swoje i zaczął je myć mokrym ręcznikiem.
Na którym z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej czerwonych plam.
Krew.
- Nie myśl o tym - kto to? - Wiesz co z twoją Ciocią?
Skąd on to wie?
Spojrzałam na jego twarz i nie mogłam uwierzyć.
- Jak ty tu....Skąd? - zaschło mi w gardle przez co trudno było mi mówić.
- Mój kolega pilnuje sklepu, bo nie mogliśmy znaleźć kluczy by go zamknąć. Nie martw się, wyjdzie z tego.
Tak patrzyłam się w jego oczy i emocje mi puściły. Po policzkach zaczęły lecieć mi łzy, a z gardła wydobył się jęk. Chłopak zbliżył się do mnie i zamknął mnie w swoich ramionach. Był taki duży i ciepły, wtuliłam się w niego chowając twarz.
Nie wiem jak długo tak byłam w niego wtulona, ale dopiero głos doktora przywrócić mnie do rzeczywistości.
- Pani jest opiekunem?
Zerwałam się z podłogi u podbiegłam do lekarza.
- Tak to ja, co z moją Ciocią?!
- Operacja się udała, u twojej Ciotki wystąpiło dość duży krwotok wewnętrzny, ale zdołaliśmy go zatrzymać. Miała także przebite jelito grube, ale na szczęście ostrze ominęło najważniejsze narządy. Teraz leży na sali pooperacyjnej, niedługo powinna wzbudzić się z śpiączki, więc będziesz mogła do niej zajrzeć.
- Uff... Co za ulga. Dziękuję Doktorze dziękuję! - będzie żyć, będzie żyć.
- Proszę się nie martwić, najgorsze już za nami. A teraz Panią przeproszenie. - skinął mi głowa i poszedł.
Z ulgi zaczęły mi się trzęść nogi, prawie bym upadła, ale ktoś mnie podtrzymał. Obróciłam się do niego przodem, obięłam go i splotłam dłonie.
- Będzie żyć, już wszytko dobrze. - poleciały mi łzy ulgi.
- Oczywiście, że będzie dobrze twoja Ciocia to silna kobieta, nie podda się tak łatwo. - głaskał mnie po plecach. - Chodź zabiorę cię do domu byś się przebrała, potem do sklepu by załatwić resztę i tu wrócimy. Nie przyjmuje odmowy.
Pokiwałam głowami dałam mu się prowadzić.
***
Przebrana w nowe ciuchy, weszłam do sklepu. Wszytko było posprzątane, wyglądało tak, jakby nic się tu nie stało. Westchnęłam i się rozejrzałam za owym kolegą co miał pilnować sklepu.
- Ty jesteś Oh Young Ji?
Szybko odwróciłam się w stronę mówiącego.
- Tak, a ty to?
- Zhang Yixing, ale możesz mi mówić Lay.
- Cześć, dzięki, że zająłeś się sklepem. To był zwariowany dzień.
- Nie ma za co, nic nie ruszyłem i nikt nie wszedł.
- Dasz mi swój numer? Chcę Ci jakoś podziękować.
- Nie ma sprawy. - podałam mu telefon i zapisał mi swój numer. - Ale na serio, nie ma za co. Jak twoja Ciocia?
- Dochodzi do siebie, dzięki. To do zobaczenia.
- To dobrze, trzymaj się. Bye bye. - kurde jaki przystojniak.
Stop. Skup się.
Poszłam na zaplecze po klucze, wyłączyłam co trzeba i napisałam kartkę, że sklep dziś i jutro będzie zamknięty. Dalej się zobaczy.
Zamknęłam zamki i wróciłam do samochodu.
- Załatwiłaś wszytko? - powiedział siedzący za kierownicą chłopak.
- Tak, fajnego masz kolegę.
- Nie tak fajny jak Ja.
- Duże ego?
- Raczej stwierdzenie faktu. Chcesz jeszcze gdzieś wstąpić?
- Nie, możesz jechać prosto do szpitala.
- OK.
- Powiedz, czemu ze mną jesteś. Czemu mi pomagasz?
- Mówiłem Ci już, podobasz mi się. Zależy mi na tobie i zrobię wszystko byśmy byli razem. - gdy to powiedział, myślałam, że serce mi wyskoczy.
- A jeśli Ja nie chcę? - kłamstwo.
- Kłamiesz. - cholera.
- Nawet nie wiem, jak się nazywasz. - spojrzał na mnie. - Patrz na drogę.
Ten tylko się roześmiał.
- Nie ufasz mi?
- Nie. - Tak.
- Huang Zitao.
- ZiTao?
- Zapamiętaj je. - a z jego twarzy nie schodził uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro